Torres – recenzja
Torres to pozycja, którą trudno nam było ocenić. To przecież jeden z planszówkowych klasyków, stworzony przez dwóch znanych autorów. Mimo wszystko spróbowaliśmy. W podsumowaniu tekstu znalazło się też krótkie porównanie do Santorini, bo przecież obie gry łączą podobne elementy i z grubsza zbliżona rozgrywka.
Wiek: 10+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około 60 minut
Wydawca: Egmont
Tematyka: średniowiecze
Główna mechanika: punkty akcji, dokładanie klocków
BGG: Torres
Grę przekazało nam wydawnictwo Egmont.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Torres to staruszek. Gra ukazała się w Polsce w 2017 roku, jednak oryginalne wydanie na rynku hula już od 1999 roku! Może dlatego okładka planszówki jest trochę oldskulowa, pełna stonowanych barw i jakaś taka trochę niemrawa. Również planszę utrzymano w odcieniach brązu, co pasuje do średniowiecznej tematyki, jednak nie wywołuje efektu wow.
Torres to jednak coś więcej niż okładka i plansza. W grze najważniejsze są plastikowe elementy zamków oraz figurki. Jasnobrązowe piętra układane na planszy sprawiają, że ta wygląda dużo atrakcyjniej. Pionki przypominają natomiast figury szachowe, które można spotkać w muzeach. I jest to komplement, bo pasują do całej otoczki gry, nadając jej średniowiecznego sznytu. Figurki mają jednak jedną wadę – mogłyby być bardziej stabilne. Niekiedy potrącenie planszy sprawia, że część z nich przewraca się. Nie było to bardzo uciążliwe, ale gdyby problem był dla kogoś nie do zniesienia, to można pomyśleć o jakichś podstawkach. Pionki mają otwory w podstawach, więc pewnie coś dałoby się ogarnąć. Jedno zdanie muszę poświęcić jeszcze wyprasce. Mogłaby być trochę wyższa, bo plastikowych elementów jest na tyle sporo, że mogą zniszczyć planszę. Na szczęście w środku znalazł się kawałek kartonu, który przyjmuje na siebie wszystkie te rany – pod żadnym pozorem nie pozbywajcie się go z pudełka!
Gra zawiera też porządnej jakości karty akcji i celów oraz dwie dwujęzyczne pomoce z wymienionymi kosztami akcji. Mimo stonowanej, pełnej brązów kolorystki gra na stole wygląda dość elegancko, przywodząc na myśl wspominane wcześniej szachy.
Kasia:
Wszystkie komponenty w Torres są bardzo porządne – plansza mocna, lakierowana, karty płótnowane. Co do ich urody można by się jednak spierać. Kolorystyka nie jest zbyt porywająca, gdyż dominują brązy i beże, choć nic mnie tu nie razi brzydotą. Jest więc neutralnie, przejrzyście i na pewno spójnie. Na osobny komentarz zasługują moim zdaniem plastikowe figurki rycerzy. Prezentują się całkiem ładnie, choć niestety są ciut
niepraktyczne. Są dość wysokie, a jednocześnie chybotliwe i
niestabilne, więc nieraz zdarzało się, że zostały przypadkowo strącone. Jest to szczególnie widoczne gdy stawiane są na łączeniu planszy.
Zawartość pudełka dobrze mieści się w wygodnej wyprasce (trzeba tylko pamiętać, by nie pozbywać się specjalnego kawałka tektury, który chroni planszę przed uszkodzeniami).
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 6,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Torres to gra abstrakcyjna, w której zadaniem jest budowanie zamków i wspinanie się na nie figurkami. Rywalizacja toczy się przez trzy rundy, z których każda podzielona na kilka tur graczy. W swojej kolejce można wykorzystać 5 punktów akcji, które pozwalają na:
- wybudowanie elementu (1PA, maksymalnie 3 w turze),
- dobranie karty (1PA, maksymalnie 2 w turze),
- umieszczenie rycerza (2PA),
- przemieszczenie rycerza o jedno pole (1PA),
- zagranie karty akcji (0PA, 1 w turze),
- zdobycie punktu zwycięstwa (1PA).
Pod koniec rundy sprawdza się punktację i oprócz bonusu królewskiego (za pozycję w zamku, w którym znajduje się duża figurka władcy) każdy otrzymuje punkty za zamek, w którym znajduje się jego pionek. Oblicza się je na zasadzie: poziom pionka razy powierzchnia podstawy zamku. Czyli figurka stojąca na 5 poziome w zamku mającym podstawę wielkości 10 elementów zdobędzie 50 punktów. Jak widać wyniki są spore, więc akcja zdobywania punktów nie wydaje się atrakcyjna, korzysta się z niej w ostateczności, gdy zostaną jakieś niewykorzystane PA. Ciekawą sprawą jest ruch pionków, które wchodząc do zamku mogą za jeden punkt przejść przez całą budowlę. Ta zasada sprawiła nam też sporo problemów na początku.
Reguły gry w pierwszej partii trochę mnie przytłoczyły. Nie do końca jasna była kwestia ruchu figurek oraz samej struktury rundy. Dopiero spokojna lektura instrukcji z rozłożonymi elementami pozwoliła wszystko ogarnąć. Gdy już zasady stały się klarowne, to sama zabawa przebiegała płynnie. Warto wspomnieć, że gra oferuje różne tryby – z losowymi kartami akcji, ze wszystkimi dostępnymi na ręku oraz z kartami celów.
Kasia:
Ogólnie rzecz biorąc zasady Torres są dość proste, zwłaszcza jeśli ktoś znający grę je nam wytłumaczy. Po lekturze instrukcji miałam natomiast lekki mętlik dotyczący tego co jest tutaj turą, a co kolejką gracza oraz kiedy trzeba zliczać punkty. Reszta spraw jest natomiast wyłożona dobrze, a dodatkowo na osobnej stronie wyjaśniono działanie kart. Ułatwienie dla nowych graczy stanowią też ściągawki z oznaczeniem kosztu poszczególnych akcji.
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Jak może już wiecie nie przepadam za grami abstrakcyjnymi, jednak Torres, podobnie jak i recenzowane kiedyś Santorini nieźle to maskuje (krótkie porównanie do Santorini znajdziecie w podsumowaniu). Dużo fajniej przestawia się elementy zamków, niż np. kulki.
Torres oferuje trzy różne tryby o innym poziomie losowości, którą wprowadzają do gry karty akcji. W pierwszym każdy dysponuje swoją talią 10 kart, z której je dobiera. To standardowe rozwiązanie. Tryb mistrzowski pozwala na pełną kontrolę nad partią, gdyż zaczyna się ze wszystkimi kartami w ręku. Usuwa to z zabawy całą losowość, stawiając na pojedynek umysłów. W ostatnim, najbardziej podanym na rolę szczęścia, wszystkie karty tworzą jeden wspólny stos. Zasady pozostawiają więc graczom trochę swobody, moim ulubionym trybem został ten najbardziej zaawansowany, w którym za porażki mogłem winić tylko siebie, nie losowość.
Poziom interakcji zależy od tego, ile osób siada od rywalizacji. Im więcej, tym gęściej robi się na planszy, łatwiej kogoś przyblokować albo wskoczyć na właśnie odsłonięte przez tę osobę miejsce. W takim układzie grało mi się zdecydowanie najlepiej, bo i punktacja nie była sprawą oczywistą. Zajmowaliśmy różne zamki, wskakiwaliśmy na inne piętra, nie wszyscy spełniali warunek karty celu, dzięki czemu cały czas nie było wiadomo kto tak naprawdę zatriumfuje. Skoro już mowa o celach, to przyznam, że są bardzo fajną opcją zmuszającą do skupienia się nie tylko na wskakiwaniu na wyższe wieże.
Torres, jak to gra logiczna, jest pozycją regrywalną głównie dzięki przeciwnikom. Podobnie jak i w szachach niektóre zagrania z partii na partię będą się powtarzać, ale już decyzje rywali sprawią, że każda będzie wyglądała inaczej. Urozmaiceniem są też karty akcji, które pozwalają na wykonywanie dodatkowych ruchów, łamanie pewnych zasad czy dają po prostu więcej punktów akcji. Torres wiąże się z bardzo wysokimi wynikami, w okolicach 250-300+ punktów. Oczywiście dużo zależy od przeciwników i ich ogrania, ale i tak w czasie zabawy będzie trzeba się naliczyć. Na szczęście jest to prosta matematyka polegająca na mnożeniu, która w praktyce okazuje się mniej uciążliwa niż myślałem.
Torres to dość duża abstrakcyjna gra planszowa. Nie chodzi tylko o liczbę elementów, ale też czas jednej partii. Nie zdarzyło się nam raczej przekroczenie pudełkowej godziny, ale jak na taką zabawę to i tak sporo. Jest to też główna cecha gry, która sprawi, że nie będę wracał do niej zbyt często – w tym czasie wolę zagrać w coś bardziej w moim guście.
Kasia:
Nie ma co ukrywać, że Torres to gra abstrakcyjna, w której trzeba dość mocno wysilać szare komórki. Początkowo obawiałam się ciągłego liczenia wpisanego w grę (mnożenie i sumowanie pól), ale nie jest to nic uciążliwego i szybko wchodzi w krew.
Uważam, że mechanicznie jest to bardzo dopracowany tytuł. Trudno znaleźć jakieś większe wady, a o odbiorze gry w dużej mierze decydować może raczej gust gracza. W miarę możliwości staram się jednak w takich sytuacjach odkładać na bok wszelkie uprzedzenia. Na pewno na uwagę zasługuje dobrze pomyślany system przydzielania punktów akcji. Jest on na tyle prosty, że podczas partii nie ma większych przestojów (no może w pełnym składzie myśliciele nie są mile widziani).
W Torres nie ma zbyt dużo przypadku – jedynie podczas doboru kart. Nie sądziłam, że coś takiego powiem, ale bardziej podoba mi się wariant zaawansowany, w którym losowości nie ma w ogóle. Jest to taki typ gry, gdzie ta przewidywalność dobrze się sprawdza i pasuje do koncepcji mocno strategicznej rozgrywki. Interakcji również jest tu generalnie niewiele i w dużej mierze nie jest ona
wymierzona w przeciwnika, a wynika z poszukiwania najlepiej punktujących
okazji. Nie mniej fajnie, że się pojawia.
Dzięki kartom dodatkowo punktujących celów mamy tu do czynienia z dużą regrywalnością. Co równie ważne, gra dobrze sprawdza się niezależnie od liczebności kompanii przy stole.
Autorzy Torres stworzyli również znaną Trylogię Maski (Tikal, Mexica,
Java), w której ważną rolę odgrywają elementy przestrzenne. Z tej listy
grałam tylko w Tikala, ale wyraźnie widzę podobieństwa między nim, a
Torres. W obu grach występuje podobny system punktów akcji oraz motyw
wspinania się na tworzone budowle.
Chyba nieuniknione są również porównania Torres do Santorini. Choć to bardziej kwestia podobnego wyglądu, a głębia rozgrywki i rozwiązania mechaniczne sprawiają, że wrażenia z rozgrywki są jednak dość odmienne.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Torres we dwoje staje się dużo bardziej wymagającą rywalizacją. Na planszy rozwijanych jest mniej zamków, przez co obaj gracze będą chcieli się w nich zadomowić. W tym trybie liczy się każdy punkt, a 10 czy 20 robi naprawdę dużą różnicę. W takim wypadku nie warto odpuszczać sobie karty celu, a najlepiej ułożyć całą strategię tak, by zawsze być w zasięgu zrealizowania go.
Odbiór gry we dwoje w dużej mierze zależeć będzie do tego, czy ktoś lubi taki typ rozgrywki. Dla mnie satysfakcja z potyczki z jednym oponentem jest zbyt mała, jak na czas potrzebny do jej rozegrania. Dlatego tak bardzo spodobało mi się Santorini, które można wyciągnąć czekając na spóźniającego się kolegę, czy dogotowanie się kartofli. Torres to już jednak pozycja dłuższa, poważniejsza i cięższa.
Kasia:
Torres fajnie dopasowuje się do liczby graczy. I tak we dwoje mamy nieco więcej dostępnych elementów do wybudowania oraz więcej kolejek przypadających na każdego z graczy. Dzięki temu nie ma wrażenia, by na planszy było zbyt luźno, między innymi dlatego, że częściej udaje się wyłożyć wszystkich swoich rycerzy.
We dwoje Torres to typowy pojedynek umysłów. Trzeba się sporo nakombinować, żeby przechytrzyć przeciwnika, a wygrana daje dużą satysfakcję. Wydaje mi się jednak, że gra wypada odrobinkę lepiej we trzy lub cztery osoby, gdyż pojawia się wtedy dodatkowy czynnik, który trzeba brać pod uwagę i robi się dzięki temu bardziej interesująco.
Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 7/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Średniowiecze! Epickie bitwy, pojedynki dzielnych rycerzy i powstające ogromne budowle, do których potrzeba ton kamienia i silnych pracowników… Nie, nie tutaj. Torres, jak zostało to już napisane, jest grą abstrakcyjną, którą nazwałbym nawet pozycją logiczno-strategiczną. W związku z tym, poza tematyką budowy zamków i fajnymi plastikowymi elementami nie ma tutaj wiele tematyczności, o klimacie już nie wspominając. Także cała szata graficzna nie porywa na tyle, by podnieść trochę ocenę za tematykę. Unikać jak ognia? Fani ameri nie znajdą tutaj prawie nic dla siebie (no dobra, jest sporo plastiku), natomiast miłośnikom gier logicznych brak klimatu chyba nigdy nie przeszkadza. Ta ocena cząstkowa nie ma więc dużego wpływu na odbiór całej gry.
Kasia:
Torres to gra bardzo sucha i do granic możliwości skupiona na mechanice. Jakichkolwiek elementów mających budować klimat trzeba naprawdę ze świecą szukać. Obecność króla i rycerzy ma po prostu umilić graczom czas spędzony przy stole. Wiele rozwiązań mechanicznych, jak chociażby kilkukrotne zliczanie punktów podczas partii, nadaje grze sztuczności.
Ocena Wiktora: 2/10
Ocena Kasi: 2/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Torres nie jest piękny, chociaż nie można powiedzieć, że ma słabej jakości komponenty. Co to to nie! Sporo plastiku, solidne karty, spora plansza i fajne, chociaż trochę przewracające się figurki. Zasady na pierwszy rzut oka są trochę toporne, ale po poznaniu pokazują bardziej ludzką twarz. Sama rozgrywka jest interesująca, przemówi na pewno do fanów liczenia i optymalizowania. Jakby nie patrzeć jest to tytuł abstrakcyjny, który wg mnie najlepiej sprawdza się przy czterech osobach, a najsłabiej we dwoje. Staje się wówczas zbyt wymagający, chociaż fani tego typu rozgrywki powinno to docenić dużo bardziej niż ja. Klimatu w tym wszystkim nie ma, ale jak już wspominałem, jest to pozycja abstrakcyjna.
Torres vs Santorini:
Wbrew pozorom są to dwie różne gry, chociaż można dostrzec sporo elementów wspólnych i wyraźną inspirację Torres podczas tworzenia nowszej planszówki. Przede wszystkim Torres jest grą trudniejszą, dłuższą i bardziej wymagającą. Widać to już po celu gry, bo w Santorini wystarczy wskoczyć wyżej, a Torres zmusza do zdobywania i liczenia punktów. Różni się też mechanika – podczas budowania greckiego miasteczka można tylko skakać po planszy i stawiać elementy wież, Torres pozwala też na dobieranie i zagrywanie kart oraz wystawianie nowych pionków.
Ze względu na to, że nie przepadam za grami abstrakcyjnymi w większości przypadków wybrałbym świetne Santorini, po którym po prostu mniej czuć tę logiczność zabawy. Dlaczego w większości, a nie zawsze? Bo we czworo Torres działa bezsprzecznie lepiej. Czuć rywalizację i to, że jest to pełnoprawny tryb, gdzie w Santorini dorzucono go trochę na doczepkę. O rozgrywkach we troje można by dyskutować i też trudno jednoznacznie wybrać mi zwycięzcę. Parom lubiącym lżejsze i śliczne gry logiczne polecam jednak Santorini. Prywatnie to jedna z moich ulubionych planszówek: ładna, szybka, prosta, emocjonująca. Za Torres przemawia jednak bardzo ważna dla wielu cecha – cena.
W skrócie: miłośnicy gier logicznych lubiących trudniejszą, wymagającą rywalizację niech sięgną po Torres. Osoby grające głównie rodzinnie, nieprzepadające za grami logicznymi, ale szukające czegoś abstrakcyjnego, ładnego i szybkiego niech wybiorą Santorini. Oczywiście obie gry nie obrażą się, jeśli wylądują na półce obok siebie…
Kasia:
Torres to gra solidna, zarówno w sensie dosłownym (jakość wykonania) jak i pod względem grywalności mechaniki. Jest to bardzo porządna gra logiczna, która mimo upływu lat wciąż daje sporo frajdy. Klimatu nie ma tu co szukać, bo to po prostu nieco przypudrowana gra logiczna. Jest za to bardzo regrywalna i nieźle się skaluje, a wysiłek umysłowy angażuje na tyle, że czas przy stole płynie miło.
Ocena:
Wiktor:
Torres to dobra, wymagająca gra. Powinna spodobać się fanom pozycji logicznych, w których sytuację na planszy można zawsze przeliczyć. Karty akcji, cele i zagrania przeciwników sprawiają, że do tytułu można wracać bez nudy. Mimo że abstrakcyjne planszówki to nie do końca moja bajka, to przy Torres bardzo przyjemnie spędzałem czas. Polecam wszystkim fanom tego typu gier!
Kasia:
Jak nie pałam miłością do gier logicznych, tak tutaj bawiłam się zupełnie dobrze. Myślę, że za rekomendację powinien wystarczyć fakt, że Torres na tyle dobrze broni się mechanicznie, że może spodobać się nawet komuś z rezerwą podchodzącemu do tego rodzaju planszówek.
- Dla kogo?
Dla: średnio zaawansowanych i doświadczonych graczy; miłośników gier abstrakcyjnych oraz logicznych; fanów budowania z klocków
Przypomina nam: Santorini, Tikal
Plusy:
- solidne wykonanie
- stosunkowo proste zasady
- duża regrywalność
- dobrze się skaluje [K.]
Minusy:
- przewracające się pionki
- słabiej (ciężej) wypada we dwoje [W.]
- opis zasad ruchu sprawił nam trochę problemów [W.]
Grę przekazało nam wydawnictwo Egmont. Dziękujemy!