Ortus (Tailor Games) – recenzja
Stało się! Zmierzyliśmy się z nielosową, strategiczną grą od wydawnictwa Tailor Games. Było móżdżenie, kombinowanie, a i niemal łzy. Co tu dużo pisać – przedstawiamy recenzję Ortusa, którego Kasia w podsumowaniu nazwała „szachami 2.0”. Czy to dobrze? Odpowiedź nie jest prosta, więc zajrzyjcie do tekstu.
Wiek: 14+
Liczba graczy: 2
Czas gry: 30-45 minut
Wydawca: Tailor Games
Tematyka: dawna Japonia
Główna mechanika: pula punktów akcji, ruch po siatce, kontrola obszarów
Dla: strategów i szachistów; ceniących gry logiczne i abstrakcyjne
Grę przekazało nam wydawnictwo Tailor Games.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Ortus, mimo niewielkiej liczby elementów (pionki, plansza, cztery karty i znaczniki), jest ładną, wizualnie zachęcającą grą. Na uwagę zasługują drewniani wojownicy ubrani w oryginalne czapeczki. Te potrafią niestety losowo odpadać od pionków, co wymusza ponowne ich nakładanie po wyjęciu gry z pudełka. Można by je pewnie posklejać, ale prawdę mówiąc nie jest to zbyt uciążliwy problem, szczególnie że grę rozkłada się bardzo szybko. W Ortusie wzrok zawiesić można też na planszy, która mimo swojej prostoty jest szczegółowa i przyjemna dla oka. W połączeniu z meeplami oraz szklanymi znacznikami robi naprawdę dobre wrażenie.
Karty ze zdolnościami specjalnymi (dostępne w polskiej edycji) są w porządku – grafiki nie do końca trafiły w mój gust, ale to i tak tylko dodatkek, bo kartoniki leżą zwrócone obrazkami do stołu. Fajnie, że w grze znalazły się też małe karty pomocy, przypominające dostępne w obu wariantach (podstawowym i zaawansowanym) ataki. W naszym egzemplarzu na jednej z nich trafił się błąd – brakuje wyjaśnienia ataków wojowników ognia – jednak podobno to my mieliśmy pecha, a w innych pudełkach wszytko powinno być ok.
O naszych pierwszych wrażeniach już pisaliśmy i po ograniu Ortusa właściwie się one nie zmieniły. Nie mam większych zastrzeżeń do strony wizualnej. Grafika okładkowa jest ładna i tematyczna, również planszę ozdobiono rysunkami, które sprawiają, że gra jest mniej surowa. Ogólnie rzecz biorąc jest estetycznie i przejrzyście, nic nas nie rozprasza, a z drugiej strony nie czuć także, żeby gra była zbyt uboga czy żeby czegoś jej brakowało.
Kasia:
Jeśli chodzi o konkretniejsze wady, to odnajduję je jedynie jeśli chodzi o wykonanie, choć nie powiem żeby były szczególnie uciążliwe. Po pierwsze chodzi o kwestię odpadających główek pionków – przy każdym wyjęciu ich z pudełka trzeba poświęcić chwilę na skompletowanie elementów i ich połączenie. Niezbyt podoba mi się również wypraska – jest biała, a przez to podatna na zabrudzania (pojawiły się niemal od razu). To jednak drobnostki, a najbardziej dotkliwe jest dla mnie potknięcie, które nastąpiło w przypadku jednej z kart pomocy w naszym egzemplarzu. Pozbawiona jest ona niestety części opisu zdolności wojowników.
Z drugiej strony warto zwrócić uwagę na to, że w pudełku otrzymujemy także elementy zapasowe (szklany znacznik i „patyczki” do mocowania głów meepli), co stanowi rzadkość w planszówkach, z którymi miałam dotychczas styczność.
Generalnie gra jest przyjemna dla oka, choć nie ma co tutaj liczyć na zachwyty. Komponenty mają być przede wszystkim praktyczne, a efekty wizualne są na drugim czy trzecim planie. Jest więc ładnie, ale prosto i skromnie.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Celem gry jest kontrolowanie 5 studni (czarne pola na planszy) lub doprowadzenie swojego żetonu przewodnika do środka planszy. Ten porusza się za każdym razem, gdy pokonamy wrogiego wojownika. Zasady Ortusa są proste: poruszamy i atakujemy pionkami, które wykorzystują energię otrzymywaną z kontrolowanych przez nas studni. Gracz wykonuje całą swoją turę i dopiero kolejka przechodzi na
przeciwnika. W związku z tym istotne jest rozsądne gospodarowanie posiadanymi punktami, wykorzystywanymi również do obrony. Płacąc liczbę punktów równą sile ataku przeciwnika możemy go zablokować, w przeciwnym wypadku nasz wojownik zostaje ogłuszony i schodzi z planszy. Pojawi się w grze dopiero pod koniec naszej tury.
Niby wszystko, ale smaku zabawie dodają różne rodzaje ruchów i ataków zależne od koloru danego pionka i wariantu (podstawowy/zaawansowany). W tym prostszym do dyspozycji są dwa rodzaje ataków, w trudniejszym jednak już każdy kolor wojowników ma indywidualne zdolności. Porównania Ortusa do szachów, na które pewnie jeszcze traficie w tym tekście dobrze oddają charakter gry mającej proste zasady, lecz niebanalną rozgrywkę.
Instrukcja Ortusa trafnie wyjaśnia podstawowe zasady zabawy, jednak nastręczyła nam kilku problemów z wariantem zaawansowanym. Gdyby i Was one spotkały wyjaśniam: w trudniejszym wariancie wciąż można wykonywać darmowe ataki w zwarciu, a zieloni i niebiescy wojownicy nie mogą używać swoich zdolności na przeciwnikach stojących na sąsiadujących z nimi polach. Mimo tych wpadek wystawiam Ortusowi siódemkę, bo samych zasad nie ma wiele i są one bardzo łatwe do zapamiętania.
Kasia:
Po raz kolejny spotykam grę, w której dostępne są różne warianty rozgrywki – łatwy i zaawansowany, dzięki którym przedłuża się jej żywotność oraz ułatwione jest przyswojenie zasad. Dodatkowo zastosowanie dwustronnej planszy oraz zaopatrzenie graczy w dodatek Panowie wojny zapewnia rozrywkę na długo, gdyż Ortus dobrze się „stopniuje” i pozwala wchodzić na coraz wyższe poziomy wtajemniczenia.
Jeśli chodzi o instrukcję, to przyznam, że mieliśmy kilka wątpliwości odnośnie sposobu wykonywania niektórych ataków, a dołączona książeczka nie rozwiewała ich niestety w 100%. W niektórych miejscach mogłaby więc być nieco bardziej precyzyjna. Dobrze z kolei, że dano graczom karty pomocy – co prawda możliwych akcji nie jest wiele, ale zawsze lepiej jest się upewnić co do sposobu ich zagrywania i kosztu. Dość istotną sprawą jest także próba dostosowania zasad do rozgrywki pomiędzy dwoma graczami, z których jeden jest trochę słabszy. Opcjonalnie można bowiem skorzystać z wariantu, w którym otrzymuje on dodatkowe punkty do obrony. Przy niewielkich odchyleniach w zaawansowaniu graczy może to mieć znaczenie. Jeśli jednak różnice są wyraźne, to niewiele się zmienia.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Całkowicie pozbawiona losowości planszówka na naszym stole? Nie wróżyłem jej sukcesu, jednak ciekawość zwyciężyła i postanowiliśmy przetestować naszą pierwszą grę wydawnictwa od Tailor Games. Jak wypadła?
Początkowo sceptyczne nastawienie do Ortusa już po pierwszej partii przeciwko Kasi zaczęło stopniowo maleć. Rozgrywka była dynamiczna, agresywna i wymagająca. Walka o magiczne studnie w wariancie podstawowym okazała przyjemna i zmusiła mnie do pewnego wysiłku umysłowego. Jednak to wariant zaawansowany jest tym, co najbardziej spodobało mi się w Ortusie. Specjalne umiejętności każdego z czterech rodzajów wojowników sprawiły, że rozgrywka zyskała bardziej strategiczny wymiar, zmuszała też do odpowiedniego wykorzystywania mocnych oraz słabych cech posiadanych pionków.
Cały Ortus kręci się wokół punktów energii i dostarczających je studni. Kontrola nad tymi drugimi może zapewnić zwycięstwo w grze, ale daje też przewagę podczas partii. Większa liczba punktów do dyspozycji przekłada się na możliwości nie tylko ruchu i ataku, ale przede wszystkim obrony. Brak losowości i pełna jawność w grze sprawiają, że bez większego problemu można wyliczyć łączną siłę ataków przeciwnika i zaplanować swoją defensywę. Niekiedy warto poświęcić mniej potrzebnych wojowników, by ocalić tego kluczowego dla naszej strategii. Sytuacja na planszy potrafi zmieniać się dynamicznie, przez co gra cały czas angażuje i wymaga skupienia. W wariancie zaawansowanym liczą się nie tylko zdolności taktyczne i odpowiednie zagrania, ale także ustawienie wojowników na polach startowych – w przystani. Warto wówczas pamiętać o ich zdolnościach, aby w pełni wykorzystać potencjał drzemiący w każdym z nich.
Całkowicie pozbawiony losowości Ortus bezlitośnie premiuje osoby lepiej radzące sobie w tego typu grach. Było to dość mocno widoczne w partiach przeciwko Kasi, której udało się ze mną wygrać tylko dwa razy, kiedy oboje dopiero uczyliśmy się gry. By dać szanse osobom początkującym wymyślono ciekawy mechanizm dodatkowych punktów energii, z których korzystać można tylko podczas obrony. Zależnie od różnic między graczami słabszemu można dodać od jednego do czterech dodatkowych punktów, co nieco wyrównuje szanse. W naszym przypadku jednak Kasia uporczywie odmawiała korzystania z ułatwienia, rozegrała z jego pomocą jedynie jedną partię. Przegrała.
Mimo że w liczbie zwycięstw nie dałem Kasi szans, to partie były na ogół wyrównane – gra wybaczała drobne błędy popełniane w pierwszych turach, jednak wraz z rozwojem sytuacji stawała się coraz mniej wyrozumiała. Planszówka ta ma niemal nieograniczoną regrywalność, którą podnosi jeszcze dwustronna, różniąca się układem studni i pól startowych, plansza. Gdyby i tego było mało, to polska edycja zawiera także cztery karty panów wojny, które modyfikują trochę rozgrywkę.
Kasia:
Do Ortusa podeszłam ze sporym dystansem, bo wiem, że nie jestem mistrzem strategii, a jest to planszówka czysto strategiczna, z zerową losowością. O dziwo pierwsze rozgrywki szły mi całkiem dobrze, prawdopodobnie dlatego, że dosyć dobrze odnajduję się w nowych grach, zdając się częściowo na swoją intuicję. Z czasem jednak wyraźną przewagę zaczął zyskiwać Wiktor, który z kolei zdecydowanie lepiej planuje i przelicza opłacalność poszczególnych zagrań. Ostatecznie więc wychodzi na to, że moje początkowe obawy sprawdziły się, a niemal każda gra kończy się moją frustracją i porażką 😉
Nie byłabym jednak uczciwa gdybym powiedziała, że to Ortus jest kiepski czy niedopracowany. Jest on po prostu bardzo wymagający i mocno bazuje na zdolnościach graczy. Nie mogłabym również nie zauważyć, że gra może się pochwalić kilkoma ciekawymi rozwiązaniami mechanicznymi – np. nie dłuży się, że względu na zastosowanie podwójnego mechanizmu zwycięstwa oraz daje graczom równe szanse na wygraną dzięki odpowiedniemu przydziałowi punktów na początku. Pewną niesymetryczność rozgrywki wprowadza natomiast dodatek. Choć tak po prawdzie to według mnie panowie wojny nie zmieniają rozgrywki w drastyczny sposób, stanowią bardziej swego rodzaju urozmaicenie. Wydaje mi się również, że zdolność jednego z nich, pozwalająca na zamianę dwóch wojowników miejscami jest odrobinę zbyt potężna, bo potrafi mocno namieszać w sytuacji na planszy.
Kluczowa w trakcie rozgrywki jest konieczność wyważenia akcji – umiejętnego rozdzielania punktów pomiędzy atak i obronę. Wymaga to nie lada pomyślunku, a po kilku rozgrywkach można nawet odkryć kilka nowych sposobów na zagonienie przeciwnika w kozi róg, albo sprytne podpuszczenie go. Co za tym idzie ważne wybory (czasem decydujące o końcowym wyniku) musimy podejmować nie tylko w swojej turze, ale również podczas wrogich ataków. Doświadczeni gracze mają tu z pewnością przewagę nad nowicjuszami.
Ortus to właściwie starcie dwóch umysłów na planszy i jako takie sprawdza się najlepiej jeśli te umysły są na podobnym poziomie. Co prawda gra oferuje opcję wyrównania szans, i choć ja przez dłuższy czas nie mogłam się przemóc by z niej skorzystać (honor mi nie pozwalał przyznać się, że jestem po prostu słabsza ;)), to w końcu się złamałam. Nasze szanse zrównały się tylko w niewielkim stopniu, porażka nie była już więc tak sromotna, ale dysproporcja nadal była widoczna. W związku z tym nie jest to gra dla każdego duetu i nabiera ona sensu w przypadku graczy na zbliżonym poziomie, ponieważ osoba o lepszej umiejętności planowania i przewidywania będzie miała tutaj zawsze pewną przewagę.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 6,5/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Jak możecie się już domyślić, Ortus nie grzeszy klimatem oraz nie porywa tematyką. Czy to źle? Niekoniecznie, to jednak gra o innym charakterze, jak wspominane już wielokrotnie w tej recenzji szachy. Niemniej jednak wydawca postarał się, aby nadać jej tyle klimatu, ile się dało. Mamy więc świetne pionki, ładną planszę i nienarzucającą się japońsko-mistyczną tematykę. Dodatkowo umiejętności wojowników zostały tematycznie nazwane i dzięki temu wydają się mechanicznie pasować do ich specyfiki. Kamuflujący się wojownicy ziemi, rażący kilku wrogów jednocześnie mistrzowie wody, czy nieuchwytni panowie wiatru mimo wszystko nadają grze polotu. Pod tym kątem Ortus wypada zdecydowanie lepiej niż pozbawione tego wszystkiego szachy.
Nie bierzcie więc tej dwójki za bardzo pod uwagę – ot, taki charakter gry.
Kasia:
Cieszę się, że do gry abstrakcyjnej włączono elementy dające namiastkę klimatu (jak choćby grafiki), ponieważ gdyby nie to, to raczej bym się na Ortusa nie skusiła. Figurkom przypisano nie tylko unikalne zdolności, ale zarysowano również ich pochodzenie – odzwierciedlają one cztery żywioły i ich specyfikę. Wybrany temat jest dzięki temu spójny z mechaniką (m.in. szybkie poruszanie się wojowników wiatru), a zamiast pionków dostajemy grupę uderzeniową o unikalnych zdolnościach.
Jak napisałam na początku jest to jednak namiastka, bo choć gra angażuje to trudno zasługę za to przypisać tematyce. Owszem, możemy poczuć się jak stratedzy w skali mikro, ale raczej nie ma szans na to, by porwał nas klimat średniowiecznej Japonii z domieszką fantasy. Tematyka stanowi jedynie delikatne tło, które ma uprzyjemnić zmagania.
Ocena Wiktora: 2/10
Ocena Kasi: 3/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Ortus to ładnie wydana i wymagająca strategia, będąca intelektualnym, pozbawionym losowości pojedynkiem dwóch graczy. System wyrównywania szans pozwala na zabawę z osobami mniej doświadczonymi, jednak nie rekompensuje różnic w zdolnościach strategicznych – to one wciąż decydują o wygranej. Mimo kilku niejasności w instrukcji gra posiada proste i przystępne zasady, które jednak oferują regrywalną i wymagającą zabawę. Całość została ubrana w tematyczne szaty, które w połączeniu z oryginalnymi meeplami i jasną, przyjemną planszą sprawiają miłe i zachęcające wrażenie.
Kasia:
Jeśli miałabym skrótowo określić Ortusa, to powiedziałabym, że to takie szachy 2.0. Brak losowości, abstrakcyjność (choć ubrana w przyjemną tematykę), ogólnie: dopracowana strategia w najczystszym wydaniu. Na pewno nie jest to gra łatwa – mnogość możliwości i decyzji do podjęcia, a przy tym konieczność przewidywania ruchów przeciwnika sprawiają, że obwody mogą nam się porządnie zagrzać.
Ocena:
Wiktor:
Ortus okazał się dużo ciekawszy, niż zakładałem. To szybka i dynamiczna, lecz wymagająca gra, która powinna spodobać się miłośnikom nielosowej i konfrontacyjnej rozgrywki. Jej specyfika sprawia, że jest to pozycja przede wszystkim dla graczy o podobnym poziomie i zdolnościach strategicznych. Wizualnie oraz tematycznie dużo bardziej zachęcająca niż szachy, potrafi pozytywnie zmęczyć i przetestować szare komórki. Jeśli będziecie mieli partnera do rozgrywek – polecam!
Kasia:
Choć Ortus nie należy do rodzaju gier, w które najchętniej bym grywała, to muszę szczerze docenić go przede wszystkim za bardzo udaną mechanikę i dobre zbalansowanie. Widać, że poświęcono im dużo uwagi, dopracowano w najdrobniejszych szczegółach, tak więc gra się przyjemnie i bez zgrzytów. Trzeba być jednak gotowym na to, że Ortus stanowi spore wyzwanie intelektualne, do którego najlepiej zaprosić rywala o zbliżonym do naszego poziomie. Warto więc zwrócić uwagę na tę planszówkę, jeśli jesteście fanami konfrontacyjnych strategii w rodzaju szachów.
Plusy:
- prosta graficznie, ale ładna (pionki, plansza)
- dopracowana mechanicznie (system wyrównujący szanse, ciekawe zdolności wojowników)
- ubrana w tematyczne szaty
- dynamiczna i szybka
- zróżnicowana: dwustronna plansza oraz dwa tryby gry
- wymagająca umysłowo
- szybkie przygotowanie do gry (setup)
Minusy:
- wypadające główki pionków
- dla przeciwników na równym poziomie [K.]
- momentami niejasna instrukcja
Grę przekazało nam wydawnictwo Tailor Games. Dziękujemy!
8 komentarzy
Anonimowy
Do nas dotarła przed ostatnim weekendem, pograliśmy w nią naprawdę długo, bo mialiśmy mase wolnego i przyznam, że szachy nie będą już u nas tak popularne 🙂 Gra zaskakuje niesamowicie pozytywnie. Gra się w nią świetnie, wiele wymaga od gracza, ogólnie to trafiliśmy w 10 jeśli chodzi o nasze gusta
Planszówki we dwoje
Super! 🙂 W takim razie wielu udanych rozgrywek!
– W.
Gościówa
Jak ktoś lubi szachy, to faktycznie jest to pozycja, nie boje się uzyć tego słowa, pozycja obowiązkowa. Nam gra się bardzo przyjemnie, na start trochę zasad do zapamiętania, ale nam to nie przeszkadzało. Gra swoje wymaga, losowość zero, bardzo dobra pozycja. i tak, pionki zdecydowanie na plus 😀
Anonimowy
Gra jest naprawdę wymagajaca! Nie spodziewaliśmy się tego, wgl podchodziliśmy do ortusa ze sporym dystansem. Ale faktycznie się nie dłuży i wymaga konkretnego skilla, to nam się podoba 😉
Anonimowy
Bardzo przyjemna gra. Lubię równe szanse i brak losowości 😉 Do tego przyjemnie wydana, wymagająca, w bardzo dobrej cenie. Ogólnie, jeśli ktoś lubi szachy, gry abstrakcyjne – polecam zdecydowanie
Planszówki we dwoje
W sam raz na walentynki 😉
– W.
Planszowa Dwójka
Dla samego pudła i pięknej okładki warto mieć ten tytuł 😉
Planszówki we dwoje
Pudło pudłem, pionki są najlepsze 😛