recenzje planszówek

Robin z Locksley – recenzja

Jakimś trendem staje się chyba debiutowanie na polskim rynku grami autorstwa Uwego Rosenberga. Moria Games postawiła na dwuosobowego Robina z Locksley. Czy Robin jest jednak dobrym tytułem, po który warto sięgnąć, czy może znane nazwisko to wszystko, co oferuje? Oceniamy!

Wiek: 8+
Liczba graczy: 2
Czas gry: około 30 minut
Wydawca:Moria Games
Tematyka: Robin Hood
Główna mechanika: poruszanie po planszy; zbieranie zestawów
Dla: początkujących i średnio zaawansowanych; fanów gier abstrakcyjnych; grających we dwoje
Przypomina nam: Splendor; Owocowe opowieści; Reykholt
BGG:
Robin of Locksley

Grę przekazało nam wydawnictwo Moria Games.

Opinia:

Wiktor:

Robin z Locksley to tytuł, który rzucił mi się w oczy przypadkiem, jednak to nazwisko autora gry skłoniło mnie, by napisać do wydawnictwa z pytaniem o egzemplarz recenzencki. Widać więc, że pomysł z wydaniem czegoś od uznanego projektanta nie był od czapy. Nie sięgnąłbym po Robina autorstwa Joego Doe.

Robin ma totalnie abstrakcyjną fabułę, coś o rywalizacji dwóch potomków Robina o łupy (albo źle zrozumiałem…), a do tego abstrakcyjną mechanikę polegającą na poruszaniu się po kafelkach. Od tego typu gry nie wymagam jednak fabuły, ważne, że całość nieźle wygląda na stole i jest grywalna. Bo tytuł wydany przez Moria Games jest grywalny! I do tego zrobiony z pomysłem.

Celem zabawy jest poruszanie swojego meepla po torze „punktacji” znajdującym się na krawędzi pola gry. Wyznaczone są tam zadania, które należy spełnić, by przejść dalej. Np. mieć odpowiednie zestawy łupów, sprzedać jakiś zestaw, nie móc sprzedać żadnego itd. Wspomniane łupy zbiera się w centralnej części planszy, dzięki poruszającym się ruchem szachowego skoczka znacznikom koni (o łącznie trzy pola, „po literze L”). Co turę, po ruchu swoim jeźdźcem, do zasobów gracza trafia kafelek, na którym się stanęło. Sprzedawanie zbiorów łupów możliwe jest, gdy mamy co najmniej trzy kafelki tego samego typu – wówczas odrzuca się 2 płytki, a pozostałe odwraca na stronę z monetą. Pieniądze potrzebne są np. do pomijania kafelków celów, których nie możemy/nie chcemy spełnić.  

Ruch niebieskiego konia.

Reguły zabawy w gruncie rzeczy są proste, jednak muszę przyznać, że trochę zamotały nami „zbiory łupów” (wszystkie kafelki danego typu w zasobach gracza) i same „łupy” (1 kafelek danego typu). Ponadto, niestety, tłumaczenie niektórych płytek z zadaniami pozostawia sporo do życzenia. Weźmy na przykład jeden (najgorzej przetłumaczony), na którym napisano „Liczba (symbol łupu) z (symbol zbioru łupów) pozostaje w obszarze gry 5×5”. WTF? Z pomocą przyszła angielska wersja gry, z której dowiedziałem się, że „No (symbol łupu) of a collected colour is left on the 5×5 grid”, czyli żaden z zebranych łupów nie znajduje się na planszy. Błędnie przetłumaczono „No” (nie) jako „Liczba” (pewnie od skrótu od „number”. Kilka innych kafelków – widzę, że pisze o tym Kasia – również pozostaje niejasnych. Szkoda, bo odbija się to na rozgrywce, nawet jeśli wyjaśnienia w instrukcji są już prawidłowe. Przydałby się chociaż plik na stronie wydawcy, w którym byłyby podane prawidłowe kafelki.  

Dość jednak narzekania, bo strona techniczna wydania nie przykrywa jednak frajdy płynącej z rozgrywki w Robina z Locksley. Bardzo dobrze sprawdza się system poruszania po torze. Sprawia, że planszówka jest regrywalna (kolejność misji jest losowa), jednocześnie pozwalając zaplanować swoją strategię na całą partię. Przypomina on rozwiązanie z Reykholta (widać jednak Uwe Rosenberg lubi wykorzystywać znane sobie mechaniki), jednak wypada tutaj ciekawiej i bardziej zaawansowanie. Podoba mi się też, że wspomniane kafelki misji są różnorodne, bo niektóre odnoszą się do pozycji jeźdźców na planszy, inne do łupów albo ich zestawów.

Planszówka wymaga kombinowania i planowania, bo rozgrywka to wyścig – zwycięży ten, kto zdubluje przeciwnika albo jako pierwszy zrobi dwa okrążenia na torze. W teorii może to premiować pierwszego gracza (z mojej analizy wynika, że przy idealnym układzie dla każdego z rywali i bezbłędnym jego wykorzystaniu wygra zawsze ten, kto jest pierwszym), jednak w praktyce nie dostrzegłem takiej zależności. Sytuacja na planszy zmienia się dynamicznie i wydaje mi się, że jednak bardziej liczy się tutaj pomysł i odpowiednie łączenie celów (by np. jednym zestawem spełnić ze 2-3, przeskakując ewentualnie jakiś – można to zrobić płacąc jedną monetę).  

Polska wersja ma mniejsze kafelki niż ta anglojęzyczna, którą widziałem w sieci. Początkowo byłem trochę zawiedziony, ale ma to swoje uzasadnienie – przylegające do siebie kafelki sprawiają, że pewnie trudno się je podnosi i wyjmuje, co jest jedną z głównych czynności podczas zabawy.

Robin z Locksley ma wg mnie idealny czas jak na niewielką grę dwuosobową – 30 minut. Mierzyłem nawet raz stoperem, bo wydawało mi się, że graliśmy dłużej – w żadnym wypadku partia się nie dłużyła, po prostu miałem wrażenie, że robimy tyle tur, że to nie może zamknąć się w 30 minutach.

Kasia:

Ile razy spoglądam na okładkę Robina z Locksley, tyle razy wydaje mi się, że wyblakła ona stojąc długo na słońcu ;). Zresztą także grafika pudełkowa nie jest szczególnie atrakcyjna – sądzę, że sama z siebie raczej bym nie sięgnęła po Robina widząc go na sklepowej półce. Wewnątrz jest już jednak zupełnie dobrze, cała gra to 4 drewniane pionki i sporo tekturowych kafli, ale wszystko wykonane jest porządnie i estetycznie.

Wydaje mi się że, mimo iż gra jest mocno abstrakcyjna, to zasady są mimo wszystko proste. Zdarzyło się niestety parę drobnych błędów w tłumaczeniu kafelków (np. kafel „Próżne starania” jest przetłumaczony kompletnie od czapy – dopiero opis w instrukcji wyjaśnia o co chodzi; kilkukrotnie użyto też znaku < zamiast ≤, co zmienia znaczenie danego kafla).

Jak wspomniałam, gra ma dość abstrakcyjną mechanikę – skaczemy konikami szachowymi (dlaczego taki konik nazywany jest Robinem – do tej pory nie ogarniam), zbieramy zestawy zasobów i dzięki temu realizujemy różne zadania. Jak na dobrą pozycję z tej kategorii przystało, jest tu sporo okazji do pokombinowania. Już sam sposób poruszania pionkiem wymaga pewnej wyobraźni, a do tego warto zaplanować kolejne ruchy, by nazbierać potrzebnych skarbów. No i już zupełnie idealnie byłoby wykoncypować jakieś kombo, które pozwoli wypełnić kilka zadań jedno po drugim. Choć więc temat jest nieco od czapy, to gra się w to zaskakująco przyjemnie. Zabawa jest szybka i dynamiczna, czuć presję przeciwnika, bo to w końcu wyścig, a kto zostanie w tyle, jest na straconej pozycji. Zazwyczaj też nie kończy się na jednej partii, bo wiadomo, skoro rozgrywka trwa krótko, to można szybko rozegrać rewanż.

Regrywalność w Robinie z Locksley jest bardzo fajna, ze względu na zmienność „planszy”, czyli układu kafli ze skarbami, po których się poruszamy, ale w jeszcze większym stopniu dzięki zmiennym układom celów na torze biegnącym wokół pola gry. Dodatkowo możemy sobie regulować czas rozgrywki, stosując więcej lub mniej żetonów celów, dzięki czemu można dostosować zabawę do preferencji w danym momencie.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7/10

Ocena:

Wiktor:

Robin ma niedociągnięcia techniczne i to takie, które bezpośrednio przekładają się na rozgrywkę. Jednocześnie jest ciekawą, oryginalną pozycją dwuosobową, po którą sięgałem z przyjemności, nie obowiązku recenzenckiego. Mechanicznie jest więc dobrze, nie dziwię się, że wydawnictwo postawiło na ten tytuł. Jednocześnie mam nadzieję, że Moria Games wyciągnie wnioski z błędów i te nie powtórzą się w przyszłości w takiej skali – daję im kredyt zaufania. Samego Robina z Locksley natomiast polecam!

Kasia:

Pomimo drobnych niedociągnięć, jest to zaskakująco przyjemna dwuosobówka. Choć początkowo zdziwiłam się, że autorem jest Uwe Rosenberg, to dość szybko dostrzegłam tu jego rękę (przede wszystkim sprytna mechanika, wykorzystująca znane elementy w nowy sposób). Podoba mi nieszablonowa, dynamiczna i angażująca rozgrywka.

Cechy:

  • gra Uwego Rosenberga
  • abstrakcyjna
  • wyłącznie dwuosobowa

Plusy:

  • solidne komponenty
  • ciekawa mechanika
  • angażująca
  • dynamiczna

Minusy:

  • błędy w tłumaczeniu kafli
  • nie do końca intuicyjna po lekturze instrukcji „na sucho”

  Grę przekazało nam wydawnictwo Moria Games. Dziękujemy!  

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.