Burano – recenzja
Burano to gra zaprojektowana przez dwoje Tajwańczyków, która opowiada o Lagunie Weneckiej i zmaganiach lokalnych rzemieślników. Czy takie egzotyczne połączenie może się udać? Czy Tajwańczycy dobrze oddali klimat włoskiej wyspy? O tym w recenzji!
Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 90-120 minut
Wydawca: Lucrum Games
Tematyka:Włochy, rzemieślnicy
Główna mechanika: system punktów akcji
BGG: Burano
Grę przekazało nam wydawnictwo Lucrum Games.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Burano to niezwykle barwna planszówka. Jej najważniejszym elementem wydają się duże, drewniane sześciany. To pierwsza rzecz, na którą zwraca się uwagę po otworzeniu pudełka. Poza tym kolory wylewają się niemal ze wszystkich części gry: planszy, żetonów, planszetek graczy. Początkowo sprawia to bardzo dobre wrażenie, ale odczucie zmienia się trochę w trakcie partii. Niekiedy przez to zanika czytelność gry, nie pomagają też w tym małe żetony (szczególnie postaci). Można było trochę przyoszczędzić na ozdobnikach i zainwestować w większe elementy. Szczególnie że wspomniane kostki są faktycznie sporych gabarytów. A tak, podczas każdej partii, wkurzałem się na malutkie żetony, które z trudnością podnosiłem ze stołu.
Jakości Burano nie mam nic do wypomnienia. Jest porządnie i solidnie.
Kasia:
Burano zaciekawiło mnie początkowo przede wszystkim swoim wyglądem (w tym ładną, żywą okładką), a także możliwością przestrzennego budowania miasta. Po otwarciu pudełka okazało się, że komponenty są równie barwne co grafika okładkowa. Na pierwszy plan wysuwają się natomiast wielkie drewniane kostki. Ich masa robi wrażenie, choć kartonowa wypraska kiepsko zniosła ich obecność, ponieważ ciężar latającego po pudełku worka z sześcianami mocno ją zdeformował.
W trakcie pierwszej partii w oczy rzuciło mi się kilka drobnych niedogodności, jak choćby mały rozmiar żetonów oraz to, że słabo rozróżnialne są kolory znaczników graczy (poza czerwonym). W połączeniu z lekkim chaosem kolorystycznym sprawia to, że gra jest trochę mało czytelna.
Poza mankamentami związanymi z wielkością i czytelnością niektórych komponentów, gra jest jednak generalnie dobrze i solidnie wykonana. W trakcie naszych testów nic poza wypraską nie uległo uszkodzeniu.
Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 5,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Celem w Burano jest zdobycie jak największej liczy punktów. Na początku rundy wszyscy gracze układają ze swoich kostek piramidy, dzięki którym będą mogli wykonywać akcje. Od kolorów przygotowanych kostek zależą dostępne opcje, a sześciany ściąga się od góry. Każda runda to trzy albo cztery tury, podczas których można wykonać do czterech akcji. Te są płatne: za pierwszą otrzymujemy jedną monetę, za każdą kolejną musimy zapłacić. Sprawia to, że nie zawsze wykorzystuje się wszystkie dostępne opcje, a brak funduszy wpływa na to, ile zrobi się podczas gry.
W Burano dostępne są trzy akcje:
- przygotowanie kostki;
- wystawienie przygotowanej kostki na planszę (i zrobienie powiązanej z jej kolorem akcji);
- budowa dachu na dwóch stojących już na plansz kostkach.
Każdy z dostawionych na planszę sześcianów pozwala na jedną z opcji:
- poruszenie się łodzią, zebranie kart owoców morza i postawienie swoich robotników na wyspie;
- dołożenie pracowników do warsztatów;
- zebranie pieniędzy z symboli widocznych na kole robotników.
To z grubsza tyle, warto jednak pamiętać, że wszystkie akcje opatrzono drobnymi zasadami dotyczącymi zdobywania korzyści czy też punktów. Np. przypływając łodzią do wyspy z trzema pasującymi budynkami dobiera się trzy karty owoców morza, ale dostawia tylko dwóch ludzi.
Reguły Burano nie są proste, a instrukcja swoim układem sprawiła mi trochę problemów. Dopiero po rozegraniu pierwszej partii wiedziałem o co chodzi, podobnie było ze znajomymi. Burano wydaje mi się przekombinowane, zbytnio naszpikowane drobnymi regułami i zapisami.
- Burano – instrukcja (PDF, 5,5 MB)
Kasia:
Burano ma dość standardową jak grę euro liczbę zasad, jednak wydają mi się one niestety mało intuicyjne. Nawet nie próbowałabym wytłumaczyć reguł planszówkowemu nowicjuszowi. Jest to zdecydowanie gra dla osób doświadczonych. I to takich, które nie boją się zaglądać do instrukcji przed każdą rozgrywką. Zwłaszcza w sytuacji kiedy od ostatniej partii minęło trochę czasu, konieczne bywa przypomnienie pewnych szczegółów. Niestety wybawieniem nie są w tej sytuacji karty pomocy, które same wymagałyby osobnej miniinstrukcji, gdyż są kompletnie niezrozumiałe. Winę za to ponosi obecna w całej grze słaba, nieintuicyjna ikonografia.
Koniec końców dopiero gdzieś tak podczas trzeciej partii, kiedy już sama nauczyłam się wszystkich szczególików, poczułam wystarczają swobodę podczas rozgrywki.
Ocena Wiktora: 4/10
Ocena Kasi: 4/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Zacznę od wrażenia, które towarzyszyło mi od samego początku ogrywania Burano – gra jest przekombinowana. Nie pomagają skrótowe karty pomocy, instrukcja była męczona bardzo często. Wydaje mi się, że autor nie postarał się, by uprościć niektóre kwestie, zabrakło jakiegoś takiego ostatniego szlifu, wygładzenia kantów, których jest tutaj sporo. O ile niektóre gry euro mają w sobie, mimo wysokiego ciężaru partii, pewną lekkość i elegancję, tak tutaj tego nie dostrzegam.
Głównymi metodami punktowania w Burano są budowa dachów, kontrola nad wyspami i zakłady koronkarskie. Odnoszę silne wrażenie, że te ostatnie są mało opłacalne w porównaniu do reszty. Wymagają nie tylko ludzi, ale też utraty kostek, które są najważniejszym zasobem w grze, dzięki któremu można wykonywać akcje. Kilka razy szedłem w tkanie koronek i niemal zawsze plułem sobie w brodę (nawet jeśli wygrywałem partię). Osoby inwestujące w wyspy otrzymywały nie tylko punkty, ale też karty ryb i wychodziły na tym dobrze. Mi kończyły się kostki, a punktów wcale nie zgarniałem jakoś dużo.
Jestem fanem optymalizacji w grach euro. Prawie zawsze staram się grać na 100%, w pełni wykorzystując posiadane zasoby i możliwości. Do Burano podchodziłem podobnie i trochę się na tym przejechałem. Szybkie wyekspediowanie robotników do pracy sprawia, że otrzymujemy bardzo mało kostek akcji, co utrudnia dalszą zabawę. Po pierwszych partiach, z niejakim zdziwieniem, zauważyłem, że to tytuł, w którym trzeba wszystko robić na pół gwizdka. Oszczędne dysponowanie robotnikami sprawia wrażenie hamowania swojej strategii, ale dzięki niemu udaje się zbalansować zyski z planszy z otrzymywaniem nowych kostek. Nie do końca mnie to przekonało.
Ciekawym rozwiązaniem jest mechanika wyboru akcji. Na początku rundy trzy dostępne czynności przypisywane są do kolorów, po czym układa się własną piramidę z posiadanych kostek. Trochę utrudnia to planowanie, no ale poprawia to regrywalność. Dobierając sześciany od góry wykonuje się akcje odpowiadające ich kolorom. Na tak postawionych na planszy domach (kostkach) można budować dachy dające różnego rodzaju bonusy – to akurat bardzo fajny i kombinacyjny aspekt. Burano jest pod tym względem dość ciekawe. To sałatka punktowa (prawie każda akcja pozwala zgarnąć jakieś PZ-ty), ale by w pełni wprowadzić w ruch maszynę punktującą trzeba się trochę namęczyć i pogłówkować. Pozytywnie wpływa to na regrywalność, zapobiega też jakiejś strategii wygrywającej (albo po prostu ja na nią nie trafiłem). Różnorodność wszelkiego rodzaju bonusów jest spora – cztery rodzaje dachów, żetony budynków – i wychodzi to grze na dobre.
Burano kojarzy mi się z Trajanem i Forum Trajanum autorstwa Stefana Felda, z zaznaczeniem, że jednak niemiecki projektant robi to lepiej i przejrzyściej. Wybierając między tymi trzema grami raczej nie sięgnąłbym po eurosuchara od Lucrum.
Kasia:
Burano stanowi zlepek kilku różnorodnych mechanik, z których większość można kojarzyć z innymi tytułami. I tak podoba mi się na przykład mechanizm płacenia za akcje, wymagający z jednej strony racjonalnego gospodarowania naszymi funduszami, a z drugiej planowania w taki sposób, by udało się jednak wykonać to, co zamierzamy.
Całkiem ciekawa (choć kompletnie abstrakcyjna) jest mechanika piramidy. Wymusza ona zaplanowanie rodzaju wykonywanych akcji na całą rundę. Z drugiej strony jest ona też podatna na losowość, jako że przypisanie kolorów do konkretnych działań zmienia się co turę i nie mając przynajmniej pięciu kolorów dostępnych kostek, może okazać się, że nie będziemy w stanie wykonać którejś z akcji. Poza tym jednym przypadkiem (no może jeszcze dobierane w ciemno płytki dachów potrafią czasem zupełnie nie podejść) losowość w Burano jest jednak dość rozsądnie wyważona. Pojawia się na przykład pod postacią dostępnych kart budynków lub owoców morza.
Całkiem sporo jest natomiast interakcji pomiędzy graczami. Wzajemne wyrzucanie się z wysp czy sprzątanie sprzed nosa statków kupieckich w decydującym momencie gry dodają tytułowi nieco pazura.
Pora jednak na większe wady, bo tych tu niestety nie zabrakło. Przede wszystkim zupełnie nie przekonuje mnie mechanizm związany z wysyłaniem pracowników do warsztatów koronkarskich. Oddawanie kostek, by otrzymać w zamian punkty uważam za jakąś pomyłkę. Sprawia ono, że dość szybko możemy pozbyć się sześcianów w określonych kolorach i co za tym idzie, mieć później problem jeśli chodzi o aktywowanie akcji. Koszt wydaje mi się nieporównywalnie wyższy niż w przypadku np. punktowania za dominację na wyspach.
Dodam niestety jeszcze trochę dziegciu… Pomimo tego, że Burano sprawia wrażenie gry o całkiem przyzwoitej regrywalności, to ja nie miałam specjalnej ochoty na kolejne rozgrywki. Wszystko przez niewielką frajdę, jaką dawała mi zabawa przy tej planszówce. Nie czułam synergii pomiędzy tymi wszystkimi mechanikami, gra wydała mi się za bardzo abstrakcyjna (jednym z lepszych przykładów są dla mnie koła czasu, które pozornie mają jakiś tam sens, ale w rzeczywistości wciąż irytowały mnie swoją sztucznością). A do tego, pomimo sympatycznej konstrukcji budowanej na planszy, indywidualnie nie miałam poczucia rozwoju, tworzenia czegoś (własnej prowincji, miasta czy czegokolwiek) czy choćby bogacenia się w trakcie gry.
Ocena Wiktora: 4/10
Ocena Kasi: 5/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Burano we dwoje opiera się na tych samych regułach co partie w
większym gronie. Na planszy jest jednak luźniej, a rywalizacja o wyspy,
warsztaty i pola w mieście jest o wiele mniejsza, przez co gra nie
bawiła mnie tak, jak powinna. Może zdarzy się tak, że gracze skupią się
na innych sposobach zdobywania punktów i nie będą podejmowali ze sobą
żadnej interakcji. W jednej z ostatnich rozgrywek zainwestowałem np. w
wyspy, podczas gdy Kasia postawiła na warsztaty – nasze dwie ścieżki do
zwycięstwa się rozeszły.
W Burano można więc grać we dwoje, jednak mnie ten wariant nie urzekł, podobnie zresztą jak i zabawa we troje czy czworo.
Kasia:
W moim odczuciu rozgrywka we dwoje wypada porównywalnie do wariantów liczniejszych. Zauważyłam, że dominacja i punktowanie na wyspach jest zdecydowanie łatwiejsze niż w większym gronie, kiedy to konkurencja jest silniejsza. Może to dodatkowo zmniejszać atrakcyjność korzystania z warsztatów koronkarskich, na których trudniej jest się dorobić. Na plus działa natomiast wyraźnie dynamiczniejsza i krótsza rozgrywka.
Ocena Wiktora: 4/10
Ocena Kasi: 5/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Ze względu na dalekowschodnie pochodzenie gry przez cały czas wydaje mi się, że akcja tytułu dzieje się w innej części świata. Burano to jednak włoska wyspa, więc klimaty dość bliskie, europejskie. Mamy tutaj niby wszystko to, co kojarzy się z tą wyspą: połów owoców morza, kolorowe domy, koronki i inne wyspy otaczające Burano. Niestety o ile poszczególne elementy pasują do tematu, to już mechanika (akcje wybierane na podstawie kolorów) średnio to oddaje. Czyli, krótko mówiąc, jest sucho i dość mocno abstrakcyjnie.
Kasia:
W zasadzie poza kolorowymi kostkami tworzącymi przypominające wizualnie prawdziwe Burano konstrukcje, nie ma tu nawet krzty klimatu. Tak jak już wspomniałam, mechaniki tworzą mocno abstrakcyjną mozaikę, która w trakcie partii zupełnie nie wpływa na budowanie klimatu. Mimo feerii barw gra jest więc wyjątkowo suchym tytułem. Jako, że rozgrywka mnie nie porwała, to i klimat nie będzie tu czynnikiem, który sprawi, że będę chciała kontynuować swoją przygodę z Burano. A szkoda, bo kolorowe włoskie miasteczko wydaje się być bardzo wdzięcznym tematem na planszówkę.
Ocena Wiktora: 2/10
Ocena Kasi: 2/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Za dużo. I za mało. To tak w skrócie. A rozpisując się bardziej, w Burno jest za dużo kolorów i za dużo małych, nieintuicyjnych zasad, żetony w grze są natomiast za małe.Ogólnie podczas rozgrywek nie narzekałem na nie, jednak z każdą partią miałem coraz mniejszą ochotę na kolejne. Ostatni raz przed napisaniem recenzji zagrałem już tylko z obowiązku, a przed rozpoczęciem rywalizacji musiałem odświeżyć sobie praktycznie całą instrukcję…
Kasia:
Choć Burano jest grą wizualnie całkiem przyjemną, to cierpi na drobne problemy z czytelnością, co szczególnie boli w przypadku ikonografii mającej ułatwiać rozgrywkę. Zasady są tu bowiem dość złożone, a jednocześnie średnio przystępne. Nie sposób nie docenić interesujących mechanicznie rozwiązań, które jednak w trakcie partii pokazują także swoje ciemne strony. Przede wszystkim razi ich abstrakcyjność, która nie wpływa pozytywnie na budowanie klimatu. Nie mniej gra wypada przyzwoicie jeśli chodzi o elementy składające się na regrywalność. To, czy będziecie chcieli wracać do stołu, to już kwestia indywidualnych preferencji.
Ocena:
Wiktor:
Burano nie jest zła grą, ale pozycji zabrakło wg mnie kilku tygodni obróbki przed wydaniem. Niektóre reguły są mało intuicyjne, plansza bywa mało czytelna (robotnicy na wyspach!), a żetony są tak drobne, że czasami trudno je podnieść z blatu. Nie przekuje mnie też sposób punktowania za warsztaty tkackie (słaby i wyjątkowo nieklimatyczny) oraz konieczność „oszczędnego” dysponowania robotnikami. Wszystko to drobiazgi, które jednak odbijają się na całości. Burano mnie nie przekonało. Grało mi się w nie całkiem całkiem, ale nie miałem ochoty na wyciąganie pudła. W przyszłości raczej nie będę wracał do tej gry, chyba że zastanę ją już rozłożoną i nie będzie innego wyjścia. Nie polecę Wam jej z czystym sumieniem, więc przetestujcie albo przejrzyjcie instrukcję przed zakupem.
Kasia:
Myślę, że sporo o moim podejściu do Burano mówi fakt, że nie bardzo miałam ochotę wracać do tego tytułu i ogrywałam go raczej z recenzenckiej konieczności. Nie jest to gra zła, ale jest w niej na tyle dużo drobnych rzeczy, które nie do końca mi odpowiadają, że jakoś mnie do zabawy nie ciągnęło.
- Dla kogo?
Dla: zaawansowanych; fanów miksów mechanicznych;
Przypomina nam: Trajan, Forum Trajanum
Plusy:
- kolorowa
- solidne wykonanie
- interesujący miks mechanik
- regrywalna
Minusy:
- mało czytelna
- nieintuicyjne zasady
- bardzo abstrakcyjna
- zbyt małe żetony
- warsztaty wydają się zbyt mało opłacalne
Grę przekazało nam wydawnictwo Lucrum Games. Dziękujemy!
3 komentarze
Bartosz K
Dzieki za solidna i szczera recenzje.
Czy jest szansa ze odswiezycie swoje Top X w najblizszych dniach? Mysle ze pomogloby to wielu osobom zdecydowac jakies gry warto zakupic na prezenty 🙂
Planszówki we dwoje
Topki planowaliśmy robić raz do roku, ostatnia była jakoś w sierpniu. Zarzucę temat Kasi i zobaczymy. Postaramy się przed świętami wrzucić poradnik świąteczny (już trzecią edycję), więc tam na pewno pojawią się gry warte uwagi. W styczniu napiszemy też top gier z 2018 roku :).
– W.
Anonimowy
ooo topki roczne zawsze w cenie 🙂 jakoś bardziej one do mnie przemawiają niż te "top of all times" gdzie często leżą gry z sentymentu mimo że dawno nie grane. Pozdrawiam 🙂