recenzje planszówek

Dungeons & Dragons Dice Masters: Battle for Faerûn – recenzja

Wiek: 14+
Liczba graczy: 2
Czas gry: ok. 60 minut
Wydawca: WizKids Games

Czas na tekst o grze, która długo czekała na swoją recenzję. Recenzję, która będzie trochę inna niż zwykle, gdyż tym razem nie dane Wam będzie przeczytać opinii Kasi.

Dungeons & Dragons Dice Masters to gra z serii Dice Masters, która zasięgiem obejmuje już komiksowe uniwersa Marvela i DC. Jakiś czas temu dołączyły do nich Zapomniane Krainy i znajdujący się w nich Faerûn, co od razu przykuło moją uwagę. Karty i kości, boosterki i świat znany mi z książek, którymi zaczytywałem się w młodszych latach – tego nie mogłem ominąć! Zdecydowaliśmy się na zakup podstawki i około 25 boosterków.

Wygląd i wykonanie:

Pudełko Dice Mastersów nie zachwyca, a nawet rozczarowuje. Cienki kartonik w połączeniu z plastikiem
przypominają raczej opakowanie wielorazowej golarki, niż gry karcianej czy planszowej. Szkoda też, że nie pomieści ono więcej elementów – po zakupieniu kilku pakietów dodatkowych trzeba poszukać innego sposobu przechowywania gry. Fajnie natomiast, że przez okienko pudełka widać kilka znajdujących się w nim kości. To zachęca.

Kości, które dostajemy w Dice Mastersach są w porządku. Wbrew temu co czytałem na BGG, w naszych boosterkach nie było ędów, brakujących kart lub kostek. Trzymane w jednym woreczku robią wrażenie swoją liczbą, kolorami i łączną masą. Karty również są okej, mają – na ogół – ładne, pasujące do uniwersum D&D grafiki i są dość sztywne. W mojej ocenie są jednak zbyt ciemne, ciut jaśniejsze ilustracje byłyby bardziej żywe i kolorowe. Rewersy kart są natomiast ohydne – niebieskie, z logo gry zupełnie nie pasują do klimatów fantasy.

Nie mogę też pominąć kształtu kart, które wyciągałem z boosterków. Z powodu umieszczenia w niewielkiej saszetce także kości, karty są wygięte (poprzez wypychanie ich przez kości). Nie wygląda to estetycznie, na szczęście karty dają się bez większego trudu wyprostować. Gdyby nie sztywna tekturka w każdym pakiecie mogłoby być znacznie gorzej.

Karty przy pierwszych rozgrywkach były wyraźnie wygięte

Podstawka zapewnia dwa potrzebne do gry woreczki, wykonane z czegoś papieropodobnego. Mimo że wydają się wyjątkowo nietrwałe, to spełniają swoją rolę i jeszcze się nie rozpadły. Traktowane z szacunkiem powinny „dawać radę”. Pewnie trzeba się postarać, by je porwać ;).

Dwa słowa należą się jeszcze instrukcji, która wygląda jak broszurka lub instrukcja ze sprzętu AGD ( ;)) i ma wyjątkowo małą i nietrafioną czcionkę. Jest nieciekawa na tyle (masa drobnego druczku przeplatanego raptem kilkoma ilustracjami kart), że wolałem ściągnąć jej wersję elektroniczną i uczyć się zasad z tabletu.

Ocena Wiktora: 6/10

Zasady i instrukcja:

Nie wiem, czy mało czytelna instrukcja nastawiła mnie negatywnie do samych zasad, ale miałem trochę problemów z ich przyswojeniem. O ile przebieg tury jest prosty (pomagają w tym jeszcze wydrukowane maty z opisami), to już inne zasady i niektóre słowa kluczowe wydały mi się nieco nieintuicyjne.

O co w ogóle chodzi w D&D Dice Masters? O kości! To one stanowią główną oś rozgrywki – przedstawiają energię, stwory i postacie, ekwipunek i inne akcje. Karty, które biorą udział w rozgrywce, cały czas są wyłożone na stole i stanowią „wyjaśnienia” kości – dzięki przypisaniu konkretnych kostek do kart. To na nich wypisane są zdolności specjalne potworów czy ekwipunku przedstawianego przez kości, do kart sięga się też przy zagrywaniu czarów. Jest to ciekawe rozwiązanie, jednak należy mieć świadomość, że Dice Masters to (jak sama nazwa wskazuje) gra kościana, nie karciana.

Ocena Wiktora: 5,5/10

Rozgrywka:

Kostki z cyferkami to „wampiry”.

Kości kojarzą mi się z dynamiką i emocjami. Losowość, którą wprowadzają bywa bezlitosna, ale wzbudza też czasem ogromne wybuchy radości. Jak wygląda ta kwestia w recenzowanej grze? Oparta na kościach rozgrywka w Dice Mastersach nie przekonuje i nie porywa. Woreczki, które wydawały się na pierwszy rzut oka fajnym i interesującym pomysłem nie wnoszą w sumie nic nowego i ciekawego. Kości trafiają do worka, z worka na matę (którą trzeba samemu wydrukować), po przejściu drogi przez różne pola maty wracają w końcu do worka.

Pojedynki kościanych potworów i postaci nie były dla mnie emocjonujące, ani nawet ciekawe. Mimo wszystko dużo łatwiej pobudzić wyobraźnię mając do dyspozycji kartę, którą trzeba przesunąć, obrócić, wystawić do ataku i obrony, niż kostkę z trzema małymi cyferkami. Szkoda, że w tym systemie karty są jedynie dodatkiem do kostek, tworzą dla nich tło, a nie są równorzędnym elementem gry.

Muszę jednak oddać Dice Mastersom, że gra ta zyskuje z czasem. Im lepiej poznaje się karty i ich możliwe kombinacje, tym więcej opcji się otwiera. Według mnie jednak gra nie oferuje zbyt dużych możliwości taktycznych, czy strategicznych. Z jednej strony sporo w niej losowości – wyciągnięcie złych kostek lub kiepskie rzuty potrafią zrujnować partię – i osoby lubiące gry taktyczne mogą poczuć się zawiedzione. Patrząc na rozgrywkę z perspektywy gracza, który lubi pewną losowość i emocje, Dice Masters są zbyt wolną i statyczną grą.

Sama podstawka jest trochę ograniczona i przedstawia raczej demo gry. Do pełnej zabawy potrzebne będą dodatkowe boosterki, ale to raczej specyfika gier kolekcjonerskich.

Ocena Wiktora: 3/10 

Są smoki, brakuje lochów 😉

Klimat i tematyka:

Zapomniane Krainy, to główny powód, dla którego kupiłem D&D Dice Masters (no dobra, element kolekcjonerski też miał swoje znaczenie ;)). Po rozpakowaniu kart mocno się rozczarowałem, gdyż nie znalazłem wśród nich znanych twarzy, imion i nazwisk, oprócz Minsca i Boo – karty promocyjnej, którą dostałem zamawiając grę w Planszostrefie. Gdzie Drizzt Do’Urden, gdzie Irenicus, czy Lady Aribeth? Szkoda, wielka szkoda, szczególnie, że Dice Masters Marvel i DC mają konkretnych bohaterów. W Faerûnie dostaliśmy natomiast bezimienne drowy, nienazwane krasnoludy i niewyróżniające się smoki. Słabo.

Samego klimatu Zapomnianych Krain również nie uświadczyłem w rozgrywce, szczególnie że łączenie sił dobra i zła po stronie jednego gracza było normalne. Ork i krasnolud walczące razem? Czemu nie, dodajmy im jeszcze jakiegoś robala, będzie weselej! D&D w Dice Mastersach to tylko grafiki i rasy oraz czary. Klimatu nie czuć w tym za grosz.

Rozumiem czemu większą popularnością cieszą się zestawy kości Marvela. Granie znanymi z ekranów i komiksów postaciami może faktycznie sprawiać frajdę – nawet jeśli nie mechaniczną, to chociaż tematyczną. Dla fanów zbierających komiksowe gadżety pewnie samo kolekcjonowanie kart jest przyjemnością. W Battle for Faerûn wypada to jednak marnie.

Ocena Wiktora: 2/10  

Jeśli dotrwaliście do tego momentu, to należy się Wam wyjaśnienie dlaczego recenzja pisana była tylko przeze mnie. Otóż z Kasią zagrałem w Dungeons & Dragons Dice Masters: Battle for Faerûn raptem dwa razy i na więcej nie dałem się namówić. Sam grywałem jeszcze z innymi osobami, jednak Kasi nie udało się (na szczęście!) zbyt dobrze poznać tej gry. Ot, i cała tajemnica.

Podsumowanie:

Inni współgracze, którzy poznawali grę dzięki mnie, także nie byli zachwyceni. Po rozgrywce startowej z instrukcji na ogół nie mieli ochoty na więcej i na stół trafiało coś innego. Może gdybym miał wypasione, kolorowe maty z pianki, wyglądałoby to inaczej ;).

Dice Masters to specyficzna gra, która przyciąga chyba bardziej tematyką i znanymi postaciami (w wersji Marvelowskiej i DC), niż samą mechaniką. Nie sposób pominąć elementu kolekcjonerskiego gry, który dla jednych będzie dyskwalifikujący, ale innym przysporzy emocji (pewnie więcej niż sama rozgrywka) i poczują dzięki niemu ten przyjemny dreszczyk (znany mi z czasów gry w M:tG). Otwieranie 26 boosterków było największą przyjemnością, jaką przyniosła mi ta gra, a znalezienie jednego super rare’a trochę osłodziło mi kiepskie wrażenia z Dice Mastersów.

Dungeons & Dragons Dice Masters: Battle for Faerûn to gra, która zupełnie mi się nie spodobała. Niestety, ale brakowało w niej nie tylko klimatu, ale też angażującej mechaniki. To jedna z najnudniejszych gier, w jakie grałem (o ile nie najnudniejsza!). Plusem może być to, że nawet jeśli się Wam nie spodoba, to nie powinniście mieć problemów ze sprzedaniem jej (a przynajmniej boosterków, nawet rozpakowanych) chociażby na ebayu.

Plusy:

  • dużo kostek
  • przyjemne grafiki
  • losowy element kolekcjonerski, coś dla miłośników otwierania boosterków
  • karta promo od Planszostrefy

Minusy:

  • straszna nuda i kompletny brak emocji
  • zestaw startowy to w sumie demo prawdziwej gry, którą otrzymuje się po dokupieniu kilkunastu pakietów dodatkowych (gra kolekcjonerska)
  • pogięte karty w boosterkach, które na szczęście dają się wyprostować
  • brak klimatu i wykorzystania postaci znanych ze świata Forgotten Realms
  • brak mat w podstawce, trzeba je samodzielnie wydrukować
  • kiepska, mało czytelna instrukcja
  • nędzne pudełko startera, które nie pomieści dodatkowych elementów

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.