relacje

Pyrkon 2024 – relacja

Pyrkon, Pyrkon i po Pyrkonie. Powrót do szarej rzeczywistości po konwencie czy urlopie zawsze jest bolesny, jednak wydarzenia takie motywują do ogarnięcia się i regularniejszego grania w erpegi, przeczytania kilku zaległych pozycji czy też do nadrobienia filmów i seriali. Takie trochę ładowanie hobbystycznych baterii 🙂

Pyrkon 2024 był dla nas nieco inny niż poprzednie odwiedzone edycje. Nie wiem w sumie jak do tego doszło, ale brakowało nam na wszystko czasu. Może wynikało to z faktu, że chcieliśmy odwiedzić więcej niż zwykle prelekcji, a do tych trzeba doliczyć czas w kolejkach… 

Finalnie, nieco wstyd się przyznać, ale przez trzy dni nie zagraliśmy w żadną planszówkę. Po części mogło to wynikać z tego, że jechaliśmy na Pyrkon 2024 sami (w poprzednich latach zawsze jechaliśmy/spotykaliśmy się na miejscu z kimś znajomym), ale też z tego, że nie udało nam się nawet zwiedzić całej hali wystawców. Przeszliśmy natomiast po całej hali małych wystawców, której oferta wydaje mi się ogólnie ciekawsza – sporo tam rękodzieła, mniej chińszczyzny (a na tę akurat pyrkonowiecze narzekali nieco na grupach). Nie ma co ukrywać, że na Pyrkonie dzieje się tyle, że granie w planszówki schodzi u nas na dalszy plan. Te mamy praktycznie na co dzień, a i są przecież imprezy poświęcone typowo im.

Podczas przechadzania się po hali dużych wystawców, a więc i wydawnictw planszówkowych, w piątek zauważyliśmy, że podobne podejście przyjęła chyba spora część uczestników, bo przy stolikach z prezentowanymi grami świeciło pustkami. Może to wynikać z dość wysokiej ceny biletów na Pyrkon 2024 i dość dużej oferty wydarzeń typowo planszówkowych – przez co uczestnicy Pyrkonu wybierają innego rodzaju atrakcje, których jest tutaj multum. Mieliśmy wrażenie, że ludzie nie robili też jakichś wielkich zakupów planszówkowych.

Podczas Pyrkonu wysłuchaliśmy kilkunastu prelekcji – krótszych i dłuższych, przy niektórych zagadnieniach chciałoby się wydłużyć je nawet do ponad godziny, żeby móc głębiej wejść w temat. Niektóre były dobrze przygotowane (prezentacje, przemyślana struktura), inne raczej chaotyczne i chyba nieco improwizowane, chociaż zdecydowanie przeważały te pierwsze. Po kilku Pyrkonach zaczynamy już mieć swoich ulubionych prelegentów, którzy wiadomo, że nie zawiodą, poznaliśmy też paru nowych, których będziemy pewnie mieć na oku za rok.

Wzięliśmy też udział w dwóch spotkaniach z gośćmi – Mirandą Otto (Eowiną z LoTRa i Zeldą Spellman z Sabriny) oraz z Michałem Sikorskim (ojcem Jakubem z 1670). Pierwsze, w formie Q&A, wypadło bardzo fajnie – sporo osób miało możliwość zadania nurtujących pytań do aktorki, a ona sama zrobiła bardzo sympatyczne wrażenie. Drugie spotkanie wypadło nieco gorzej ze względu na dobór pytań przez prowadzącego. Więcej żali na ten temat wylewałem na fanpage’u, więc tam Was odsyłam, nie będę się już tutaj pastwił nad prowadzącym. Szkoda, bo Michał Sikorski wydaje się mega pozytywnym, otwartym i sympatycznym człowiekiem, nie to co ojciec Jakub 😉

W Pyrkonie super jest to, jak bardzo jest różnorodny i ile ma do zaoferowania. Tak więc wśród atrakcji, z których skorzystaliśmy było też między innymi granie na starych komputerach, poszukiwanie ukrytych figurek LEGO, gala wrestlingu oraz koncert. Jednym słowem nie sposób było się nudzić, a człowiek najchętniej rozdwoił by się lub roztroił, żeby móc być w kilku miejscach jednocześnie. W tak zwanym międzyczasie korzystaliśmy też oczywiście z jedzenia w strefie gastro. Fajnie, że w tym roku kilka foodtracków postawiono też placu z „fontannami/kwadratami”, dzięki temu sama strefa została nieco odciążona i można było zjeść w mniejszym ścisku. Ceny jedzenia nie należały na pewno do niskich, ale udało nam się trafić na smaczne dania (hot-dogi i świeżo wypiekana pizza).

Porobiłem też trochę fotek, głównie podczas otwartego pokazu cosplay. Mam nieco żalu do siebie, że w porównaniu do zeszłego roku „ustrzeliłem” mniej cosplayerów na terenie targów, a stroje były świetne. Tak to już jest, jak jest się raczej introwertykiem 😛 Poniżej kilka uchwyconych cosplayów, więcej również na fanpage’u.

Na pyrkonowych grupach można zobaczyć narzekania na ochronę, zakaz wnoszenia otwartych napojów na targi itd., ale nas akurat wszelkie nieprzyjemności ominęły. Tym razem nie sprawdzano nam nawet plecaków. Teren festiwalu nieco się od zeszłego roku zmienił (jakieś nowe ogrodzenia itp.), ale na szczęście znany już z poprzednich edycji rozkład poszczególnych stref, a nawet sal tematycznych pozostał praktycznie niezmieniony. Dzięki temu łatwo było się we wszystkim połapać i właściwie nie musieliśmy korzystać z planu imprezy. Zwyczajowo zresztą był on dołączany do identyfikatora i miał formę brudzącej ręce gazety, z czego w tym roku zrezygnowano. Zamiast tego była klasyczna ulotka, co wydaje się rozwiązaniem praktyczniejszym.

Standardowo muszę zaznaczyć, że szkoda, że na terenie targów nie ma jakiegoś sensownego ujęcia wody pitnej, a nie każdemu jednak odpowiada nabieranie jej w łazienkach. To w sumie dobra przestrzeń dla jakiejś marki wody, bo rozdawane/sprzedawane niedrogo napoje byłby pewnie strzałem w dziesiątkę, szczególnie przy cieplejszej pogodzie.

Kasia:

Do najciekawszych prelekcji zaliczyłabym:

  • Magia w starożytnym Egipcie, którą prowadził dr Filip Taterka – sporo wiedzy, ale podanej z humorem
  • Trudy wiktoriańskiej codzienności, czyli jak żyć, by przeżyć?, prowadzone przez Martę Niewiadomską – na plus fajna prezentacja (mało tekstu) i dość dobre tempo prelegentki
  • Najlepsze i najgłupsze pomysły w nowym kanonie Star Wars – mimo dość subiektywnego charakteru prelekcji, prowadzącej (Magdzie „Cathii” Kozłowskiej) udało się przedstawić go ciekawie, a nawet zachęcić do sięgnięcia po inne odsłony uniwersum
  • Paradoks Fermiego od strony psychologicznej – był poniekąd strumieniem przemyśleń Marcina Sergiusza Przybyłka na temat kondycji ludzkości, ale słuchało się tego bardzo przyjemnie, ze względu na ciekawy sposób opowiadania. Aż zachciało mi się sięgnąć po jakąś jego książkę.
  • Miasto nerdów przejęte przez normików – jak internet stworzył i zniszczył Akihabarę – mimo bycia normikiem w temacie „chińskich bajek” słuchało mi się bardzo dobrze. Tempo narzucone przez Shippo było imponujące, więc w ciągu niespełna godziny usłyszałam sporo informacji i ciekawostek.

Wiktor:

Na części punktów programu byłem razem z Kasią, na część wybrałem się sam. Najlepiej wypadły wg mnie:

  • Horror w erpegach – czy naprawdę jest możliwy do poprowadzenia, prowadzony przez Termosa. Może i nic odkrywczego się z niej nie dowiedziałem, ale jak na większości prelekcji dot. erpegów, fajnie jest powtórzyć i usystematyzować wiedzę, z nadzieją, że uda się ją kiedyś wykorzystać w praktyce.
  • O narracji w grach fabularnych, którą prowadził Harry. Mieliśmy okazję zagrać u niego dwie sesje, które były najlepszymi, jakie grałem. Fajnie się go słucha, tym bardziej wiedząc, jak świetnie prowadzi erpeżki.
  • Q&A z Mirandą Otto (znaną z ról Eowiny czy Zeldy Spellman) – szkoda, że panel był tłumaczony, bo przez to udało się „upchnąć” w nim mniej treści, ale rozumiem, że nie każdy musi znać angielski. Aktorka sympatyczna, pytania od publiczności niezłe.
  • Cyberpunk 2077 czy 2024 prowadzony przez Annę Popławską, na którym prowadząca ukazywała cyberpunkowe przykłady z naszych czasów.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.