recenzje planszówek

Firefly The Game – recenzja

Joss Whedon znany jest głównie z filmów o superbohaterach, ale facet robił też porządne seriale. Jednym z nich jest Firefly. Produkcja, mimo anulowania po pierwszym sezonie, doczekała się filmu wieńczącego całą historię (Serenity) i rzesz wiernych fanów. Czy jednak do Firefly The Game przyciąga coś poza sentymentem? Oceniamy!

Wiek: 13+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: około 2 godzin
Wydawca: Gale Force Nine
Tematyka: kosmiczny western
Główna mechanika: podnieś i dostarcz
Dla: fanów Firefly; miłośników gier przygodowych; lubiących westerny i science fiction;
posiadaczy dużych stołów; osób, którym nie przeszkadzają dłuższe gry
BGG: Firefly The Game
Intrukcja: instrukcja

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Firefly The Game to planszówka czerpiąca garściami ze świetnego serialu Firefly. Pojęcie o zastosowanej w niej oprawie daje już rzut oka na okładkę. Karty ozdobiono kadrami/grafikami z serialu, więc z ilustracji spoglądają na nas bohaterowie telewizyjnego Fireflya. Na pewno nie każdy lubi takie rozwiązania, jednak podobnie jak i w Spartakusie w tych klimatach sprawdza się dobrze. Dość topornie wygląda sam design kart, chociaż można się do niego przyzwyczaić. Jakby nie patrzeć pasuje on jednak do serialu, w którym było trochę poplątania z pomieszaniem (western w kosmosie i wszystko jasne). Również plansza nie robi piorunującego wrażenia, ale tutaj wezmę grę w obronę, bo raczej ciężko jest zrobić z ciemnego i nieprzyjaznego kosmosu coś ciekawego wizualnie. Mapa jednak ma wyraźnie zaznaczone sektory oraz planety, dzięki czemu jest czytelna.

Pudełko zawiera też sporo papierowych banknotów (niektórzy są do nich uprzedzeni, jednak mi pasują) i żetonów. Ważnymi elementami są też planszetki różnych statków kosmicznych (posiadających takie same statystyki) i figurki reprezentujące tytułowe świetliki oraz dwa inne okręty (sojuszu oraz łupieżców).

Mimo że Firefly to tytuł z 2013 roku, to widać po nim trochę upływ czasu, chociaż można by pewnie dyskutować, czy to nie zamierzony efekt. Jestem jednak przekonany, że fani serialu wychwycą w grze sporo smaków, rozpoznają postacie umieszczone na kartach i będę z radością przesuwać figurki swoich statków. Cała stylistyka gry jest spójna, co ułatwia przeniesienie się w prezentowane przez nią uniwersum.

6 scenariuszy i zielona karta ogólnego przygotowania do gry.

Kasia:

Planszówka ta ma oprawę ściśle nawiązującą do serialu, więc z okładki witają nas znajome twarze. Fan będzie raczej zadowolony, ale patrząc nieco z boku można stwierdzić, że wygląda to trochę oldskulowo. Oprócz tego pudełko jest kompletnie niewymiarowe, więc kiepsko się prezentuje na półce.

Nie przeszkadza mi, że większość grafik na komponentach stanowią telewizyjne kadry – miło jest w takiej formie obcować z postaciami, z którymi musieliśmy się przedwcześnie rozstać na ekranie. Niektóre elementy mogą się wydawać niespójne wizualnie, choć jest to raczej efekt zamierzony, gdyż sama produkcja jest osobliwy połączeniem dwóch dość odległych konwencji (SF i westernu). Wszystko jest natomiast czytelne, a  jednym z moich ulubionych elementów są pieniądze – wyjątkowo ładne, przyjemnie się nimi gra. Najsłabszym wizualnie elementem są rozmaite żetony – uważam, że są po prostu nieciekawe.

Gra zajmuje dużo miejsca na stole, więc nie ma co porywać się na rozkładanie jej na stoliku kawowym. Co do wykonania, to wszystko jest tu w najlepszym porządku – plansza, karty, żetony i figurki (z praktycznymi podstawkami) są mocne i wydają się trwałe. Z wrodzonej ostrożności karty postanowiliśmy jednak szybko zakoszulkować z obawy o stan ich czarnych ramek.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 6,5/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Firefly The Game korzysta z mechaniki pick-up & deliver (podnieś i dostarcz), polegającej na zbieraniu różnych towarów z jednego miejsca i przewożeniu ich w inne. Gra bazuje na scenariuszach, które wyznaczają ramy zabawy i wskazują cele, których osiągnięcie gwarantuje zwycięstwo. Najczęściej wiążą się one z wykonywaniem różnych testów (walki, techniki i negocjacji) oraz gromadzeniem pieniędzy. Wspomniane cechy sprawdza się za pomocą kości, sumując ikonki na naszych bohaterach i ich sprzęcie oraz dodając do tego wynik rzutu. Osiągnięcie podanej liczby oznacza sukces. W przypadku porażki czekają nas na ogół jakieś efekty negatywne, które opisują karty.

O ile scenariusz wyznacza główne cele, to karty misji stanowią indywidualne zadania graczy, będące główną osią zabawy. To dzięki nim można zarabiać pieniądze, rozwijać swój statek i tym samym przybliżać się do spełniania warunków wygranej.

W swojej kolejce można wykonać dwie różne akcje z czterech dostępnych:

  • latanie – korzystające z silnika i paliwa albo darmowe dryfowanie na sąsiednie pole;
  • zakupy – pozwalające kupić sprzęt, zapasy i wynająć załogę;
  • interesy – dzięki którym otrzymuje się nowe misje;
  • praca – służąca do wykonywania otrzymanych misji (pobieranie/dostarczanie towarów i pasażerów, rozróby itd.).

Przytoczone wyżej reguły to jedynie ogólny szkic tego, czym jest Firefly. Instrukcja gry liczy 18 stron i jest napisana całkiem nieźle. Dość szczegółowo wyjaśniono wszystkie akcje, poświęcono trochę miejsca ważnym zagadnieniom i zmieszczono nawet kilka ogólnych rad dotyczących rozgrywki. Oczywiście sama instrukcja to za mało… Jak to w przypadku wielu przygodówek bywa co jakiś czas trafia się na sytuację, której nie da się tak łatwo rozwiązać. Tutaj z pomocą przychodzi oficjalne 14-stronicowe FAQ. Mimo że Firefly ma niemało zasad, to powroty do gry po jakimś czasie nie są problematyczne. Najważniejsze jest pamiętanie o czterech głównych akcjach, a resztę można bez większego wysiłku ogarnąć w trakcie.

Kasia:

W Firefly The Game jest trochę zasad, ale nie trzeba się specjalnie przejmować koniecznością zapamiętywania jakichś skomplikowanych rzeczy. Wszystko jest tu dość intuicyjne, nie ma na szczęście sztucznych mechanizmów. Dzięki temu można cieszyć się grą już od pierwszej partii. Oczywiście w trakcie naszych rozgrywek pojawiły się jakieś drobne wątpliwości, ale teraz już nawet nie mogę sobie przypomnieć czego dotyczyły, więc nie mogły być bardzo istotne.

Jak to bywa w grach, które nie zostały wydane w naszym ojczystym języku, dla niektórych problemem może być konieczność zapamiętania kilku słów po angielsku. Nie ma się czego bać, bo wiele kart jest jednak jawnych, więc wystarczy, że tylko jedna osoba przy stole lepiej zna język.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7,5/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

Firefly The Game to pozycja niewątpliwie losowa. Na pierwszy plan wysuwają się kości, używane do testowania umiejętności. Niekiedy załoga jest tak mocna, że rzut nawet nie jest wymagany, jednak na ogół trzeba liczyć na chociaż lekką pomoc losu. Testy są na tyle istotną częścią gry, że nie da się obyć bez nich. Niektóre karty mogą też określać surowe kary w przypadku poniesienia porażki od utraty ładunku po zwolnienie całej załogi. Rzuty są bardzo emocjonującym elementem partii, chociaż nie zawsze jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na los kostek.

Podczas wykonywania misji często będziemy zmuszeni do ciągnięcia kart typu misbehave (złego zachowania) symbolizujących różnego rodzaju rozróby i niebezpieczne akcje, których podejmuje się nasza załoga. Wiele takich kart przed rzutem pozwala wybrać testowaną umiejętność lub też oferuje inny sposób poradzenia sobie z zagrożeniem. Trzeba walczyć? Może zamiast narażać się na stratę członków drużyny lepiej po prostu uciec i spróbować wykonać daną misję później? W połączeniu z kartami nawigacji, które odkrywa się przy każdym ruchu, daje to naprawdę odczuwalne wrażenie przygody, w której sami możemy decydować o własnym losie. I znów, karty podróży odkrywane są z przetasowanej talii, więc trudno przewidzieć ich efekty, jednak znając już najbardziej nieprzyjemne spotkania (z sojuszem w przestrzeni wewnętrznej i łupieżcami na obrzeżach systemu) można starać się tak przygotować statek, by uniknąć problemów. Oczywiście nie zawsze się to udaje – muszę wspomnieć tutaj o jednej partii z koleżanką, która mając wyjątkowego pecha niemal przy każdym ruchu trafiała na coś krzywdzącego ją i jej biedną załogę.

Dużo większą kontrolę gracze mają nad zakupami sprzętu i dobieraniem misji. Reguły w obu przypadkach pozwalają na dobranie trzech kart, które można wybrać ze stosu odrzuconych i wierzchu talii. Pozwala to na ogół na wybranie jakichś ciekawych opcji. Ułatwieniem są też specjalizacje poszczególnych planet, od których zależy częstotliwość różnych kart w talii. Obok kart podróży i złego zachowania jest to jeden z najlepszych elementów Fireflya. Sprzętu i członków załogi jest dużo! Poszczególne karty różnią się słowami kluczowymi i działaniem, można więc zatrudniać ludzi różnych specjalności, wyposażać ich w broń, ubrania i inne przedmioty, ale też rozwijać swój statek dzięki montowanym na nim urządzeniom. Również misje dobierane z kilku talii mają inną specyfikę i pozwalają zająć się legalnymi, mało dochodowymi transportami lub rzeczami bardziej ryzykownymi, ale też lepiej opłacanymi.

Recenzowana podstawka nie pozwala jednak na interakcję między graczami. Wprowadza ją dopiero jeden z dodatków, tak więc w Firefly The Game każdy raczej pilnuje swoich biznesów, nie wchodząc w drogę przeciwnikom. Jedyną możliwością zaszkodzenia im (poza odnajmowaniem członków załogi, co prawie się nie zdarza) są karty podróży, w których osoba siedząca obok decyduje o ruchu statków neutralnych. Przy większej liczbie osób faktycznie można dogadać się tak, by utrudnić trochę komuś życie, ale brakuje jakiejś stuprocentowo skutecznej metody powstrzymania lidera. Mimo tego trudno mi mówić o efekcie kuli śnieżnej, skoro podczas rozpatrywania jakiejś misji nawet ktoś posiadający naprawdę wypasioną załogę może stracić wszystko w mgnieniu oka. Takie sytuacje zdarzały się w naszych partiach, wywoływały na ogół sporo różnej maści emocji, ale nie psuły nikomu gry, bo wciąż była szansa na to, by odbić się od dna.

Spotkanie z łupieżcami nigdy nie jest czymś miłym…

W głównej mechanice gry – podnieś i dostarcz – nie ma wiele kombinowania, zmusza ona jednak do podróżowania po mapie, co wiąże się ze wszystkim, co w Fireflyu fajne – przygodami, kartami i testami. W tytule bardzo podoba mi się to, że mimo spokojnej rozgrywki wszyscy ze sobą rywalizujemy. Niekiedy cała partia przybiera postać wyścigu, w którym każdy chce jak najszybciej zarobić i wypełniać przewidziane przez scenariusz cele.

Mimo że nie skupiałem się w tekście na szczegółach zasad, to musicie wiedzieć, że Firefly The Game to coś więcej, niż przenoszenie towarów z jednego miejsca w drugie i rzucanie kośćmi. Poszczególne zadania mają swoje wymagania w postaci umiejętności albo słów kluczowych, które muszą posiadać bohaterowie, istotna jest też reputacja kapitana (moralny dowódca podejmujący się niemoralnych zadań smuci załogę). Do tego dochodzi sporo innych zależności, jak chociażby wymóg posiadania paliwa podczas dalszych podróży, zdolności specjalne postaci i sprzętu, czy ładowność naszego statku albo dobre relacje z osobami, które zlecają nam misje. Nie można też zapominać o tym, że po udanej robocie trzeba odpalić działkę członkom załogi, co niekiedy sprawia, że nasz budżet wcale nie rośnie tak szybko, jak byśmy chcieli.

Podstawka zawiera 6 scenariuszy, w tym jeden dla trybu solo. Mało? Dużo? Trudno powiedzieć, bo spora liczba kart i ich losowość sprawiają, że nawet ten sam scenariusz rozgrywany dwa razy będzie miał inny przebieg. To właśnie podoba mi się w Fireflyu – scenariusz wyznacza główne cele, ale sposób ich osiągnięcia zależy tylko i wyłącznie od graczy. Nie ma tutaj wąskich korytarzy, którymi muszą poruszać się bohaterowie, tytuł niewiele narzuca, wyznaczając raczej ramy zabawy. Dzięki temu nawet sama podstawka może zapewnić dużo, dużo godzin zabawy.

Za słodko? To czas na łyżkę dziegciu (obok niekiedy złośliwego losu). Firefly nie dość, że zajmuje sporo miejsca na stole, to też trwa dość długo. Podane na pudełku dwie godziny udało nam się osiągnąć jedynie we dwoje, w większym gronie spędzaliśmy przy stole jakoś od trzech do pięciu. To więc tytuł na cały wieczór, którego raczej nie da się wcisnąć na szybko między inne gry.

Kontrabanda w skrytce? Nic o niej nie wiem…

Kasia:

Firefly to planszówka emocjonująca, a to głównie dzięki ryzyku wbudowanemu w jej mechanikę. Niewiele jest sytuacji, w których jesteśmy pewni w 100% co do przebiegu zdarzeń. Nie raz bywamy czymś zaskakiwani, musimy radzić sobie z nieprzewidzianymi okolicznościami. Uważam to za najprzyjemniejszy element gry – ta niepewność, ekscytacja i ciągłe kalkulowanie szans.

Jak na grę o kosmicznych zmaganiach troszkę mało jest tu interakcji, choć w trakcie partii jakoś szczególnie mi to nie doskwierało (czasem tylko chciałoby się jakoś wpłynąć na działania przeciwnika, rzucić mu jakąś malutką kłodę pod nogi). Bardziej dopiec może natomiast występująca tu losowość. To największa pięta achillesowa Fireflya. Najistotniejsze znaczenie los ma w trakcie lotów i realizowania misji. Nie ma możliwości przygotować się na każdą ewentualność (np. posiadać przedmioty z wszystkimi słowami kluczowymi), więc nieraz czuć, że komuś akurat sprzyja szczęście, a kto inny ma mniej farta. Koniec końców jednak w trakcie całej partii liczba dociągniętych kart czy rzutów kośćmi jest na tyle duża, że szczęście mniej więcej w tym samym stopniu uśmiecha się do graczy. Tylko od czasu do czasu trafi się pechowiec, dla którego partia okazuje się niezbyt przyjemną przeprawą.

Gra najlepiej wypada przy trzech graczach, gdyż przy czwórce daje się nieco we znaki downtime. Z reguły nie ma tu jakichś strasznie trudnych decyzji do podjęcia i niektóre kolejki przelatują błyskawicznie, jednak czasem pokonanie kilku pól na planszy może już samo w sobie wymagać dłuższej chwili. Także realizacja zleceń i pokonywanie kart „misbehave” jest nieco czasochłonne, choć tu akurat nawet samo przyglądanie się zmaganiom przeciwnika potrafi być interesujące.

Regrywalność jest natomiast całkiem przyzwoita. Wpływają na nią masa kart zleceń, załogantów i sprzętów oraz odmienne scenariusze, wprowadzające rozmaite cele i ukierunkowujące w pewnym stopniu strategię (choć nie powiem, mogłoby być ich o kilka więcej). Możemy także różnie pokierować swoim losem, wybierając albo drogę bezpieczniejszą, lecz mniej dochodową albo bardziej ryzykowną i zyskowniejszą, dobierając odpowiednio misje.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 7/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Przed zakupem gry sporo czytałem na temat partii we dwoje, szczególnie że rozważałem dodanie jej do kolekcji jeszcze w czasach, gdy nie mieliśmy stałej planszówkowej ekipy. Zniechęcały mnie informacje o tym, że z jednym tylko przeciwnikiem jest zbyt luźno na planszy i trzeba wprowadzać przez to własne modyfikacje. Pograliśmy, przetestowaliśmy i… nie widzę problemu. Owszem, przy komplecie graczy talie podróży szybciej się wyczerpują, dzięki czemu statki neutralne poruszają się częściej, jednak nawet we dwoje nie jest źle. Rzadziej atakujący łupieżcy i mniej czujny sojusz wcale nie przeszkadzają w dobrej zabawie. Jest dzięki temu trochę łatwiej, jednak też cała partia toczy się szybciej. Chodzi nie tylko o czas oczekiwania na swój ruch, ale też trwanie całej rozgrywki, którą można zamknąć w dwóch godzinach (o ile wszystko idzie sprawnie).

Obecnie do Firefly The Game siadamy niemal tylko w gronie 3+, jednak wynika to nie z problemów z podstawką, a zmian wprowadzonych przez dodatki. Jeden z nich mocno stawia na interakcję pozwalając atakować przeciwników (kosmiczne piractwo!), przez co zdecydowanie lepiej wypada, gdy na planszy jest kilka celów.

Samo podstawowe pudło we dwoje działa jednak dobrze, mniejsza liczba osób nie odejmuje nic przygodzie i emocjom z nią związanym. Jako że jestem fanem planszówkowej rywalizacji, to trochę bardziej podobają mi się jednak partie w większym gronie. Trudniej wówczas skompletować wymarzoną załogę, a do wyścigu o realizację celów dochodzi też ten o lepsze przedmioty i zadania.

Kasia:

Jeśli chodzi o przygotowanie i przebieg rozgrywki we dwójkę, to nie ma tu większych zmian. Na pewno natomiast zmniejsza się czas potrzebny na rozegranie jednej partii. Nie ma przestojów, wszystko dzieje się dynamicznie i nawet w kolejce przeciwnika możemy kierować statkiem sojuszu oraz Reaverami, więc jest co robić. Z drugiej strony na planszy jest nieco luźniej, więc zwykle nikt nie wchodzi nam w drogę. Sprawia to, że nieco łatwiej jest realizować swoje cele, a końcówka gry zazwyczaj jest dość mocno wyrównana. Krótko mówiąc uważam, że Firefly dobrze sprawdza się jako dwuosobówka i tylko odrobinkę bardziej podoba mi się w układzie trzyosobowym, kiedy jest więcej śmiechu i pozytywnego zamieszania.

Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 7/10

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Któż jako dziecko nie chciał zostać kosmicznym kowbojem… No cóż, pewnie większość z nas nie chciała nimi być, ale to nie ma znaczenia. Firefly The Game przenosi graczy w dość specyficzne uniwersum, w którym western łączy się z science fiction, a język angielski przeplata z chińskim. Ten ostatni na szczęście jest tylko zdobnikiem gry, można zauważyć go np. na ikonie symbolizującej negocjacje. Jako fan serialu nie mogę w żadnym stopniu narzekać na tematykę, którą tutaj oddano naprawdę dobrze. Cieszy mnie, że gra nie skupia się tylko na pierwszym odcinku serii. Na kartach można spotkać postacie, które przewijały się przez cały sezon. Bohaterów jest sporo, od tych istotnych dla fabuły po postacie trzecioplanowe. Firefly The Game mocno i wyraźnie czerpie z produkcji telewizyjnej.

Grze nie brakuje również klimatu. Odnajdą się w niej nie tylko fani Malcolma Reynoldsa, ale też i Hana Solo. Podróże między planetami, odbieranie i przewożenie ładunku albo pasażerów, różne czyhające nas w przestrzeni przygody i okazjonalne rozróby – w to wszystko można się świetnie wczuć! W toku gry widać, jak rozwijają się poszczególne statki i załogi, bohaterowie opuszczają kapitanów niezadowoleni z ich działań albo martwi…

Firefly The Game nie jest tytułem tylko dla fanów kultowego serialu. Nawet jeśli ktoś nie ma pojęcia o całym tym uniwersum, to może się dobrze bawić. Moich współgraczy zachęcam zawsze do zapoznania się z chociaż pierwszym odcinkiem, bo to pozwala wyłapać już sporo smaczków, ale nawet bez tego wszystko tworzy spójną i sensowną całość.

Kasia:

Dla fanów fantastyki serial Firefly jest już niemal kultowy. Aż wstyd przyznać, że obejrzałam go dopiero w tym roku, właśnie w związku z zakupem gry. Jest to produkcja bardzo specyficzna, ale trudno jej nie pokochać. Czy więc grze udało się oddać nietypowy klimat serialu? Myślę, że nie można by tego zrobić lepiej. Cała plejada postaci, z charakterystycznymi dla nich cechami, udanie przeniesionymi w ramy gry planszowej, a do tego masa cytatów i sama mechanika, która oddaje atmosferę kosmicznych przygód i szalonych misji. Dużą przyjemność daje tworzenie swojej załogi, odkrywanie rozmaitych smaczków i przypominanie sobie wydarzeń z serialu. Oczywiście świetnie wpasowuje się tutaj też oprawa graficzna, więc wszystko jest na swoim miejscu.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 9/10

Podsumowanie:

Wiktor:

Firefly to gra o specyficznym wyglądzie, który może już trochę odstawać od nowoczesnych planszówek pełnych porywających i zapierających dech w piersiach grafik. Styl ten jednak pasuje do tematyki, a elementy są czytelne i spójne. Całość rozłożona na stole zajmuje sporo miejsca, a partie raczej nie schodzą poniżej dwóch godzin kończąc się raczej po 3-4. Zabawa ma trochę szczegółowych zasad, jednak podstawowe reguły są proste i intuicyjne – cztery możliwe do wykonania akcje nie przytłaczają.

Rozgrywka jest dość mocno losowa, chociaż doświadczony kapitan będzie potrafił niwelować związane z tym ryzyko. Praktycznie nie ma tutaj negatywnej interakcji, by ją dodać trzeba sięgnąć po dodatek. Jednak nawet pokojowe podróżowanie, unikanie nieprzyjemnych przygód i wypełnianie misji jest satysfakcjonujące. Gra oferuje przeróżnych członków załogi, wiele kart sprzętu i misji, dzięki czemu każda partia będzie niepowtarzalna, nawet jeśli dość szybko przerobi się pięć dostępnych w podstawce scenariuszy. Sporo kart przedstawia różne skutki działań zależne od decyzji albo wyniku testów.

Firefly The Game to pozycja pełna klimatu, który poczują chyba nawet ci, którzy nie znają serialowego pierwowzoru. Fani kapitana Reynoldsa będą natomiast zachwyceni. Tym bardziej, że tytuł bardzo dobrze sprawdza się też we dwoje.

Kasia:

Firefly to gra o specyficznym wyglądzie, wynikającym z odwoływania się do serialowego pierwowzoru. Wykonana jest porządnie, a do tego może się pochwalić dość jasnymi zasadami. Mechanicznie również jest w porządku, choć czasem może nieco razić jej losowość. Największymi atutami są natomiast pojawiające się podczas partii emocje oraz fantastycznie oddany klimat serialu.

Z gry z pewnością dużo więcej wyciągną fani telewizyjnej produkcji. Jeśli więc zaliczacie się do tej grupy, to uważam, że ta planszówka jest świetnym wyborem. Jeżeli natomiast po prostu lubicie SF i przygodówki, to również nie powinniście się zawieść.

Masz problem z lokalnymi stróżami prawa, co robisz?

Ocena:

Wiktor:

Firefly nie bez powodu trafiło do mojego top 10 gier planszowych. To przygodówka pełną gębą, pełna kości, emocji i rozmaitych kart, efektów oraz zadań. Nie jest to pozycja, którą na szybko można wcisnąć w wieczór z planszówkami, ale przy odpowiednio dużym stole i kilku godzinach grania można wycisnąć z niej naprawdę masę frajdy. Jeśli tylko angielska wersja językowa nie stanowi problemu, to polecam!

Kasia:

Firefly The Game to przyjemna planszówka, której partyjki nie odmówię. A to głównie z powodu sentymentu do serialu i świetnie oddanego klimatu. Uważam, że gra daje mi też po prostu dużo frajdy i mimo dość długiego czasu jednej partii, chce się do niej wracać.

Plusy:

  • przystępne zasady
  • świetne osadzenie w klimacie serialu 
  • emocje
  • dobrze działa nawet we dwoje
  • regrywalna
  • sporo testów i kart, które…

Minusy:

  • …są jednak mocno losowe [w tym tytule mi to nie przeszkadza, ale pewnie nie wszyscy podzielają moje zdanie – W.]
  • wymaga dużego stołu i sporo czasu

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.