Pyrkon 2019 – relacja
Pyrkon, Pyrkon i po Pyrkonie… Czas zabrać się za jakąś relację, co nie będzie takie proste, bo atrakcji było naprawdę wiele. Miałem trochę problemów z tym, jaki układ tekstu przyjąć, ale zdecydowałem się na (kolejno): opis chronologiczny tego co i kiedy robiliśmy, kilka słów o organizacji Pyrkonu oraz wrażenia z planszówek, które poznaliśmy. Więcej fotek znajdziecie na fanpage’u.
Tagi |
Pyrkon – dzień pierwszy (piątek)
Pod Międzynarodowymi Targami Poznańskimi stawiliśmy się przed 10. Wejściówki medialne odebraliśmy praktycznie bez kolejki i bez problemów, wpadając przy okazji na Gambita. Po dostaniu się na teren imprezy poszliśmy pod wejście wschodnie i czekaliśmy na Sandrę, która stała w kolejce dla „śmiertelników”. Przy okazji mogliśmy obserwować wlewające się na teren targów tłumy i tworzącą się kolejkę do sleeproomu (dla osób niebywających na konwentach: sleeproom to pomieszczenie, w którym uczestnicy imprezy mogą za darmo nocować na własnym sprzęcie). Biorąc pod uwagę ceny noclegów, wiek sporej części uczestników oraz obłożenie Poznania nie dziwi mnie spore zainteresowanie sleeproomem.
Marek z odebranym Dziennikiem i ładniejsza połowa naszego duetu 😉 |
Po spotkaniu z Sandrą skierowaliśmy się do pawilonu wystawców, który był jednak jeszcze zamknięty. Postanowiliśmy więc odwiedzić games room. Tutaj od razu wspomnę, że MTP to kilka budynków na terenie całego kompleksu, więc praktycznie każdy blok odbywał się w innym miejscu (hala wystawców była akurat bardzo blisko games roomu). Zdzwoniliśmy się z Rafałem PowerMilkiem i postanowiliśmy w coś pograć. W wypożyczalni nie było może jakiejś wielkiej różnorodności tytułów, jednak znalazło się tam sporo nowości, a obsługa cierpliwie doradzała wszystkim amatorom planszówek. Na pierwszy ogień poszedł Patchwork Doodle i Ryzyk Fizyk, później Kasia przyniosła Tagi, Totem (w który w końcu nie zagraliśmy) i Party Burgera. Akurat po partyjce w Tagi odnalazł nas Marek i odebrał Dziennik 29. Zawsze miło wręczyć nagrodę komuś, komu na niej zależało i kto ma z niej radochę! W piątkę zasiedliśmy do Party Burgera, który okazał się strzałem w dziesiątkę i spędziliśmy przy nim całkiem sporo czasu, praktycznie do wybicia 14 i otwarcia hali wystawców.
W środku było gorąco (na zewnątrz też, w piątek było prawie 30 stopni) i tłoczno. Bardzo tłoczno. Człowiek na człowieku, każdy coś oglądał, gdzieś szedł, kogoś szukał. Sam musiałem mieć oczy dookoła głowy, bo Sandra będąca z nami na Pyrkonie gubiła się tam średnio raz na pięć minut. Wystarczyło się obrócić i znikała, dlatego też staraliśmy się, żeby któreś z nas ciągle miało ją na oku. Tutaj takie info: Sandra dwudziestkę ma już dawno za sobą, więc nie dajcie się zwieść opisom, nie jest ośmiolatką zagubioną na wielkiej imprezie. Jako że chcieliśmy dokładnie przejrzeć i poznać wszystkie stoiska, to tutaj rozstaliśmy się z Mateuszem, którego później gdzieś też jeszcze raz czy dwa w oddali widziała koleżanka. W ogóle podczas całej imprezy dwa razy wpadłem tylko na Michała z Baldara, a tak to pożegnania „jeszcze pewnie się zobaczymy” pozostawały niezrealizowane. Nie ma się jednak co dziwić, przez Pyrkon przewinęło się ponad 50 tysięcy osób!
Po pawilonie wystawców kręciliśmy się każdego dnia, za każdym razem coś kupując. Niestety byliśmy ograniczeni przez pojemność torby podróżnej i wracając do Gdańska spakowaliśmy się na styk. Kasia kupiła sobie pierścionek (link), spinkę do włosów (link), pasek (link), oboje zgarnęliśmy kubki (link), koszulki (link), ja nie powstrzymałem się też przed kupnem książek – Zgrozy w Dunwich i innych przerażających opowieści oraz genialnie ilustrowanego, dużego Zewu Cthulhu) – no i Księgi zepsucia, w której chciałem zdobyć autograf Marcina Podlewskiego.
Nie udało się nam dobrze obejść wszystkiego, a już musieliśmy lecieć na panel prowadzony przez Imperium Meekhańskie dotyczący awenderi i bogów w Meekhanie, świecie wykreowanym przez Roberta M. Wegnera. Sam autor też pojawił się na trybunach w trakcie wykładu, a po nim udało mi się zgarnąć jego autograf. Pokręciliśmy się chwilę po terenie MTP, zjedliśmy coś i znów musieliśmy lecieć, tym razem po autograf od Rafała Kosika. Autor nie ograniczał się tylko do podpisania książek, z każdym zamieniał kilka słów, więc po 30 minutach w kolejce (byliśmy przed czasem) uciekliśmy na spotkanie z Marcinem Podlewskim na temat jego nowej, wspomnianej wcześniej, książki. Co ciekawe po książki Marcina sięgnąłem po Fantasmazurii w Ostródzie, gdzie też byliśmy na jednym z punktów programu, w którym uczestniczył. Facet mówił z sensem, więc uznałem, że może i pisze z sensem, był to strzał w dziesiątkę, bo Głębia jest bardzo fajnym, polskim science fiction. Po panelu znów poszliśmy coś przekąsić i pogadaliśmy z PowerMilkiem oraz Waldkiem. Ostatnim punktem programu w piątek były Główne wyzwania społeczne i prawne Transhumanizmu prowadzone przez Kamila Tygrzyka Muzykę. Tutaj pierwszy raz żałowałem, że prelekcja trwa jedynie 50 minut, bo z chęcią dowiedzielibyśmy się więcej.
Przez cały piątek towarzyszyło nam wrażenie braku czasu. Prelekcje, jedzenie, hala wystawców… Na planszówki, poza początkiem dnia, nie było nawet czasu.
Fotka z Robertem M. Wegnerem! |
Pyrkon – dzień drugi (sobota)
Sobotę zaczęliśmy od panelu Twarde, miękkie, al dente. Nie chodziło jednak o makarony, a o science fiction i fantasy, o którym mówić mieli Bohdan bodeqq Głębocki, Michał Gołkowski i Rafał Kosik. To właśnie ten ostatni autor było powodem, dla którego pojawiliśmy się w Auli Małej. Zdecydowanie opowiadamy się też po „twardej” stronie, którą reprezentował Rafał, ewentualnie tej al dente, jeśli ma na tym skorzystać opowieść. Podczas rozmowy prowadzących najgorsze wrażenie na naszej trójce zrobił Michał Gołkowski. Jakoś nie przepadam za tak nieskromnymi autorami i wszyscy mieliśmy wrażenie, że przede wszystkim zależy mu na autoreklamie. Zacytuję podsumowanie Pyrkonu wrzucone przez Kosika na fanpage’u, które dobrze oddaje nasze wrażenia „Uczestniczyłem w kilku ciekawych panelach dyskusyjnych, z ciekawymi współpanelistami z mniejszym lub większym ego…”.
Kilka godzin kręcenia się i zakupów później wybraliśmy się na Maskaradę. Dzięki Komitetowi Organizacyjnemu Gry Roku wpuszczono nas na salę jako pierwszych, więc uniknęliśmy wielkich kolejek i łapania miejsc. Mega! Przy okazji mogliśmy od kulis obserwować przygotowania do Maskarady, a te sprawiały bardzo profesjonalne wrażenie. Wiecie, impreza dla geeków, ale wszystko było dopinane na ostatni guzik – oświetlenie, dym, dźwięk. Po wejściu uczestników Ania Polkowska wręczyła nagrody i wyróżnienia:
- Planszowa Gra Roku – Brzdęk! (Lucrum)
- Zaawansowana – Pulsar 2849 (REBEL)
- Gra dla całej rodziny – Brzdęk!
- Gra dla dzieci – Ślimaki to mięczaki (Nasza Księgarnia)
- Gra tematyczna – Detektyw(Portal)
- Gra imprezowa – Decrypto (Portal)
- Gra dla 2 osób – Hero Realms (Games Factory)
- Dodatek – Kolej na północ (Lacerta)
- Najlepsza grafika – Azul (Lacerta)
- Debiut – Brzdęk! Paul Dennen
- Polski autor – Detektyw: I. Trzewiczek, P. Rymer, J. Łapot
- Wyróżnienie MIGa – Pionek
O wynikach może za jakiś czas powstanie osobny wpis. Z Maskarady urwaliśmy się na panel pt. Wojna nigdy się nie zmienia?, który był wg nas trochę zbyt ogólny. Liczyłem, że skupi się on bardziej (zgodnie z opisem) na motywach wykorzystywanych w fantastyce, jednak zostaliśmy bardziej przy realiach i historii. Podczas Maskarady nawet zastanawiałem się, czy nie zostać na pokazie, ale siedzący za nami typ przeważył szalę (pozdrowienia dla buca, który milczał w przerwach między pokazami, a zaczynał gadać równo z muzyką i buczał po pierwszym występie „bo mogę”). Panel o wojnie zakończył się natomiast pytanio-stwierdzeniem jednego z widzów, który oznajmił, że imigranci przyjeżdżający do słabej Europy to forma wojny hybrydowej (sic!). Miny panelistów i spojrzenia wymieniane przez wychodzącą chwilę później publikę mówiły same za siebie. Ale, ale… jak widać nawet na Pyrkonie nie ucieknie się zupełnie od polityki i spraw bieżących.
O 21:30 w sali konkursowej, w której kończyło się spotkanie z Trzewikiem, panel o temacie w grach prowadziła jedna z najsympatyczniejszych osób, które poznałem dzięki planszówkom – Wojtek Rzadek, będący już wyjadaczem w branży. Spotkanie momentami przeradzało się w rozmowę z publicznością, Wojtek zdradził kilka ciekawostek „od kuchni”, opowiadał o sukcesach konkretnych gier i kiepskich wynikach innych. Przy okazji pozdrawiamy Gżdacza, który dostał ważną misję otwarcia i zamknięcia drzwi do sali i wywiązał się z niej wzorowo! 🙂
Strefa RPG |
To jest już koniec, nie ma już nic… (niedziela)
W niedzielę nie mieliśmy już żadnych zaplanowanych punktów programu, więc postanowiliśmy w końcu w coś zagrać. Zgodnie z obietnicą złożoną Ani pojawiliśmy się na stoisku FoxGames, żeby przetestować Wielką pętlę, czyli Flamme Rouge, grę o wyścigach rowerowych. Była to też ostatnia okazja do zakupów, więc zrzuciliśmy się we troje na Prerelease Pack do Magica.
Zajrzeliśmy do games roomu, gdzie spotkaliśmy GroTwórcę i zagraliśmy w Czarowieże oraz Akkadę (nazwa robocza). Sandrze i mnie udało się też pomalować po figurce – wyszły całkiem fajnie, jak na pierwszy raz, brak czasu i przygotowania! Kasia z Rafałem w tym czasie zagrali w Ojca Mateusza.
Później wyciągnęliśmy PowerMilka, który w przeciwieństwie do nas spędzał cały Pyrkon na graniu, do Fantasium Suburbium i Fantasium Creatium, do których sami zajrzeliśmy już wcześniej kręcąc się po MTP. Tym razem oprócz samego oglądania pstryknęliśmy sobie fotki w wiosce wikingów, kantynie Mos Eisley i Wiosce Tolkienowskiej. Przymierzanie strojów, oglądanie broni czy krzesanie ognia to fajna zabawa, w sam raz na zakończenie naszego pierwszego Pyrkonu.
Dla zabicia czasu przed wyjazdem we czwórkę skoczyliśmy jeszcze do games roomu, gdzie zasiedliśmy do Kimona wyciągniętego z torby Rafała. I to tyle, ostatnie godziny przed odjazdem spędziliśmy w galerii przy dworcu. Nie pozostało nam nic innego, niż odliczanie miesięcy i tygodni do kolejnej edycji konwentu, która odbędzie się 8-10 maja 2020 r..
Gdyby mi się chciało, to też bym tak potrafił… 😉 |
Organizacja
Tutaj nie będę już pisał elaboratów, wypunktuję tylko to, co rzuciło się nam w oczy.
Plusy:
- kolejki, systemy kolejkowe i rezerwacja miejsc na panele – punkty programu, na które się wybraliśmy były dobrze obsługiwane przez organizatorów i Gżdaczy, osoby z biletami na konkretne panele wpuszczano faktycznie wcześniej;
- Gżdacze – byli wszędzie, zawsze można było zasięgnąć u nich języka, dowiedzieć się co, gdzie i jak; wielkie brawa dla nich!;
- mapki i plany – na terenie MTP można się zgubić, dobrze więc że w wielu miejscach były tablice z informacjami, mapkami, sale były dobrze opisane, wisiały przy nich programy;
- większość sprzedawców w alei artystów była zainteresowana klientami, informowali, doradzali, pomagali;
- strefa jedzeniowa z kilkoma food truckami, stolikami, barem z przekąskami itd., żywiliśmy się głównie podpłomykami, które były bardzo smaczne;
- przechowalnia bagażu przy wejściu wschodnim, niezastąpiona w niedzielę;
- poszczególne bloki w osobnych budynkach;
Minusy
Minusy w dużej mierze wynikają z charakteru imprezy, na której trzeba sprawnie zorganizować przepływ masy ludzi. Większość z krytykowanych rozwiązań ma praktyczne i zrozumiałe dla nas uzasadnienie, no ale z perspektywy gościa te kwestie trochę nam przeszkadzały.
- najbardziej odczułem brak kodów uprawniających do wejścia na prelekcje przy akredytacjach medialnych – dzięki dwóm miłym osobom udało nam się takie kody zdobyć, ale szkoda, że plakietka „media” nie uprawnia do wchodzenia na prelekcje bez kolejek/z gwarancją miejsca;
- panele trwają 50 minut, a z biletami zaczynają wpuszczać na nie 15 minut przed rozpoczęciem, więc idąc na panel o 12 nie ma realnej szansy zdążyć z biletem na ten o 13
- kosze na śmieci – duże kontenery stały pod budynkami, ale w środku często brakowało miejsca, gdzie można wyrzucić butelkę czy papierek; z jednej strony rozumiem (kosze zapełniałyby się momentalnie), no ale… 😛
- ograniczony czas na panele (50 minut), z jednej strony zrozumiały, z drugiej chciałoby się czasami posłuchać o czymś dłużej
- gazeta konwentowa z planem i wszystkimi informacjami brudziła ręce
Planszówki
Patchwork Doodle
Taki Patchwork, tylko z rysowaniem. Prosty, szybki i przyjemny. Nie wiem co jeszcze mógłbym napisać o nim po jednej partii, może poza tym, że z chęcią bym jeszcze w niego zagrał. Rysowanie elementów jest o tyle sprawiedliwe, że wszyscy korzystają z tego samego skrawka, zaczynając jednak z innym kawałkiem materiału. Fajna gra!
Tagi
Gra z klepsydrą w stylu skojarzeniowo-quizowym. Należy w niej podawać słowa na odpowiednią literę pasujące do właściwej kategorii. System punktowania na podstawie kulek jest ciekawy. W Tagach liczy się szybkie myślenie i dokładne odpowiedzi. Lubię imprezówki w tym stylu, więc bawiłem się dobrze.
Party Burger
Taki Miszmasz, tylko że z Burgerem. W piątkę, razem z Markiem, zagraliśmy kilka partii i bawiliśmy się dobrze. Liczył się tutaj refleks i spostrzegawczość. Niekiedy obrywało się po palcach, ale jednak mniej niż we wspomnianym Miszmaszu. Polecam fanom tego typu imprezówek, sam bawiłem się świetnie! Kasia natomiast coś nie ogarniała tej gry i podobało się jej mniej.
Ryzyk Fizyk
Lubię gry quizowe, jednak Ryzyk Fizyk nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Głównie przez to, że gra bazuje nie na wiedzy, ale na strzelaniu w odpowiedzi. No i określanie właściwej odpowiedzi na zasadzie „trafiona lub najbliższa niższa” jest wg mnie średnim pomysłem. Przykład? Odpowiedź to 100 kg, jeśli ktoś strzelił w 101, a ktoś inny w 2, to poprawną odpowiedzią jest… 2. System obstawiania jest jednak przyjemny. Tu dla odmiany Kasia bawiła się lepiej ode mnie.
Kimono
Śliczna i sprytna gierka. Byliśmy pod sporym wrażeniem jej wydania, rozgrywka też była niebanalna, chociaż to ten typ planszówki, w którą trzeba zagrać ze dwa-trzy razy, żeby wszystko pojąć. Przy okazji chętnie znów spróbuję swoich sił!
Wielka pętla
Prosta, emocjonująca, dobrze oddająca klimat wyścigów kolarskich. Mamy dwóch kolarzy, zagrywamy do każdego z nich kartę i przesuwamy go o odpowiednią liczbę pól. Następnie peleton dojeżdża do lidera, ten się męczy i zaczyna się kolejna runda. Wbrew pozorom jest w tym sporo strategii. Pierwsze wrażenia? Bardzo fajna gra rodzinna. Prawdopodobnie będziemy recenzować, więc liczę że opinia ta się utrzyma i będziemy dobrze się bawić.
Ślimaki to mięczaki
Zwycięzca Gry Roku w kategorii dziecięcej. Zagraliśmy, było w porządku, ale dorosłemu tytuł nie oferuje jakoś wyjątkowo dużo emocji i decyzji. Prościutka, ładna, więc dla dzieci chyba się nadaje.
Sprytna ośmiornica
Gra polegająca na ustawianiu kubeczków w odpowiednie konstrukcje, ale korzystając z nakładek na palce, które są mackami ośmiornicy. Śmieszna, chociaż wymaga trochę więcej miejsca niż mieliśmy przy stoliku.
Akkada
Kasia:
To prototyp gry logicznej, która polega na umiejętnym przesuwaniu i wypychaniu kosteczek w różnych kolorach, by ułożyć któryś z punktujących wzorów. Zamysł jest bardzo prosty, gra ma przystępne zasady, ale można się przy niej nieźle zawiesić, wyszukując najlepsze miejsca do wykonania ruchu. To gra bardzo spokojna, niezbyt rywalizacyjna.
Czarowieże
Wiktor:
Wariacja na temat kółka i krzyżyka. Prosta i dość szybka. Mamy tutaj tworzone przez graczy pole czarów, na którym wykładamy zaklęcia o różnej mocy (1-4). Celem jest ułożenie z nich linii, tak jak w kółku i krzyżyku, przy czym silniejsze zaklęcia mogą zakrywać słabsze. Pole też nie jest od razu ustalone, więc perspektywa może zmieniać się wraz z kolejnymi dokładanymi kafelkami. Wygrane linie zadają obrażenia naszym wieżom, które też działają na zasadzie kółka i krzyżyka (akurat ten motyw średnio mi podszedł, bo w naszej partii nie było miejsca na to, by wygrywać zaklęciami tak, aby jeszcze trafiać w odpowiednie pola).
Gra wymaga jeszcze sporo pracy graficznej, by wyglądała zachęcająco, no ale to na razie tylko prototyp. W pakiecie są też moduły dodające kolejne zasady i możliwości.
Kasia:
W Czarowieżach uderzyła mnie przede wszystkim abstrakcyjność tego tytułu. Niby jest to pojedynek magów, ale bardziej czułam się jakbym rozwiązywała logiczną łamigłówkę. Doceniam zamysł, choć ja do gry raczej bym już nie wróciła, bo to nie mój typ rozgrywki.
Ojciec Mateusz
Kasia:
Sama bym raczej po ten tytuł nie sięgnęła, ale że mieliśmy wolną chwilę i akurat Ojca Mateusza pod ręką, to dałam mu szansę. Gra jest przede wszystkim bardzo ładnie wydana – podobały mi się grafiki na kartach. Mechanicznie jest dość losowa (dobieranie w ciemno kart ze stosów), ale pozwala też troszkę pokombinować, by zdobyć symbole potrzebne do wypełnienia misji. W sumie może to być niezłe wprowadzenie do planszówek dla miłośników tej serialowej postaci.
Podsumowanie
Na konwencie swoje stanowiska miało całkiem sporo wydawców (kolejność przypadkowa): Black Monk, Rebel, Portal, Galakta, Lacerta, Czacha, Goliath, Granna, Kraina Planszówek, Hexy Studio, Gindie, Lucrum, All in Games, Funiverse, Nasza Księgarnia, FoxGames, Hobbity, Trefl Joker Line, Vertima, Bard… Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem. Stoiska były cały czas oblegane, nie udało się nam zagrać np. w nowego Azula. Spotkaliśmy się natomiast z kilkoma znajomymi, chociaż na ogół w locie, udało nam się też umówić z Dominiką z Galakty, która przy okazji wręczyła nam catanową torbę, Drzewca i promkę do Poszukiwań Pierścienia (dzięki!). Na dniach na fanpage’u wrzucę kilka fotek z rzeczami, które kupiliśmy, nie ma wśród nich jednak planszówek. Nie dość że liczba nieogranych tytułów zatrważająco rośnie, to jeszcze torba podróżna nie pozwala na zbyt wiele. Musiałem zrezygnować z zakupu kilku książek, które normalnie w ferworze konwentu zabrałbym ze sobą… Cóż, życie. Dodam jeszcze, że bardzo miło zrobiło się nam, gdy kupując sobie Bubble Tea (jestem od Pyrkonu wielkim fanem napoju) kasujący nas pan zerknął na plakietkę/przypinkę i powiedział, że czytuje Planszówki we dwoje! Pozdrawiamy!
Pyrkon to nie tylko panele, strefa wystawców i games roomy. To przede wszystkim ludzie! Fani fantastyki, mangi i anime, Korwin, cosplayerzy… Na całym konwencie panuje atmosfera wyluzowania i wolności. Chcesz się przebrać? Przebierz się! Masz ochotę tańczyć, śpiewać albo czcić ananasa? Droga wolna! Lubisz przytulać innych? Będzie okazja! Chcesz spotkać ulubionych artystów lub pisarzy? To właściwe miejsce! Planszówkowo wolę jednak chyba typowo nastawiony na granie Festiwal Gramy, na Pyrkonie było nam zwyczajnie szkoda czasu na siedzenie i granie w tytuły, które prawdopodobnie i tak poznamy właśnie na gdańskim evencie.
Na Pyrkonie bawiliśmy się świetnie! Jestem pod ogromnym wrażeniem całej imprezy i żałuję tylko, że zjawiliśmy się na niej dopiero w tym roku.