Ganges – recenzja
Nasza przygoda z Gangesem nie miała łatwych początków. Najpierw zawiódł kontakt z wydawnictwem, później pakowanie przesyłki, przez co pudełko dotarło do nas w naprawdę kiepskim stanie. Na szczęście zawartość nie ucierpiała i już bez przeszkód mogliśmy przetestować tę wydaną niedawno w Polsce grę euro.
Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 45-75 minut
Wydawca: Egmont
Tematyka:Indie, radżowie
Główna mechanika: rozmieszczanie robotników, zarządzanie kośćmi
Dla: średnio zaawansowanych i doświadczonych; fanów gier euro;
miłośników worker placementu; lubiących dobre gry
Przypomina nam: Ulm, Troyes, Podróże Marco Polo
BGG:Rajas of the Ganges
Grę przekazało nam wydawnictwo Egmont.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Ganges to bardzo kolorowa planszówka. Już okładka jest pełna barw, a zawartość pudełka nie ustępuje jej ani na krok. Plansza początkowo wydawała mi się zbyt pstrokata, okazała się jednak czytelna, a i na stole prezentowała się bardzo fajnie. Na jednej stronie trochę widać linię cięcia, ale da się to przeżyć. Oprócz planszy jednym z głównych elementów Gangesu są kolorowe, półprzezroczyste kostki. Na niektórych zdarzały się jakieś lekkie odpryski farby, którą zaznaczono oczka, jednak były to raczej szczegóły. Same kości dodają grze nieco fantazji, ich żywe barwy miło uzupełniają się z nieco przygaszoną planszą.
Ważną rolę w Gangesie pełnią też planszetki graczy oraz kafelki, których używa się do ich zapełniania. W pudełku znalazły się też drewniane meeple i znaczniki. Wyglądowi planszówki mogę zarzucić tylko jeden drobiazg, który jednak czasami przekładał się na rozgrywkę – chodzi o kolor ikon kości na kafelkach terenu. Te niebieskie i zielone są do siebie na tyle podobne, że kilka razy zdarzyło mi się je pomylić, co skutkowało cofaniem ruchu i wymianą kości.
Kasia:
Okładka Gangesu może nie jest jakoś wyjątkowo zachęcająca, ale zdecydowanie pasuje do charakteru gry i nawet ukazuje ważny element mechaniki, jakim są kostki. Tych w pudełku nie brakuje i choć zdarzają się na nich pewne niedoskonałości to prezentują się dość ładnie. Także pozostałe komponenty (trochę drewnianych ludków itp. oraz żetony czy planszetki) są bardzo solidne i myślę, że nie zdradzą śladów użytkowania przez długi czas. Do tego dochodzi świetna wypraska – pozwala wygodnie wszystko posortować, a nawet bezpiecznie przechowywać złożonego słonia pierwszego gracza.
Sama oprawa graficzna to przede wszystkim mnóstwo kolorów, dzięki którym gra po rozłożeniu wygląda radośnie i zachęca do rozpoczęcia rozgrywki. Jednocześnie początkowo można dostać lekkiego oczopląsu, gdyż na planszy jest bardzo dużo szczegółów. Trzeba się do tego przyzwyczaić, choć gdzieś już w drugiej partii nie miałam z tą mnogością problemu. Kłopot sprawia natomiast felerny dobór odcieni kostek odwzorowanych na kafelkach – zielony i niebieski wyglądają niemal identycznie.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Celem w Gangesie jest zdobycie największej liczby pieniędzy oraz chwały. Tory przedstawiające oba rodzaje punktów startują jednak z innych miejsc planszy, a by wygrać należy doprowadzić do spotkania się znaczników. Mamy więc tutaj taki lekki twist. W każdej rundzie gracze dysponują kilkoma robotnikami, których mogą wysyłać na pola akcji. Te na ogół powiązane są z wynikami na kostkach, które trzeba odrzucić, by skorzystać z danej zdolności. Dzięki temu można poruszać się po torze rzeki (każde pole to jakiś bonus), rozbudowywać włości (dokładać kafelki zapewniające punkty, pieniądze oraz inne bonusy po dojściu do „granicy” terenów), dostawać kolejne kostki, karmę (służącą do zmiany wyników) itd. Osoba, która jako pierwsza doprowadzi do spotkania się swoich znaczników z obu torów najprawdopodobniej zostanie zwycięzcą (w przypadku, gdy dwóch graczy osiągnie to w jednej rundzie sprawdza się odległość – wygrywa ten z większa różnicą pól między znacznikami).
Ganges jest bardzo wdzięczną planszówką do tłumaczenia innym. Reguły są proste, nie ma tutaj żadnych wyjątków i sytuacji, o których trzeba pamiętać. Ikony na planszy są zrozumiałe, nie ma też ich zbyt wiele. Mimo że tytuł ukazał się w serii Egmont Geek, to sprawdzi się nawet w gronie średnio doświadczonych planszówkowiczów.
Kasia:
Jako, że tym razem to mi przyszło zmierzyć się z instrukcją, to muszę przyznać, że jest ona bardzo dobrze napisana. Z resztą reguły Gangesu są generalnie intuicyjne i w sumie nieskomplikowane, co było dla mnie zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że jest to tytuł dość wymagający jeśli chodzi o samą rozgrywkę. Uważam, że z tego względu Ganges świetnie nadaje się jako tytuł dla lekko już ogranych planszówkowiczów, którzy z tytułów rodzinnych chcą wejść na wyższy poziom wtajemniczenia.
Różne dodatkowe warianty rozgrywki jak zawsze są mile widziane. Nie zmieniają one radykalnie Gangesu, ale pozwalają delikatnie regulować sobie poziom skomplikowania oraz zwiększyć regrywalność tytułu.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 9/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Ganges nie ma na planszy zawrotnej liczby pól akcji znanej chociażby z Uczty dla Odyna, jednak i tak jest tytułem dość wymagającym. Gracze muszą panować nad kostkami, sensownie rozplanowywać dokładanie kafelków do swoich włości i tak optymalizować ruchy, by wycisnąć z nich jak najwięcej, np. by szybko zdobyć dodatkowych robotników i bonusy z obu torów. To w końcu swojego rodzaju wyścig, w którym po odpaleniu warunku końca gry (spotkanie się znaczników jednej osoby) każdy ma jeszcze tylko maksymalnie jedną turę. Mimo że instrukcja używa słowa „runda”, to tak naprawdę kończy się jedynie aktualną kolejkę. Co z tego, że w kolejnych dwóch ruchach ktoś planował zdobyć masę punktów, skoro przeciwnik go ubiegł i każdemu pozostał już tylko jeden robotnik do wystawienia…
Oprócz podstawowego trybu rywalizacji Ganges oferuje również zasady zaawansowane, zmieniające nieco przebieg zabawy. Składają się na nie mniejsza liczba kości, które można mieć w jednym momencie, dostęp do szóstego robotnika i żetony bonusów dokładane na planszę włości (zastępujące te nadrukowane). Reguły przewidują też modyfikację tytułowego Gangesu, na którym niektóre pola zastępują losowe żetony rzeki. To, wraz z kośćmi napędzającymi zabawę, sprawia, że każda partia jest inna od poprzedniej. Grając starałem się sprawdzać też skuteczność różnych strategii (inwestowania głównie w kasę, następnie w punkty, mieszania obu podejść, zastępowania tańszych kafelków droższymi…) i wydaje mi się, że wszystkie pozwalają na zwycięstwo (każdą z nich udawało mi się wygrać). Ganges nie powinien szybko się znudzić!
Jako że w grze nie brakuje kostek, to wypada poświęcić słowo losowości. Krótko: nie przeszkadzała mi ona w dobrej zabawie, przynajmniej przy 3-4 osobach (o trybie dla dwojga standardowo niżej). Niezależnie od wyniku rzutu zawsze było coś, co można z nim zrobić. W skrajnych przypadkach była to wymiana jednej kości na dwie inne, czasami też wysyłało się samego robotnika po nową kostkę. Jeśli wyniki nie pozwalały jednak na wykonanie wcześniej zaplanowanych ruchów z pomocą przychodziła karma pozwalająca zmieniać liczbę oczek na kości oraz pole dające możliwość ich przerzutu. Spore znaczenie w naszych partiach miał znacznik pierwszego gracza, który przekazywało się dalej, ale była też możliwość zdobycia go z pola akcji. Nie dostrzegłem też, aby Ganges promował jakieś konkretne wyniki – słabe rzuty odpowiadały ciekawym akcjom, wysokie pozwalały na budowę kafelków.
Omawiany tytuł jest grą euro, w której nie ma bezpośredniej i wrednej interakcji. Jedyne co można zrobić, to zająć komuś upatrzone przez niego pole akcji albo wykupić kafelek, na który ktoś poluje. W większym gronie pozwalało to jednak niekiedy stopować lidera, szczególnie gdy przeciwnicy zdali sobie sprawę z tego, że zależy mu np. na konkretnym polu produkującym pieniądze z bazarów. Ogólnie jednak każdy grał sam dla siebie i tak kierował ruchami, by wyciągnąć z nich jak najwięcej, raczej nie zwracając uwagi na przeciwników.
Ganges okazał się pozytywnym zaskoczeniem, gra trafiła w mój czuły punkt pozwalając na testowanie różnych ścieżek do zwycięstwa, dając też przy tym trochę swobody. Ciążąca nad wszystkimi presja nie wynikała bezpośrednio z samej gry (nie ma tutaj kar za niewypełnienie czegoś), ale z postawy przeciwników. Nie bez znaczenia dla mojej oceny jest też połączenie lubianych przeze mnie mechanik: kafelków, rozmieszczania robotników i dodających zabawie emocji kości. Dorzucę do tego sensowny czas jednej partii i stosunkowo sporą dynamikę, nawet jeśli ktoś zaczynał trochę zamulać – oczekiwanie na własny ruch na ogół nie doskwierało.
Kasia:
Mimo przystępnych zasad Ganges wcale nie jest łatwym tytułem. Pod tą kolorową otoczką skrywa się bowiem bardzo przyjemny mózgożer. Nie dajcie się zwieść tym niewinnie wyglądającym kostkom.
No bo skoro są kostki, to musi być i losowość. Oczywiście turlając sześciany poddajemy się działaniu losu, jednak Ganges jest na tyle dobrze skonstruowany, że zarówno wysokie jak i niskie wyniki przydają się podczas partii. Co więcej, mamy kilka sposobów, by wpływać na wyniki. Powiedziałabym więc, że wbrew pozorom Ganges jest grą, w której wpływ szczęścia na wygraną jest znikomy.
Bardzo ważna jest tu natomiast strategia. Wyjątkowy warunek zwycięstwa sprawia, że można postawić na różne rozwiązania: skupić się na zdobywaniu punktów, stworzyć silniczek zapewniający duże dochody lub połączyć obie te ścieżki. Dzięki temu gra daje z jednej strony ogromną swobodę, z drugiej wymagając od graczy przemyślanego działania. Z tego względu czułam się stale zaangażowana w rozgrywkę, kombinując jak najlepiej wykorzystać moje kostki i jak zdobyć nowe (od razu ostrzegam, że pozostanie bez kostek jest bardzo złym pomysłem). No i przede wszystkim jak wykonać powzięty plan szybciej niż przeciwnicy wykonają swój, gdyż każdy zmarnowany ruch działa na naszą niekorzyść. To wszystko sprawia, że Ganges jest grą emocjonującą, satysfakcjonującą oraz bardzo angażującą.
Podczas partii w Ganges skupiamy się głównie na własnych polach gry, choć czasem nie od rzeczy jest także zerknięcie co robią rywale i jakie mają zasoby (np. kiedy czaimy się na jakiś konkretny kafelek). Poza tym istotna rywalizacja odbywa się na planszy – w końcu zajmowanie sobie wzajemnie pól akcji jest nieodzownym elementem gier z rozmieszczaniem robotników. Z tego też względu czasem kluczowe może się okazać pozyskanie słonia pierwszego gracza w ważnym dla nas momencie.
W zasadzie jedynym moim zastrzeżeniem jest pewne niewyważenie pól akcji. Np. pole tancerki (dające 2 kostki i żeton) było zawsze oblegane, natomiast pole pozwalające nadbudowywać kafle w prowincji zostało w trakcie naszych partii wykorzystane kilka razy. Nie wiem czy był to celowy zabieg, czy też taka sytuacja wynikała ze stylu gry akurat naszej grupy, ale sądzę, że mogło to zostać nieco lepiej pomyślane.
Siadając do stołu w pełnym składzie na pewno przyjdzie nam czekać na swoją kolej nieco dłużej niż w mniejszej ekipie, choć tu sporo zależy od charakteru graczy. Mnie jednak downtime nie odstrasza od Gangesu i lubię go zarówno we troje jak i we czworo.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 8,5/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Partie we dwoje toczą się na drugiej stronie planszy, na której jest nieco mniej pól dających po jednej kostce, pozwalających na budowę oraz pływanie po tytułowym Gangesie. Mechanicznie to właściwie jedyna różnica. Co do moich wrażeń, to… skomplikowane. Od razu uprzedzam, że w wariancie dwuosobowym przegrywałem z Kasią (co w większym gronie zdarzyło mi się tylko w pierwszej partii), co może mieć jakiś wpływ na moje odczucia.
Ogólnie przebieg partii nie zmienia się znacząco poza tym, że rozgrywki są krótsze i bardziej dynamiczne. To oczywiste, bo ruchy wykonuje się na zmianę, odpada czekanie na decyzje większej liczby przeciwników itd. Z tego też względu Ganges we dwoje wydaje mi się tytułem nieco łatwiejszym pod względem dostępności pól. Mimo że ich liczbę ograniczono w trzech sekcjach planszy (zdobywanie kostek, budowa, ruch po rzece), to wydaje mi się, że na planszy jest trochę zbyt dużo luzu. Na ogół swobodnie udawało się nam budować i zajmować akcje, które sobie upatrzyliśmy. W większym gronie cała partia upływała pod znakiem szukania balansu między własnymi planami a tym, co jest dostępne i muszę przyznać, że dodawało to emocji.
Odniosłem też wrażenie, że podczas rywalizacji z jednym przeciwnikiem najbardziej opłacalną strategią jest inwestowanie w ulepszenia i stawianie budynków punktujących. O ile w większym gronie skuteczne okazywały się niemal wszystkie ścieżki, to tutaj łatwość pozyskiwania ulepszeń premiowała akurat tę jedną drogę rozwoju. Skąd ta łatwość? To bardzo proste, dzięki mniejszej liczbie meepli na planszy bez większych problemów dało się zgarniać wszystkie te pola, które się zaplanowało, zarówno na rzece, jak i w pałacu. Było to jeszcze bardziej widoczne, gdy obieraliśmy różne strategie i przewaga zbierającej „duże punkty” Kasi rosła.
W dwuosobowym Gangesie doskwierała mi jeszcze nieco losowość, na którą nie narzekałem przy 3-4 graczach. Złe rzuty zmuszały do tracenia akcji na pozyskiwanie nowych kości albo manipulowanie tymi posiadanymi. Przy kilku osobach nie było to dużym obciążeniem, bo plansza zapełniała się na tyle szybko, że zawsze miało się meepla albo dwa do „zmarnowania”, bo najlepsze pola znikały już w pierwszych ruchach, a z robotnikami trzeba było coś zrobić (dlaczego by więc nie pozyskać kostki lub nie przerzucić posiadanych).
Poza tym że przegrywałem, za co obwiniam nieco rozwiązania opisane wyżej, w wariancie dwuosobowym bawiłem się paradoksalnie dobrze. Niemożliwym jest też, by po kilku partiach stwierdzić, że grze brakuje balansu albo została źle policzona, jednak ta dominująca strategia przyjmowana przez Kasię nieco zniechęciła mnie do tego trybu.
Kasia:
Grając we dwójkę bawiłam się przy Gangesie równie dobrze jak i w liczniejszym gronie. Niewątpliwą zaletą jest to, że gra toczy się bardzo dynamiczne, a przestoje zdarzają się rzadko. Nieraz nie zdążyłam dobrze zakończyć swojego ruchu, a już kolejka do mnie wracała. Dzięki temu podczas partii we dwoje udawało nam się zejść z czasem jednej rozgrywki do około 35 minut.
Pomimo tego, że gra dostosowuje się do liczby graczy (np. wykorzystujemy drugą stronę planszy, o zmniejszonej liczbie pól), to odczuwalnie mniejsza jest konkurencja o konkretne akcje. Z tego względu łatwiej zaplanować i wykonać dokładnie to, co by się chciało. Wyjątkiem mogą być sytuacje, kiedy obaj gracze wybiorą dokładnie taki sam kierunek rozwoju (co jest raczej rzadkością). Zdecydowanie mniej istotne staje się we dwoje pole pozwalające na przejęcie znacznika pierwszego gracza, co również wynika z tej mniejszej konkurencji. Wszystko to trochę zmienia charakter rozgrywki, nie jest jednak wadą w mojej opinii.
Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 8,5/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Ganges jest ładny, barwny i ma na planszy tytułową rzekę. Ta jest jednak sucha, a tytuł pozbawiony klimatu. Kolejny raz mechanika bierze górę nad warstwą fabularną, bo mimo że nie wczuwałem się w bycie potężnym radżą, to bawiłem się przednio. Nie zwracałem jednak uwagi na nazwy pól i to, czy wysyłam meepla do portu lub pałacu. Szedłem tam po konkretne kości, akcje i bonusy.
Dla osób, które lubią poznać trochę bardziej realia planszówki przygotowano ostatnią stronę instrukcji. Wyjaśniono tam kilka przewijających się w regułach pojęć i elementów graficznych, które można znaleźć na planszy (np. pawia przedstawiającego „duże punkty” w grze, który jest symbolem królewskich przywilejów i nieśmiertelności).
Kasia:
Zostać indyjskim radżą, rozwijać swoje włości i zwiększać wpływy wysyłając pracowników w różne części miasta? Brzmi bardzo intrygująco. Poza feerią barw, kojarzącą się bądź co bądź z dalekimi Indiami, a także ogólnie stroną wizualną (symbolami, postaciami), nie ma tu jednak wyraźnego powiązania mechaniki z tematem. Nie jest jasne, czemu np. tancerka czy jogin dają taki a nie inny bonus. Najbardziej sensowne wydaje się dokładanie kafli na planszę prowincji, budowanie targów czy okazałych budowli i czerpanie z tego tytułu korzyści. To w moim odczuci sprawia, że Ganges nie jest zupełnie abstrakcyjny i nie razi całkowicie oderwanymi od tematu rozwiązaniami. Nawet mimo tego, że w instrukcji zawarto informacje pozwalające dowiedzieć się czegoś ciekawego o dawnych Indiach, w trakcie partii przed oczami miałam głównie kostki, a w głowie plan jak sprytnie je wykorzystać.
Ocena Wiktora: 3/10
Ocena Kasi: 5/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Ganges, jak już wspominałem, jest dobrze wykonany, ładnie też prezentuje się na stole. Jego reguły są proste przystępnie wyjaśnione, nie sprawiły nam żadnych problemów. Sama rozgrywka daje dużo frajdy, dobrze wyważono w niej losowość ze strategią. Wszystko spojono regrywalnością i emocjami, które budzi wyścig po punkty. Mniej podobał mi się tryb dla dwóch graczy, chociaż nie jestem w stanie jasno rozgraniczyć, czy to tylko moje subiektywne odczucia, czy też jakiś faktyczny problem mechaniki – opisałem to dość szeroko przy rozgrywce we dwoje. Mimo tego chętnie wrócę do Gangesu w gronie 3-4 osób. Jak wypada klimat w grze? Yyyy… jaki klimat? 😉
Kasia:
Mimo bardzo przystępnych zasad Ganges wymaga od graczy podjęcia wielu strategicznych decyzji, dając im przy tym dużą swobodę działania. Ciekawie utrzymuje on w ryzach wywołaną obecnością kostek losowość. Jest przy tym grą emocjonującą oraz angażującą, o niezbyt długim czasie rozgrywki. Od podobnych pozycji odróżnia go natomiast ciekawy warunek zwycięstwa, który można osiągnąć na wiele różnych sposobów.
Ganges bardzo dobrze działa zarówno we dwoje jak i we troje, a i w pełnym składzie również jest dobrze. Na plus działa duża regrywalność tytułu, wynikająca nie tylko z różnych strategii, ale i możliwych wariantów modyfikujących.
Ocena:
Wiktor:
Ganges jest dobrą grą! Sprawiał mi frajdę w każdym wariancie, chociaż ten dwuosobowy na koniec partii pozostawiał mieszane uczucia. Sama zabawa jest jednak bardzo wciągająca i przyjemna. Gorąco polecam zanurzenie się w planszówkowym Gangesie wszystkim średnio zaawansowanym i doświadczonym miłośnikom gier euro!
Kasia:
Muszę przyznać, że Ganges bardzo przypadł mi do gustu. Jest niezwykle przystępny, a jednocześnie niesamowicie łechce zwoje mózgowe. Świetnie się przy nim bawiłam i z pewnością będę nalegać, by na dłużej zagościł w naszej kolekcji.
Plusy:
- proste zasady
- sporo strategii
- angażuje i budzi emocje
- ciekawy warunek zwycięstwa
- dobre wykonanie
Minusy:
- problem z rozróżnieniem kolorów (niebieski/zielony) na kaflach
- wydaje mi się, że jedna ze strategii dominuje w grze we dwoje [W.]
Grę przekazało nam wydawnictwo Egmont. Dziękujemy!