Tyrants of the Underdark – recenzja
Drowy (mroczne elfy) walczące o kontrolę nad Podmrokiem, czyli podziemną krainą znaną na pewno miłośnikom Dungeons & Dragons? To wszystko z mechaniką budowy talii i kontroli obszarów? Brzmi świetnie! Czy działa? Oceniamy!
Wiek: 14+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około 60 minut
Wydawca: Gale Force Nine
Tematyka: Zapomniane Krainy, fantasy
Główna mechanika: budowa talii, kontrola obszarów
Dla: średnio zaawansowanych i zaawansowanych; fanów Zapomnianych Krain
Przypomina nam: Brzdęk; Battalia: Początek
BGG: Tyrants of the Underdark
Instrukcja: Tyrants of the Underdark
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Najwięcej miejsca w dużym pudełku zajmuje wypraska, która mieści wszystkie elementy. Nie próbowałem wkładać do niej kart w koszulkach, ale podejrzewam, że może to być problemem. Tyrants of the Underdark to przede wszystkim karty oraz plansza. W zestawie znajdują się też planszetki graczy, żetony oraz plastikowe figurki. Te ostatnie umownie reprezentują jednostki, jedynie szpiegów przedstawiono jako faktyczne postacie.
Spodziewałem się brzydkiej gry, jednak ilustracje na kartach pozytywnie mnie zaskoczyły. Są ładne i klimatyczne, przez co niestety kontrastują z nieciekawymi i trochę staromodnymi rewersami. Znajomi narzekali też na ciemną i mało atrakcyjną planszę, chociaż mi ona nie przeszkadzała. W końcu to Podmrok, kraina pod powierzchnią Faerunu. Bardziej w oczy rzucały się średnio dobrane kolory graczy – czerwony, pomarańczowy, szary i niebieski. Zbliżone barwy zlewały się trochę ze sobą, a ciemniejsze figurki można było czasami przegapić na planszy. Nie było to bardzo uciążliwe, ale zastosowanie standardowych kolorów z planszówek (czerwony, żółty, niebieski, zielony) byłoby chyba bardziej praktyczne.
Jakość elementów gry jest w porządku, ale ze względu na ciemne ramki kart i mechanikę budowania talii polecałbym ubranie ich w koszulki.
Kasia:
W pudełku dostajemy sporo dobrej jakości komponentów, które bez problemów mieszczą się w wygodnej wyprasce. Okładka natomiast sugeruje, że mamy do czynienia z mroczną grą (no i sam tytuł oczywiście także). Zarówno plansza jak i karty utrzymane są w ciemnej kolorystyce, co ma swój urok, choć z praktycznego punktu widzenia ma też pewne wady. Nie chcąc dopuścić do tego, by z czasem karty startowe zaczęły się wyróżniać, warto zadbać o koszulki. Nasi współgracze na widok planszy zwykle stwierdzali, że jest brzydka, jednak dla mnie jest po prostu neutralna. Natomiast jeśli chodzi o grafiki na kartach to są dopracowane i miłe dla oka. Niektóre wręcz chciałabym zobaczyć w formie dużych rysunków na swojej ścianie.
Właściwie jedyną rzeczą, którą chętnie bym zmieniła są rewersy kart. Fioletowa pajęczyna jest do przyjęcia, ale wielki napis „minion” jakoś zupełnie mi tu nie pasuje.
Trochę niezrozumiały jest też dla mnie wybór kolorów graczy, gdyż szary i granatowy są do siebie dość podobne, tak jak czerwony i pomarańczowy. W trakcie partii nie nastręczało to na szczęście większych problemów, więc przymykam na to oko. Same figurki, mimo że w większości przedstawiają po prostu małe tarcze, są miłym dodatkiem, który ułatwia orientację w sytuacji w trakcie partii.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Tyrants of the Underdark łączy w sobie dwie mechaniki: budowę talii i kontrolę obszarów. Celem gry jest zdobywanie punktów zwycięstwa, które pod koniec partii otrzymuje się za kontrolowane miejsca, posiadane karty i znaczniki punktów, zdobyte jednostki przeciwników oraz karty odłożone do wewnętrznego kręgu. W trakcie swojej tury, jak to w grach z budowaniem talii bywa, zagrywa się karty z ręki i wykonuje wypisane na nich akcje.
W Tyrants of the Underdark występują dwa rodzaje zasobów dostarczanych przez karty: punkty siły (mieczyki) i wpływu (pajęczynki). Pierwsze służą do wystawiania własnych jednostek oraz zabijania tych należąćych do przeciwnika. Drugie to waluta, za którą nabywa się karty z toru. Pod koniec tury wszystkie karty (kupione, zagrane, na ręku) lądują na odpowiednim stosie, a na rękę dobiera się pięć nowych. W czasie gry trzeba pamiętać, że atakowanie przeciwników czy umieszczanie własnych jednostek wymaga obecności w danym miejscu. Zapewniają ją nasze sąsiadujące wojska oraz figurki szpiegów. Można więc mozolnie zagarniać coraz to większe obszary planszy albo też za pomocą szpiega przenieść się na drugi koniec mapy.
Reguły nie sprawiły nam problemów, wyjątkiem był zapis o pełnej kontroli, który początkowo trochę źle zinterpretowałem (uzyskuje się ją gdy wszystkie pola w danym miejscu są zajęte i na wszystkich znajdują się jednostki tylko jednego gracza). Pewne zamieszanie mogą sprawiać wymienione w instrukcji akcje, które nie zawsze są dostępne. Różne rodzaje talii (zawsze wykorzystuje się dwie z czterech) wprowadzają różne efekty. Może się więc zdarzyć, że podczas rozgrywki część mechanik będzie po prostu niedostępna. Poza tymi drobnostkami Tyrants of the Underdark mają sensowne i zrozumiałe reguły, które nie są uciążliwe podczas zabawy.
Kasia:
Fajnie, że na planszetkach graczy udało się zmieścić także skrót przebiegu tury. Przydaje się on w pierwszych partiach. Choć muszę też przyznać, że zasady Tyrants of the Underdark są na tyle zrozumiałe i w sumie proste, że właściwie od początku wiadomo co i jak.Wątpliwości pojawiały się sporadycznie i gdzieś w okolicach trzeciej partii udało się je zupełnie wyeliminować.
Pomimo że gra jest w wersji anglojęzycznej, to wystarczy, że jedna osoba przy stole będzie w stanie czytać i wyjaśniać działanie kart, o ile wszyscy je zapamiętają (te leżące na targu są odsłonięte, a te startowe nie mają tekstów).
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 8/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Deck building i area control w jednym? Połączenie tych dwóch mechanik na papierze wydawało mi się średnim pomysłem. Duża zależność między planszą i kartami budziła niepokój związany z dostępnością różnych akcji. Nie przewidziałem jednak, że podstawowe czynności (wystawianie i zabijanie jednostek) będzie wykonywało się dzięki zbieranym z kart zasobom. Pozwala to uniezależnić się trochę od kart z akcjami, wystarczy mieć kilka tych zapewniających mieczyki i pajęczynki, a wszystko zaczyna śmigać. Bez kontrolowania planszy nie ma szans na wygraną, ale też bez kart nie można skutecznie realizować swoich planów. Połączenie dwóch występujących w tytule mechanik jest zręczne, naturalne i oryginalne.
Łączenie dwóch talii w każdej partii sprawia, że tytuł nabiera regrywalności. Wrażenia zależą nie tylko od poczynań przeciwników, ale też od konkretnego wybranego zestawu. Zdarzały się nam krótkie i dynamiczne partie, ale też długie i pozornie spokojne rozgrywki. Każdą zakończyliśmy jednak przez wyłożenie wszystkich jednostek przez jedną osobę, nigdy nie udało się nam opróżnić talii dostępnych do zakupu kart.
Obok tworzenia własnego silniczka, który pozwala np. odkładać karty do wewnętrznego kręgu (za co dają więcej punktów niż w talii) ogromną rolę odgrywa interakcja. Przejmowanie kolejnych miejsc na planszy, niszczenie jednostek przeciwników i pilnowanie, by nie zdobyli pełnej kontroli nad najważniejszymi obszarami (zapewniającymi dodatkowe korzyści w postaci pajęczynek i punktów), towarzyszy zabawie przez cały czas. Niekiedy prowokuje to do gry nad stołem i wspólnego sprzymierzania się przeciwko najlepiej radzącemu sobie na planszy oponentowi, czasami można też namówić kogoś innego do ataku na osobę, która najbardziej zagraża naszej pozycji. Poczynania przeciwników mogą też pokrzyżować misternie snute plany, gdy ktoś przypadkowo (albo celowo) zniszczy jednostkę znajdującą się w ważnym dla nas miejscu albo usunie któregoś szpiega.
Tyrants of the Underdark to gra, której nie brakuje losowości. Towarzyszy ona kartom wykładanym na planszę rynku oraz tym dobieranym z talii. Nie wszystkie połączenia frakcji (smoki, demony, żywiołaki, mroczne elfy) pozwalają na pozbywanie się kart, trzeba więc być przygotowanym, że na rękę co jakiś czas trafią też dość kiepskie jednostki startowe. Można jednak próbować odrzucać je z gry albo przekładać do wewnętrznego kręgu, o ile posiadane akcje na to pozwalają.
Zbieranie punktów w grze nie jest odczuwalne. Tyrants of the Underdark fajnie oddaje zmagania o kontrolę nad Podmrokiem, a podczas tworzenia talii gracze kierują się na ogół przydatnością akcji, nie tylko wartością kart na koniec. Podczas rywalizacji nie brakuje emocji, tym bardziej, że tury przeciwników mijają raczej szybko. W międzyczasie można więc zaplanować własne poczynania albo też przejrzeć dostępne do zakupu karty. Grając w Tyrants of the Underdark bawiłem się świetnie. Nieprzekombinowana mechanika, równie duży nacisk położony na planszę, jak i budowę talii, angażująca rozgrywka i spora dawka negatywnej interakcji sprawiają, że to gra, którą aż chce się mieć w swojej kolekcji.
Kasia:
Tyrants of the Underdark świetnie łączy dwie znane mechaniki – budowania talii i kontroli obszarów. Przy czym każdy z tych elementów jest tu bardzo ważny, a duże zaniedbania w którymś z nich mogą skutkować porażką. To między innymi ten balans sprawia, że planszówka tak bardzo przypadła mi do gustu. Nie jest to tylko ciągłe przerzucanie kart, ale przede wszystkim planowanie jak tym co mamy na ręce zapewnić sobie przewagę na planszy.
Niezwykle ważna jest też interakcja, z którą mamy do czynienia podczas partii. Jej dawka jest idealna – ani za duża ani za mała. Często wchodzimy sobie w drogę z rywalami, nieraz sami dostaniemy po łapach, ale jeśli jesteśmy uważni, to raczej nie zdarzy się, by przeciwnik mógł jednym zagraniem zniweczyć wszystkie nasze wysiłki. Także losowość wydaje mi się akuratna. Oczywiście nigdy nie mamy pewności co dokładnie trafi na naszą rękę, ale wiele kolejnych tur pozwala ukształtować naszą talię na tyle, że mniej więcej wiemy czego się spodziewać.
Niesamowitą satysfakcję daje tutaj właśnie tworzenie swojej talii (jak dla mnie większą niż np. w Dominionie), bo czuć, że każda karta ma realny wpływ na nasz dalszy los. Natomiast mechanika pozwalająca zwykle zagrywać niemal wszystko co mamy na ręce skłania do kombinowania jaka kolejność będzie najkorzystniejsza. Pazura grze dodaje też możliwość promowania kart do wewnętrznego kręgu. Pojawia się więc kolejny dylemat – korzystać z karty w talii czy pozbyć się jej i zdobyć więcej punktów na koniec gry.
Bardzo podoba mi się sposób tworzenia dostępnej w danej partii puli kart. Łączenie dwóch różnych ich rodzajów dodaje Tyrantsom regrywalności i pozwala tworzyć unikalne kombinacje dzięki różnym mechanikom związanym z poszczególnymi rasami. Zresztą generalnie jest to planszówka, która się nie nudzi, gdyż każda partia wygląda inaczej. Ma na to wpływ początkowe rozstawienie, obrana taktyka czy pojawiające się na targu karty. Istotną rolę pełni tu też ruchomy moment zakończenia gry. Z reguły możemy mniej więcej przewidzieć kiedy on nastąpi, a czasem nawet wpływać na niego.
Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 10/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Tyrants of the Underdark nie ma problemów ze skalowalnością. Zależnie od liczby graczy korzysta się z jednej (dwie osoby), dwóch (trzy) albo wszystkich trzech (cztery osoby) części mapy. Dzięki temu w partiach we dwoje wrażenia są zbliżone do tych przy większej liczbie graczy. Oczywiście odpada wówczas cała potencjalna gra nad stołem i wszystkie elementy negocjacji oraz dogadywania się z przeciwnikami. Rywalizacja zyskuje wymiar mocno taktyczny, a na planszy jest mniej możliwych dróg rozwoju, bo z czasem dostępne lokalizacje zostają podzielone między dwóch graczy.
Jak na tytuł oparty na mechanice kontroli obszarów, Tyrants of the Underdark zaskakująco dobrze spisuje się we dwoje. Gra nie traci wiele i jak najbardziej nadaje się do zmagań z jednym tylko przeciwnikiem. Chętniej wróciłbym do niej przy większej liczbie graczy, ale jako dwuosobówka również daje radę, sprawdzając się bardzo dobrze.
Kasia:
Trzeba to Tyrantsom oddać, że bardzo dobrze się skalują. Jest to zasługa przede wszystkim zmiennej wielkości planszy, która sprawia, że nawet we dwójkę jest na niej odpowiednio ciasno i czuć rywalizację. Generalnie więc grałam równie chętnie tylko z Wiktorem jak i w większym składzie, choć gra w 3 i 4 osoby zyskuje odrobinę dzięki grze nad stołem.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 9/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Zapomniane Krainy to jedna z moich ulubionych tematyk w planszówkach, o czym pewnie wspominałem przy okazji recenzji Lords of Waterdeep. Tyrants of the Underdark pozwala wziąć udział w walce o wpływy w Podmorku, czyli krainie położonej w podziemiach kontynentu, w której grasują mroczne elfy, łupieżcy umysłu i innej maści niebezpieczne stwory. O zmaganiach domów drowów napisano kilka książek (Trylogię Mrocznego Elfa oraz Wojnę Pajęczej Królowej), które w latach młodzieńczych pochłaniałem w błyskawicznym tempie. To niezwykle interesujący materiał na planszówkę, jednak w recenzowanej grze potraktowano go trochę po macoszemu. Nazwy lokalizacji i kart, klimatyczne wstawki i ilustracje to praktycznie wszytko, co w tej kwestii oferuje Tyrants of the Underdark. Szczerze mówiąc wspomniane przed chwilą Lords of Waterdeep wypada pod tym kątem po prostu lepiej. Zabrakło tutaj atmosfery intrygi.
Klimat w grze trochę mnie zawiódł, ale jednak możliwość rzucenia okiem na ilustracje ze świata Forgotten Realms przywitałem z radością. Mimo że mechanicznie tytuł obroniłby się niezależnie od realiów, to cieszę się, że zdecydowano się akurat na tę licencję i tematykę, nawet jeśli sama rozgrywka nie oddaje jej wybitnie.
Kasia:
Zdarzyło mi się przeczytać dwie książki z uniwersum Zapomnianych Krain i w formie literackiej nie podbiło ono mojego serca. Do gry podeszłam jednak bez uprzedzeń i muszę stwierdzić, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Pomimo wykorzystania mechaniki niezbyt podatnej na budowanie klimatu (deck building), twórcom udało się osiągnąć dobree fekty. Częściowo odpowiada za to adekwatna oprawa graficzna, a w dużej mierze także mocno rywalizacyjny charakter gry. W naturalny sposób angażuje ona i wyzwala w graczach odpowiednie emocje. Na zdecydowaną pochwałę zasługują także cytaty umieszczone na kartach. Są one zrozumiałe także dla osób nieobeznanych z Podmrokiem, a pozwalają zagłębić się w ten świat np. w trakcie oczekiwania na swoją kolej. I choć ostatecznie nie jest to gra bardzo klimatyczna, to zrobiono chyba wszystko co w takich warunkach się dało, by oddać charakter tego specyficznego świata.
Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 6/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Tyrants of the Underdark na pierwszy rzut oka nie wygląda porywająco, jednak brzydkie rewersy kart kryją ładne ilustracje po drugiej stronie, a ciemna plansza pasuje do tematyki gry. Zasady są przystępne, a połączenie dwóch znanych mechanik wypada znakomicie. Grało mi się tak przyjemnie, że trudno mi wskazać jakieś wady tej gry. Z czasem chętnie zobaczyłbym nowe frakcje, ale widocznie nie tylko ja na to wpadłem i powstał już nawet dodatek zatytułowany Aberrations & Undead. Mimo że gra nie oddaje fajnej tematyki tak dobrze, jak bym tego sobie życzył, to jej mechanice nie mogę nic zarzucić.
Kasia:
Tyrants of the Underdark to regrywalna i dobrze skalująca się gra. Być może ciemna kolorystyka nie każdego przekona, ale wykonanie jest całkiem niezłe. Najważniejsza jest tu jednak frajda z rozgrywki, która jest zasługą zarówno intuicyjnych zasad jak i bardzo przemyślanej strony mechanicznej. Z pewnością swój udział ma tu też solidna dawka interakcji pomiędzy graczami.
Ocena:
Wiktor:
Tyrants of the Underdark to świetna gra łącząca dwie znane mechaniki. I kropka. Polecam!
Kasia:
Gdy zostałam zapytana jak oceniam Tyrantsów odpowiedziałam jednym słowem: SUPER! Nie jest to zasługa jakiejś konkretnej cechy, ale raczej całokształtu, który po prostu zapewnia świetną zabawę. Jest to gra nieprzekombinowana, a jednocześnie pozwalająca podejmować ciekawe strategiczne decyzje. Mogę w nią grać i grać i nie sądzę, by mi się znudziła.
Plusy:
- niewielka liczba zasad
- różne sposoby zdobywania punktów
- udane połączenie znanych mechanik
- ładne grafiki
- dobre skalowanie
- duża regrywalność, emocje
Minusy:
- brzydkie rewersy kart
- zbyt zbliżone kolory figurek
- za mało klimatu Zapomnianych Krain
7 komentarzy
Anonimowy
Dziękuję.
Anonimowy
To teraz trzeba obejrzeć recenzję na konkurencyjnym blogu planszówkowym:) Czy znany jest zatem orientacyjny termin polskiego wydania?
Planszówki we dwoje
Gambit na szczęście też chwalił 😀 Terminu nie ma, obstawiałbym ten rok (o ile w ogóle polskie wydanie wypali) 🙂
– W.
Anonimowy
Jak zawsze ciekawa recenzja. A czy są wieści o polskiej wersji językowej gry?
Planszówki we dwoje
Dzięki! Są plotki, wspominał o niej np. Gambit w swojej recenzji, ale oficjalnie nic nie mogę zdradzić 😛
– W.
Grzegorz Sz.
Rzeczywiście, kolory figurek troszkę się ze sobą zlewają, ale tak poza tym to wydaje mi się, że całość prezentuje się naprawdę dobrze 🙂
Planszówki we dwoje
Podejrzewam, że figurki mogą przeszkadzać szczególnie komuś z problemami rozróżniania barw, ogólnie na żywo nie jest źle, ale wypadało o tym wspomnieć. W recenzji o tym nie pisaliśmy, ale tarcze delikatnie różnią się od siebie kształtem i "ozdobami", co widać na fotkach. Niby szczegół, ale fajny 🙂
– W.