Scuttle! – recenzja
Scuttle! to mała karcianka ufundowana w zeszłym roku na Kickstarterze. Niewielki projekt zebrał ponad 80 tysięcy dolarów i doczekał się dwóch małych rozszerzeń. Nie słyszeliście o Scuttle!? Macie okazję nadrobić zaległości!
Wiek: 6+
Liczba graczy: 1-5
Czas gry: około 5 minut
Wydawca: Jellybean Games
Tematyka: piraci
Główna mechanika: zarządzanie ręką
BGG: Scuttle!
Grę przekazało nam wydawnictwo Jellybean Games.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Otrzymana gra zawierała od razu dwa niewielkie dodatki: Scurvy! oraz The Curse of Black Jack. Każdy z nich dorzuca kilkanaście kart do zabawy. Scuttle! zamknięte jest w niewielkim i solidnym pudełeczku. Karty (czyli oprócz instrukcji cała zawartość gry) są giętkie, ale wytrzymałe. Po wielu partiach noszą zaledwie niewielkie ślady użytkowania, trzymają się więc bardzo dobrze. Gra ma ładne, utrzymane w ciekawym stylu ilustracje.
Kasia:
Scuttle! prezentuje się bardzo ładnie. Zarówno solidne lakierowane pudełeczko jak i ciekawie zilustrowane, płótnowane karty. Kartonik początkowo sprawiał nam trochę kłopotu, gdyż przez swoją grubość trudno się otwierał. Z czasem jednak wyrobił się. Fajnie, że jest w nim wystarczająco miejsca, by spakować także dodatkowe karty z dwóch dodatków.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Scuttle! to prosta gra, w której celem jest uzbieranie 21 oczek na kartach (lub przekroczenie tej liczby, zależnie od wariantu). Jest to więc pewnego rodzaju wariacja na temat blackjacka. W swoim ruchu można dobrać albo zagrać jedną kartę. Te dzielą się na dwa główne typy: efekty stałe (pozostające w grze dopóki jakaś karta ich nie odrzuci) i zdolności jednorazowe. Ponadto wszystkie z nich mogą być skarbami (zapewniającymi potrzebne do zwycięstwa dublony/oczka, świadczy o tym symbol monet i cyfra na obrazku). Zagrywając kartę należy zdecydować, czy zostaje wyłożona jako skarb, czy też chce się skorzystać z jej zdolności. Albo-albo.
Tekst na kartach pozwala na dobieranie kolejnych, niszczenie tych już leżących na stole, ochronę własnych skarbów i efektów stałych, odrzucanie kart przeciwnika itd. Dodatki wprowadzają też pewne urozmaicenia. Scurvy! prezentuje choroby, które niezbyt się nam spodobały i wywoływały czasami problemy z zasadami w tej prościutkiej grze, natomiast The Curse of Black Jack to więcej tego, co znaleźliśmy w podstawce, z jedną nową, niewielką mechaniką.
Scuttle! ma niewiele zasad, wszystkie opisano na kilku stronach malutkiej instrukcji. Przedstawiono w nich np. wariant wydłużony (w którym zbiera się punkty przez 10 gier), tryb wymagający dokładnie 21 dublonów (mój ulubiony) i zasady zabawy przy 4-5 osobach (drużynowe).
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 8/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Pierwsze partie w Scuttle! zachwyciły mnie krótkim czasem rozgrywki i prostotą. Z czasem zachwyt nieco opadł, bo jest to jednak króciutki, mocno losowy filler. W przerzucaniu się kartami jest mimo to coś sympatycznego.
W Scuttle! bardzo wiele zależy od szczęścia, chociaż odpowiednie zarządzanie kartami i wyczuwanie przeciwników też jest istotne. Większość z kilkudziesięciu rozegranych partii wygrałem, więc nie może być to jedynie dziełem przypadku. Karcianka jest też wredna i pełna negatywnej interakcji. Od niszczenia skarbów i odrzucania kart z ręki, po trwałe efekty każące grać w odkryte karty itd. Dzięki temu zabawa jest dynamiczna i pełna nagłych zwrotów. Gdyby Scuttle! było grą zajmującą 20-30 minut narzekałbym pewnie jej prostotę, jednak pudełkowe 5 minut jest czasem w miarę zgodnym z rzeczywistością.
Spośród dwóch niewielkich dodatków tylko jeden przypadł mi do gustu. Mowa o The Curse of Black Jack, który dodaje kolejne karty, nie zmieniając zbyt mocno mechaniki (wprowadza np. nową akcję łowienia skarbów, pozwalającą na odkrycie wierzchniej karty i wyłożenie jej jeśli jest to skarb). Scurvy! to choroby, które wtasowuje się do talii. Wprowadzają one nowe zasady, ale też pewne niejasności. Dość szybko z nich zrezygnowaliśmy, bo nie bardzo pasowały do prostej, radosnej i szybkiej zabawy niepotrzebnie ją komplikując.
Scuttle! dobrze sprawdza się we troje, pozwalając dwóm osobom kontrolować tę, która wysuwa się na prowadzenie, gorzej jednak działa przy czterech i pięciu graczach. Wprowadza wówczas tryb drużynowy, który nie daje już takiej frajdy. Do partii w takim składzie siadałem raczej z obowiązku, niż dla przyjemności, ale też muszę przyznać, że w karciankach nie przepadam za zabawą w drużynach. Gra oferuje jednak również tryb solo, czyli rywalizację z wirtualnym przeciwnikiem.
Fragment wypada poświęcić też dwóm wariantom: zbierania więcej niż 21 dublonów i równych 21 monet. Ten drugi wymaga więcej kombinowania i jest trudniejszy. Daje też trochę więcej kontroli nad zabawą, w przeciwieństwie do bardzo losowego zbierania jak największej liczby punktów. Jeśli zdarzy się Wam zagrać w Scuttle! wybierajcie rywalizację ze sztywno określoną pulą dublonów.
Kasia:
To chyba najszybsza karcianka, w jaką miałam okazję grać. Jest prosta i dość losowa, ale w przypadku pięciominutowego fillerka nawet spora dawka losowości mnie nie zniechęca, o ile mam frajdę z rozgrywki. A tutaj bawić się można nieźle, przerzucając się kartami i walcząc wściekle z przeciwnościami losu i kłodami rzucanymi pod nogi przez rywali. Bo to gra bardzo wredna, w której bez przerwy musimy gnębić wrogów by nie dać im zwyciężyć i bardzo mi się taki stan rzeczy podoba. W końcu karcianka o piratach nie może być grzeczna i spokojna.
Co ważne nie tylko czas jednaj partii jest tu krótki (dzięki czemu nieraz zdarzało nam się zagrać kilka partii z rzędu), także oczekiwanie na własną kolej to raptem sekundy. Dzięki temu nie ma szans na nudę, a wszystko dzieje się bardzo dynamicznie. No i oczywiście nie ma tu raczej okazji do snucia dalekosiężnych planów, trzeba chwytać nadarzające się okazje i możliwie najlepiej wykorzystywać pojawiające się karty.
Gra nieco inaczej prezentuje się w gronie czteroosobowym, ponieważ wtedy musimy grać parami. Nie jestem raczej zwolenniczką tego typu rozwiązań i tu również go nie pochwalę. Zdecydowanie wolę tryb „każdy na każdego” w partiach we trójkę.Piąty gracz lekko modyfikuje grę drużynową, wydaje się być jednak trochę piątym kołem u statku.
Jeśli chodzi o dodatki, to ten z nową mechaniką zarazków Scurvy! niezbyt przypadł mi do gustu. Na tyle zmieniał on rozgrywkę, wprowadzając dodatkowe efekty działające na graczy, że ta stawała się zbyt chaotyczna. W zamierzeniu miał pewnie dodać grze głębi, ale niepotrzebnie ją skomplikował, podczas gdy siła Scuttle! tkwi w jej prostocie. Co innego dodatek The Curse of Black Jack, który jest po prostu rozwinięciem tego, co dostajemy w podstawce. Nic nie burzy, nie robi rewolucji, zwyczajnie urozmaica rozgrywki, więc oceniam go jak najbardziej pozytywnie.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Scuttle! we dwoje jest często jeszcze szybsze niż w większym gronie, nie daje jednak zbyt wielu opcji powstrzymywania przeciwnika. O ile we troje można prosić o pomoc i reakcję innego gracza, tak tutaj należy radzić sobie samemu. Mimo to rozegraliśmy wiele partii w takim układzie i po jednej zawsze decydowaliśmy się na rewanż. To w ogóle przypadłość tej karcianki – trudno odejść od niej po jednej partii. Trzy-cztery to na ogół norma. Czy warto zainteresować się tytułem do rywalizacji tylko z jednym przeciwnikiem? Tak! Tym bardziej, że to właściwie tylko talia kart, którą można wrzucić do plecaka, w kieszeń czy też schować pod wypraską większego tytułu.
Kasia:
Mechanicznie gra we dwoje nie różni się od rozgrywek we trójkę, jednak wrażenia są chyba odrobinę ciekawsze właśnie w trakcie partii trzyosobowych. Mniej wtedy boli ewentualna przegrana, a na plus działają pojawiające się krótkoterminowe sojusze („bijemy go, bo zaraz wygra!”).
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 6,5/10
Ocena:
Wiktor:
Scuttle! to śmieszna gra. Krótka, losowa, ale jednak wciągająca i angażująca. Dużo negatywnej interakcji, dużo wrednych zagrań i pięć minut potrzebne do rozegrania jednej partii sprawiają, że często lądowała na naszym stole. Do tego należy dodać ciekawe ilustracje i piracką tematykę, która zawsze jest czymś fajnym!
Kasia:
Scuttle! to przyjemny, dość intensywny i bardzo fajnie wykonany ekspresowy fillerek. Jeśli nie przerażacie się sporą losowością takich gier, to może okazać się ciekawym wyborem, bo pozwala ponaparzać się w pirackim stylu.
- Dla kogo?
Dla: piratów-amatorów; miłośników fillerów; grających w gronie 2-3 osób; młodszych planszówkowiczów
Przypomina nam: Farmageddon
Plusy:
- solidne wykonanie i ładne ilustracje
- duża interakcja
- bardzo krótki czas rozgrywki
- z dodatkiem The Curse… może służyć jako zwykła talia kart
Minusy:
- słabsze we czwórkę i piątkę
- kiepski dodatek Scurvy!
Grę przekazało nam wydawnictwo Jellybean Games. Dziękujemy!