Bo najlepsze są te gry, w które praaawie nie graaaamy…
Ostatnio z Kasią zrobiliśmy przegląd naszej kolekcji planszówek. Nie jest ona przesadnie duża, bo staramy się utrzymywać liczbę gier planszowych w ryzach, daleko nam więc do osób mających po kilkaset tytułów. Staraliśmy się zawsze trzymać poniżej setki, a najlepiej w okolicach 70 pełnych tytułów (nie wliczaliśmy w to dodatków). Brzmi nieźle, mieści się jeszcze na regałach, ale…
Brutalna matematyka
Ale jak spojrzy się na to przez pryzmat dni na granie, to wcale nie wygląda tak kolorowo. Rok ma 52 tygodnie, załóżmy że średnio w planszówki gramy dwa-trzy razy w tygodniu, bo zdarzają się okresy, gdy gramy więcej, ale też urlopy i wyjazdy, gdzie nie ma okazji do partyjki. Niech będzie więc, że to 150 spotkań rocznie. Spotykamy się na kilka godzin, oprócz niewielkich tytułów grywamy też w te dłuższe, zajmujące cały wieczór. W tych spotkaniach zawierają się jednak też gry, które ogrywamy na potrzeby recenzji. One zdecydowanie dominują, bo zdarza się, że we dwoje cały wieczór ogrywamy jeden tytuł, jeśli tylko jego ciężkość i mózgożerność na to pozwala. W coś chociażby średniej długości z prywatnej kolekcji (własne nabytki oraz planszówki już zrecenzowane, w które nie „musimy” grać) udaje nam się zagrać gdzieś raz na dwa tygodnie. Najczęściej wtedy, gdy mamy spokojniejszy okres z recenzjami.
Jedno granie na dwa tygodnie to jakoś 1 na 6 spotkań, czyli około 25 planszówkodni w roku. Przy dobrych wiatrach (2 partie na spotkanie) uda nam się ograć 2/3 planszówek w roku, co jednak nigdy się nie udaje. Przede wszystkim dlatego, że do jednych gier wracamy po prostu częściej, do innych rzadziej. A kolekcja ciągle rośnie, bo co jakiś czas trafia się gra, którą „musimy mieć”, „zostawiamy bo jest mega” itd. Efekt jest taki, że w znaczną część gier z półki nie graliśmy od co najmniej roku. Leżą i czekają na moment, który może nie nadejść jeszcze przez lata. Jednocześnie głupio się ich pozbyć, bo często są to świetne gry i nasze ulubione tytuły. Odzwierciedlenie tego widać dość dobrze w naszych topkach najlepszych gier – z roku na rok pozycje z czołowych miejsc znikają z listy 10 najlepszych planszówek. Dlaczego? Bo skoro do nich nie wracamy, to coś jest na rzeczy. Może za długi setup mimo wspaniałej rozrywki i genialnej mechaniki, może zbyt specyficzny klimat, potrzebna konkretna ekipa, przy której tytuł pokazuje pazur… Przecież nie ma co wrzucać do topki tytułów, w które w praktyce nie gramy.
Trudne wybory
Postanowiliśmy więc, z bólem serca i ciągłą niepewnością, znacznie odchudzić kolekcję. Motorem do tego było kilka szykujących się sporych wydatków, których domowy budżet mógłby nie uciągnąć. Przeglądając to, co stoi na półkach wyznaczyliśmy kilka cech, które kwalifikowały tytuły do tych, które powinny zostać. Ideą było, że wszystko co nie zostaje, może opuścić nasze półki. Oczywiście nie wyszło tak radykalnie jak chciałem (jest co najmniej kilka pozycji, które chciałem sprzedać, ale nie mogłem się przemóc, np. BattleLore).
Smutkiem napawa mnie, że pozbywamy się naprawdę fajnych gier, które kiedyś dawały nam sporo frajdy. Niektóre tytuły żegnaliśmy łatwiej (bo np. któreś z nas stwierdziło, że woli zamiast w Y zagrać w X albo nie lubi danej gry), inne trudniej. W efekcie remanentu opuszcza nas około 20 gier. Mogłoby być ich więcej, ale „w to NA PEWNO zagramy” bywa czasem silniejsze.
Zostają:
Gry na znanych licencjach
Czyli w praktyce Star Wars, Władca Pierścieni i jeden Firefly (np. Rebelia, Poszukiwania Pierścienia, Wojna o Pierścień…)
Co jakiś czas odżywa we mnie miłość i zapał do i tak kochanych licencji. Wówczas mam ochotę na partyjkę, przeniesienie się w ten świat. Sporo tytułów na licencjach to gry drogie, więc sprzedawanie ich i późniejsze odkupowanie nie jest dobrym pomysłem (chociaż zrobiłem tak z Wojną o Pierścień 😀 ). Świetne gry na świetnych licencjach zostają, nawet jeśli będę musiał kilka razy do roku zetrzeć z nich kurz.
Tytuły, w które regularnie gramy
(np. Ciężarówką przez Galaktykę, Wyspa Skye, Reef, Lords of Waterdeep, Roll for the Galaxy)
Skoro i tak w nie gramy, to pewnie będziemy grać nadal. Najprostsze do zostawienia tytuły to te, których niedawne partie jeszcze się pamięta.
Tytuły z potencjałem na granie
(np. Teotihuacan, Minerały, Ganges, Kartografowie, VOLT, nowe nabytki)
Gry, które spodobały się mi/nam po ograniu i do których chciałbym/chcielibyśmy częściej wracać. Nie wiadomo co z tego wyjdzie, ale na razie zostają z kredytem zaufania, że będą regularniej brały aktywny udział w spotkaniach planszówkowych.
Gry, w które kampanie rozpoczęliśmy
(Gloomhaven, Podróże przez Śródziemie, Detektyw)
W rozpoczęte dawno Gloomhaven w 2019 roku nie zagraliśmy ani razu, ale mamy ambicje i zapał, by kiedyś je dokończyć. Skoro już zaczęliśmy, to nie wypada sprzedać ich na kilkanaście scenariuszy przez końcem (GH) albo nie poznawszy całej fabuły (Podróże…). Jednocześnie to jeden z najtrudniejszych gatunków gier, wymagający regularności, stałej ekipy jeśli gramy w gronie 3+ i zaangażowania.
Małe, szybkie dopełniacze wieczoru
(Timeline, Biblios, Dobble, Kingdomino)
To tytuły, które mają proste zasady, krótki czas rozgrywki i idealnie dopełniają granie, gdy mamy jeszcze trochę czasu, ale za mało, by zainwestować go w coś większego i konkretnego.
Wesołe imprezówki
(Time’s Up, Szóstki)
Jedna z naszych ulubionych gier (Time’s Up), przy której zawsze jest sporo śmiechu. Zostaje, mimo że połowę haseł znamy już na pamięć. Podobnie jest z Szóstkami, które może nie są tak fajne, ale czasami zastępują nam kalambury.
Zakupione, w które graliśmy za mało albo nie graliśmy wcale
(Founders of Gloomhaven, Zewnętrzne Rubieże, Podróże przez Śródziemie, Infamy)
Pieniążki wydane, wartość spadła, bo wiadomo, że każdy woli nówkę ze sklepu z gwarancją i… graliśmy w nią może ze dwa razy albo nawet wcale. To kategoria bardzo niepewna, bo gry z niej mogą szybko spaść niżej, do tych opuszczających kolekcję. Na razie jednak mają swoją szansę.
Białe kruki i gry darzone sentymentem
(BattleLore, Świat Dysku, Zamki Króla Ludwika, Pola Arle, Inis, Terraformacja Marsa)
Gry, których w takim wydaniu nie kupi się już w sklepie. Nawet jeśli rzadko lądują na stole (jedynie Zamki pojawiają się na nim w miarę regularnie), to po prostu szkoda się ich pozbywać.
Gry, których Kasia nie odda 😉
(np. Reykholt, Wielka Pętla, Szarlatani z Pasikurowic)
Jakie tytuły znalazły się „na wylocie”?
Sagrada – w kategorii lekkie euro przegrała z Reefem, Minerałami i Wyspą Skye.
Wiek pary – wysoki próg wejścia i niekrótki czas rozgrywki sprawiły, że ta świetna gra od dawna nie gościła na stole. W kategorii worker placementów jednak przegrywa z Ucztą dla Odyna, która dla nowych graczy jest bardziej przystępna.
Manhattan, Century Korzenny Szlak, Wsiąść do pociągu Europa, Carcassonne: Gorączka Złota – lekkie euro. Na tyle rzadko gramy z początkującymi, że pół szafy tego typu gier to za dużo. Tym bardziej, że część mamy już ogarną na wskroś, więc pora przerzucić się na inne tytuły.
Queendomino – jak wyżej, z zaznaczeniem, że zostaje z nami prostsze i szybsze Kingdomino.
Osadnicy Królestwa Północy, Dice Settlers, Nowe pokolenia – trudno znaleźć tutaj inne usprawiedliwienie niż to, że w tej kategorii mamy inne tytuły, po które po prostu chętniej sięgniemy. Jak pisałem już na fanpage’u – po co dobre gry mają kurzyć się na półce, skoro mogą trafić do kogoś, kto będzie w nie regularnie grał?
Łowcy (Hunters AD 2114) – gra, którą baaaardzo chętnie przeszedłbym od A do Z, ale… wiem, że fizycznie nie damy rady jej ogarnąć w taki sposób, by regularnie spotykać się na partyjki i dzięki temu czerpać maksimum frajdy z fabuły 🙁
Seasons (Pory roku) – tytuł jest z nami praktycznie od początku przygody z planszówkami, pora jednak zerwać z sentymentami i puścić go dalej, bo od momentu zakoszulkowania zagraliśmy w niego raptem kilka razy.
Villages of Valeria + Expansion pack 1 i 2 + Landmarks & Architects – karciana Valeria była okej, ale to za mało, by zostać w kolekcji.
Escape Tales: Rytuał przebudzenia – kolejna gra, na której ogarnięcie nie mamy czasu.
Choinka – kto wpadł na pomysł świątecznej tematyki tej gry?! Wyciąganie jej raz albo dwa razy do roku na święta to za mało, a głupio latem ubierać choinkę…
Leaving Earth – Kasi się nie podoba 🙁
Seikatsu – grana często i dużo, więc niech ustąpi miejsca tym granym rzadziej i mniej.
Wirus (nowa) + Wirus 2 – od kiedy ekipa jest bardziej płynna trudniej nam zasiąść do odmóżdżającego, lekkiego Wirusa.
Mage Wars Arena – czas, czas, czas. A taka genialna gra. Ostatnio zagrałem w nią jakoś 1,5 roku temu i już miałem kupować dodatki, ale się opamiętałem.
RTS Mech Command – nie ma kiedy ogarnąć.
Anarchony (ang) + Exosuit Commander (ang) – wystawiłem z myślą, że nie zejdę z ceny – albo się sprzeda, albo nie. W tym drugim przypadku płakał nie będę.
2 komentarze
Blacksad77
Przydałaby się lista, co wypada…
Planszówki we dwoje
Dopisałem 🙂
– W.