InBetween – recenzja
InBetween to niewielka karcianka dla dwóch graczy, której autorem jest Adam Kwapiński. Oceniamy!
Wiek: 12+
Liczba graczy: 2
Czas gry: 20-40 minut
Wydawca: Board&Dice
Tematyka: horror
Główna mechanika: zarządzanie ręką
BGG: InBetween
Grę przekazało nam wydawnictwo Board&Dice.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
InBetween zamknięto w niewielkim pudełku ozdobionym… przeciętną ilustracją. Grafika z okładki (w obu wersjach) nie przypadła mi do gustu i raczej nie zachęciłaby do sięgnięcia po ten tytuł. Wnętrze InBetween prezentuje się lepiej, bo akcje i postacie mają różniące się stylem, ale wpadające w oko obrazki. Podoba mi się pomysł z dwustronnymi kartami prezentującymi mieszkańców miasteczka w wersji „normalnej” i „pochłoniętej”. Na rewersach nawet ilustracja z pudełka wygląda jakoś ładniej i ciekawiej.
Grając w InBetween nie narzekałem na jakość wykonania, karty mimo trzymania w rękach są dość odporne. Widać na nich minimalne ślady tasowania, jednak w takim tempie zużywania się wytrzymają bez problemu jeszcze dziesiątki partii. Jedynie żetony znalezione w pudełku mogłyby być bardziej „bajeranckie”, ale to przecież nie wada. Podoba mi się też fakt, że pudełko jest takiego samego rozmiaru co to od Kości obfitości – lekkiej kościanki wydanej niedawno przez Board&Dice. To niby drobiazg, ale przy kilkunastu różnych formatach pudełek na półkach miło jest postawić jedną małą grę obok drugiej.
Kasia:
Wygląd pudełka może w pierwszej chwili powodować konsternację, bo nie bardzo wiadomo z czym mamy do czynienia (na okładce brak napisów). Umieszczenie wyłącznie rysunków na froncie i z tyłu jest jednak ciekawym zabiegiem, który intryguje. Pudełeczko InBetween jest niewielkie, ale dobrze wypakowane. Najważniejszym elementem są karty – całkiem przyzwoitej jakości zresztą, ozdobione dodatkowo oryginalnymi ilustracjami. Razem z kilkunastoma drewnianymi znacznikami tworzą dosyć kompaktowy zestaw, który nawet rozłożony na stole nie zabiera zbyt wiele miejsca.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
W InBetween gracze wcielają się w miasto i istotę, czyli dwie strony walczące o rząd dusz. Celem zabawy jest osiągnięcie najwyższego poziomu świadomości (wiedzy o swoim rywalu) albo całkowite przeciągnięcie trzech postaci na swoją stronę. Nie ma więc zbierania punktów, jest natomiast przesuwanie znaczników (za kostki energii by zwiększyć świadomość i z zagrywanych kart by wpływać na mieszkańców). Tura gracza składa się z kilku faz, które bardzo dobrze wyjaśnia karta pomocy. Najważniejszymi są faza akcji oraz świadomości.
W fazie akcji gracz może zrobić jedną z trzech rzeczy:
- zagrać kartę – co pozwala przesunąć znacznik wpływu na jednej z postaci (mającej symbol zagranej karty) albo umieścić na postaci odpowiedni żeton dający jej symbol z karty; po zrobieniu jednej z tych rzeczy można, opłacając koszt wyrażony w kostkach energii, skorzystać z umiejętności karty;
- przygotować się – odrzucić dowolną liczbę kart i uzupełnić rękę do pięciu;
- odpocząć – dobrać kostki energii w liczbie równej liczbie postaci w naszym wymiarze (odwróconych naszą stroną ku górze).
Faza aktywności ma znaczenie tylko wtedy, gdy na postaci leży już znacznik wpływu, co oznacza, że nie znajduje się ona w tytułowym InBetween. Wówczas gracz, w którego wymiarze jest postać, może opłacić koszt w energii i zwiększyć swój poziom świadomości. Następnie, jeśli znacznik znajduje się na drugim albo dalszym polu danej postaci, można skorzystać z jej zdolności. Na koniec tury znacznik aktywności przesuwa się na kolejną kartę i zaczyna się tura następnego gracza.
Reguły, po ich poznaniu, stają się dość proste. Nie do końca przekonała mnie jednak instrukcja. Przede wszystkim nie lubię ramek, w których zawarte są istotne reguły – wyrobiłem sobie nawyk czytania suchych zasad i pomijania wszelkich dodatków w postaci przykładów, chyba że czegoś nie jestem w stanie wywnioskować z opisu. Tutaj w ramkach zamknięto ważne informacje, co nieco utrudniało mi czytanie. Do tego, mimo sporej liczby wypunktowań, instrukcja była nieco chaotyczna, w błąd na pierwszy rzut oka wprowadzała też karta pomocy (na drugi, po porównaniu z instrukcją już nie). Chodzi o zapis, że postać zawsze jest w jednym z wymiarów i drugi, mówiący że jeśli nie ma na niej znacznika, to postać jest w InBetween. Dopiero zajrzenie do książeczki z regułami wyjaśnia, że postać może być w wymiarze miasta/istoty i jednocześnie w InBetween.
Tak czy inaczej jeśli przebrnie się przez zasady, to jest już z górki. Czasami można mieć wątpliwości dotyczące jakiejś karty, ale nasze partie przebiegały płynnie. Przydawała się w nich karta pomocy z przebiegiem tury, dzięki której wszystko szło sprawnie, bez konieczności zaglądania do instrukcji.
- InBetween – instrukcja (PDF, 10 MB)
Kasia:
Pomimo niewielkich rozmiarów InBetween nie jest banalną karcianką. Zasady nie są może bardzo zawiłe, ale zrozumienie tego, jak dokładnie gra przebiega oraz jakiego mniej więcej rodzaju zagrań można się spodziewać po przeciwniku, wymaga rozegrania przynajmniej jednej partii. Dobrze, że gracze dostają karty pomocy, bo zdecydowanie się one przydają, przynajmniej podczas kilku pierwszych rozgrywek.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
InBetween może się podobać. Ba, siadaliśmy do partii też ze znajomymi i pierwsze wrażenie zawsze było pozytywne. Połączenie zarządzania ręką kart, z postaciami, po których porusza się znacznik tury sprawdza się w praktyce. Zagrywając akcje trzeba brać pod uwagę sytuację na stole, nie zawsze też warto/da się skorzystać z treści karty. Energia jest ważnym zasobem i trzeba dysponować nim rozsądnie, szczególnie jeśli na stole większość postaci znajduje się w wymiarze przeciwnika.
Typ gry wiąże się naturalnie z interakcją. Tej jest tutaj sporo, od wpływania na postacie po bezpośrednie ataki na przeciwnika, gdy karty zmuszają go do odrzucania energii itd. Dzięki temu rozgrywki przypominają swoistą przepychankę, w której trzeba przewidywać ruchy rywala, reagować na nie i, najlepiej, zapobiegać im.
InBetween to gra, w której po pierwsze ważne jest planowanie na podstawie tego, co aktualnie mamy w ręku. Owszem, na początku partii można upatrzyć sobie postacie ze zdolnościami, które chce się zgarnąć, jednak dużo do powiedzenia mają tutaj karty. Symbole na akcjach są niezwykle ważne, bo określają postacie, na które można wpływać. Losowość w ich doborze daje się jednak we znaki jedynie na samym finiszu partii – kilka razy zdarzyło się tak, że przeciwnik nie był w stanie wpłynąć na jakąś postać (brak symbolu na ręku), co dawało mi zwycięstwo. Przy dość niedługiej rozgrywce (poza pierwszą partią mieściliśmy się w okolicach 30-40 minut) nie jest to jednak problemem, a dzięki przesuwającemu się znacznikowi tury sporo można przewidzieć wcześniej. No i w końcu zagrania, które mają zaskoczyć przeciwnika, są częścią zabawy.
Ze spokojem wystawiłbym grze 7 albo nawet 7,5, gdyby nie jedna kwestia – warunki wygranej. Te są dwa (kontrola nad trzema postaciami albo szósty poziom świadomości), jednak na ogół partie kończyły się dzięki wypełnieniu tego drugiego. Na kilkanaście rozgrywek jedynie kilka razy (bliżej 3-4 niż 8-9) któreś z nas wygrało poprzez kontrolowanie postaci. Niekiedy dochodziło do sytuacji, w których jeden z graczy – mając korzystny układ kart na stole – wykonywał praktycznie dwie akcje: pozyskiwanie energii i zwiększanie świadomości. Aż w pewnym momencie sięgnąłem do instrukcji, by upewnić się, czy przypadkiem nie pobieramy zbyt dużo energii. Odniosłem wrażenie, że druga dostępna strategia nie do końca radzi sobie z kontrowaniem rywala, który zdecyduje się pójść w świadomość. Im bardziej znaliśmy grę, tym bardziej było to widać. Cierpiały na tym trochę zdolności postaci, z których korzystało się przez to nieco rzadziej, niżbym sobie tego życzył.
Mimo tego wrażenia większej skuteczności jednej ze strategii przyjemnie grało mi się w InBetween. Przygotowanie partii nie zajmowało długo, a dzięki sporej liczbie kart i dwóm różnym stronom konfliktu nie czułem powtarzalności zagrań. Możliwość wykorzystywania wszystkich kart na różne sposoby (zdobywanie wpływów u mieszkańców, korzystanie z ich umiejętności, symbole i akcje kart na ręce, zdolność świadomości) sprawia, że mimo niewielkich rozmiarów w InBetween dzieje się sporo.
Kasia:
InBetween to swego rodzaju dwuosobowy pojedynek, przypominający nieco przeciąganie liny. Możliwe do wykonania akcje są raczej proste, ale strategii jest tu całkiem dużo. Jest więc trochę kombinowania, jakie karty zagrać, w jakiej kolejności, czy opłaca się wydawać energię na ich zdolności lub kiedy skorzystać z dodatkowej akcji świadomości. Droga do zwycięstwa nie jest nigdy oczywista, a duża interakcja sprawia, że często nasze plany są niweczone. Trzeba więc na bieżąco je korygować czy wręcz zmieniać.
W InBetween można wygrać na dwa różne sposoby, jednak podczas naszych rozgrywek zdecydowanie dominowały zwycięstwa dzięki osiągnięciu maksymalnego poziomu świadomości (a nie przeciągnięciu wystarczającej liczby mieszkańców na swoją stronę). Pewnym wyjaśnieniem takiej sytuacji może być losowość doboru kart w grze. Wylosowanie wielokrotnie tego samego symbolu na karcie i ostateczne przeciągnięcie danego mieszkańca jest dość mało prawdopodobne w krótkim czasie. Zdecydowanie łatwiej jest rozproszyć wysiłki, zadziałać na kilka różnych postaci i dzięki temu zwiększyć swój dochód energii, zamieniając go następnie w kolejne poziomy świadomości. Z tego też względu strategia zmierzająca do osiągnięcia takiego właśnie celu wydaje się być dominująca. Można co prawda odrzucać karty i dobierać nowe, ale wiąże się to ze stratą kolejki i wcale nie gwarantuje powodzenia.
Ogólnie rzecz biorąc jednak losowość nie przeszkadzała mi w tym tytule. Jeśli się ją uwzględniło, biorąc pod uwagę to o czym wspomniałam wyżej, to obmyślanie strategii w zależności od pojawiających się na naszej ręce kart, jest jak najbardziej w porządku.
Delikatna asymetryczność rozgrywki dodaje grze regrywalności, bo każda ze stron pozornie ma to samo do zrobienia, ale nieco inne narzędzia, którymi może się posłużyć. Poza tym w każdej partii mamy nieco inny zestaw kart – ułożony w specyficzny sposób, przez co dostępne są różnego rodzaju dodatkowe bonusy, co też urozmaica zabawę.
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Przy niewielkich grach na ogół pomijamy ten fragment recenzji, dorzucając ze 2 zdania przy opisie rozgrywki albo ocenie. Jednak otoczka tematyczna pełni dość istotną rolę w InBetween, chociażby przez to, że klimatem gra wyraźnie nawiązuje do serialu Stranger Things i zyskującego na popularności pogranicza horrorów oraz tajemniczych historii. Standardowo więc napiszę, że szata graficzna dobrze wywiązuje się ze swojej roli wprowadzania w przedstawione w grze realia. Widać to już po pudełku, które ma dwie strony – miasta i istoty. W opisie wyglądu wspominałem też o dwustronnych kartach i ładnych ilustracjach.
Mechanicznie akcje na ogół mają swoje uzasadnienie fabularne, pomagają w tym też krótkie wstawki tekstowe pod opisami zdolności kart. Przyznam, że rozgrywki sprawiły, że zainteresowaliśmy się wspomnianym wyżej serialem.
Zawsze trudno mi oceniać klimat w tak niewielkich grach, które nie mogą pozwolić sobie na tworzenie fabuły itd. Wydaje mi się jednak, że InBetween dobrze poradziło sobie z tym zagadnieniem, dzięki czemu może przyciągnąć już samym tematem. Jest nieźle!
Kasia:
W InBetween inspiracje serialem Stranger Things są więcej niż czytelne. Dzięki temu ta niewielka karcianka ma szansę trafić do fanów produkcji Netflixa, ale także i innych miłośników horrorów science-fiction. Brak licencji jest tu więc i wadą i zaletą jednocześnie. Widząc pudełko z napisem Stranger Things, ktoś nieznający serialu mniej chętnie sięgnąłby pewnie po grę.
Co zaś tyczy się oddania tematu w rozgrywce, to dużą część roboty jeśli chodzi o budowanie klimatu robią ilustracje, a także krótkie wstawki fabularne znajdujące się na kartach akcji. Dzięki temu gra nie wydaje się abstrakcyjna, choć pewnie bez większego problemu można by jej temat zmienić (co zresztą miało miejsce, bo jeszcze pod koniec 2016 roku gra była zapowiadana jako Święci i Grzesznicy: Poczet królów polskich). W trakcie partii klimat jest lekko wyczuwalny, choć na pierwszy plan wysuwają się po prostu zmagania dwóch sił, a losy poszczególnych postaci są zdecydowanie mniej istotne.
Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 6/10
Ocena:
Wiktor:
InBetween jest dobrą karcianką, której mogę zarzucić właściwie jedną rzecz: wg mnie jedna ze strategii jest bardziej opłacalna i łatwiej pozwala osiągnąć zwycięstwo. Być może w starciu z doświadczonym w tym tytule weteranem odniósłbym inne wrażenie, jednak poznając grę od zera wyglądało to u nas tak, a nie inaczej.
Sama rozgrywka sprawia jednak przyjemność i budzi trochę emocji. Bez znużenia siadałem do kolejnych partyjek i jestem zdania, że nie zmarnowałem czasu poznając ten tytuł. Czuć tutaj „grę w grze”, której niekiedy brakuje mniejszym, dwuosobowym planszówkom i karciankom.
Kasia:
Całkiem dobrze bawiłam się przy InBetween, a największą frajdę sprawiała mi bezpośrednia rywalizacja i możliwość zawieszenia oka na intrygujących rysunkach. I choć nie powaliło mnie ono na kolana, to uważam, że to solidna karcianka. Poleciłabym ją grającym we dwoje, zwłaszcza jeśli lubią klimat horroru.
- Dla kogo?
Dla: początkujących i średnio zaawansowanych; grających we dwoje; miłośników horroru i serialu Stranger Things
Przypomina nam: Multiuniversum; trochę Obecność
Plusy:
- dobre wykonanie, fajne ilustracje
- kompaktowe rozmiary
- regrywalna
- uczucie dużej ilości „gry w grze”
Minusy:
- jedna z dróg do zwycięstwa wydaje się łatwiejsza od drugiej
Grę przekazało nam wydawnictwo Board&Dice. Dziękujemy!
2 komentarze
Martyna
Za 45 zł warta zakupu? 😀
Planszówki we dwoje
Trudne pytanie, nie lubię oceniania gry przez pryzmat ceny, bo za dużo w tym zmiennych (zarobki, inne gry, zawartość, mechanika…) 😛 Jeśli lubisz granie we dwoje i z tekstu wygląda Ci na to, że może chwycić, to chyba tak – w środku są duże, ładne karty, więc widać tę cenę. No i sama rozgrywka też jest przyjemna.
– W.