Aeon’s End – recenzja
Pierwsza recenzja w 2019 roku! Padło na Aeon’s End wydane przez Portal,
czyli kooperacyjną grę karcianą z mechaniką budowania talii. Czyżby
szykowała się gratka dla miłośników współpracy i wspólnej walki z
maszkarami? Czy z tak powszechnej mechaniki można wykrzesać jeszcze coś
ciekawego? O tym w tekście!
Wiek: 14+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: około 60 minut
Wydawca: Portal
Tematyka: fantasy
Główna mechanika: budowanie talii, kooperacja
BGG: Aeon’s End
Grę przekazało nam wydawnictwo Portal.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Aeon’s End to karciana gra kooperacyjna, więc naturalnie
najwięcej w pudełku jest kart. Dzielą się one na kilka różnych typów i
rodzajów, więc najlepiej od razu wyposażyć się w pokaźną liczbę
woreczków. Poza nimi gra zawiera planszetki bohaterów i potworów, trochę
żetonów i dwa liczniki życia. Podoba mi się wykończenie wspomnianych
planszetek postaci. Przypomina ono to z Artefaktów Obcych – błyszczące
fragmenty – i podobnie jak tam przypadło mi do gustu.
Ilustracje
w Aeon’s Endzie są dość ładne, chociaż jednocześnie generyczne czy też
sztampowe. Do pełni szczęścia zabrakło mi w nich jakiegoś takiego
indywidualnego rysu, czegoś, co wyróżniłoby je spośród wielu innych
podobnych grafik spotykanych w grach i w sieci.
Na ogół w
przypadku karcianek z mechaniką budowania talii polecam zakoszulkowanie
kart. Tutaj mam nieco mieszane odczucia, bo ważną cechą Aeonsa jest to,
że talii graczy się nie tasuje. To na pewno poprawia żywotność kart,
które nie są w ciągłym ruchu. Po naszych rozgrywkach nie widzę na nich
na razie wyraźnych śladów użytkowania, więc jest okej. Ich jakość też
nie budzi moich zastrzeżeń.
Kasia:
Rozkładanie Aeon’s End jest dość uciążliwe, przede wszystkim ze względu na dużą liczbę kart różnego rodzaju, które należy przygotować oraz odmienne startowe ręce i talie poszczególnych graczy. Swoją drogą jakość kart jest dość dobra i również nie wydaje mi się, by koszulkowanie było konieczne. Gorzej sprawa ma się jeśli chodzi o planszetki. Większość z nich ma jakby foliowane nadruki (przypominające te znane z Artefaktów obcych), ale wystarczy parę rozgrywek, by ich brzegi przestały wyglądać estetycznie.
Wizualnie jest przyzwoicie – sporo tu ładnych ilustracji (zwłaszcza na kartach graczy), ale już np. karty nemezis w większości zawierają wyłącznie czysty tekst, bez grafik. Nie jest więc źle, choć nie znalazłam nic, co chwyciłoby mnie za serce.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 6/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Nie będę się rozpisywał, przedstawię jedynie pokrótce
założenia gry. Aeon’s End to deck building, czyli typ karcianki, w
której każdy zaczyna z podstawową talią i w trakcie zabawy
może uzupełniać ją o nowe karty, które kupuje spośród tych wyłożonych na
środku stołu. Po wyczerpaniu całej talii, gdy nie można z niej już nic
dobrać na ogół przetasowuje się ją wraz ze stosem kart odrzuconych. Na
ogół, bo w Aeon’s Endzie jest inaczej. Tutaj jedynie odwraca się stos
kart odrzuconych i w ten sposób tworzy talię na kolejne tury. Dzięki
temu znamy kolejność kart, a do zabawy wprowadzono tym samym więcej
przewidywalności.
Celem gry nie jest walka ze
współgraczami, a wspólne pokonanie jednego z bossów – potwora, którego
ruchy są zautomatyzowane. Aktywuje się on po pociągnięciu karty nemezis
ze stosu kolejności i, zależnie od sytuacji na stole i typu przeciwnika,
przywołuje swoich sługusów oraz odpala inne zdolności. Gracze
wygrywają, gdy sprowadzą licznik życia przeciwnika do zera. On cieszy
się zwycięstwem gdy zniszczy Gravehold (miasto, którego bronią
bohaterowie, mające własny licznik życia) lub osiągnie jakiś swój cel
określony na planszetce nemezis.
To z grubsza tyle. Cała
zabawa polega na przygotowywaniu zaklęć, atakowaniu nimi, nabywaniu
nowych kart i, od czasu do czasu, na wspieraniu sojuszników.
Reguły
gry są dość przystępne i intuicyjne, jednak instrukcja wprowadziła wg
mnie trochę niepotrzebnego zamieszania. Pomysł z kartą pierwszego
przygotowania partii był fajny, jednak w praktyce setup zabawy zajmował
sporo czasu. Dopiero kolejne rozgrywki, w których wiedziałem już co i
gdzie ma leżeć, poszły sprawniej.
- Aeon’s End – instrukcja (PDF, 6 MB)
Kasia:
Pomimo lekkiego zamieszania podczas przygotowywania pierwszej partii, opanowanie zasad nie było tu kłopotliwe. Już w trakcie pierwszej partii wiedzieliśmy co i jak i sądzę, że nawet mniej zaawansowani gracze powinni w miarę bezproblemowo przyswoić instrukcję. Sprawę ułatwiają także karty pomocy, z których korzystaliśmy podczas bodaj dwóch początkowych rozgrywek.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Aeon’s End jest przyjemną pozycją, w której emocje budzi przede wszystkim rywalizacja z głównym przeciwnikiem i wyścig o to, kto zada mu ostateczny cios. Gra przewiduje tryb standardowy i trudniejszy,
chociaż już ten klasyczny bywał dla nas niekiedy wyzwaniem, a nieraz
zwycięstwo osiągaliśmy „na styk”. Na regrywalność pozycji wpływa kilku
dostępnych bohaterów i przeciwników, ale przede wszystkim znaczenie maja
tutaj karty, które można dokupować do swojej talii. Jest ich kilka
rodzajów (zaklęcia, artefakty i kryształy), a każdy ma nieco inne
działanie. Ogólnie jednak zaklęcia pozwalają atakować, artefakty mają
różne użyteczne zdolności, a kryształy generują eter, walutę do kupowania
kolejnych kart.
Aeon’s End to kooperacja, w której
powinniśmy współpracować z innymi graczami. W naszej ekipie o dziwo
udawało się to dobrze. Być może dlatego, że była to gra o sumie
niezerowej – akcja jednej osoby nie odbierała nic innej, każdy miał
swoją turę i w jej ramach mógł robić to, co chce. Oczywiście niektóre
zagrania były bardziej opłacalne, inne mniej, ale ogólnie każdy się do
czegoś przydawał.
Właściwie jedynym zarzutem, który mam do
Aeon’s Enda jest trochę zbytnia prostolinijność. W swojej turze
przygotowywałem ataki, w kolejnej odpalałem je w przeciwników. Czasami
trzeba było chwilę się zastanowić kogo najbardziej opłaca się bić,
jednak zabrakło mi tutaj jakiegoś większego planowania, kombinowania i
myślenia. Jasne, trzeba było zbierać na otwieranie bram, ale poza tym dobieram karty, zagrywam, wybieram cele ataków. Tyle. Do tego
raczej rzadko zdarzały się takie kombinacje kart, aby ich efekty się
kumulowały i wzajemnie wzmacniały. Brak losowości w doborze sprawiał, że z
czasem zacząłem mieć wrażenie powtarzalności swoich tur. Na szczęście
Aeon’s End nie jest tytułem długim, dzięki czemu po godzince rozgrywki
można było wymienić maga, bossa i karty rynku, co dawało uczucie
świeżości zabawy.
Aeon’s dobrze się skaluje, przy trzech
graczach wprowadza jednak jedną „dżokerową” turę. Zawsze bowiem stosunek
musi wynosić 4 tury bohaterów – 2 tury nemesis. W ramach współpracy
trzeba więc jakoś się dogadać, kto będzie grał dwa razy w rundzie.
Kasia:
Podczas każdej partii w Aeon’s End stajemy naprzeciw jednego bossa (nemezis), który przyzywa swoich popleczników. Jedną z ważniejszych rzeczy podczas rozgrywki jest wyważenie na ile należy skupić się na zabijaniu mnożącego się tałatajstwa, a kiedy lepiej jest skierować swoje wysiłki w stronę głównego rywala. Niewłaściwa ocena może prowadzić do porażki, dlatego ważnym elementem jest współpraca. I choć nie jestem miłośniczką planszówek kooperacyjnych, to tutaj nie wadziło mi, że stoję po tej samej stronie co pozostali gracze.
Tym co wyróżnia Aeon’s End na tle zbliżonych mechanicznie gier jest ciekawy sposób budowania talii, a właściwie dobierania kart z niej. W związku z brakiem tasowania rzadziej niż w standardowych deck buildingach zdarza się, że dobrane na rękę karty są niemal zupełnie nieprzydatne. Dzięki ograniczeniu losowości doboru, karty pojawiają się w przewidywalnej kolejności. Ograniczenie możliwości zagrywania czarów (głównego oręża w grze) podnosi natomiast poziom trudności zabawy.
W Aeon’s End jest trochę kombinowania, ale gra mimo wszystko nie należy do ciężkich i wymagających tytułów. Wpływ na to ma kooperacyjny charakter gry, gdzie możemy swoje poczynania koordynować i wspierać. Dodatkowo choćby ze względu na niezbyt dużą pulę kart dostępnych do kupienia rozgrywka jest dość płynna i raczej nie ma pola do zawieszania się.
Jak dla mnie minusem zabawy są niewielkie emocje, które się w jej trakcie pojawiają. Czasem trochę napięcia czuć, gdy ktoś jest na skraju śmierci, ale nawet zginięcie nie jest tu na tyle dotkliwe, by trzeba się go było bardzo obawiać. Poza tym właśnie ta prostota, brak chociażby satysfakcjonujących kombosów sprawia, że nigdy nie czułam się w 100% zaangażowana w partię.
Regrywalność Aeon’s Enda jest wystarczająca. Można walczyć z różnymi wrogami, wybierając różne zestawy bohaterów co sprawia, że partie różnią się na tyle, że gra nie nudzi przez dłuższy czas. Dzięki wspomnianej płynności zupełnie dobrze się również skaluje.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
O ile w kooperacjach lubię na ogół większa liczbę graczy, którzy
skutecznie potrafią ukrócić moje władcze zapędy, tak w Aeon’s Endzie
tryb dwuosobowy wypada chyba najlepiej. Przede wszystkim mamy więcej gry
w grze, bo każdy wykonuje po 50% tur drużyny, nie 25% jak ma to miejsce
przy czterech osobach. Po drugie ustalanie wszystkiego we dwoje jest
łatwiejsze, a całość nabiera dynamiki. Innych, zauważalnych różnic
między zabawą we dwoje a w większym gronie nie dostrzegam. Jest więc
dobrze i po tytuł Portalu śmiało mogą sięgać miłośnicy współpracy
grywający w parach.
Kasia:
Podczas testowania Aeon’s Enda we dwoje bawiłam się równie dobrze, jak w większym gronie. Partie w takim układzie różnią się przede wszystkim tym, że w talii tur znajdują się po dwie karty każdego z graczy, więc częściej mamy szansę działać. Rozgrywka sprawia dzięki temu wrażenie jeszcze bardziej dynamicznej.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Zlinczujcie mnie, ale nie mogę napisać, że Aeon’s jest klimatyczną
karcianką. Cała historia świata przedstawiona w instrukcji wydała mi się
zagmatwana i mało przekonywająca. Sama rozgrywka jakoś nie uderzyła
mnie swoim klimatem, pomysł z bramami, na których przygotowuje się
czary, jest fajny, jednak trudno mi doszukać się w tym wszystkim czegoś,
co sprawiałoby, że angażowałbym się w dzieje i los przedstawionego
świata. Typowy świat fantasy jest okej, ilustracje pasują do tematu,
lecz to tyle.
Kasia:
Fabuła Aeon’s End jest dla mnie tak dziwaczna, że nie do końca ją chwytam. Dla rozgrywki ważne jest w zasadzie tylko to, że jesteśmy grupą śmiałków, którzy walczą z potworem, broniąc przed nim swoje miasto. A to wszystko w otoczce fantasy. O dziwo najbardziej za tworzenie klimatu odpowiada w moim odczuciu nie strona wizualna (ta nie do końca mnie przekonuje), ale sama mechanika gry. Zagrywanie czarów, kupowanie kolejnych, atakowanie nemezis i sługusów. To ma sens. Najbardziej podczas rozgrywki rozczarowały mnie mikroskopijne teksty fabularne na kartach. Ze względu na wielkość czcionki w ogóle nie miałam ochoty wytężać wzroku i ich rozszyfrowywać. Kompletnie niestety nie rozumiem takiego posunięcia, bo zmarnowano pracę potrzebną do ich przygotowania.
Ocena Wiktora: 3/10
Ocena Kasi: 5,5/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Aeon’s End jest ładny, chociaż średnio oryginalny pod kątem ilustracji,
ma proste zasady niepotrzebnie komplikowane przez nieco zagmatwaną
instrukcję i przyjemną, dość lekką rozgrywkę. Podoba mi się, że
osiągnięcie zwycięstwa nie jest zawsze oczywiste i łatwe, niekiedy udaje
się zrealizować cel rzutem na taśmę. W samej zabawie doskwierała mi
niewielka losowość wpływająca na rodzącą się w trakcie partii monotonię i
sporą przewidywalność. Dobieram karty, zagrywam, koniec. Nasze
rozgrywki podobały mi się, zabrakło w nich jednak tej iskry, która
sprawia, że mam ochotę regularnie wracać do tytułu.
Kasia:
Z pewnością w Aeon’s End można było zrobić więcej w kwestii klimatu, by był on bliższy odbiorcy. Obecnie sytuację ratuje strona mechaniczna gry. Pod tym kątem trudno coś tytułowi zarzucić. Jest przemyślany, regrywalny, dość przystępny pod kątem reguł. Bardzo dobrze wypada zarówno w większym gronie jak i we dwoje. Mnie zabrakło tu jedynie nieco emocji, takiego pazura, który sprawiłby, że gra sama pchałaby się na stół.
Ocena:
Wiktor:
Aeon’s End jest porządną kooperacją, chociaż daleki jestem od nazywania
jej innowacyjną czy przełomową. Kilka cech odróżnia tytuł od innych
karcianek opartych na mechanice budowania talii, jednak nie jestem
przekonany na ile rozwiązania te były konieczne (np. brak tasowania
talii). Muszę podkreślić, że Aeon’s End bardzo dobrze wypada we dwoje,
nie tracąc nic z partii wieloosobowych, ale zyskując na dynamice. Jeśli
lubicie kooperacje, karcianki i tworzenie własnych talii – polecam!
Kasia:
Aeon’s End to dobra gra, która z pewnością może przypaść do gustu miłośnikom kooperacji (a nawet osobom, które na co dzień nie pałają uczuciem do tego typu planszówek). Ja nie będę mieć nic przeciwko partyjce od czasu do czasu, jeśli ktoś mi ją zaproponuje. Przyznam jednak, że nie będzie to mój pierwszy wybór jeśli chodzi o planszówki deck buildingowe. Nie mniej, tytuł warto wypróbować.
- Dla kogo?
Dla: początkujących i średnio zaawansowanych; szukających nowinek mechanicznych; miłośników kooperacji
Przypomina nam: Dominion; Tanto Cuore: Oktoberfest
Plusy:
- przystępne zasady
- regrywalność
- dynamiczna rozgrywka
- dobrze działa we dwoje
Minusy:
- uciążliwe rozkładanie gry
- strzępiące się planszetki
- mało emocjonująca
Grę przekazało nam wydawnictwo Portal. Dziękujemy!
3 komentarze
Anonimowy
Mnie Aeon's End totalnie nie zachwycił z wielu powodów. Zdecydowanie bardziej emocjonującą i satysfakcjonującą grą okazała się Wielka Księga Szaleństwa.
Anonimowy
Recenzja bardzo rzetelna,choć w podsumowaniu nie zgodzę się z wymienionym wśród minusów punktem "mało emocjonująca". Moje doświadczenia pokazują, że z biegiem rozgrywki emocje rosną, a końcówki z niektórymi Nemezis potrafią naprawdę rozgrzać.
Pozdrawiam doceniając pracę nad kompleksową recenzją.
sir
Planszówki we dwoje
Minus dotyczący emocji jest całkowicie subiektywny, więc w pełni rozumiem odmienne zdanie. Wiadomo, że różne rzeczy budzą w różnych ludziach emocje 🙂
– W.