Władca Areny – pierwsze starcie
We Władcy Areny gracze wcielają się w gladiatorów toczących bezlitosne walki na arenie. Ścierając się próbują zdobyć chwałę i potęgę, często kosztem własnego życia. Rozgrywka podzielona jest na dwa główne etapy: przygotowanie postaci oraz samą walkę. Do dyspozycji wojownicy dostają szeroki wachlarz broni, pancerzy oraz pułapek, które mają pomagać im w walce. Gra została stworzona z myślą o dwóch graczach, dodatkowo do zakupu skusiły nas mroczna oprawa oraz niska cena wynikająca z promocji w jednym ze sklepów. Po otrzymaniu przesyłki udało nam się znaleźć chwilę na przejrzenie zawartości oraz rozegranie pierwszego starcia.
Wrażenia wizualne
Nie będę rozpisywał się na temat elementów gry, nakreślę tylko w kilku słowach co rzuciło nam się w oczy. Po otwarciu dość niewysokiego i niezbyt sztywnego pudełka pierwszą rzeczą, którą ujrzeliśmy był woreczek wypchany kolorowymi koralikami, które w grze służą jako różnego rodzaju znaczniki. Po rozsypaniu okazało się, że faktycznie jest tego sporo, w różnych kolorach i kształtach. Poza tym nie sposób było nie zauważyć świetnych ilustracji – na pudełku oraz w instrukcji.
Ups…
Kontynuując oględziny nowego nabytku z niepokojem zauważyłem, że jedn z elementów planszy (składającej się z czterech puzzli) jest dość mocno wgnieciony. Podczas oczekiwania na odpowiedź ze sklepu skontaktował się ze mną wydawca gry (brawa za podejście do klienta i szybką reakcję!) wyjaśniając, że uszkodzenie występuje we wszystkich egzemplarzach gry, jednak po jakimś czasie plansza powinna się „wypchnąć” i zmniejszyć jego widoczność. Może się czepiam, ale przydałaby się informacja o tym na stronie sklepu. Poza tym jednym mankamentem wszystko było w porządku, więc Kasia zajęła się wkładaniem kart (sprawiały wrażenie delikatnych) do koszulek, podczas gdy ja studiowałem instrukcję.
Rozgrywka
Pierwsza gra zajęła nam sporo czasu i poprzez ciągłe zaglądanie do instrukcji nie była zbyt dynamiczna. Na początku jednak należało stworzyć bohaterów. Rezygnując z możliwości skorzystania z gotowych postaci zaczęliśmy ustalać wartość każdej z sześciu cech, dobierać ekwipunek i modyfikować arenę. Do gustu przypadło nam budzące skojarzenia z grami RPG projektowanie własnego wojownika i, mimo że zajęło to dobre pół godziny, było warto.
Samo starcie nie wzbudziło zbyt wielkich emocji, gdyż dopiero zapoznawaliśmy się z możliwymi do wykonania akcjami, a tych jest sporo, zarówno ofensywnych jak i służących do obrony.
Prognoza
Z niecierpliwością czekamy na kolejne rozgrywki, bo jesteśmy pewni, że wraz z lepszym poznaniem gry zacznie ona przynosić więcej frajdy a rozgrywka stanie się bardziej żwawa. Pełną recenzję Władcy Areny zaprezentujemy Wam prawdopodobnie na początku lutego, gdy uda nam się rozegrać jeszcze co najmniej kilka partii.
One Comment
Anonimowy
Potwierdzam, w mojej kopii też jest to irytujące wgniecenie, do którego zdążyłem się już przyzwyczaić. Tak jak i u Was, tak u mnie pierwsza rozgrywka i samo przebrnięcie przez instrukcję było katorgą, ale za to druga i każda następna partia wynagradziła włożony trud z nawiązką 🙂 Gra jest jedną z najlepszych 2 osobóweg w jakie przyszło mi grać, mnóstwo emocji przy praktycznie każdym rzucie kością 🙂 nie poddawajcie się! 🙂