Owocowe opowieści – recenzja
Owocowe opowieści wykorzystują system fable (ang. baśń), dzięki któremu gra zmienia się w czasie kolejnych partii. Na stole pojawiają się nowe akcje, a całość tworzy tytułową opowieść. Rozwiązanie przypomina trochę gry typu legacy, jednak tutaj zmiany nie są trwałe i zawsze można przywrócić stan początkowy. Przeczytajcie recenzję rodzinnych Owocowych opowieści!
Wiek: 8+
Liczba graczy: 2-5
Czas gry: około 25 minut
Wydawca: Lacerta
Tematyka: zwierzęta i owoce
Główna mechanika: zbieranie zestawów
Dla: dzieci; całej rodziny; początkujących i średnio zaawansowanych; grywających z dziećmi; fanów gier rodzinnych; miłośników zwierzaków i owoców
Przypomina nam: z grubsza – gry z mechaniką rozmieszczania robotników
BGG: Fabled Fruit
Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Owocowe opowieści zauroczyły mnie dużymi kartami z ilustracjami zwierzaków. Rysunki są kolorowe i zabawne, nawet jeśli przedstawione stworzenia mają niewesołe miny. Oprócz kart akcji w pudełku znajdują się też mniejsze owoce. Zaskoczyły mnie drewniane zwierzęta graczy, bo spodziewałem się raczej zwykłych meepli. Fajnie jest przesuwać po planszy owcę, słonia czy żyrafę swojego koloru. Duży plus również za białe ramki, dzięki którym nie widać śladów tasowania.
Kasia:
Okładkowa grafika Owocowych opowieści kojarzy mi się z oglądanymi w dzieciństwie bajkami. Zachęca, by zajrzeć do środka. W pudełku jest dużo bardzo dobrej jakości kart, spore kartonowe znaczniki i porządnie wykonane drewniane zwierzątka. Wszystko to okraszono pięknymi kolorami. Karty mają bardzo ładne rysunki owoców i nieco mniej urodziwe, nieco zabawne zwierzaki. Taka stylistyka z pewnością przemówi do młodszych odbiorców, a i mnie miło się patrzyło na grę.
Owocowym opowieściom brak wypraski, ale nie wydaje się ona tutaj koniecznością. Dołączone woreczki strunowe dobrze się sprawdzają i pozwalają dzielić karty na różnej wielkości pakiety, zależnie od etapu gry, na jakim jesteśmy.
Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 8/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Celem Owocowych opowieści jest robienie soków. Osoba, która pierwsza wykona odpowiednią liczbę napojów zostaje zwycięzcą. W swojej turze każdy musi poruszyć zwierzaka na inne pole i wykonać akcję przypisaną do danej karty albo zrobić oznaczony na niej koktajl. Istotą Owocowych opowieści są zmieniające się w trakcie gry akcje. Po zrobieniu soku zabiera się jego kartę, wykładając jednocześnie nową ze stosu. Kolejni pomocnicy pojawiający się na stole oferują różne, często trochę bardziej skomplikowane umiejętności, np. wiążące się z rynkiem, wymianą z innymi graczami czy pozwalające dobierać karty/żetony.
Podstawowe reguły Owocowych opowieści są bardzo proste. Trochę zamieszania wprowadzają karty akcji, które trzeba przejrzeć przed rozgrywką. Kolejne, dokładane na bieżąco, nie stanowią już raczej wyzwania pamięciowego. Dobrze, że każda karta ma u góry skrótowo wyjaśnioną akcję, dzięki czemu czasami wystarczy rzut oka, by przypomnieć sobie co robi dany zwierzak. Oprócz instrukcji w pudełku był też opis wszystkich akcji, który ogólnie jest dobrym pomysłem, ale nie zawsze okazuje się praktycznym rozwiązaniem. Na przykład mors jest pierwszym zwierzakiem wprowadzającym do gry rynek, którego opis znajduje się właśnie obok tego ssaka. Wracając do tytułu po jakimś czasie i chcąc przypomnieć sobie np. kiedy uzupełnia się karty rynku, trzeba ponownie odszukać morsa i przeczytać opis. Takie podstawowe informacje (dotyczące również np. złodzieja) powinny według mnie znaleźć się też w podstawowej instrukcji. Kolejną rzeczą, której zabrakło mi w Owocowych opowieściach są nazwy zwierząt widocznych na kartach. Można było je umieścić przy wspomnianych opisach, by dodać grze też waloru edukacyjnego.
Kasia:
Owocowe opowieści mają bardzo proste reguły, których zrozumienie nie powinno być żadnym problemem dla dzieci czy początkujących graczy. Nie ma co przerażać się liczbą kart – na początku wystarczy znajomość tylko sześciu ich rodzajów, a reszta wyjdzie „w praniu”.
Przydatnym udogodnieniem jest umieszczenie w osobnej książeczce spisu wyjaśniającego działanie poszczególnych kart. Zaglądaliśmy do niego w miarę jak pojawiały się nowe mechaniki, by nie mieć wątpliwości co i jak.
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 8/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Podczas pierwszej partii Owocowe opowieści nie porywają, bo początkowe akcje mają raczej za zadanie zapoznać graczy z mechaniką, niż zmuszać ich do kombinowania. Odkrywanie kolejnych kart zmienia jednak oblicze zabawy. Możliwości z czasem przybywa, a kolejne wprowadzają bardziej skomplikowane zasady i pozwalają na różne akcje. Niekiedy będzie to zwykłe dobieranie owoców, czasem ich kradzież czy wymiana z przeciwnikami.
Wiąże się to jednak też z pewną wadą gry. Owocowe opowieści najlepiej spisują się podczas kontynuowania zabawy, gdy w każdej kolejnej partii wznawiamy ją od momentu, w którym została przerwana. Na tym zresztą polegać ma system fable. Rozpoczynanie zawsze od początkowego układu pierwszych akcji – gdy gra się z różnymi grupami – jest kiepskim pomysłem, bo planszówka będzie nas po prostu nudzić. Jako że grywamy z różnymi ludźmi, to z czasem zaczęliśmy kontynuować naszą jedną opowieść. Dzięki temu zachowaliśmy jej ciągłość, a wkraczający do zabawy doświadczeni znajomi nie mieli raczej problemów, by odnaleźć się wśród innych akcji niż te, przy których zakończyli ostatnią partię. Uważam też, że na Owocowe opowieści warto zarezerwować sobie trochę więcej czasu niż pudełko 25 minut i rozegrać od razu kilka rundek z rzędu.
Tytuł wydany przez Lacertę jest pełen negatywnej interakcji. Na szczęście wiele akcji zaprojektowano tak, by celowały tylko w osoby mające najwięcej owoców. Inne natomiast pozwalają okradzionym na dociągnięcie jakiejś karty w ramach rekompensaty, więc wredne zagrania nie są aż tak bezwzględne. Owszem, zdarzają się też zdolności, które mogą zaboleć, wszystko utrzymano jednak w rozsądnych ramach gry rodzinnej.
Tym samym dotarliśmy do jednej z najważniejszych informacji o Owocowych opowieściach. To według mnie pozycja typowo familijna. Jako doświadczony gracz – poza pierwszą partią – nie nudziłem się przy niej, ale traktowałem ją jako zabawę, a nie poważną rywalizację. Zbieranie zestawów owoców jest losowe (szczególnie podczas dobierania kart ze stosu lub od przeciwników) i na tyle nieprzewidywalne, że trudno mówić tutaj o jakiejś rozsądnej strategii. Podczas naszych partii starałem się w miarę możliwości optymalizować ruchy, nie nazwałbym tego jednak planowaniem strategicznym.
Owocowe opowieści zyskują wraz z kolejnymi graczami przy stole. Więcej osób to więcej interakcji, konieczność oddawania kart owoców, gdy stanie się na polu z przeciwnikiem i po prostu lepsza zabawa. Jednak już we troje było czuć ducha rywalizacji, a interakcja budziła emocje. Nie mam zarzutów również wobec regrywalności. Poznanie całej talii zajmuje sporo czasu (na oko około 20 partii), a nic nie stoi na przeszkodzie, by po jakimś czasie rozpocząć zabawę od początku.
Kasia:
Owocowe opowieści to swego rodzaju wstęp do gier typu worker placement, który jednocześnie nie jest grą banalną. Znaleźć tu można sporo kombinowania, podanego w przyjemnej i przestępnej familijnej formie.
Oczywiście szczególną uwagę zwróciłam na mechanikę fable, która jest innowacyjna i ciekawa, a także zapewnia tytułowi dużą regrywalność. Pozwala bezboleśnie rozpocząć zabawę, gdyż początkowe akcje są bardzo proste. Później robi się jednak nieco ciekawiej, kiedy pojawiają się te bardziej zaawansowane. Taka konstrukcja gry sprawia, że jest bardzo różnorodnie, każda partia jest unikalna i stanowi nowe wyzwanie. Dodatkowo gra zmienia się nie tylko z jednej partii na kolejną, ale też w trakcie rozgrywki, co jest impulsem do tego by dostosowywać strategię do aktualnych możliwości.
Fajnie, że znalazło się tu miejsce na pewną dawkę interakcji. Pozwalają na nią niektóre karty oraz zasada odnosząca się do stawania na zajętych już polach. Czasem można więc celowo przyblokować jakieś miejsce, jeśli widzimy, że ktoś czai się na nie. Z tego też względu gra dobrze wypada, gdy przy stole siedzi więcej osób. Pula dostępnych kart (akcji) nie jest dostosowywana do liczby graczy, więc im więcej rywali tym ciaśniej się robi i bardziej iskrzy emocjami.
Losowość jest tu na adekwatnym dla gry familijnej poziomie. To znaczy występuje, czasem pokrzyżuje nieco szyki, ale nie odbiera radości z gry i ma nieco mniejsze znaczenie niż nasze poczynania.
Pomimo, że jest to gra na pierwszy rzut oka skierowana wyłącznie do młodszych graczy, to nawet geek może w nią zagrać i czerpać z takiej rozrywki radość. Zwłaszcza na dalszych etapach, kiedy poziom interakcji się zwiększa, a pozyskiwanie owoców staje się trudniejsze. Raczej nie jestem docelowym odbiorcą tej karcianki, ale i tak uważam, że to kawałek dobrze pomyślanej rodzinnej gry.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Owocowe opowieści działają jako gra dwuosobowa, ale raczej bez fajerwerków. Jako że bardzo duża część akcji nastawiona jest na interakcję, to rywalizacja z jedną osobą naturalnie obniża ich znaczenie. Podczas partii z Kasią bawiłem się nieźle, ale nie na tyle, by częściej wracać do Owocowych opowieści we dwoje. Mamy sporo bardziej wymagających, poważniejszych gier, na które wolałbym poświęcić czas. Podejrzewam jednak, że rodzic z dzieckiem albo dwójka młodszych planszówkowiczów bawiłaby się dobrze nawet w takim układzie, chociaż zaznaczam: już przy trzech osobach jest dużo lepiej.
Kasia:
We dwoje niektóre akcje na kartach działają słabiej (te związane ze wszystkimi czy kilkoma graczami). Na stole robi się też zdecydowanie luźniej, przez co spada poziom interakcji. Krótko mówiąc taki wariant uważam za stosunkowo najsłabszy, choć nadal nie jest on zły. Na pojedynek geeków to za mało, ale już dwójka dzieciaków może się bawić bardzo dobrze.
Ocena Wiktora: 5,5/10
Ocena Kasi: 6/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Tematyka zwierzaków i owoców jest radosna, a zabawne ilustracje nieźle ją oddają. Przez chwilę wahaliśmy się nawet czy nie zaliczyć Owocowych opowieści do małych gier, przy których pomijamy tę rubrykę. Ostatecznie stanęło jednak na pełnej recenzji (nie pytajcie z jakiego klucza korzystamy, bo sami nie wiemy). Niby niektóre zwierzaki mają związek ze swoimi akcjami (małpka kradnie, puma chroni gracza, a ostatnim zwierzakiem jest lew, ale jednak wszystko to jest dość umowne. Klimatu ta gra nie ma, ale też bez niego radzi sobie dobrze. Daję jednak kilka punktów za przyjemną tematykę.
Kasia:
Właściwie trudno napisać coś konkretnego o klimacie w tej grze. Biorąc pod uwagę, że tematem są zwierzęta i owoce, to oczekiwania nie mogą być wygórowane. Czuć po prostu, że jest to familijna, miła i kolorowa karcianka. Trudno bowiem wczuć się tu w jakaś konkretną rolę. Jest jednak pewne pole do interpretacji tego co dzieje się na stole i np. stworzenia opowiastki, która zachęci do zabawy młodszych graczy.
Ocena Wiktora: 3/10
Ocena Kasi: 3/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Owocowe opowieści są ładne, dobrze wykonane i wykorzystują fajne rozwiązanie typu fable. Gra ma proste zasady, chociaż przed każdą partią trzeba przejrzeć dostępne akcje. Opis ich wszystkich w osobnej książeczce jest w porządku, ale część tych informacji można by zawrzeć też w instrukcji. Nigdzie też nie podano nazw zwierząt, a szkoda. Sama zabawa jest przyjemna, nie brakuje w niej interakcji i emocji, chociaż wariant dwuosobowy nie porywa. To ciekawa gra rodzinna, które brak klimatu rekompensuje wesołą tematyką.
Kasia:
Owocowe opowieści to oryginalna gra familijna, która dzięki dużej regrywalności szybko się nie nudzi. Ma solidne komponenty, barwną szatę graficzną i neutralny temat. Nie powinno być jednak zaskoczeniem, że nie ma tu klimatu. Ważne natomiast, że jest sporo interakcji i dzięki temu emocji podczas partii. W większym gronie działa bardzo dobrze, trochę słabiej natomiast w parze.
Ocena:
Wiktor:
Owocowe opowieści są fajną, rodzinną pozycją. Zmieniające się w trakcie gry akcje, ładny wygląd i krótki czas zabawy sprawiają, że siadałem do niej z przyjemnością nawet na 3-4 partyjki z rzędu. Jeśli lubicie lżejsze, familijne tytuły – polecam!
Kasia:
Czas spędzony przy Owocowych opowieściach uważam za bardzo przyjemny. To sympatyczna gra familijna, która potrafi zaangażować. Udana mechanika wciąga i skłania do kolejnych rozgrywek, więc chętnie siądę do kilku partyjek np. podczas rodzinnego spotkania.
Plusy:
- kolorowe, ładne grafiki
- proste zasady
- oryginalny system fable
- duża regrywalność
- dla młodszych i starszych
- sporo emocji i interakcji
Minusy:
- średnia we dwoje
- niektóre informacje tylko w książeczce z opisem zwierząt
- brak nazw zwierzaków
Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta. Dziękujemy!