Dr Eureka (Bard) – recenzja
Dr Eureka? U nas? Poważnie? Ano tak! Na grę zwróciłem uwagę już podczas oglądania zeszłorocznych relacji z targów Spiel, więc gdy otrzymaliśmy propozycję zrecenzowania tytułu postanowiliśmy spróbować. Z pewną dozą nieufności daliśmy szansę Dr. Eurece. Nie skończyło się to jednak tak, jak zakładaliśmy…
Wiek: 6+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: około 15 minut
Wydawca: Bard
Tematyka: tworzenie mikstur, abstrakcyjna
Główna mechanika: przelewanie kulek 😉
Grę przekazało nam wydawnictwo Bard.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Dr Eureka zawiera jedynie trzy rodzaje elementów: plastikowe cylindry miarowe (takie tam fiolki), kulki i karty. Wszystkie są ułożone w bardzo praktycznej wyprasce, dzięki czemu nie zniszczą się one w transporcie. Na pierwszy rzut oka zawartość Dr. Eureki wygląda bardzo prosto, ale też – za sprawą kulek – przyjemnie kolorowo.
Ilustracje na kartach nie są wyszukane, ale zachowują czytelność. Przedstawiają nic innego, jak plastikowe cylindry wypełnione kulkami w różnych układach na tle szkolnej tablicy (na której od czasu do czasu pojawiają się jakieś uczniowskie bazgroły).
Od początku pewne nasze wątpliwości budziła trwałość plastikowych cylindrów, którym najbardziej obrywa się w czasie zabawy. Mimo że noszą już pewne ślady użytkowania, to jednak przetrwały kilkadziesiąt partii bez większych uszkodzeń, tym bardziej bez tych wpływających na jakość rozgrywki. Przyczepić się można jedynie do ich stanu wyjściowego, gdyż poprzez umieszczenie w nich od nowości obracających się w transporcie kulek widać było na ich ściankach niewielkie rysy. Jest to jednak drobiazg, który nie wpłynął na moje odczucia estetyczne. Dr Eureka jest więc prosty, ale mimo tego przyjemny i przede wszystkim wytrzymały.
Kasia:
Mogę dodać jedynie, że kulki są solidne (pełne w środku) i nie dzieje się im żadna krzywda, nawet jeśli przez nieuwagę rozsypią się po podłodze.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Dr Eureka przewiduje dwa tryby zabawy. W pierwszym po odsłonięciu karty przedstawiającej układ składników i cylindrów wszyscy gracze ścigają się kto ułoży go jako pierwszy. Kulki należy przerzucać z fiolki do fiolki bez dotykania ich rękoma czy „wylewania” na stół. Można jednak odwracać całe cylindry do góry nogami tak, by kolejność ułożenia składników zgadzała się z kartą. Wykonanie zadania oznajmia się innym hasłem „eureka!”, po czym wszyscy wspólnie sprawdzają jego poprawność. Jeśli się udało, gracz otrzymuje zrealizowaną kartę symbolizującą jeden punkty. Według zasad zabawa toczy się do osiągnięcia przez kogoś 5 punktów, lecz można ją bez problemu skrócić lub wydłużyć.
Drugi wariant zabawy jest spokojniejszy i nie wymaga pośpiechu w przerzucaniu ingrediencji. Zawodnicy licytują w nim, kto z nich osiągnie układ przedstawiony na karcie w mniejszej liczbie ruchów. Dopiero wówczas zaczyna się rywalizacja, w której należy swoje słowa poprzeć czynami.
Zasady Dr. Eureki przedstawiono dobrze, jednak nie wyjaśniono na czym polega jeden ruch w trybie z licytacją. Podpytałem autora, który potwierdził, iż jest nim: przerzucenie kulek z fiolki do fiolki, zamienienie kolejności fiolek oraz odwrócenie fiolki do góry nogami. Jak na grę imprezową czy zręcznościową przystało Dr Eureka ma łatwe do wytłumaczenia i opanowania reguły, które są przystępnie i zwięźle wyjaśnione w instrukcji.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 8/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Gra dla sześciolatków w rękach dwóch dorosłych osób? To nie mogło skończyć się dobrze, prawda? Na szczęście tym razem udało nam się zagrać również z siedmioletnią dziewczynką, która idealnie wpisuje się w grupę odbiorców Dr. Eureki. Jak wyszło?
Zabawa wymaga dobrej koordynacji ruchowej, przez co nie wszyscy radzą sobie w niej tak samo sprawnie, szczególnie w trybie ścigania się z innymi. Wiktoria, bo tak na imię naszej siedmioletniej bohaterce, przy Dr. Eurece bawiła się chyba znakomicie, przynajmniej tak odczytałem jej szeroki uśmiech i pełną skupienia minę podczas przerzucania kulek. O ile w pierwszych rundach wszyscy dorośli musieli dawać jej lekkie fory, to z czasem radziła sobie coraz lepiej i lepiej. Wydaje mi się jednak, że Dr Eureka najlepiej sprawdzi się w zbliżonym wiekowo towarzystwie, przynajmniej jeśli chodzi o najmłodszych. Im starsze dzieci, tym lepiej powinny sobie radzić w konkurowaniu z dorosłymi. Chociaż przyznam Wam, że uśmiech dziewczynki był wystarczającą nagrodą za wolniejsze niż zwykle granie.
Jeśli jednak rywalizacja o to, kto pierwszy ukończy zadanie to dla Was za duża presja, możecie spróbować swoich sił w wariancie licytacyjnym, premiującym dobre planowanie ruchów. Ten tryb zabawy traktowałem jako dodatkowy, skupiając się jednak na szybkiej zabawie na czas. Ma on swoje walory, pozwalając na przykład rozwijać wyobraźnię w zabawie z młodszymi graczami.
Dość o dzieciach, czas na poważną rywalizację w dorosłym towarzystwie! W takim gronie Dr Eureka… bardzo mi się spodobał! Zabawa jest niezwykle dynamiczna i rywalizacyjna, pełna emocji i przyjemnego napięcia. Udanym zabiegiem jest pozostawianie w fiolkach takiego układu kulek, jaki mieliśmy pod koniec rundy. Dzięki temu ułożenie ich w kolejności reprezentowanej przez następną kartę może być sporym wyzwaniem lub też łatwizną, zależnie od wyciągniętego zadania.
Gra fajnie sprawdza spostrzegawczość, a do tego trwa naprawdę krótko. Nie spodziewałem się, że tak prosta pozycja zdobędzie moje serce, ale fakty przemawiają same za siebie – od dłuższego czasu regularnie pojawia się na stole i nie planuję, by miało się to zmienić.
Jedyną dostrzegalną wadą dotyczącą zabawy na czas jest premiowanie sprawniejszych i szybszych osób. Raz zostałem wygoniony przez Kasię i koleżanki, bo nie dawałem im żadnych szans ;).
Kasia:
Sądzę że w Dr. Eurekę, można grać właściwie w dowolnym składzie i
czerpać z tego sporo frajdy. Siadając do stołu np. z dzieckiem,
rozwiniemy jego spostrzegawczość i koordynację ruchową, bawiąc się ze znajomymi zapewnimy sobie trochę śmiechu i sami poćwiczymy sprawność rąk. Oprócz tego gra nie jest banalna, wymaga zastanowienia i zaplanowania ruchów. A co więcej te kulki są całkiem wciągające i wyzwalają chęć rewanżu. Pomimo, że nie ma tu bezpośredniej interakcji pomiędzy uczestnikami zabawy, bo każdy skupia się w 100% na własnych fiolkach, to i tak emocje potrafią być intensywne.
Inaczej natomiast wygląda wariant licytacyjny, który nie oferuje takiej rywalizacyjnej atmosfery. Jest bardzo spokojny i dobry dla osób, które nie lubią się „ścigać”. Ja nie zostałam jego fanką, gdyż po prostu daje za mało radości z zabawy.
Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 7,5/10
To nie skończy się dobrze, jedna z kulek wypada z fiolki, przez co Kasia odpada z rundy. |
Gra we dwoje:
Wiktor:
Dr Eureka ma takie same zasady dla dwojga, jak i większej liczby graczy. Jedną różnicą jest mniejsza konkurencja w przerzucaniu kulek, która jednak na ogół nie jest zbytnio dostrzegalna. Pewne schody pojawiają się, gdy jeden z graczy radzi sobie dużo lepiej niż drugi, jak ma to miejsce w naszym przypadku. Chociażby na ostatnich 8 rozegranych partii Kasia wygrała raptem dwie i to minimalną przewagą. Jeśli jednak reprezentujecie podobny poziom, to przy Dr. Eurece będzie bawić się bardzo dobrze! Jako że na ogół wygrywam, to trudno wcielić mi się w Kasi skórę i ocenić, jak ona odbiera taką zabawę.
Kasia:
W większym gronie w Eurekę gra się bardzo przyjemnie, ale i w partiach dwuosobowych nie wieje nudą. Jest również dość emocjonująco, czuć ducha rywalizacji. Nieco kłopotliwa może być co najwyżej sytuacja, w której jednemu graczowi przerzucanie kulek idzie dużo sprawniej niż drugiemu (Wiktor ma do tego jakiś niebywały wrodzony talent). Ale i to potrafi działać mobilizująco, by w końcu dojść do takiej wprawy jak rywal. Grając jednak wciąż z tym samym przeciwnikiem może nas w końcu dopaść znużenie. Stąd jeśli fiolki pojawią się na naszym stole, to raczej w towarzystwie większej liczby graczy [Marzenie ściętej głowy, będziemy grać do upadłego 😛 – W.].
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 6,5/10
Ocena:
Wiktor:
Rewelacja! Dr Eureka to jest gość! Gra jest bardzo fajna, dynamiczna i przyjemna. Wywołuje uśmiech dzieci i ku mojemu zdziwieniu fajnie sprawdza się również w gronie dorosłych. Początkowo zakładałem, że pudełko nie zagości u nas na długo, jednak na razie jego pozycja nie jest zagrożona. Dwa tryby zabawy sprawdzają się dobrze i mimo że gra na czas jest dużo bardziej emocjonująca, to pewnie i licytacja najmniejszej liczby ruchów znajdzie swoich fanów. Dr Eureka łączy w sobie proste zasady z dynamiczną i krótką rozgrywką dającą jednak masę frajdy. Polecam!
Kasia:
Pomimo, że patrząc na pudełko Dr. Eureki spodziewałam się infantylnej gry dla dzieci, to jednak spędziłam na zabawie z fiolkami kilka przyjemnych chwil. Szczególnie podoba mi się połączenie w mechanice aspektu logicznego z wymaganą szybkością, bo to buduje właśnie odpowiednie emocje przy stole. Jako gra dla dorosłych, ma więc potencjał na bycie sympatycznym fillerem, natomiast dzieciom przyniesie z pewnością więcej radości.
- Dla kogo?
Dla: dzieci; młodzieży; lubiących imprezowe fillery dorosłych; fanów gier rywalizacyjnych i zręcznościowych; rodzin; chemików 😉
Plusy:
- zachęcający, kolorowy wygląd
- oryginalny pomysł na grę
- proste zasady
- ćwiczy spostrzegawczość i koordynację
- dynamiczna rozgrywka
- dobra dla dorosłych i dzieci!
Minusy:
- rysujące się z czasem fiolki
- wariant wyścigowy premiuje osoby szybsze i sprawniejsze
Grę przekazało nam wydawnictwo Bard. Dziękujemy!