New Angeles – wrażenia
Kilka dni temu zagraliśmy w New Angeles! Mało mówiący nam tytuł osadzony jest w uniwersum znanym graczom Netrunnera, a niedługo powinien pojawić się w zapowiedziach Galakty. Zabawa zainteresowała nas na tyle, że postanowiłem podzielić się krótkimi wrażeniami po jednej partii. Zdradzę, że to gratka dla miłośników blefu i negocjacji!
Wiek: 14+
Liczba graczy: 4-6
Czas gry: około 120-240 minut
Wydawca: Fantasy Flight Games
Tematyka: science fiction, cyberpunk
Główna mechanika: negocjacje, blef, głosowania
BGG: New Angeles
O co chodzi?
Gracze wcielają się w szefów wielkich korporacji rządzących tytułowym miastem. Panuje w nim wolna amerykanka, a firmy mogą robić co im się podoba. Jednak tylko do czasu. Jeśli gracze nie wywiążą się z realizacji potrzeb miasta, nastroje doprowadzą do interwencji państwa, a zabawa się skończy. Dodatkowo wśród indywidualnych celów (wymagających od nich posiadania większej liczby kredytów niż wskazany przeciwnik) trafić się może jeden federalista, którego zadaniem jest podniesienie zagrożenia i wkroczenie rządu do pięknego, wolnego New Angeles.
Cała zabawa opiera się na negocjacjach i głosowaniach. Aktywny gracz wykłada jedną ze swoich kart akcji jako ofertę główną – może ona przynosić korzyści miastu lub poszczególnym korporacjom. Następnie każdy z pozostałych ma możliwość wyłożenia jednej kontroferty. Jeśli to zrobi, przykrywa nią wyłożoną wcześniej przez poprzednika kontrofertę. Po całej kolejce na stole znajdują się więc na ogół dwie karty – ta wyłożona przez aktywnego gracza i ta zagrana przez któregoś z rywali. Następnie przechodzi się do fazy głosowania, czyli głównego „mięska” w zabawie.
Po środku planszy znajduje się oferta i kontroferta oraz pomocnik, po prawej tor wymagań produkcji. |
W głosowaniu nie biorą udziału obaj oferenci, mogą oni jednak przekonywać pozostałych do poparcia proponowanych przez nich akcji. Głosy symbolizowane są przez zakryte karty akcji zagrywane z ręki. Oznacza to więc, iż popierając czyjąś propozycję tracimy część naszych zasobów i osłabiamy swoją pozycję w przyszłych głosowaniach (często aż do momentu, w którym jako aktywny gracz będziemy mogli dobrać karty). Trzeba więc rozsądnie dysponować posiadanymi akcjami. W grze wiążące są tylko obietnice, które można spełnić natychmiast, czyli na ogół wymiana głosów za kasę, z reszty można się później wykpić.
Oddział buntowników walczących o prawa ludzi. |
Gdy wszyscy dostaną szansę na oddanie głosu, rozpatruje się wybraną akcję, a autor oferty otrzymuje w nagrodę wyłożonego na początku rundy pomocnika zapewniającego dodatkowe bonusy. Całość powtarza się 3-5 razy. Następnie regiony miasta, w których znajdują się androidy (takie niebieskie żetony) produkują surowce, ale też generują niepokoje (inne żetony – żółte i czerwone – wpływające na produkcję). Na końcu rundy dobiera się kartę, karzącą graczy punktami zagrożenia za figurki mafii, punków czy wskazane żetony na planszy i wprowadzającą kolejne. Dodatkowo po drugiej, czwartej i szóstej rundzie sprawdza się, czy spełnione zostały zapotrzebowania produkcyjne. Jeśli nie, znów wzrasta zagrożenie. Na końcu gry sprawdzane są cele indywidualne, które określają zwycięzców. Z grubsza tyle.
Jak się grało?
Już po partii zgodnie stwierdziliśmy, że ku naszemu zdziwieniu podeszliśmy do gry zbyt kooperacyjnie. Błędem okazało się dyskutowanie już przy wykładaniu ofert, w przyszłości zdecydujemy się pewnie na mechaniczne ich wyłożenie, a całość dyskusji przeniesiemy do kroku głosowania. Jednak mimo tego, że dbaliśmy o miasto trochę bardziej niż o własny interes, w zabawie nie brakowało kłamstw, dyskusji i wzajemnych oskarżeń. Uzgadnianie działań oraz przekonywanie innych do własnych racji jest solą tej gry i wypada naprawdę fajnie! Prawie pięć godzin spędzonych przy planszy minęło bardzo szybko i nieźle nas wyczerpało – w końcu było to prawie pięć godzin gadania, kłamania i wzajemnego oszukiwania. Bardzo się cieszę, iż udało się nam zagrać w sześć osób, gdyż New Angeles pokazało dzięki temu pełnię możliwości.
Odniosłem wrażenie, że zdolności kilku korporacji były mniej przydatne, jednak już na spokojnie, po partii stwierdziłem, że chyba wszyscy korzystaliśmy z nich w miarę równo. Niektórzy zarabiali dzięki nim za usuwanie figurek, inni konkretnych żetonów, ale w ogólnym rozrachunku wyszło to chyba dość sprawiedliwie. Świadczyły o tym wyniki, które zamknęły się w przedziale 40-50 punktów.
W New Angeles dość mocno odczuwalna jest losowość, którą można spotkać przy kartach pomocników, akcji, zagrożeń, wymagań produkcyjnych… Nie dawała się ona jednak zbytnio we znaki w czasie trwania zabawy, jednak pod koniec partii odniosłem wrażenie, że wynik zależał bardziej od przypadku, niż działań graczy. Podejrzewam, że wynikało to z mocno kooperacyjnego nastawienia na ratowanie miasta oraz nieznajomości gry (chociaż nieraz metropolia była jedynie pretekstem do uzyskania własnych korzyści – tak jak na dołączonym filmiku). Sama zabawa zakończyła się zwycięstwem korporacji, a nie federalisty tylko z dwóch powodów: szczęśliwie dobranej karty zagrożenia w ostatniej rundzie i działań Kasi. Ta, nie mając już szans na spełnienie swojego warunku, mogła zdecydować jak zakończy się partia – zagranie odpowiedniej karty dawało szanse na zwycięstwo innych, powstrzymanie się byłoby automatycznym sukcesem federalisty.
Wspominałem o dyskusjach w czasie gry, więc dorzucam krótki filmik. Jest mocno chaotyczny, ale chyba nieźle oddaje atmosferę przy stole.
Jaki werdykt?
New Angeles po pierwszej partii bardzo mi się spodobało! To zdecydowanie pozycja godna uwagi osób lubiących dyskusje przy planszy. Ze względu na liczbę osób i czas partii nie jest to jednak planszówka do codziennego grania.
Przy stole ciągle panowały ożywione dyskusje i przepychanki między graczami. Przez długi czas nie było jasne kto jest federalistą, dopiero akcje pod koniec partii rozwiały wątpliwości. W sześć osób grało się bardzo przyjemnie, jednak zebranie takiego grona pewnie nie zawsze się uda, tym bardziej, iż do New Angeles nie można siadać we trójkę – do zabawy potrzeba przynajmniej czworga. Dodatkowo jest to tytuł dla osób o mocnych nerwach, które dobrze czują się w klimatach blefu i ostrych negocjacji. Pod tym względem New Angeles kojarzyło się nam z Martwą zimą.
AKTUALIZACJA:
Gdy opadły już emocje uświadomiłem sobie jeszcze jedną rzecz: New Angeles jest grą, w której największą frajdę sprawia sam przebieg rozgrywki. Wynik końcowy wydał mi się mocno zależny od przypadku, co było trochę rozczarowujące. Jednak dobra, skłonna do dyskusji i negocjacji ekipa „zrobiła grę”, dzięki czemu grało się przyjemnie.
Karta zagrożenia i jej efekty. |