Szarlatani z Pasikurowic – pierwsze wrażenia
Szarlatani z Pasikurowic czyli polskie wydanie Quack…, no, Szarlatani. Mieliśmy okazję zagrać w nich jedną partyjkę w sobotę, w kolejnych dniach będziemy testować wersję niemieckojęzyczną. Oto krótki opis o co chodzi w tej grze i jak się przy niej bawiliśmy. Gra objęta jest patronatem bloga!
Wiek: 10+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około 45 minut
Wydawca: Schmidt Spiele / (G3)
Tematyka: fantasy, tworzenie mikstur
Główna mechanika: press your luck, tworzenie puli żetonów
Tytułowi szarlatani – Sandra i Kamil! 😉 |
O co chodzi?
W skrócie: jesteśmy szarlatanami i warzymy mikstury. Każdy zaczyna z
identycznym zestawem ingrediencji w woreczku, z którego pojedynczo
losuje i dokłada tyle na stół, na ile los mu pozwoli. Jeśli przekroczy
wartość 7 na białych składnikach – mikstura wybucha. Główną mechaniką
jest tutaj budowanie puli żetonów w woreczku oraz press your luck, czyli
dziwnie brzmiące kuszenie losu. Wartość na żetonach określa, o ile pól
dalej na planszy kociołka można położyć dany składnik. Jedynki
umieszczane są bezpośrednio za żetonem wcześniejszym, czwórki cztery
pola dalej itd. Za zdobyte w rundzie punkty (określa je pozycja na torze
kociołka) można kupować nowe składniki, które mają swoje różne
zdolności. Dodam jeszcze, że na początku każdej rundy dociąga się
wydarzenie, które w jakiś sposób modyfikuje daną rundę albo zdobywanie w
niej punktów. I to z grubsza tyle, po chyba dziewięciu rundach zabawa
się kończy, zwycięża ten, kto ma najwięcej punktów.
Kociołek, w którym wykłada się wylosowane żetony. |
Jak się grało?
Wiktor:
Bardzo
fajnie. W Szarlatanach zastosowano ciekawy mechanizm wyrównujący szanse
ostatniego gracza na torze punktów (szczury), dzięki czemu rywalizacja
jest cały czas dość wyrównana. Najbardziej podobało mi się całe to
„naciskanie szczęścia”, emocjonujące i kuszące. Niekiedy warto było ryzykować, innym razem szybko zakończyć mieszanie i dodawanie kolejnych składników. Zawsze też można rzucić okiem do przeciwników i porównać, jak im idzie. Na szczęście nawet wybuch
kociołka nie jest taki tragiczny: zamiast punktów i kasy na zakupy
dostaje się tylko jedno z dwojga.
Gra we czworo szła bardzo sprawnie, bo praktycznie całą główną fazę
rozgrywało się jednocześnie. Nie było przestojów, zamuły i nudy.
Plansza główna, niestety widziana nie z tej strony… |
Jaki werdykt?
Wiktor:
Jak na pierwszą partię jestem bardzo zadowolony. Patronat wzięliśmy
trochę w ciemno, ale rozgrywka rozwiała wszelkie wątpliwości. Po
przetestowaniu sprawdzimy jak zabawa wypada we dwoje, ale we czworo
bawiliśmy się przednio. Polecam, miejcie Szarlatanów z Pasikurowic na
oku!
Kasia:
Szarlatani z Pasikurowic zrobili na mnie wrażenie bardzo przystępnej, lekkiej gry. Będę z dużą przyjemnością ogrywać ich do recenzji.