Calico – recenzja
Wiek: 10+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 30-45 min
Wydawca: Lucky Duck Games
Tematyka: koty, szycie
Główna mechanika: dokładanie kafelków
Dla: początkujących, średnio zaawansowanych, fanów kotów
Przypomina nam: układaniem Odbudowę Warszawy
BGG: Calico
Instrukcja: Calico (strona wydawcy)
Grę przekazało nam wydawnictwo Lucky Duck Games Polska.
Opinia:
Wiktor:
Calico to gra, której celem jest zbieranie punktów za odpowiednie układanie kafelków przestawiających fragmenty kocyka. Są na to trzy główne sposoby:
- kafelki zadań umieszczone na początku partii na planszetce, punktujące za wzory lub kolory w odpowiednich układach (AAA-BB-C oznacza, że muszą to być 3 wzory/kolory, dwa inne wzory/kolory, jeden inny wzór/kolor);
- płytki kotów wskazujące odpowiednie układy wzorów, które należy ułożyć;
- guziki otrzymywane za ułożenie obok siebie co najmniej 3 kafelków danego koloru.
Niby wszystko jest proste, ale już po chwili Calico ujawniło swój charakterek – w pierwszych partiach miałem duże problemy z ogarnięciem w co lepiej iść, jak łączyć wzory i kolory dla najlepszego efektu, szczególnie przy kafelkach z celami (AAA-BB-C itd.). Szybko zauważyłem, że myślę raczej wzorami, jakoś podświadomie ignorując kolory. Zajęło mi kilka ładnych partii, zanim udało mi się wdrożyć w zabawę na tyle, by swobodnie operować wzorami i kolorami, mogąc skupić się na obu jednocześnie. Wymaga to jednak ode mnie sporego wysiłku umysłowego. Nie jestem chyba wyjątkiem, bo podobne zawirowania mieli na początku wszyscy nasi współgracze.
Zasady zabawy są przystępne, dobrze opisane, a w instrukcji nie brakuje przykładów. Ponadto Calico daje też spore możliwości dot. modyfikowania reguł: jest opisany wariant rodzinny, dwuosobwy ze zmniejszoną losowością, solo. Ciekawą opcją jest „Calico dla wyczynowców”, które wprowadzają swojego rodzaju scenariusze i osiągnięcia, robiąc z gry coś bardziej kampanijnego. Sam raczej nie korzystam z takich rozwiązań, ale dla kogoś, kto będzie w Calico grywał regularnie może być to fajnym dodatkiem, taką grą w grze.
Mimo prostych reguł w Calico dzieje się bardzo dużo, a ogarnięcie wszystkiego wymaga wielozadaniowego myślenia – idealnie, gdyby wszystkie cele kotów udało się połączyć w odpowiednich kolorach, wzorach i jeszcze realizując zadania z planszetki. Można grać nieco na luzie, można też ostro kombinować dokładając każdy kafelek. Ku temu pierwszemu typowi rozgrywki skłania nieco losowość – płytki mają różne wzory i kolory, więc plany trzeba dostosowywać do tego, co pojawia się na stole. Niekiedy można się nie doczekać tego jednego, wymarzonego kafelka i trzeba improwizować.
Rozgrywka nie jest jakoś bardzo dynamiczna, ale w większym gronie wszystko idzie dość sprawnie – podczas ruchu innych graczy jest wystarczająco czasu, by wymyślić co zrobić z kafelkiem (a raczej jednym z kafelków, bo na ręku zawsze mamy dwa, z których wybieramy). Oczywiście nie ma tutaj żadnej interakcji poza zabieraniem sobie płytek, co jednak robi się zawsze pod swoją strategię, nie na złość rywalowi.
Calico bardzo angażowało mnie podczas każdej partii. Pełne skupienie, przestawienie się na kolory i wzory, szacowanie co jest warte ryzyka, a kiedy lepiej pójść w coś prostszego, ale bardziej pewnego. Z abstrakcyjnych gier polegających na dokładaniu rożnych elementów (wiele tytułów kafelkowych, Nova Luna, Azule, Sagrada itd.) Calico wydaje mi się najbardziej „pokręconym”, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jest to zabawa najbardziej nieoczywista i, jak dla mnie, wymagająca pod względem wysiłku umysłowego. Cieszy, że udało się tak dużo „mięcha” zapakować w tak proste zasady.
Chwalę i chwalę, ale trzeba też napisać o pewnej wątpliwości, wynikającej poniekąd z tego, co opisałem we wcześniejszym akapicie. Porównując Calico i grę Nova Luna muszę stwierdzić, że zdecydowanie bliżej mi do tej drugiej. W sumie w 9 na 10 przypadków, albo i częściej, wybierając coś do zagrania sięgnąłbym po tę drugą. Dlaczego? Otóż to „myślenie wzorami i kolorami” w Calico trochę mnie męczy. Po 2-3 partyjkach z rzędu czułem się, jakbym zagrał w jakieś cięższe euro. W rodzinnym gronie, gdy siadaliśmy do Calico z mamą, było to idealnym rozwiązaniem – mamy wymagającą myślenia, prostą grę. Grając ze znajomymi wolałbym jednak wyciągnąć już coś dłuższego i spędzić ten czas przy jednej większej, cięższej planszówce. Wspomniana Nova Luna angażuje mnie równie mocno co Calico, a jednak wymaga jakoś innego rodzaju kombinowania, przez co postrzegam ją jako tytuł bardziej dla mnie. Pokrywa się to z pierwszymi wrażeniami, które opisywałem na grupie dla Patronów – przez chwilę miałem wrażenie, że Calico będzie dla mnie zbyt ciężkie/trudne.
Na koniec wspomnę o świetnym wyglądzie i wykonaniu planszówki. Wszystko sprawia wrażenie elementów wysokiej jakości, planszetki są grube, podobnie jak i kafelki. Ilustracje są barwne i ładne, pomyślano nawet o osobach ze ślepotą barw, bo każdemu kolorowi odpowiada ikonka. No i w instrukcji są fotki i krótkie opisy wszystkich kotów „występujących” w Calico!
Kasia:
Jeśli chodzi o wykonanie, to Calico stoi na najwyższym poziomie – zarówno co do strony wizualnej, jak i jakości wykonania. Już twarde, pokryte specyficznym, chropowatym nadrukiem pudełko zapowiada solidne wydanie [nadal obstaję przy tym, że to papier, nie nadruk – W.]. Jednak widząc planszetki w pierwszej chwili pomyślałam, że posklejały się ze sobą – takie były grube. Do tego świetny woreczek, eleganckie żetony i notesik – nie ma się do czego przyczepić, a wszystko okraszone sympatycznymi grafikami i energetycznymi kolorami.
Zasady Calico są przystępne, jak na grę rodzinną przystało. Tak naprawdę chyba tylko kafle punktujące z rozpisanymi układami płytek, które należy umieszczać wokół nich, mogą na początku onieśmielać początkujących graczy. Wystarczy jednak chwila wyjaśnienia i ewentualne rozwianie wątpliwości podczas pierwszej partii, a każdy może już swobodnie wytężać zwoje mózgowe nad planszą. Okazuje się bowiem, że Calico udaje niewinną planszówkę o kotkach, ale kryje się w nim więcej niż z pozoru mogłoby się wydawać. Trudność leży jednak nie w skomplikowanych regułach, a w czymś całkiem innym…
W Calico trzeba myśleć na kilku równoległych poziomach, mieć wyobraźnię i planować na przyszłość, co wcale nie jest łatwe. Mam wrażenie, że gra aktywuje jakieś rejony w mózgu, które na co dzień są raczej uśpione. Po partii zwykle czuję więc pewne zmęczenie, co raczej nie zdarza mi się przy innych planszówkach rodzinnych (jak Reef czy Nova Luna). Nie mam więc zwykle ochoty rozgrywać partii za partią, choć satysfakcja z zabawy towarzyszyła mi chyba za każdym razem. Pewnie właśnie ze względu na to, że nie jest prosto i trzeba się napocić, zwycięstwo cieszy podwójnie.
Warto pamiętać, że w grze pewną rolę odgrywa losowość. Na plus działają tu dwa fakty: to, że mamy zawsze na ręce dwa kafle i dokładamy jeden oraz, że nie losujemy nowych płytek w ciemno, tylko wybieramy z trzech leżących na stole. Nie mniej przypadek potrafi dać nam nieraz solidną nauczkę, kiedy zostawiamy sobie uzupełnienie kluczowego do zapunktowania pola na sam koniec partii, a tu jak na złość nie pojawia się upragniony kafel. Lub co gorsza – zwija nam go sprzed nosa rywal. Nie ma tu w zasadzie interakcji – poza tą właśnie wspomnianą, czyli dobieraniem kafelków z jednej puli. W praktyce jednak raczej nie zdarza się podkradanie czegoś tylko po to, żeby rywal tego nie dostał. Każdy nasz ruch jest zbyt cenny, by go tak po prostu zużyć na napsucie krwi przeciwnikowi.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 8/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Calico we dwoje śmiga dobrze, ale… bardziej odczuwałem w takim wariancie downtime! W kilka osób czas namysłu jednej był krótszy, niż w pojedynku, więc na stole działo się więcej – znikały kafelki do dobrania, pojawiały się nowe, mogłem więc na bieżąco dostosowywać swoje plany. We dwoje zabawa przybierała charakter szybko-wolnej: swoje ruchy wykonywałem bardzo szybko, jednak w turze Kasi miałem chwilę, by zajrzeć na Facebooka i sprawdzić pocztę. Prostota tury sprawiała, że wiedząc co chcę zrobić, mając jednocześnie ograniczoną wiedzę o dostępnych kafelkach (jeden z nich się zmieniał po dobraniu przez Kasię pod koniec jej tury) nie miałem po co wpatrywać się w planszetkę.
Kwestia opisana wyżej jest jednak bardzo subiektywna, zależy od sposobu gry zarówno mojego, jak i Kasi. Poza tym drobnym mankamentem, grając we dwoje, bawiłem się dobrze.
Kasia:
Partie we dwoje podobały mi się chyba tak samo, jak te we troje. W zasadzie jedyna różnica polegała wg mnie na tym, że kiedy mamy dwóch przeciwników, to pula kafli do dobrania szybciej się wymienia. Czasem jest to korzystne, a czasem nie, zależy czego akurat oczekujemy.
Wbrew temu co może wynikać z opisu Wiktora, nie „zamulałam” podczas naszych pojedynków 😉 I w przeciwieństwie do niego uważam, że we dwoje czas oczekiwania na swoją kolej jest jednak odrobinę krótszy.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 8/10
Ocena:
Wiktor:
Calico jest świetną pozycją dla początkujących lub średnio zaawansowanych, którzy szukają niebanalnej, pozwalającej wysilić szare komórki gry. Wymagającą kombinowania, ale mającą proste zasady. Świetnie wyglądającą i wykonaną, tak na bogato. O fajnym temacie.
Bardzo przyjemnie spędzałem przy niej czas, jednak konieczność ciągłego operowania kolorami i wzorami sprawiała, że nawet po ogarnięciu jak sobie z tym radzić zabawa nieco mnie męczyła – wkładałem w nią więcej wysiłku, niż chciałbym wkładać w grę tego typu. Wiecie, coś jak z bieganiem – fajnie się biegnie, wiatr we włosach, ale po zatrzymaniu uświadamiam sobie, że brakuje mi kondycji i ledwo zipię 😉
Czy polecam? Jasne! Jeśli tylko taka kilkuwymiarowa zabawa (wzory, kolory, położenie) jest czymś, co lubicie. Aż chce się powiedzieć, że Calico to też idealny materiał na prezent! Mnie jednak bardziej urzekła Nova Luna.
Kasia:
Kolorowa, rodzinna planszówka o szyciu kołderek dla kotów, mimo pozornej słodkości i puchatości, okazała się prawdziwą grą z pazurem. Choć ma przystępne nawet początkującym zasady, to jednak wymaga od graczy solidnego pomyślunku. Uważam, że spośród zbliżonych abstrakcyjnych planszówek jest to jedna z bardziej wymagających pozycji. Na szczęście odpłaca się nie tylko przyjemnym wyglądem, ale i satysfakcjonującą rozrywką.
Cechy:
- wymaga operowania kolorami, wzorami i ułożeniem
- warianty rozgrywki, tryb osiągnięć
Plusy:
- wygląd i jakość wykonania
- przyjemny temat
- proste zasady
- angażuje
- wymagająca myślenia
Minusy:
- we dwoje we znaki może dawać się downtime [W.]
- dla mnie wymagająca nieco zbyt dużo wysiłku [W.]
Grę przekazało nam wydawnictwo: