recenzje planszówek

Lorenzo il Magnifico – recenzja

Lorenzo il Magnifico, czyli swojsko brzmiący Wawrzyniec Wspaniały, to jeden z władców Florencji. Polityk, mecenas sztuki, pisarz – prawdziwy człowiek renesansu. W planszówce, za którą odpowiadają Flaminia Brasini, Virginio Gigli, Simone Luciani przyjdzie wcielić się nam w znamienite florenckie rody rywalizujące o prestiż.

Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około  60 minut
Wydawca: Albi
Tematyka: renesans, Włochy
Główna mechanika: rozmieszczanie robotników
Dla: fanów euro; doświadczonych i średnio zaawansowanych;
miłośników Grand Austria Hotel; lubiących worker placement
Przypomina nam: Grand Austria Hotel
BGG: Lorenzo il Magnifico

Grę przekazało nam wydawnictwo Albi.

Wygląd i wykonanie

Wiktor:

Lorenzo il Magnifico wyróżnia się bogato zdobioną okładką, na której widnieje też wizerunek tytułowego bohatera. Ilustracje do gry wykonał znany Klemens Franz, którego charakterystyczny styl kojarzy się z wieloma planszówkami typu euro. Nie jestem największym fanem przedstawiania przez niego postaci, ale muszę przyznać, że Lorenzo pod kątem grafiki prezentuje się bardzo dobrze. Plansza jest ładna i czytelna, ilustracje na kartach niewielkie, ale przyjemne dla oka. Oprawie nie ustępują też elementy z drewna, które mają specjalne kształty. Zawsze milej jest operować drewnem i kamieniami, niż niewiele mówiącymi kostkami.

W pudełku znajduje się również trochę kart, zarówno tych mniejszego, jak i standardowego formatu. Jakość gry nie pozostawia pola do narzekania. W trakcie zabawy nawet mało ciekawie wyglądające drewniane walce okazują się dobrze spełniać swoją rolę.

Dostępna w sklepach polska wersja gry jest tak naprawdę wydaniem międzynarodowym: polskim, słowackim i czeskim. W pudełku znajdujemy więc trzy instrukcje i trzy karty pomocy, każdą w innym języku. Również napisy na kartach noszą po trzy nazwy. Przez to są one trochę mało czytelne, jednak nie zwraca się na nie większej uwagi. Wielkim zaskoczeniem były dla mnie żetony, którymi zakrywa się pola nieużywane przy mniejszej liczbie graczy. To bardzo estetyczny i praktyczny element!

Wysyłając do akcji na planszy głównej robotnika o mocy co najmniej 6 oczek dostaniemy sporo surowców.

Kasia:

Pierwsze, dobre wrażenie robi oryginalna grafika pudełka, która na pewno wyróżni się na półce. Z resztą motyw ciekawych, roślinnych zawijasów przewija się też na niektórych komponentach, choć niestety wyłącznie na ich rewersach, przez co wydaje się troszkę niewykorzystany.

Wewnątrz pudełka jest sporo dobrze wykonanych elementów: estetyczna plansza (plus świetne żetony do zakrywania nieużywanych pól), kolorowe drewienka (fajnie powycinane drewno i kamień) oraz ładne karty z małymi rysuneczkami, na które w sumie nie zwraca się podczas rozgrywek większej uwagi. Grunt, że sama ikonografia jest odpowiednio czytelna, dzięki czemu nawet siedząc np. bokiem do planszy wszystko dobrze widać. Trochę żal natomiast, że nazwy kart napisane są w trzech językach, przez co na małym kartoniku są niemal niewidoczne. Nie mają one znaczenia dla przebiegu gry, ale skoro już są, to mogłyby być lepiej wyeksponowane. Istotną rolę podczas partii pełnią też planszetki, które ułatwiają ogarnięcie sytuacji na stole i utrzymanie porządku. Ich jedyną wadą jest to, że lekko odginają się do góry, przez co nie chcą leżeć płasko.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 7/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Lorenzo il Magnifico to gra typu euro, w której wszyscy dążą do zdobycia jak największej liczby punktów. Mechanika opiera się na rozmieszczaniu robotników, którzy w kolejnych rundach przyjmują inną wartość. Posiadane przez graczy drewniane walce mają na sobie naklejki, które odpowiadają kościom. Przed każdą rundą rzut określa, jaką moc mają robotnicy danego koloru. Ma to ogromny wpływ na rozgrywkę, gdyż wszystkie akcje wymagają posłania do nich robotników o konkretnej wartości minimalnej (od 1 do 7). Dodatkowo, oprócz członków rodziny w swoim kolorze, każdy ma do dyspozycji również walec neutralny o wartości zero. Jeden z zasobów – fioletowe meeple – pozwala modyfikować siłę robotników. Odrzucenie jednego człowieka podnosi wartość walca o jeden, dzięki czemu nie jest się całkowicie zależnym od kości.

Dostępne pola akcji dzielą się na kilka rodzajów:

  • wieże, w których kupuje się karty (zapewniające różne bonusy posiadłości, budynki, pomocników i przedsięwzięcia); 
  • radę miejską pozwalającą zostać pierwszym graczem i dającą dodatkowe korzyści;
  • produkcję pozwalającą aktywować budynki;
  • zbiory aktywujące posiadłości;
  • targowisko dostarczające m.in. ludzi i złoto.

Większość pól jest pojedynczych i mieści tylko jeden walec. Wyjątkiem są podłużne akcje, gdzie pojawić się może nawet kilku robotników. Wysyłając ich z konkretnymi zadaniami należy pamiętać o ograniczeniach. Na przykład w każdej wieży może stać tylko jeden walec danego koloru (nie licząc neutralnych), a gdy znajduje się tam już jakiś pionek, to właściciele kolejnych muszą zapłacić bankowi 3 monety, by móc skorzystać z akcji. Karty zmieniają się co rundę, więc niezakupione nie wrócą już do gry w czasie tej samej partii.

Jednym ze zbieranych zasobów są punkty religii, które przydają się na koniec 2, 4 i 6 runy, gdy należy zdać raport papieżowi. W razie braku wymaganej liczby na torze Watykanu gracz naraża się na ekskomunikę skutkującą jakimiś karami utrzymującymi się przez całą rozgrywką (np. osłabienie mocy pionków itd.). Lorenzo il Magnifico oferuje dwa tryby zabawy. Różnią się one raptem dwoma szczegółami – kartami postaci, których nie ma w rozgrywce podstawowej oraz wyborem planszetek premii osobistej, które w trybie zwykłym są identyczne dla wszystkich graczy.

To oczywiście nie wszystkie reguły zabawy, jednak nie chcę przepisywać tutaj całej instrukcji. Jest to pozycja dla zaawansowanych planszówkowiczów, jednak zasad nie ma w niej aż tak dużo. W większości są one zrozumiałe i intuicyjne. Działanie żetonów ekskomuniki oraz kart postaci wyjaśniono na karcie pomocy, która rozwiewa chyba wszystkie wątpliwości. Po rozegraniu jednej partii wszystkie obowiązujące reguły stają się jasne. Także samo tłumaczenie zasad nie jest problematyczne, a kłopoty nowym graczom sprawiają jedynie akcje produkcji i zbiorów, którym trzeba poświęcić kilka słów podczas objaśniania Lorenzo.

Kasia:

Lorenzo il Magnifico to planszówka dla zaawansowanych i kumatych średnio zaawansowanych graczy. Na szczęście jej zasady nie przytłaczają. Jak to bywa w grach z mechaniką rozmieszczania robotników po objaśnieniu działania poszczególnych rodzajów ikonek można właściwie przystąpić do gry. I choć pierwsza partia zaczyna się od ruchów po omacku, to już gdzieś w okolicach połowy rozgrywki wiadomo z czym się to je.

W trakcie naszych rozgrywek nie było właściwie wątpliwości co do reguł, czasem tylko komuś zdarzyło się zapomnieć, że nie można wysyłać dwóch swoich robotników do jednej wieży, jednak zawsze szybko był wyprowadzany z błędu przez rywali.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

Lektura instrukcji przywiodła mi na myśl inny tytuł, za który odpowiada część autorów Lorenzo – Grand Austria Hotel. Poprzednia gra nie przypadła mi do gustu, wydawała się zbytnio karząca, kołderka była w niej wyraźnie za krótka, a sama rywalizacja bardziej irytowała, niż bawiła. Zapowiadało się więc, że Wawrzyniec Wspaniały może być powtórką z rozrywki i szybko zniechęci mnie do siebie. Tak się jednak nie stało!

Lorenzo il Magnifico to takie GAH 2.0. W grze poprawiono praktycznie wszystko, na co narzekałem przy poprzedniej pozycji autorów. Przede wszystkim o wiele łatwiej zdobywać tutaj zasoby (pomagają w tym pola rynku i rady miejskiej oraz bonusy natychmiastowe z kart i akcji w wieżach), ale nie brakuje też samych robotników. Cztery akcje w rundzie może nie rozpieszczają, ale nie powodują też wrażenia, że udaje się zrealizować raptem ułamek planów. Bardzo podoba mi się też wprowadzona przez kości równość i uczciwość – wszyscy mają do dyspozycji robotników o takiej samej mocy. Jasne, pierwszy gracz dostaje największy wybór, bo może zająć najkorzystniejsze pole, ale to tylko prowokuje do tego, by inni skorzystali z rady miejskiej i rozpoczęli następną rundę. Bo bycie ostatnim – szczególnie przy komplecie graczy – nie jest czymś fajnym. Wiąże się to z dużymi kosztami zakupu kart (pewnie w większości wież będą już inne pionki) oraz mniejszym wyborem.

System kar i nagród za raport do Watykanu również rozwiązano bardzo ciekawie. Niekiedy warto nawet zrezygnować z resetowania swojej pozycji na torze i przyjąć ekskomunikę, by w kolejnej rundzie zdobyć więcej punktów, bo te rosną skokowo – im dalej się zajdzie, tym większa nagroda. Lorenzo il Magnifico wywiera więc na graczach presję, ale wyraźnie mniejszą niż Grand Austria Hotel. W grze nie ma też raczej sytuacji, w których musimy zrobić jedną, konkretną rzecz – wybór jest na tyle duży, że swój cel można na ogół osiągnąć na różne sposoby.

Pomimo tej swobody w Lorenzo występuje jeden element, którego raczej nie opłaca się pomijać – posiadłości. Dobiera się je za darmo, a aktywowane potrafią dostarczyć pokaźną liczbę surowców. Pod koniec partii otrzymuje się też za nie punkty. Strategia wygrywająca? Nie. To po prostu ważna część gry, która pomaga napędzić inne jej elementy, jak np. budynki przemieniające surowce w punkty albo inne zasoby.

Wawrzyniec Wspaniały dobrze się skaluje, chociaż partie dwuosobowe kładą nacisk na trochę inny aspekt gry (o tym później). Czas rozprawić się z bardzo istotną kwestią gier euro – regrywalnością. Każde dwie rundy tworzą tutaj jedną erę, na którą przypada osiem kart. Oznacza to, że w każdej partii pojawią się wszystkie, a te przypisane do pierwszego etapu zawsze wyjdą na stół w pierwszej albo drugiej rundzie, różnić się może jedynie ich kolejność i pozycja w wieży. Czy to przeszkadza? Nie! Pozwala to natomiast doświadczonym graczom na pewne planowanie i świadome nabywanie kart, których działanie będzie się zazębiało. Po kilkunastu partiach wciąż nie mam wrażenia powtarzalności gry i bardzo chętnie do niej wracam, by testować nowe strategie i rozwiązania. Tych jest jeszcze więcej, gdy zdecydujemy się na tryb zaawansowany, w którym karty postaci mają konkretne wymagania, ale też oferują wymierne korzyści.

Jak widzicie chwalę Lorenzo niemal tak zawzięcie, jak krytykowałem GAH. Tytuł bardzo przypadł mi do gustu, jest wymagający, ale nie bezwzględny wobec gracza. W wielu grach euro dostrzegam krótką kołderkę, wieczny brak akcji i zasobów, jednak tutaj – mimo że zjawisko to występuje – bez problemu nauczyłem się żyć z nim w zgodzie. Lorenzo trafiał na nasz stół bardzo często i jeśli tylko znajomi będą chętni, to wciąż będzie na nim gościł.

Kasia:

Z jednej strony Lorenzo to klasyczny worker placement, z drugiej jest tu kilka intrygujących „twistów”. Ciekawy jest np. mechanizm określania siły naszych akcji na daną rundę. Co ważne, jest on dość sprawiedliwy. Nie zmienia to faktu, że kostki to zawsze kostki i kiepski rzut potrafi spowolnić działania graczy, napsuć krwi i utrudnić lub nawet uniemożliwić realizację planów. To zresztą nie jedyne oryginalne rozwiązanie w grze. Podoba mi się pomysł z wprowadzeniem dwóch rodzajów robotników, z których każdy ma swoje wady i zalety, co dodaje grze głębi.

Dużą rolę w trakcie partii w Lorenzo ma status pierwszego gracza, gdyż tak naprawdę główną siłą psująca nam tutaj plany są nasi przeciwnicy. Losowość, poza jednym rzutem na turę nie ma właściwie większego znaczenia. W zdecydowanej większości przypadków to o kolejność właśnie będziemy się martwić. To właściwie moja główna wątpliwość związana z Lorenzo – pewne rzeczy są tu kwestią przypadku i niezamierzonej (najczęściej) negatywnej interakcji. Przez co nawet najmisterniej uknuty plan może się w jednej chwili posypać i trzeba szukać nowych opcji. Niewątpliwie dodaje to grze emocji, bo trzeba się nieźle spinać, by nie dać się ubiec rywalom. Nie jest to więc wadą, raczej cechą gry i albo się na taką sytuację godzimy albo nie. Ja jestem w stanie poświęcić nieco przewidywalności na rzecz frajdy z gry, choć były i takie partie, w których pomstowałam, że zbyt trudno mi coś zaplanować.

Karty pojawiające się w wieżach są w każdej partii takie same, czego nie uważam za wadę, gdyż dzięki temu możemy do pewnego stopnia przewidzieć jakie opcje będą dla nas dostępne. To, że lądują na różnych polach też jest atutem, gdyż nadaje grze różnorodności. Głównym motorem regrywalności są natomiast karty pomocników, którzy czasem dość mocno ukierunkowują rozwój. Istotną rolę pełnią też żetony ekskomunik. Są partie, w których starałam się, by nie dostać żadnej kary, w innych zaś wiedziałam że mogę sobie coś odpuścić, jeśli nie zagrażało to moim planom. To bardzo fajny element w Lorenzo – ta dynamika toru papiestwa.

W grze jest sporo sposobów na punktowanie, choć wydaje mi się, że niektóre są bardziej korzystne. Przykładowo nie zdarzyła się nam chyba żadna partia, w której zwyciężyłaby osoba, która poszła głównie w żółte karty. Sama raz spróbowałam tej ścieżki i niestety poległam mimo, że właściwie nie wiedziałam co zrobiłam nie tak. Krótko mówiąc są tu więc różne strategie, ale pewne ścieżki są łatwiejsze od innych.

Gra w pełnym składzie może czasem powodować niewielkie przestoje, choć nie jest to bardzo uciążliwe. Bardziej w takim układzie przeszkadzało mi, że nim kolejka do mnie dotarła, to sytuacja na stole potrafiła zmienić się diametralnie. Jestem więc fanką takiego wypośrodkowanego układu, czyli trzyosobowego.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 7,5/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Najważniejszą zmianą wprowadzaną przez tryb dla dwojga jest zniknięcie z planszy dodatkowych pól aktywacji zbiorów i produkcji. Oznacza to, że nie zawsze otrzymamy możliwość skorzystania z tej akcji (w większym gronie na planszy jest pole pojedyncze, ale też podłużne dla kilku osób, chociaż ma negatywny modyfikator do siły robotnika). Z jednej strony jest to fajne rozwiązanie, bo wymusza rywalizację o zostanie pierwszym graczem, co jest jedyną gwarancją skorzystania z upatrzonego pola. Patrząc jednak na to z innej perspektywy można stwierdzić, że kupowanie posiadłości i budynków traci trochę sens, a punktów warto szukać gdzie indziej. Przyznam, że zajęcie przez Kasię ważnego dla mnie pola aktywującego karty bywało niekiedy bolesne i mocno mnie irytowało. Ale dodawało też partii emocji i zmuszało do szukania innych rozwiązań.

Gra we dwoje to też mniejsza konkurencja w wieżach, co wiąże się z łatwiejszym dostępem do upatrzonych kart. Nie ma ryzyka, że wszystkie fajne karty znikną, zanim kolejka dojdzie do jakiegoś gracza. Wyraźnie odzwierciedlały to wyniki, które we dwoje były o kilkadziesiąt punktów wyższe od tych w większym gronie.

Chętniej siadam do Lorenzo il Magnifico w gronie trzech lub czterech osób. Nie odmówię też jednak partyjki we dwoje. Rywalizacja z kilkoma graczami budzi we mnie więcej emocji, a konieczność dostosowywania strategii na bieżąco jest bardziej wymagająca, ale też satysfakcjonująca. We dwoje jest łatwiej, ale nie mniej brutalnie – bo zajęcie jedynego pola produkcji/zbiorów boli zdecydowanie bardziej.

Kasia:

Podczas partii we dwoje ciężar gry przenosi się z pół akcji na wieżach i walki o karty na pola pozwalające aktywować już zakupione ulepszenia. W takim układzie jest bowiem dostępne tylko po jednym polu każdego z dwóch rodzajów, jeśli więc przeciwnik zajmie jedno, to automatycznie blokuje naszą aktywację. Potrafi to bardzo mocno utrudnić działanie. Jest to tym częstsze, że grając z jednym rywalem możemy dość dobrze śledzić jego ruchy i widząc np. wiele zielonych kart na jego planszetce złośliwie pójść na pole pozwalające je „odpalić”, by wejść mu w paradę. Z jednej strony rozumiem czym było podyktowane takie rozwiązanie (zapewne utrzymaniem znaczenia pierwszego gracza), ale z drugiej trochę mnie niejednokrotnie irytowało. Chciałabym, żeby była tu jakaś alternatywa, choćby nawet mniej opłacalna, bo aktywacja kart, zwłaszcza kiedy na tym budujemy nasz silnik punktowy, może mieć kluczowe znaczenie dla zwycięstwa.

Pozostałe moje odczucia z gry są generalnie bardzo zbliżone. W trakcie partii we dwoje trzeba zwracać uwagę na nieco inne sprawy, ale generalnie gra się bardzo podobnie.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Ekskomunika! Czerwony dostając ludzi dobiera z każdego źródła o jednego mniej.

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Renesansowa tematyka jest ciekawa, dobrze oddaje ją też szata graficzna planszówki. Na kartach postaci przewijają się znane osobistości z epoki, a efekty budynków i posiadłości odpowiadają ich nazwom – kościoły generują punkty religii, lasy zapewniają drewno itd. Podobnie ma się sprawa z różnymi polami akcji, od rynku po radę miejską. Jest tutaj kilka smaczków, jak np. zależność między punktami wojska a liczbą posiadłości.

Sama mechanika wyboru kart z wież jest już jednak mocno abstrakcyjna i nawet na siłę nie potrafię jej uzasadnić. Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się mechanika, która skutecznie tłamsi klimat. To po prostu rasowy suchar w ładnej oprawie. Jak to często bywa w takich przypadkach gra otrzymuje niską notę w tej kategorii, która jednak nie ma większego wpływu na odbiór całości. Sięgając po planszówkę tego typu nie spodziewałem się niczego innego.

Kasia:

Renesansowe Włochy – czy ten temat może przyciągnąć rzesze graczy? Chyba niekoniecznie, choć też nie brzmi szczególnie zniechęcająco. Dla mnie tematyka jest z tych neutralnych – część postaci przewijających się w Lorenzo (w tym sam tytułowy bohater) było mi zupełnie obcych, a o niektórych wcześniej słyszałam. Na dodatkowej kartce z wyszczególnionymi pomocnikami znajdują się opisy ich dotyczące, choć bardziej się tego domyślam niż wiem na pewno, gdyż są one… po włosku. Może zabieg ten miał dodać grze jakiegoś smaczku, mnie jednak bardziej ucieszyłyby informacje podane w ojczystym języku.

W trakcie partii rozwijamy swoje włości i wykonujemy np. prace na rzecz kościoła i papieża, które zapewniają nam odpowiednie profity. Często działania te mają jakiś sens fabularny, choć raczej trudno skupiać się nad tym podczas rozgrywki. W efekcie więc większe znaczenie ma oprawa graficzna (całkiem trafna moim zdaniem), a i klimatu nie ma tu ostatecznie jakoś szczególnie dużo.

Ocena Wiktora: 3/10
Ocena Kasi: 4/10 

Podsumowanie:

Wiktor:

Lorenzo il Magnifico jest grą ładną, porządnie wydaną i w sensownej cenie. Zasady zabawy nie sprawią trudności doświadczonym graczom, ale nie jest to tytuł dla początkujących. Mimo że rozgrywka przebiega sprawnie i intuicyjnie, to jej ciężar może odstraszyć miłośników Wsiąść do pociągu i Splendoru. Sama mechanika działa bardzo dobrze, a sposób wykorzystania kości w grze bardzo mi się spodobał. Trochę inaczej wyglądają partie we dwoje, w których rywalizacja o niektóre pola jest dużo bardziej zacięta i istotna, dlatego chętniej siadam do Lorenzo w większym gronie, ale nie odmówię też partii tylko z Kasią. Nie ma tu klimatu, ale też nie spodziewałem się go po takiej grze.

Kasia:

Lorenzo okazał się udaną grą o znanej mechanice, którą udało się nieco odświeżyć. Wizualnie wygląda całkiem dobrze, choć klimat jest raczej sprawą drugoplanową. Najlepiej wypada we trójkę, choć spokojnie można do niego siadać w każdym gronie. Gra ciekawie rozwiązuje sprawę losowości, dzięki czemu nawet osoby jej unikające nie powinny mieć zastrzeżeń.

Ocena:

Wiktor:

Lorenzo il Magnifico to jedna z najciekawszych i najlepszych gier euro, w jakie grałem w ostatnim czasie. Okazuje się, że Uczta dla Odyna jednak będzie miała poważną konkurencję podczas tworzenia podsumowującego rok zestawienia. Jeśli lubisz ciężkie gry euro, a kombinowanie nad następnym ruchem to dla Ciebie przyjemność – bez zastanowienia sięgnij po Lorenzo. To świetna, wymagająca planszówka, która zasługuje na uznanie i rozgłos. Gorąco polecam i już czekam na zapowiedziany dodatek! Autorzy zmazali tym tytułem wszystkie złe odczucia, które pozostawił we mnie Grand Austria Hotel.

Kasia:

Pomimo moich drobnych uwag rozgrywki w Lorenzo il Magnifico były dla mnie satysfakcjonujące i zawsze chętnie do nich siadałam. To dość specyficzna gra, która wywiera sporą presję na graczy, ale na tym polega jej urok. Zdecydowanie nie żałuję, że poznałam Wawrzyńca Wspaniałego i sądzę, że jest on ciekawą propozycją dla miłośników gier euro.

Plusy:

  • bardzo ładne wydanie
  • porządne wykonanie
  • wymagająca rozgrywka
  • intuicyjne zasady
  • sporo możliwości
  • nie za krótka kołderka

Minusy:

  • rywalizacja o pola produkcji i zbiorów we dwoje może irytować
Karty postaci z trybu zaawansowanego. U góry wymagania, które trzeba spełnić, na dole efekt.

Grę przekazało nam wydawnictwo Albi. Dziękujemy!

www.albipolska.pl

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.