Dodatki… Jak to z nimi jest…?
Garść rozważań na temat dodatków do gier – co w nich lubię, czego nie lubię, jakie typy dodatków wyróżniam i po które z nich sięgam najchętniej (i dlaczego).
Dodatki dzielę sobie na cztery typy: więcej tego samego, dalszą część historii, moduły i zmianę mechaniki. Oczywiście te cztery kategorie nieraz się przeplatają, ale wszystkie spotkane przeze mnie dodatki można było zaliczyć do jednej/dwóch z nich.
DALSZA CZĘŚĆ WPISU DOSTĘPNA DLA PATRONÓW
Więcej tego samego – jak wskazuje nazwa dotyczy rozszerzeń, które nie zmieniają w znacznym stopniu mechaniki, a dodają jedynie kolejne elementy. Zabawa pozostaje więc z grubsza bez zmian, pojawiają się jednak np. dodatkowe karty, nowe postacie itp. Takimi rozszerzeniami są dla mnie np. te do Terraformacji Marsa (wprowadzają jakieś drobne zmiany do mechaniki, ale rozgrywka nie zmienia się jakoś wyraźnie), Ciężarówką przez Galaktykę (nowe kafelki wprowadzają kolejne rodzaje elementów, jednak wciąż chodzi o to samo) czy Neuroshimy Hex lub Osadników: Narodzin Imperium (nadal nie zmienia się główny trzon zabawy, rozszerzenia mają własne reguły, które jednak „podporządkowują” się systemowi podstawek). To chyba mój ulubiony i najłatwiejszy do opanowania typ dodatków. Dorzucam to, co znalazłem w pudełku do tego, co czeka w podstawce i dobrze się bawię.
Dalsza część historii – jak możecie się domyślać wiąże się z przygotówkami nastawionymi na fabułę i opowieść. Będą to na przykład zapowiedziane dodatki do Włady Pierścieni: Podróży przez Śródziemie, rozszerzenia do Posiadłości Szaleństwa, Detektywa itd. Głównym ich zadaniem jest przedstawianie kolejnych wydarzeń, co wynika też w dużej części ze „skończoności” podstawowych wersji. Stała baza fanów zapewnia niezłą sprzedaż i to do nich głównie adresowane są rozszerzenia. Mimo że tego typu planszówki są na ogół czasochłonne (czyli mało przyjazne dla recenzentów, którzy muszą gonić za nowościami), to wciągająca historia wzmaga konieczność jej dalszego poznawania. Sami planujemy dalsze zakupy do Podróży przez Śródziemie (o ile po przejściu podstawki nadal będziemy mieli o grze dobrą opinię) i do Gloomhaven, które ostatnio niestety trochę się kurzy.
Moduły – rozszerzenia modułowe to tak naprawdę kilka w jednym (kojarzycie te gry z dawnych lat? 999 w 1?). Poszczególne moduły można łączyć, każdy wprowadza coś innego, jakieś nowe mechaniki, minigierki, elementy. To na przykład American Kingdoms do Santa Marii albo Zew Władcy Smoków do Simurgha. Z jednej strony oferują one sporą różnorodność, z drugiej nie przepadam za zbyt wieloma skomplikowanymi modułami. Na ogół też trudno połapać się w grze, do której dorzuci się wszystkie dostępne opcje, trzeba więc wybierać przed partią, sprawdzać co łączy się z czym… Jeśli już mam na półce takie rozszerzenie, to korzystam głównie z jednego-dwóch modułów, których działanie jest intuicyjne, a zasady łatwe do przypomnienia. Wydaje mi się, że takie dodatki są dobrą opcją dla osób, które mają w domu tylko kilka gier i lubią do nich wracać. Dzięki temu tytuły wciąż są świeże, za każdym razem można położyć nacisk na coś innego. Chociaż patrząc na to z drugiej strony, to już podstawka powinna oferować to wszystko, szczególnie w eurosucharach.
Zmiana mechaniki – najbardziej ryzykowne i zauważalne w trakcie partii dodatki. Nie są to tylko dodatkowe elementy czy drobne zmiany, a coś, co potrafi wywrócić całą zabawę do góry nogami. Przykłady? Wędrowiec do Wyspy Skye lub Kolej na Północ do GWT. Nowe rozwiązania wymuszają poniekąd korzystanie z nich, zmieniają niektóre podstawowe zasady zabawy lub dodają elementy, z których nie da się zrezygnować, jeśli chce się osiągnąć przyzwoity wynik. Pisałem, że to ryzykowne dodatki, bo nie wszyscy lubią tak znaczne ingerencje w mechanikę. Przykładem niech będzie Kasia, która niechętnie siada już do Wyspy Skye z rozszerzeniem (natomiast znajomych bez niego nie jesteśmy w stanie zaciągnąć do tej gry, co tworzy nieco patową sytuację), niespecjalnie pokochała też Kolej na Północ do Great Westrn Trail. Wydaje mi się, że zmiana mechaniki ma sens w dwóch przypadkach: jeśli gra jest słaba lub zepsuta i to może ją naprawić (ale kto ładowałby dodatkową kasę w rozszerzenie do kiepskiego projektu?) lub jeśli gra jest świetna, a fani oczekują czegoś, co wywoła w nich efekt WOW (wg mnie to akurat przypadek dwóch wspomnianych w tym akapicie gier).
Problematyczne dodatki
Z dodatkami mam jeden zasadniczy problem: komplikują gry. Do znacznej części tytułów wracamy sporadycznie, raz na ruski rok. Sprawia to, że muszę na ogół odświeżyć sobie zasady samej podstawki, a dodatek jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Mam też poniekąd wrażenie, że niekiedy autorom rozszerzeń zaczyna brakować umiaru, powstają kolejne dodatki, kolejne rozwiązania, pudełko rośnie, a oni dalej odcinają kupony od dobrej podstawki. Przykładem może być tutaj Carcassonne, do którego ukazały się liczne promki, mniejsze i większe rozszerzenia. Partia ze wszystkim zajmuje już pewnie niemałą część podłogi, a jakby tego było mało, trzeba też pilnować mnożących się reguł. Z cięższych tytułów przychodzi mi tutaj na myśl Terraformacja, w którą najwięcej graliśmy przed pojawieniem się rozszerzeń. Teraz przestałem już nadążać za kolejnymi dodatkami i o ile pierwsze jakoś mnie ekscytowały, tak teraz widząc informacje o kolejnych po prostu scrolluję dalej. A na półce leżą nierozegrane wciąż Kolonie. Jakoś ten pęd za dodatkami sprawia, że pasją staje się samo ich kupowanie i posiadanie, a niekoniecznie regularne rozgrywki, co zauważam też poniekąd po sobie (a uważam się za osobę bardzo oszczędnie dysponującą środkami na planszówki). Streszczając cały akapit do jednego zdania: zbieranie dodatków to już raczej zabawa w kolekcjonowanie niż granie. Chociaż czy z samymi planszówkami u wielu graczy nie jest podobnie?
Te najlepsze
Dlaczego lubię te dodatki? Bo pozwalają mi dłużej cieszyć się ulubionymi grami, odświeżają pozycje, po które sięgam często i sprawiają, że nabierają one nowego wymiaru. Często też dają więcej „mięcha”, uzupełniają rzeczy, których trochę mi brakowało albo te, których chciałem po prostu zobaczyć więcej. Za świetne uważam dodatki do Ciężarówką przez Galaktykę, Uczty dla Odyna, Pól Arle, Spartakusa, na pewno* sięgnę po kolejne misje Podróży przez Śródziemie. Przy czym tylko do Ciężarówki i Uczty wracamy w miarę regularnie (Podróże, mam nadzieję, dołączą do tego grona).
*o ile po kolejnych scenariuszach podstawka nadal będzie tak bawić
Fajne, ale…
Firefly z kilkoma małymi rozszerzeniami kurzy się na półce. Wojna o Pierścień z rozszerzeniem (oraz zamówionym i opłaconym kolejnym) też pewnie przez długi czas będzie grzała ławę. Dodatku do Rebelii jeszcze nie kupiłem, ale od czasu jego wyjścia ani razu nie sięgnęliśmy po ten tytuł. Dlaczego? Bo zwyczajnie brakuje czasu. Dodatki do dużych gier nierzadko jeszcze je wydłużają (chociażby poprzez konieczność sprawdzania zasad i jakichś pojawiających się wątpliwości czy po prostu bardziej czasochłonnego przygotowania gry), więc jakoś tak podświadomie wzbraniam się przed sięganiem po te tytuły. No ale dodatki mieć chcę/muszę, bo gdybym kiedyś chciał zagrać… Taka trochę spirala braku czasu.
Dzięki, postoję
Jak wspomniałem nie jestem fanem rozszerzeń modułowych. Szczególnie zawiódł mnie dodatek do Simurgha, który tak komplikował i wydłużał setup, że aż nie chciało się do niego wracać. Ponadto dorzucenie wszystkich modułów powodowało, że zabawa co chwilę była przerywana przeszukiwaniem zasad, a wszyscy przy stole zapominali o niektórych opcjach. Nie przekonał mnie też Borg do Star Treka Ascendancy, a już zupełnie znienawidziłem Atlantydów, rozszerzenie do Osadników: Narodzin Imperium. Wszystkie te rozszerzenia zmieniały coś w tym kierunku, który nie pasował mi podczas grania, żadnej z wymienionych gier też już nie mamy. Dlaczego? Bo trochę dziwnie poznać nowe możliwości i dobrowolnie je odrzucić. A jeśli nie chce się z nich korzystać, to sytuacja się komplikuje….
Podsumowanie
Nie raz i nie dwa zastanawiałem się, czy warto w ogóle inwestować w dodatki do tytułów, które trafiają na stół raz na kilka miesięcy. Przy tak rzadkim graniu trudno raczej znudzić się tytułem, a w cenie rozszerzenia można mieć średnią lub nawet większą planszówkę. Dlatego też staramy się ograniczać zakupy dodatków (i samych planszówek), skupiając się tylko na tytułach, które naprawdę są tego warte. Stąd komplet rozszerzeń do Ciężarówki oraz plany, by zbierać też Podróże przez Śródziemie. A Wojna o Pierścień? Cóż, to taki wyjątek i coś, co po prostu wypada mieć. Bo wiecie, fani Śródziemia, prestiżowy i głośny tytuł. Wypada mieć na półce, nawet jeśli jedyny kontakt z grą to odkurzanie jej co jakiś czas 😉
AKTUALIZACJA
Ostatecznie Podróże przez Śródziemie pożegnały się z naszą kolekcją. 2-3 razy zaczynaliśmy granie (raz sami, później z dodatkową osobą, później jeszcze raz po tym, jak wykrzaczyła się aplikacja), aż w końcu tytuł zaczął zbierać kurz. Ogromne znaczenie miał też fakt, że grając regularnie w klasyczne, papierowe RPG jakoś mniej ciągnie nas do przygodówek w wersji planszówkowej.