Flick’em Up! Dzika strzelanka (Lacerta) – recenzja
Flick’em Up! to gra inne niż wszystkie, które dotychczas poznaliśmy. Tym razem Dziki Zachód przedstawiono w sposób zręcznościowy, polegający na pstrykaniu! Chcesz do kogoś strzelić? Postaw znacznik obok swojej postaci, wyceluj i pstryknij nim w kowboja przeciwnika! Nie liczcie na to, że podczas zabawy będziecie spokojnie siedzieć na krzesłach! Gra w dużej mierze polega na krążeniu wokół stołu i szukaniu najlepszych pozycji do strzału lub ruchu. Wszystko to na podstawie dziesięciu scenariuszy zamieszczonych w instrukcji. Brzmi dziko? Oczywiście, toż to Dziki Zachód. Sprawdźcie, co sądzimy o takim typie rozrywki! 🙂
Wiek: 8+
Liczba graczy: 2-10
Czas gry: około 45 minut
Wydawca: Lacerta
Tematyka: western, Dziki Zachód
Główna mechanika: pstrykanie!
Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Pierwsze anglojęzyczne wydanie Flick’em Upa! charakteryzowało się drewnianymi elementami, dużą wagą pudełka i ceną grubo przekraczającą 200 złotych. Gra zebrała jednak na tyle dobre opinie, że w tym roku Z-Man Games zdecydowało się na wypuszczenie jej przystępniejszej cenowo wersji. Udało się to dzięki międzynarodowemu drukowi, w którym brały udział wydawnictwa z kilkunastu państw oraz zastąpieniu drewna plastikiem. Jak cięcie kosztów przełożyło się na jakość finalnego produktu? Nie mieliśmy okazji przyjrzeć się wersji drewnianej, ale z plastikową spędziliśmy już trochę czasu…
Oryginalne wydanie Flick’em Upa! miało świetną, elegancką okładkę, którą zastąpiono podczas zmniejszania pudełka widoczną na polskim wydaniu grafiką. I bardzo dobrze! Nowa ilustracja oddaje charakter gry, jest czytelna i przede wszystkim zachęcająca.
Co do plastiku natomiast, to wygląda on porządnie, jest odpowiednio ciężki i wytrzymały. Krążki służące do strzelania z różną siłą lądowały na podłodze, jednak przetrwały to dzielnie i, co ważniejsze, w całości. Kartonowe budynki dobrze pasują do swoich podstawek (w wersji drewnianej trzeba było bawić się w oklejanie „nóżek” budowli), wszystko stoi na stole tak stabilnie, jak stać powinno. Plansza natomiast… Planszy nie ma. Flick’em Up! to dzika strzelanka, którą rozstawia się bezpośrednio na stole, podłodze lub obrusie. Ważne tylko, żeby powierzchnia pozwalała na odpowiednie ślizganie się elementów. Sami testowaliśmy ją na blacie oraz brystolu służącym nam za białe tło do zdjęć – w obu przypadkach było dobrze!
Flick’em Up! wygląda ładnie i sprytnie łączy klimat Dzikiego Zachodu (kowboje, sztampowe spotykane w westernach budynki, kaktusy) z familijną, trochę żartobliwą stylistyką widoczną chociażby na okładce gry. Nie widziałem na żywo wersji drewnianej i chyba już nawet nie muszę jej oglądać – plastikowa jest praktyczna i wpadająca w oko.
Kasia:
Już okładkowa grafika Flick’em Upa! wyraźnie daje do zrozumienia, że przyjdzie nam grać w dynamiczną strzelankę na Dzikim Zachodzie. Rysunek zdecydowanie jest klimatyczny i zachęcający, a to co dostajemy w pudle również nie daje powodów do narzekania.
Z grą miło się obcuje, bo nie jest zrobiona całkiem na poważnie – choćby
kolor wypraski sugeruje, że jest to pozycja raczej luźna i „zabawowa”. Także plastikowe elementy mają ładne barwy i są porządnie wykonane, a kartonowe budynki opatrzono przyjemnymi dla oka grafikami. Po rozstawieniu na stole całość wygląda bardzo fajnie. Na uwagę zasługują także krążki służące do strzałów i poruszania się. Widać, że dopracowano ich konstrukcję, która z jednej strony jest wytrzymała (pełny, gruby plastik), a z drugiej praktyczna (obły kształt i odpowiednia waga).
Najbardziej narażonym na upływ czasu i zużycie komponentem są kapelusze kowbojów. Podczas pojedynku muszą one być wielokrotnie zdejmowane i zakładane, a ich dobre dopasowanie sprawia, że po kilku rozgrywkach pojawiają się pierwsze symptomy zwiastujące możliwe kłopoty. Mam nadzieję, że gruba tektura jednak nas nie zawiedzie i przejdzie próbę czasu.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 8,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Reguły Flick’em Upa! są proste: w swojej turze aktywuje się jednego kowboja i wykonuje nim dwie akcje. Obie opierają się na pstrykaniu plastikowymi cylindrami. Strzelając ustawia się znacznik obok ręki kowboja i… pstryka nim we wskazanym kierunku. Jeśli trafi się w postać przeciwnika i ją przewróci – ta otrzymuje jedną ranę. Drugą możliwością jest ruch, podczas którego kowboja zastępuje się białym, płaskim znacznikiem. Akcja jest udana, gdy po pstryknięty cylinder zatrzyma się nie trafiając po drodze w żaden inny element gry. Wówczas nasza postać ląduje na stole tam, gdzie udało się nam „dobiec”.
Cel gry oraz jej początkowe ustawienie regulują zamieszczone w instrukcji scenariusze. Zależnie od nich w repertuarze graczy mogą pojawić się dodatkowe akcje – podnoszenie przedmiotów w budynkach, poruszanie się z zakładnikiem czy przekazywanie różnych rzeczy innym postaciom. Wciąż jednak sednem gry pozostaje celne pstrykanie elementami.
Trzeba przy tym pamiętać, że Flick’em Up! jest grą trochę umowną – nie ma tutaj miarek służących do ustawiania postaci, nie ma precyzyjnie określonych rozmiarów pola gry. Obrazki w instrukcji pokazują tylko ułożenie elementów, z którego można wywnioskować jakieś proporcje. Średniej wielkości prostokątny blat powinien bez problemu wystarczyć do zabawy. My swobodnie mieścimy się na stole o wymiarach 120×80 centymetrów. Można naturalnie bawić się też na podłodze, jednak w pewnym wieku to już nie przystoi ;).
Myślicie pewnie, że opisanie tak prostych zasad to bułka z masłem. No cóż… Instrukcja Flick’em Upa! pozostawia wiele do życzenia. I to bynajmniej nie ze względu na błędy czy zawiłe opisy, a przez sporą umowność i wiele niedopowiedzeń. Reguły nie precyzują na przykład: na jakiej zasadzie działają żetony życia znajdywane w budynkach; kwestii remisów w scenariuszach; bardziej szczegółowych reguł dotyczących pola gry, poruszania się z zakładnikami itp. Co jakiś czas trafialiśmy na sytuacje wymagające zajrzenia do sieci. Nie uniemożliwia to zabawy, jednak potrafi irytować, szczególnie w tak prostym i dynamicznym tytule. Nie jest to nawet przytyk do Lacerty, gdyż anglojęzyczna instrukcja znaleziona w Internecie cierpiała na te same przypadłości. Chętnie zobaczyłbym jakiś FAQ czy nawet rozszerzoną wersję zasad.
Tak więc Flick’em Up! łączy naprawdę proste i przyjemne zasady ze zbyt mało szczegółową, pozostawiającą wiele znaków zapytania instrukcją. Stąd gra dostaje jedynie 5/10 w tej kategorii.
Kasia:
Przy pierwszym podejściu największym problemem dla większości graczy jest zasada mówiąca o… ułożeniu palców podczas pstryknięcia. Jak więc widać dwie dostępne akcje są proste i zrozumiałe, a ten detal techniczny można opanować po kilku ruchach.
Podoba mi się, że dla graczy przygotowano aż 10 różnorodnych scenariuszy. Dzięki temu możemy spróbować swoich sił w wielu odmiennych wyzwaniach, a strzelanka szybko się nie nudzi.
Mój największy zarzut wobec Flick’em Upa! dotyczy nieprecyzyjnie opisanych reguł szczegółowych. Zdarzało się, że trzeba było przerwać rozgrywkę, aby poszukać odpowiedniej zasady w instrukcji, a jeśli to się nie udało, to szybko wymyślić jakieś własne rozwiązanie. Szkoda, bo rozgrywka nieco traciła przez to na dynamice, a przecież wystarczyło dodać w instrukcji stronę czy dwie z odpowiednimi objaśnieniami dla nietypowych czy problematycznych sytuacji.
Ocena Wiktora: 5/10
Ocena Kasi: 6/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Flick’em Up! to nowe wcielenie gry w kapsle, którą mogą pamiętać niektórzy z Was. Zastąpienie znanych mechanik czymś tak prostym, a jednocześnie sympatycznym jak zręcznościowe pstrykanie plastikowymi krążkami okazało się strzałem w dziesiątkę.
Główną zaletą Flick’em Upa! jest po prostu frajda płynąca z zabawy. Chodzenie dookoła stołu, szukanie najlepszej linii strzału i pstrykanie plastikowymi krążkami okazuje się fajną rozrywką nie tylko dla najmłodszych. W grze nie brakuje też dramatyzmu! Pojedynki wywoływane przez wejście do zajętego już budynku wrogiego kowboja potrafią podnieść ciśnienie. Tak samo jak nieudane strzały lub popisowe pstryknięcia pozwalające przejść/strzelić między dwoma stojącymi obok siebie przeszkodami. Emocje są tym większe, że we Flick’em Upie! wszystko zależy od zręczności, celnego oka i pewnej ręki, niemal jak w westernach opowiadających o dzielnych stróżach prawa i bezwzględnych bandytach.
Kilka słów należy się skalowalności gry, w której według instrukcji jednocześnie może brać udział aż dziesięciu śmiałków. Flick’em Up! to zabawa drużynowa, co oznacza że każdy kolejna osoba zwiększa czas oczekiwania na swoją turę wydłużając też długość trwania gry. Dlatego siadanie (a raczej stawanie) do stołu w gronie większym niż 4-6 osób uważam za pomyłkę, a już wtedy zabawa trwa nawet ponad godzinę, a nie pudełkowe 45 minut. O ile doradzanie innym i wspólne opracowywanie taktyki jest w pewnym stopniu satysfakcjonujące, to jednak sensem gry pozostaje pstrykanie i to o nie tutaj chodzi. No i już nawet cztery osoby kręcące się wokół stołu potrafią wypełnić cały pokój, nie wyobrażam sobie jak miałoby to wyglądać w gronie ośmiu czy dziesięciu graczy. Uważam że Flick’em Up! powinien mieć na pudełku informację, że jest przeznaczony dla 2-4, maksymalnie 2-6 osób.
Instrukcja gry zawiera 10 scenariuszy, które zapewniają masę dobrej zabawy. Jako że wiele zależy tutaj od naszej celności i umiejętności poruszania postaciami, to Flick’em Up! nie ma najmniejszych problemów z regrywalnością. Tym bardziej, że tworzenie własnych scenariuszy nie wymaga wiele wysiłku, a jedynie trochę pomysłowości.
Mimo stylistyki, która może przywodzić na myśl młodszych graczy, wydana przez Lacertę gra wydaje się być produktem dla wszystkich. Zarówno trochę starsze dzieci, jak i dorośli powinni się przy niej dobrze bawić, pod warunkiem, że lubią taką żywą, dynamiczną i zręcznościową zabawę. To naprawdę udany i oryginalny produkt!
Kasia:
Flick’em Up! jest tak różny od gier, z którymi miałam dotychczas do czynienia, że właściwie nie mogę go porównać do znanych mi planszówek. Nie ma tu planszy, kart, kości, torów punktacji… a główną siłą napędową są zręczne palce. Początkowo trochę się obawiałam, czy taka rozrywka będzie mi odpowiadać, czy to nie jest zbyt dziecinne. Szybko się jednak przekonałam, że jeśli tylko mamy w sobie trochę z dziecka, a jednocześnie lubimy bezpośrednią konfrontację i rywalizację to Flick’em Up! jest w stanie dostarczyć dużo radości z zabawy.
Co jeszcze uważam za niezbędne podczas rozgrywki? Dystans do siebie! Z pewnością rywale nie raz obśmieją nasze nieudane strzały (a każdemu się one zdarzają), więc nie można traktować tego poważnie czy brać do siebie. Ale na tym polega właśnie urok tej gry – pozwala się pośmiać i wyluzować. Z drugiej strony nie jest jednak zupełnie banalna, bo choć oczywiście celność pstryknięć jest ważna, to również pewne znaczenie ma obrana strategia (uderzać całą dostępną siłą, a może najpierw zaszyć się w poszukiwaniu lepszej broni…).
Za duży plus Flick’em Upa! uważam też… możliwość poruszania się podczas gry ;). Ile godzin człowiek naślęczał się przy planszy, aż czasem wydawało się, że już po prostu przyrósł do tego krzesła. A tu taka niespodzianka, bo można też grać na stojąco, tu podejść, tam przykucnąć czy wyciągnąć się nad stołem. Jak dla mnie to bardzo odświeżające doświadczenie.
Co do skalowalności, to w mojej opinii najfajniej się gra w parzystym składzie, choć i np. we trójkę było bardzo przyzwoicie – dużo tu zależy od preferencji graczy (czy wolą sami być za wszystko odpowiedzialni czy radzić się i wspólnie podejmować decyzje). Jednocześnie wydaje mi się, że górna granica liczebności (10 osób) została tu trochę na siłę wyciągnięta. Im mniej graczy tym każdy z nich częściej może wykonać akcje kowbojem. W pięcioosobowych drużynach trzeba by bardzo długo czekać na swoją kolej.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 8,5/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Flick’em Up! w parze działa świetnie. Pozwala na zachowanie niskiego czasu rozgrywki i oczekiwania na swoją turę, jednocześnie przekazując graczowi pełną kontrolę nad jego kowbojami. Gra staje się trochę mniej radosna, śmieszna i chaotyczna, jednak nie odziera jej to z emocji.
Mimo że może trochę lepiej bawiłem się z chociaż jedną osobą więcej (bo wtedy Flick’em Up! najlepiej pokazuje swój radosny charakter), to partie we dwoje również sprawiały mi frajdę i generowały wypieki na policzkach.
Kasia:
Z pewnością nie spodziewałam się, że gra, która kojarzy się raczej z imprezówką, sprawdzi się także w skromnym, dwuosobowym składzie. Bez wątpienia jednak Flick’em Up! zapewnia dobrą zabawę także parze, a co więcej, taka gra ma nawet pewne dodatkowe zalety. Przede wszystkim nie trzeba długo oczekiwać na swoją kolej, nie ma grupowych narad, podczas których przeciwnicy stoją bezczynnie, a każdy z graczy ma do dyspozycji wszystkich kowbojów, dzięki czemu może lepiej zapanować nad aspektem strategicznym rozgrywki.
Problem może pojawić się jedynie wtedy, kiedy jeden z graczy jest dużo lepszym strzelcem od drugiego, ponieważ nie ma możliwości podparcia się umiejętnościami snajperskimi innego członka drużyny. No ale ćwiczenie czyni mistrza, więc nie warto się tym specjalnie przejmować.
Krótko mówiąc gra we dwoje jest tu wariantem równoprawnym, a nawet może podobać się bardziej niż w większym gronie. Choć jeśli o mnie chodzi, to rozgrywka drużynowa (2 na 2) zapewnia mi najwięcej zabawy i śmiechu.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
W tym szaleństwie jest metoda! Niby to zwykła gra zręcznościowa, ale zastosowane w niej rozwiązania bardzo pasują do westernowych klimatów. Weźmy na przykład strzelanie z dwóch rewolwerów czy wyrzucanie z budynków pokonanych w pojedynkach przeciwników. Patrząc na stół, na którym poruszają się figurki kowbojów, możemy dostrzec prawdziwe amerykańskie miasteczko pełne złych bandytów i dzielnych stróżów prawa.
Równie dobrze spisują się scenariusze, które rzucają graczy w przeróżne sytuacje. A to musimy uratować bandytę skazanego na powieszenie, ukraść złoto i z nim uciec lub też po prostu się wystrzelać. Okazuje się, że połączenie gry zręcznościowej z tematyką westernów to świetne rozwiązanie!
Kasia:
Westernowy temat jest dość popularny, bo któż nie chciałby choć raz odwiedzić prawdziwego Dzikiego Zachodu. Problem może sprawiać jedynie ciekawe oddanie go w grze, tym bardziej jeśli nie można posłużyć się choćby kartami czy większą ilością grafik. Okazuje się, że na klimat składać się może wiele innych czynników. We Flick’em Upie! buduje go przede wszystkim mechanika symulująca działania realnych kowbojów, a do tego oparta na pomysłowości i zręczności każdego z graczy. Istotny jest także efekt wizualny, czyli przestrzennie rozmieszczone miasteczko, po którym możemy się swobodnie poruszać. To oddziałuje na wyobraźnię.
Na plus działają też emocje, które zabawa wywołuje w graczach – chęć rewanżu, czasem popisania się, a przede wszystkim wyeliminowania przeciwnika, wdeptania go ciężkim butem w piach pustyni. I dzięki temu, pomimo luźnego charakteru, we Flick’em Upie! można znaleźć sporo klimatu, a przede wszystkim dobrej rozrywki.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Dzika strzelanka Lacerty to porządnie wykonana i niedroga w porównaniu z wersją drewnianą gra o kowbojach. Elementy są na tyle stabilne, że przewracają się niemal tylko wtedy, kiedy mają się przewracać (czyli po trafieniach), a znaczniki służące do strzelania i poruszania się są odpowiednio obciążone.
Niestety proste zasady zostały trochę po macoszemu potraktowane w instrukcji, która powinna być o wiele bardziej szczegółowa i lepiej wyjaśniać niektóre kwestie. Nie przekonuje mnie też skalowalność gry, gdyż wraz ze wzrostem liczby graczy rośnie też czas partii i oczekiwania na swoją turę. Mimo że mechanicznie nic nie stoi na przeszkodzie, by bawić się w dziesiątkę, to jednak sześć osób jest raczej sensowniejszym górnym limitem.
Więcej wad we Flick’em Upie! nie widzę. Na pewno problemów nie powinna sprawiać Wam regrywalność, bo dziesięć scenariuszy z instrukcji zapewnia całe godziny dobrej zabawy. No i w końcu gra jest bardzo emocjonująca i angażująca! Dzięki elementowi zręcznościowemu rumieńce na twarzy są gwarantowane.
Kasia:
Znudziło Wam się siedzenie przy stole? Może warto się rozruszać, poćwiczyć zręczność palców i bystrość oczu? Nie sądziłam, że gra, w której pstrykanie niewielkich krążków jest równie ważne co planowanie kolejnych ruchów, ma szanse zdobyć moje serce. Co ważne jednak, Flick’em Up! jest bardzo dobrze wykonany, ładny i całkiem klimatyczny. A do tego proste reguły i nieco umowne rozwiązania pozwalają wrzucić na luz i po prostu dobrze się bawić.
Ocena:
Wiktor:
Flick’em Up! to świetna pozycja dla wszystkich fanów gier zręcznościowych! Emocjonująca, świeża, zabawna, klimatyczna i jednocześnie wymagająca dobrej oceny sytuacji oraz pewnej dozy strategii. Jeśli lubicie tego typu „fizyczną” rozrywkę, to koniecznie zainteresujcie się tą planszówką!
Gorąco polecam Flick’em Upa! Powinien spodobać się nastoletnim, ale i dorosłym graczom. A w szczególności chyba ich męskiej części, bo to jednak panowie na ogół kochają westerny oraz przedstawiany w nich dziki tryb życia ;).
Cóż więcej mogę powiedzieć? Wygląda na to, że po genialnej Wyspie Skye Lacerta zaserwowała nam kolejną dobrą planszówkę. I to zupełnie różną od zdobywcy Kennerspiel des Jahres. Tak trzymać!
Kasia:
Dla mnie Flick’em Up! to świetna alternatywa dla typowych planszówek, bo pozwala oderwać się od krzesła, pokrążyć wokół stołu w poszukiwaniu najlepszej linii strzału, pośmiać się z porażek rywali i poczuć satysfakcję z ustrzelenia ukrytego za kaktusem bandyty. Z pewnością więc będę do niej wracać, czy to w gronie nowicjuszy czy ze znajomymi geekami, na rozluźnienie. W każdym układzie sprawdzi się dobrze.
- Dla kogo?
Dla: młodszych i starszych graczy; początkujących i geeków; nie traktujących rozrywki zbyt serio; fanów gier zręcznościowych; kowbojów! 😉
Plusy:
- ładne i porządne wykonanie
- ciekawa, zręcznościowa mechanika
- proste zasady
- dobrze działa także we dwójkę
- wymaga zręczności i strategii
- daje sporo radości
- prawdziwe rewolwerowe pojedynki!
Minusy:
- zbyt mało szczegółowa instrukcja
- górny limit liczby graczy nieco na wyrost
- w większym gronie przekracza pudełkowe 45 minut
Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta. Dziękujemy!