Villages of Valeria – recenzja
Niepozorne zielone pudełeczko, a w nim ślicznie ilustracje Mihajlo Dimitrievski’ego. To karcianka o budowaniu swoich wiosek, czyli Villages od Valeria. Czy dorównuje ona znanemu nam poprzednikowi – Karcianym królestwom?
Wiek: 14+
Liczba graczy: 1-5
Czas gry: 30-60 minut
Wydawca: Daily Magic Games
Tematyka: fantasy
Główna mechanika: budowanie tableau
BGG: Villages of Valeria
Grę przekazało nam wydawnictwo Daily Magic Games.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Villages of Valeria to mała karcianka, w której oprócz kart znajdują się tylko drewniane znaczniki monet i zamek do oznaczania akcji. Karty są porządnej jakości, ale i tak największą uwagę zwraca się na świetne ilustracje. Klimatyczne obrazki aż chciałoby się zobaczyć w jakimś większym, bardziej epickim tytule, najlepiej przygodówce pełnej losowych wydarzeń. Jakiś czas temu miałem dość ilustracji autorstwa The Mico, jednak w Valerii chętnie na nie spoglądałem.
Pudełko z obwolutą jest proste i niewielkie – pozwala wrzucić grę do plecaka bez nerwów, że w kartonie nosi się powietrze.
Kasia:
Pudełeczko Villages of Valeria jest nieduże, bardzo kompaktowe. Główna zawartość to oczywiście karty z bardzo ładnymi, dużymi ilustracjami. Poza tym jedynie trochę drewnianych znaczników i fajnie się prezentujący (również drewniany) zamek, służący do wybierania akcji. O ile wygląda on naprawdę imponująco, to przesuwanie go razem z kartą wyboru akcji pomiędzy graczami jest dość niewygodne (lubi się przewracać i przemieszczać).
Karty są porządne, płótnowane, dzięki czemu ładnie się prezentują. Muszą znosić sporo trzymania w rękach i przesuwania po stole i radzą sobie z tym na tyle dobrze, że dopiero po kilkunastu rozgrywkach zaczynają być na nich widoczne lekkie ślady użytkowania.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Celem gry jest zdobycie jak największej liczby punktów, które otrzymuje się za karty budynków oraz poszukiwaczy przygód, a także za pozostałe w zasobach złoto. W każdej turze jeden z graczy wybiera akcję, którą (w nieco słabszym wariancie) pozostali mogą powtórzyć. Kolejna osoba musi wybrać inną akcję i tak zabawa toczy się do momentu, w którym ktoś uzbiera łącznie 12 kart. Dostępne akcje skrótowo opisałem w systemie: nazwa – działanie główne (działanie przy powtarzaniu):
- zbiory – dobierz 3 karty (1 kartę);
- rozwój – odrzuć kartę i włóż jedną pod swój zamek, by służyła do kupowania surowców (odrzuć dwie karty i włóż jedną…);
- budowa – wykorzystując surowce wybuduj budynek i dobierz kartę (bez dobierania karty);
- rekrutacja – zapłać jedno złoto i najmij poszukiwacza, którego wymagania spełniasz (zapłać dwa złota i najmij…);
- podatek – dobierz kartę i złoto (dobierz kartę).
By opłacić koszt wyrażony w surowcach trzeba wydać na to złoto, kładąc je przy odpowiednim zasobie. Można też korzystać z dóbr u przeciwników, jednak wydane w ten sposób monety pozostaną w zasobach konkurentów. Wymagania poszukiwaczy przygód przedstawiają ikony – by nająć awanturnika należy mieć wybudowane budynki danego rodzaju.
Instrukcja Valerii ma formę książeczki, jest jednak tak napisana, że bardzo często miałem problemy ze znalezieniem zasad, których szukałem. Przez to za każdym razem musiałem czytać setup, błądzić wzrokiem po tekście w poszukiwaniu limitu kart na ręku itd.
Same reguły jednak są proste. Poza tymi szczegółami rozgrywki nie budziły większych wątpliwości, akcje przebiegały płynnie i praktycznie cały czas było się „w grze”.
- Villages of Valeria – instrukcja (PDF, 8 MB)
Kasia:
Zasady Villages of Valeria nie są przesadnie skomplikowane, ale na pewno potrzeba chwili skupienia, aby załapać co i jak. Na szczęście każdy dostaje kartę pomocy z rozpisanym działaniem poszczególnych akcji oraz
wyjaśnieniem symboli. Zdecydowanie ułatwia to szybkie wdrożenie się w
grę. Sama ikonografia jest też stosunkowo przystępna (jedynie kilka
bardziej skomplikowanych oznaczeń może początkowo budzić wątpliwości).
Gra jest w dużym stopniu niezależna językowo (na kartach prawie nie ma napisów), ale oczywiście do studiowania instrukcji niezbędna jest znajomość języka. Choć gry anglojęzyczne to dla nas nie pierwszyzna, to początkowo jeden z zapisów w instrukcji (dotyczący ułożenia kart na stole w kilku stosach) przeoczyliśmy, warto więc dać sobie czas, by wszystko dokładnie przeanalizować.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Villages of Valeria mimo niewielkich rozmiarów nie jest fillerem, a zgodnie z informacją na pudełku zajmuje około 45-60 minut. W praktyce bliżej temu do godziny, szczególnie jeśli gracze wolą zbierać surowce i symbole na droższe, bardziej wartościowe karty. Przyznam, że momentami Valeria trwa dla mnie ciut zbyt długo, chociaż przebieg rozgrywki zaplanowany jest tak, że w czasie partii prawie nie występuje downtime.
Spodobała mi się prostota całej zabawy. Akcji jest kilka, wszystkie są proste i nie wymagają zbyt dużej filozofii. Jednocześnie jest tutaj trochę podejmowania decyzji, głównie tych dotyczących zbierania konkretnych symboli i zdolności kart. Budowa własnego tableau nie może jednak skupiać się tylko na tym. Trzeba też zerkać na punkty zwycięstwa i to, co robią przeciwnicy. Niekiedy moje „genialne” plany kończyły się tuż przed tym, gdy miałem kupić kartę, która pomoże mi kupić kartę, która… Kombinuję, szacuję, a ktoś wykłada ostatni budynek i kończymy partię.
Po pewnym czasie zaczął mi przeszkadzać jeden z ważnych elementów rozgrywki, czyli wybór akcji. Niekiedy partia układała się tak, że gracz przede mną zawsze wybierał budowanie, przez co nie byłem w stanie wykupić potrzebnych zasobów, by wystawić swoją kartę. Niby nie brzmi to jakoś bardzo przejmująco, ale napsuło mi sporo krwi.
Bardzo fajnie wypadła interakcja w postaci kupowania zasobów od przeciwników. Z jednej strony blokujemy im możliwość pozyskania w tej akcji danego surowca (jeśli w kolejności rundy są za nami), otrzymujemy też zasób do wybudowania własnej karty, ale na stałe oddajemy złoto przeciwnikowi, tym samym ograniczając nieco swoje możliwości (do czasu wykonania akcji podatku, otrzymania od kogoś złota w taki sam sposób albo wystawienia czegoś, za co dostanie się złoto w bonusie). Proste, a jednak sprawdzające się rozwiązanie.
W tej nieskomplikowanej grze drzemie spora regrywalność i coś takiego, co sprawia, że chce się do niej wracać, mimo mechanicznej prostoty. Gdyby tylko trwała nieco krócej…
Kasia:
Pierwszą poznaną Valerię (czyli Card Kingdoms) zapamiętałam jako bardzo przyjemną grę, więc liczyłam na to, że również Wioski okażą się udanym tytułem. Wiele argumentów przemawia za takim stanem rzeczy, choć moja satysfakcja niestety nie jest stuprocentowa.
Koncept budowy swojej wioski dzięki wykorzystywanym na różne sposoby kartom nie jest nowy, ale tu nadal daje poczucie świeżości i sam w sobie nie jest powodem do narzekania. Jednocześnie ciekawe jest to, jak w stosunkowo małym pudełku i przy wykorzystaniu wyłącznie niezbyt dużej puli kart udało się stworzyć grę, która stawia przed graczami interesujące wyzwania i wciąż zmusza do kombinowania, zapewniając zupełnie dobrą regrywalność.
Także losowość raczej nie okazała się czymś, co jakoś szczególnie (i w negatywny sposób) dałoby o sobie znać
podczas naszych rozgrywek. Zdecydowanie bardziej od losu dawały mi się
we znaki działania rywali. Szczególnie znikanie kart, które sobie
upatrzyłam czy zajmowanie akcji, którą akurat planowałam wybrać w swojej
kolejce. A skoro już o tym mowa, to interakcja jest tu obecna w kilku miejscach – wspomniane wybieranie akcji ma wpływ na innych graczy (idealnie byłoby wybierać te akcje które są korzystne dla nas, ale przeciwników np. aktualnie na nie nie stać). Poza tym przepływ monet – w sytuacji kiedy chcemy wybudować coś droższego niż nasze aktualne możliwości, to umieszczamy monetę u przeciwnika. Z jednej strony chwilowo blokujemy mu dany zasób, z drugiej zyskuje on później pieniążek. Warto więc rozważyć kiedy takie działanie się opłaci. Poza tym jest tu trochę kombinowania i decydowania, w różnych momentach. Czasem jest to kłopotliwe, bo Villages of Valeria to gra, w której karty dość intensywnie krążą w naszych rękach, często je dobieramy, ale też równie często jesteśmy zmuszeni je odrzucać jako koszt za różne dziania. Ze względu na tę dynamikę wysiłku wymaga więc zaplanowanie czegoś na dłuższą metę.
Dzięki temu, że zawsze mamy możliwość podążania za akcją wybraną przez aktywnego gracza, to niema tu zbyt wiele czasu na nudę. Gra jest dość krótka i czasem chciałoby się ją pociągnąć jeszcze trochę, by bardziej rozwinąć skrzydła, bo potrafi skończyć się dość nagle. Moim największym zarzutem jest jednak poczucie trudnego do zdefiniowania braku płynności. Gra ma specyficzne „flow”, z którym najwyraźniej nie do końca się zgrywam. I chyba to powoduje, że jakoś nie umiałam w trakcie partii wykrzesać z siebie większych emocji. Wszystko jakoś tak lekko szarpiąc szło do przodu, ale ja miałam poczucie pewnego niedosytu, jakbym nie mogła w pełni zanurzyć się w tej grze.
Choć valeryjskie wioski skalują się całkiem nieźle, to uważam, że optymalnym składem jest trzyosobowy. Gra nie ciągnie się wtedy, sytuacja na stole nie zmienia się też tak szybko i łatwiej jest się przygotować na swoją kolejkę, ogarniając przy okazji co, mniej więcej, dzieje się u rywali.
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 6/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Valeria we dwoje sporo traci. Dodatkowi gracze dodają partii wigoru, wytwarzają większą presję i możliwości zdobywania surowców. Partia z jednym przeciwnikiem może też nasilać opisany wyżej problem – jeśli uprze się on na wykonywanie w kółko jednej akcji, to nijak nie da się go w tym powstrzymać. Rozwiązaniem jest wówczas np. budowanie najtańszych budynków, by skończyć partię możliwie szybko nie dając mu szansy na rozwinięcie swojego tableau. No ale to nie zawsze zadziała. Partie we dwoje nie trwają wcale zauważalnie krócej (różnice są niewielkie), więc nie za bardzo widzę powody, by Villages of Valeria trafiały na stół w takim gronie.
Kasia:
Partie we dwoje dają odrobinę inne odczucia niż te w większym gronie. Przede wszystkim ze względu na obecność tylko jednego rywala pomiędzy naszymi kolejnymi turami pojawia się mniej nowych kart (np. bohaterów), przez co czasem więcej zależy od szczęścia, że akurat coś uda się złapać, bo kolejna okazja może się szybko nie nadarzyć. Nie jest to w zasadzie duża różnica, ale poza tym, tak ogólnie rzecz biorąc, wydaje mi się, że w parze gra nie rozwija całego swojego potencjału. Dlatego też preferuję partie trzyosobowe, które stanowią (jak już wspomniałam) fajne optimum.
Ocena Wiktora: 4/10
Ocena Kasi: 5/10
Ocena:
Wiktor:
Villages of Valeria to przyjemna, jednak nie rewelacyjna gra. Tytuł, który może się spodobać i trafiać na stół regularnie ze względu na całokształt, a nie jakieś konkretne, innowacyjne mechaniki. Jako że mamy jeszcze na półce dodatek do tej karcianki, to na pewno zostanie z nami przynajmniej do czasu ogrania rozszerzenia. Tym bardziej, że zajmuje niewiele miejsca.
W przeważającej liczbie sklepów tytuł dostępny jest za około 50 złotych, co wydaje się uczciwą ceną, by go przetestować.
Kasia:
Niezbyt imponujące pudełko Villages of Valeria skrywa grę miłą dla oka, a jednocześnie dość przemyślaną. Nienarzucająca się losowość, nieco interakcji (czasem mniej, a czasem bardziej odczuwalnej), przyzwoita regrywalność. W sumie wszystko w porządku, brakuje jedynie nieco emocji podczas zabawy. Nawet jeśli partia nie skończy się zbyt szybko, to u mnie pozostaje jakieś poczucie niedosytu.
- Dla kogo?
Dla: średnio zaawansowanych; fanów grafik Mihajlo Dimitrievskiego; miłośników budowania swoich wiosek
Przypomina nam: Puerto Rico; Osadnicy: Narodziny Imperium; Valeria: Card Kingdoms
Plusy:
- dobre wykonanie
- kompaktowość
- bardzo ładne ilustracje
- dobra regrywalność
Minusy:
- mało emocjonująca [K.]
- słabiej działa we dwoje
- zbyt długa [W.]
Grę do recenzji przekazało nam wydawnictwo Daily Magic Games. Dziękujemy!