Pola Arle – recenzja
Pola Arle to nasz pierwszy Rosenberg w kolekcji! To gra szczególna również dla autora, gdyż opowiada o okolicach, w których dorastał jego ojciec. Mimo tego podchodziliśmy do niej ostrożnie i z dystansem, by… Ach, co Wam będę opowiadał, rzućcie okiem na recenzję i przeczytajcie jak sprawdzają się Pola Arle we dwoje! 😉
Wiek: 13+
Liczba graczy: 1-2
Czas gry: ok. 120 minut (w praktyce ok. 90)
Wydawca: Games Factory Publishing
Tematyka: rolnictwo, hodowla, wiejskie życie XVIII wieku, ekonomia
Główna mechanika: worker placement
Dla: zaawansowanych; fanów Rosenberga; grających w parze; posiadaczy dużych stołów; miłośników rolnictwa
BGG: Fields of Arle
Grę przekazało nam Games Factory Publishing.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Polskie wydanie Pól Arle zdobi ładna i sielska grafika, efekt udanej zbiórki na Wspieram.to. Duże pudełko wypchane jest po brzegi planszami, żetonami, drewnianymi znacznikami torfu i zwierząt… Naprawdę sporo tego! Edycja crowdfundingowa zawiera także cztery materiałowe woreczki na surowce i dodatkowe naklejki na drewienka koni i owiec.
Żeby nie rozpisywać się za bardzo odeślę Was do naszego unboxingu. A w skrócie? Pola Arle wyglądają bardzo ładnie! Wiejska, zielono-brązowa kolorystyka wprawia w przyjemny i spokojny nastrój, ilustracje na kafelkach i planszach może nie porywają, ale są estetyczne i czytelne. Uważni gracze znajdą umieszczone gdzieniegdzie easter eggi, czyli różnego rodzaju smaczki i nawiązania: ukryty kryształ z innej gry Rosenberga (Kawerny), spacerujących po kafelku podróży muzykantów z Bremy, kręgi w zbożu na polu… Nie będę zdradzał wszystkiego, bo przecież wyszukiwanie takich niespodzianek to sama przyjemność!
Duże wrażenie robią również drewniane zwierzątka ozdobione naklejkami, dzięki którym gra wygląda żywiej i weselej. Jakość elementów Pól Arle oceniam dość wysoko. Po kilkunastu godzinach spędzonych z grą jedynie na krawędziach kafelków miast/podróży i torfowisk widoczne są lekkie otarcia – reszta wygląda niemal jak nowa.
Kasia:
W wielkim pudle Pól Arle dostajemy tyle dobra, że nawet nie wiem od czego zacząć. Plansze są bardzo estetyczne i czytelne, a jedyną wadą jest ich liczba, przez co mogą sprawiać kłopot podczas rozkładania na stole. Wszystkie pola są na nich jednak rozmieszczone dość przemyślnie, więc trudno byłoby tu coś zmniejszać.
Moje serce skradły te wszystkie malutkie drewniane zwierzęta – wyglądają super, zwłaszcza po oklejeniu. A to, mimo że czasochłonne i wymagające precyzji, to daje sporą satysfakcję. Fajnie, że w naklejki zaopatrzono również drewniane walce – nadaje im to bardziej indywidualnego charakteru.
Całościowo wizualnie gra prezentuje się również bardzo dobrze – podobają mi się te „miękkie” kreski i ciepła kolorystyka. Sprawia to, że Pola Arle są zdecydowanie przyjemne w odbiorze. Bardzo miło jest też znajdować różne graficzne smaczki na planszach i kafelkach w grze (np. smok chowający się w lesie czy ścigający się na ścieżce żółw i zając).
Gra tego typu nie mogłaby się obejść także bez odpowiedniego notesu do końcowego zliczania punktów. Na szczęście i on znalazł się na wyposażeniu, więc za to kolejny plus ode mnie.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 9/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Pola Arle są grą dużą i zaawansowaną – co do tego nie ma wątpliwości. Nie jest to więc pozycja dla początkujących w hobby ani też osób siadających jedynie do prostych, rodzinnych gier takich jak Wsiąść do Pociągu czy Carcassonne. Skomplikowanie planszówki Rosenberga polega jednak nie na trudnych i wymyślnych zasadach, a na złożoności samej rozgrywki: dużej liczbie dostępnych pól akcji i zależnościach między nimi. Reguły zabawy są natomiast dość intuicyjne i zrozumiałe, a największe problemy sprawiła nam kwestia przekazywania znacznika pierwszego gracza. Dlaczego? Otóż w każdej porze roku (rundzie) można jednorazowo skorzystać z akcji drugiego sezonu, co wpływa na to, kto rozpocznie następną – wprowadziło to u nas trochę zamieszania.
W Polach Arle naprzemiennie przydziela się robotników do wybranych pól akcji otrzymując płynące z nich korzyści. Gdy cztery znaczniki każdego gracza zostaną już wystawione na planszę, następuje faza inwentaryzacji. Wówczas – zależnie od pory roku – otrzymuje się korzyści płynące z posiadania upraw oraz zwierząt, a następnie żywi się robotników (płacąc zawsze 3 jedzenia). I to właściwie tyle. Na początku następnej rundy zmienia się pora roku i dostępne stają się przypisane do niej akcje. Zabawa toczy się w ten sposób przez 9 sezonów, by na jej końcu podliczyć i porównać wyniki punktowe.
Zasady gry opisane są w instrukcji spójnie i przejrzyście. Cieszy umieszczony pod koniec książeczki opis wszystkich akcji i budynków, którzy potrafi się przydać. Na BGG zaglądałem jedynie raz, by sprawdzić czy dobrze zrozumiałem wspomnianą wcześniej kwestię znacznika pierwszego gracza.
Kasia:
Początkowo byłam nieco przerażona tym, jak uda mi się ogarnąć zasady tego kolosa. Ucieszyłam się więc widząc wielkie karty pomocy. Co ciekawe jednak, po trwającym jakieś pół godzinki wykładzie Wiktora, nie potrzeba mi już było żadnej pomocy, ściągawka poszła w odstawkę i jeśli już do niej zaglądam to tylko po to, by przypomnieć sobie startowe zasoby (punkt za to, że nie trzeba w tym celu grzebać w instrukcji!). Okazało się bowiem, że zasady są tu bardzo intuicyjne, a po ich jednokrotnym wytłumaczeniu już właściwie nie ma potrzeby przypominania sobie i wyjaśniania czegokolwiek.
Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 9/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Pola Arle nie są planszówką, którą można w pełni poznać już przy pierwszej partii. Wysoki próg wejścia spowodowany jest dużą liczbą dostępnych akcji (po 15 na porę roku), budynków i występujących między nimi zależności. Te ostatnie są z resztą tym, co napędza całą zabawę. Przykład? Aby stworzyć wóz potrzeba drewna, jednak by je uzyskać należy wybrać się do drwala, który jest skuteczniejszy, gdy wcześniej zapewnimy mu narzędzia. I w ten oto sposób prosta czynność rozbijana jest na kilka akcji, a czasami nawet i rund. A jeszcze wypadłoby załatwić jakiegoś konia, który to wszystko uciągnie… Dlatego też nie jest to gra, w której można obrać jedną ścieżkę i inwestować np. jedynie w pola albo zwierzęta.
Możliwości w Polach Arle jest multum. Początkowo mogą one przytłaczać, jednak z czasem gracze zaczynają wychwytywać zależności między akcjami. Przygotujcie się jednak, że pierwszą partię rozegracie trochę po omacku. Na szczęście pomaga to, że pod koniec gry punktuje niemal wszystko: zwierzęta, budynki, tkaniny i ubrania, materiały budowlane oraz dobra na planszy, poziom narzędzi, pojazdy w stodole i tor podróży. Dzięki temu różnice w punktacji nie są na ogół zbyt duże, a nawet jeśli komuś trafi się gorsza partia (dwa razy wygrałem z Kasią około 20 punktami), to i tak nie rzuca się to w oczy podczas rozgrywki. Niestety, nasz rekord punktowy należy do Kasi, której udało się raz uciułać ich aż 105,5 (bijąc tym samym moją setkę).
Planszówka wydana przez GFP nie oferuje wiele interakcji, jednak momentami potrafi napsuć trochę krwi. Szczególnie trudne partie trafiają się wtedy, gdy obaj gracze postanowią skupić się na tych samych obszarach i zaczynają rywalizować o kilka konkretnych pól dla robotników. Żeby nie było jednak zbyt brutalnie na planszy znajduje się wyrobnik pozwalający powtórzyć zajętą już akcję, a raz na rundę można też wybrać się na pole z drugiej pory roku. Mimo tego Pola Arle nie są grą łatwą. Planszę włości, na której budujemy budynki i trzymany zwierzęta, ograniczają z jednej strony tereny zalewowe, a z drugiej torfowiska. By móc się swobodnie rozwijać trzeba więc przesuwać groble i osuszać mokradła. Nie tylko powiększy to dostępne pod zabudowę, siew i hodowlę tereny, ale i pozwoli uniknąć ujemnych punktów pod koniec zabawy. Bardzo udanym zabiegiem (w porównaniu do Agricoli) okazało się uproszczenie procesu żywienia. W Polach Arle zawsze kosztuje ono 3 jedzenia i trzeba się „postarać”, by nie być w stanie uiścić tej opłaty oraz stracić za to punkty.
Opisane wyżej „ułatwienia” nie wpływają jednak na liczbę trudnych decyzji do podjęcia. Dużą rolę pełni przy tym przewidywanie potrzebnych przeciwnikowi akcji i zajmowanie ich wcześniej, można jednak też grać bardziej indywidualnie, nie przejmując się poczynaniami oponenta. Co kto lubi. Mnogość strategii i wyborów, które stawia przed nami Rosenberg oraz wybierane częściowo losowo budynki sprawiają, że Pola Arle zapewnią odbiorcom długie godziny dobrej zabawy. Bardzo fajnie, że będą one wynikiem wielu rozegranych partii, a nie długiego czasu jednej – sesja w Arle zajmuje nam na ogół około 90 minut wraz z jej rozłożeniem. A lubimy czasami trochę pomyśleć przed ruchem.
Początkowo w grze irytowała mnie niemożność zbudowania sprawnie działającego silniczka, który generowałby mi dziesiątki punktów. Na szczęście w pewnym momencie dotarło do mnie, że nie na tym mają polegać Pola Arle. Podobnie jak i na roli, w grze Rosenberga profituje ciężka praca od pierwszej do ostatniej rundy. Krótka kołderka występująca w tej planszówce sprawia, że robotników zawsze jest zbyt niewielu, zawsze przydałby się chociaż jeden więcej. Często zmusza to do trudnych wyborów, jak rezygnacja ze wcześniej zaplanowanej akcji, by zdobyć torf na opał (bez którego pod koniec lata może być krucho), czy konieczność ubicia i wywiezienia do miasta zwierzęcia, by móc wykarmić gospodarstwo.
Ten wierzchołek góry, jaką są Pola Arle (bo by opisać wszystko musiałbym pewnie skupić się na detalach i pojedynczych akcjach) powinien dać Wam dobry pogląd na tę świetną grę. Wszystko w niej działa bardzo sprawnie, angażuje i zachęca do odkrywania coraz to nowszych strategii. Czas przy Polach Arle mija bardzo szybko, a jedna partia budzi od razu chęć rozegrania kolejnej. Co też uczyniliśmy już pierwszego wieczoru po trzymaniu przesyłki, gdy w pierwszej grze zostałem pokonany przez Kasię i nie mogłem tego tak zostawić.
Kasia:
Ogrom dostępnych opcji może początkowo trochę przytłaczać, jednak podczas drugiej-trzeciej partii zaczynamy już rozumieć co się bardziej, a co mniej opłaca, jakie akcje dobrze jest wykonywać na początku gry, a jakie zostawić na koniec.
Możliwych taktyk jest tu tak wiele, że gra szybko się nie nudzi. Za każdym razem możemy tworzyć swoje włości nieco inaczej, skupić się na punktowaniu za wozy i wyprawy, za zwierzęta czy też za budynki w gospodarstwie. Biorąc pod uwagę wspomnianą zmienność oraz różniąca się nieco pulę dostępnych budynków w niemal każdej partii, otrzymujemy grę o dość dużej regrywalności.
Interakcja w Polach Arle nie jest zbyt duża, jednak czasem zajęcie akcji przez przeciwnika potrafi nieźle namieszać. Dobrze więc, że dano możliwość zduplikowania wykorzystanego już pola, bo inaczej trudno byłoby tu snuć długoterminowe plany. Choć mimo wszystko trzeba być przygotowanym, że czasem może pojawić się konieczność do ich szybkiego zweryfikowania. Co jednak ważne, obranie innej strategii gry niż rywal nie sprawi, że każdy będzie się skupiał wyłącznie na swoich sprawach. Walka o te same pola nadal będzie się toczyć (choć z nieco mniejszą intensywnością), ponieważ pewne zasoby są niezbędne, niezależnie do czego dążymy.
Liczba pracowników (czterech) wprowadza pewne ograniczenia, lecz jednocześnie cieszy mnie, że przez całą partię obaj gracze mają ich tyle samo. Dzięki temu gra wydaje się bardziej sprawiedliwa – przewagę możemy zyskiwać w inny sposób, bo dostępnych akcji zawsze będziemy mieć po cztery.
Jest tu wiele mechanizmów, które sprawiają, że gra jako całokształt jest ciekawa i chce się do niej wracać. Dla mnie są to przede wszystkim rozróżnienie akcji letnich i zimowych oraz możliwość rozwijania pewnych „sprawności”, dzięki czemu z czasem możemy zyskiwać więcej na wykonywaniu wybranych akcji. Ciekawy jest także pomysł z wozami, które mogą służyć nie tylko do podróży, ale i do „ulepszania” naszych towarów i zasobów.
Ocena Wiktora: 9,5/10
Ocena Kasi: 9/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Klimat to w rozmowach o planszówkach dość często spotykane pojęcie, które dla każdego ma inną wagę i różne znaczenie. W moim przypadku kryje się pod nim powiązanie mechaniki z tematyką, ale przede wszystkim też immersja, czyli to na ile rozgrywka mnie zaangażuje i pochłonie, przenosząc w inny świat.
I Polom Arle, mimo niezbyt porywającej tematyki, się to udało. Wizualnie, mechanicznie i językowo. Bardzo fajnym zabiegiem było użycie fachowych nazw narzędzi. W grze obok łopat i kotłów garncarskich mamy więc też strugnice, więcierze i sztychówki. Wszystkie są połączone z sensownym mechanicznie i tematycznie działaniem. Dodajcie do tego trudy dawnego fryzyjskiego życia, jak osuszanie torfowisk i przesuwanie grobli oraz wyprawy do większych miast z towarami, a otrzymacie całkiem klimatyczną grę euro. I co z tego, że ciągle chodzi jedynie o zdobywanie punktów. Nikt nie mówił, że życie rolnika będzie pełne przygód! 😛
Kasia:
Autor włożył w tę grę dużo serca ponieważ, jak dowiadujemy się zaglądając do instrukcji, była ona inspirowana jego rodzinnymi stronami. Czuć to zarówno w sferze wizualnej jak i w niezwykłej konsekwencji w dążeniu do realistycznego oddania tematu. I to ostatnie udało się tu bardzo dobrze – Pola Arle są spójne na wszystkich płaszczyznach i dzięki temu dają jeszcze większą frajdę z gry. Najważniejsze jest tu oczywiście odzwierciedlenie niuansów gospodarskiego życia w mechanice – jak choćby liczne sposoby produkcji pożywiania (np. ze zwierząt lub z ziarna) czy konieczność budowania grobli i osuszania gruntu.
Moje oczekiwania odnośnie klimatu w tego rodzaju grze ekonomicznej były raczej niewielkie, więc i moje zaskoczenie było spore. Nie spodziewałam się, że można tak świetnie „ubrać” w klimat ograny już wiejsko-rolniczy temat.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Nasz pierwszy Rosenberg nie tylko wygląda bardzo dobrze, ale i spisuje się znakomicie. Gra wymaga jednak sporo miejsca na stole, co powinniście mieć na uwadze.
Rozgrywka angażuje i wciąga, czasami przyjemnie irytując i zmuszając do zdwojonego wysiłku, by wszystko idealnie zaplanować. Jednocześnie Pola Arle są regrywalne i mają proste zasady. Nie należy tego jednak mylić z niskim progiem wejścia – to zaawansowana gra, w której poznanie wszystkich możliwości zajmie Wam pewnie 1-2 partie.
Wbrew pozorom zabawa we fryzyjskich rolników bardzo dobrze wypada pod kątem klimatu, zgrabnie łącząc rozwiązania mechaniczne z tematycznymi. Nie spodziewałem się po niej w tej kategorii zbyt wiele, ale zostałem pozytywnie zaskoczony.
Kasia:
Pola Arle są dopracowane praktycznie w każdym aspekcie, więc trudno tu mówić o jakichś jednoznacznych wadach. Mechanika jest interesująca oraz zbalansowana, a rozgrywka toczy się płynnie i zamyka w bardzo przyzwoitym czasie. Przy tym sama gra, co może być zaskakujące w przypadku tego typu pozycji, jest wyjątkowo klimatyczna.
Na uwagę zasługuje też fantastyczne, bardzo bogate i porządne wykonanie oraz czytelna, a jednocześnie ładna i sielska oprawa graficzna.
Ocena:
Wiktor:
Pola Arle są świetne! Łączą w sobie sporą decyzyjność i strategiczny potencjał z sensownym czasem rozgrywki i krótkim oczekiwaniem na własną turę. W przeciwieństwie do Agricoli, która odrzuciła mnie już w trakcie pierwszej rozgrywki, są intuicyjne i pozwalają skupić się na własnej strategii, bez ciążącego nad gospodarstwem widma straty punktów niemal za wszystko. No i po prostu sprawiają frajdę!
Pierwszy Rosenberg w naszej kolekcji wywarł na mnie ogromne wrażenie i cieszę się, że dzięki GFP miałem możliwość poznania gry, po którą pewnie sam nigdy bym nie sięgnął. Teraz już wiem, że nie taki Uwe straszny, jak go malują.
Pola Arle mogę śmiało polecić wszystkim bardziej zaawansowanym odbiorcom! Gracze niebojący się dużej swobody i braku jednej ścieżki do zwycięstwa powinni być nimi usatysfakcjonowani!
Kasia:
Moją pierwszą reakcją, kiedy dowiedziałam się, że przyjdzie mi grać w Pola Arle było lekkie przerażenie i onieśmielenie. Odczucia już po pierwszej grze były jednak pozytywne, a z każdą kolejną tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że pan Rosenberg potrafi robić gry złożone, ale jednocześnie przystępne. I to zarówno wizualnie jak i mechanicznie. Według mnie jest to euro niemal idealne: angażujące, dające ogromną satysfakcję z rozgrywek i wyzwalające chęć śrubowania własnych wyników i poszukiwania coraz doskonalszych strategii.
Biorąc pod uwagę, że autor z każdą kolejną grą staje się coraz lepszą wersją samego siebie, to jestem bardzo ciekawa co jeszcze będzie miał graczom do zaoferowania.
Plusy:
- pudło pełne ładnych i porządnych komponentów
- wiele różnych możliwości punktowania
- intuicyjne i niezbyt trudne reguły
- klimatyczna (sic!)
- wciąga i się nie dłuży
- sensowny czas rozgrywki (około 90 minut)
- angażująca i sprawiająca frajdę
Minusy:
- zabiera dużo miejsca na stole
- dość żmudne przygotowanie i „sprzątanie” gry
Grę przekazało nam wydawnictwo Games Factory Publishing. Dzięki!
8 komentarzy
Kobieta czytająca
Wiktorze, czy mógłbyś zrobić (jeśli nie recenzję), to jakiś wpis, dlaczego nie lubisz Agricoli? Bo coś mnie kusi na solówkę Uwego, ale Pola trudno kupić, a Ora i Labora mi odradzają.
Planszówki we dwoje
Grałem w nią raz i dawno, ale pomyślę o jakimś tekście. Ew. podeślij maila to odpowiem mailowo będzie na pewno szybciej. Z gier Uwego polecam jeszcze Uczte dla Odyna, bo ma tryb solo (nie testowałem).
– W.
Kobieta czytająca
W sumie to chodzi mi głównie o to czy wybrać to czy Kawernę 😉 – jestem trochę zdesperowana jeśli chodzi o gry solo.
Unknown
Czy wiadomo jak mają się sprawy z dodrukiem w Polsce?
Planszówki we dwoje
Nie mają się – niestety nie ma planów dodruku 🙁
– W.
Anonimowy
ja gram na stole 120/60 i to bez rogów. plansza główna ma właśnie 60cm więc idealnie. Jest nawet jeszcze miejsce na 2 kubki na kawę.
Unknown
Co do stołu to widzę, że w recenzjach trochę tym straszą, a nam spokojnie się mieści na stole 130×80 więc nie przesadzałbym 🙂 Ale oczywiście gra świetna
Planszówki we dwoje
Nasz jest podobnych rozmiarów. Problemem Pól Arle jest to, że nie da się ich skompresować – plansze jednak muszą być. Właściwie to nawet nie minus, a bardziej ostrzeżenie dla posiadaczy mniejszych stolików 🙂
– W.