TOP 10 gier planszowych wg Kasi (2018)
Lista ulubionych gier jest tworem dość dynamicznym i w ciągu niemal roku sporo się może na niej zmienić. W mojej topce jest kilka spadków, bo niektóre tytuły wypadły z obiegu, zostały zastąpione nowymi pozycjami. Triumfy święcą natomiast gry, które w ostatnim czasie podbiły moje serce lub częściej trafiały na stół. Czy zostaną na dłużej? Sama jestem ciekawa co czas pokaże.
Moją zeszłoroczną listę znajdziecie tutaj: TOP 10 gier planszowych wg Kasi (2017).
Zestawienie Wiktora znajdziecie tutaj: TOP 10 gier planszowych wg Wiktora (2018).
Legenda:
N – nowość
-/+ – spadek/awans
10. Century: Korzenny Szlak (N)
Urzekła mnie prostota zasad tego tytułu, dająca wrażenie ogromnej lekkości i przystępności. To niby tylko banalne wymienianie jednych surowców na drugie, ale rozwiązane tak elegancko i połączone ze sporą dawką przyjemnego kombinowania. Dzięki temu każda partia daje mi bardzo dużo radości. No i oczywiście nie bez znaczenia jest tu wyróżniające się wykonanie. Zawsze z przyjemnością otwieram pudełko z Century.
9. Projekt Gaja (N)
Można powiedzieć, że ta gra jest zupełnym przeciwieństwem poprzedniej pozycji. To kolos, o niezbyt przyjaznych początkowo zasadach, ale niesamowicie wciągający oraz satysfakcjonujący. Wymaga tak dużego skupienia, dogłębnego analizowania podczas zarządzania zasobami i rozwijania naszego kosmicznego imperium, że nieraz mózg przy nim paruje. I choć jest to nieprzeciętny suchar, to można do niego wracać zawsze odkrywając coś nowego.
8. Lords of Waterdeep (-3)
Mimo lekkiego spadku, Lordsi nadal pozostają najwyżej plasującym się worker placementem w moim zestawieniu. Urzekają przede wszystkim przystępnością oraz tym, że przez całą partię trzymają w napięciu. Duży wpływ ma na to niewątpliwie spora interakcja i możliwość utrudniania życia przeciwnikom. Gra bardzo fajnie rozwijają się też z dodatkiem, choć wtedy rozłożenie jej staje się nieco bardziej czasochłonne.
7. Zamki Szalonego Króla Ludwika (-3)
Za każdym razem z przyjemnością na nowo odkrywam urok tej gry, zarówno jeśli chodzi o dopieszczony wygląd jak i frajdę płynącą z budowania własnego zamku. A wszystko w połączeniu z kombinowaniem jak chapnąć upragniony kafelek, a innym popsuć szyki. To chyba nigdy się nie znudzi. No i niezmiernie cieszy łatwość, z jaką wprowadza się w świat Ludwika nowych graczy
6. Tyrants of the Underdark (N)
W poprzedniej topce zapowiadałam, że Tyrantsi powrócą do naszej kolekcji i zajmą należne im miejsce w topce i tak się właśnie stało! To fenomenalne połączenie budowania talii z zajmowaniem obszarów. Dużo tu negatywnej interakcji, ciągłego kontrolowania sytuacji na planszy z jednoczesnym kombinowaniem jak stworzyć najlepszy zestaw dostępnych w decku akcji. I nie czuć, że ostatecznie o zwycięstwie decyduje liczba zebranych punktów, bo wciąż czujemy na karku oddechy rywali.
5. Wyspa Skye (-4)
Okazało się, że na dłuższą metę uniwersalność gry przegrała z innymi istotnymi atutami konkurentów. Mimo dużego spadku wciąż uwielbiam wracać do tego tytułu. Może nie jest to najpiękniejsza planszówka na świecie, ale jej intuicyjność, ogromna regrywalność i jednocześnie przyjemne łechtanie zwojów mózgowych podczas partii stanowią połączenie obok którego trudno mi przejść obojętnie. Póki co więc Wyspa Skye pozostaje u mnie liderem wśród gier kafelkowych.
4. Great Western Trail (-1)
Pomimo ponurej okładki jest to tytuł niebanalny. Zarówno pod względem tematu (krowy!) jak i mechaniki. Prosta sprawa – poruszanie się po planszy oraz aktywowanie akcji – w wydaniu GWT zyskuje niesamowitą głębię i stanowi niezłą zagwozdkę w każdej kolejnej turze. Możliwości punktowania oraz wymyślania różnych strategii jest tu na tyle dużo, że nie sposób się przy tej grze nudzić
3. Inis (N)
Inis zauroczył mnie swoim nietuzinkowym wyglądem, choć to mechanika jest tym, co zatrzymuje przy grze na dłużej. To ciągłe wyczuwanie przeciwników, kombinowanie jakie karty wybrać by móc zrealizować jeden z celów gry, a do tego jak sprytnie wyczuć moment ich zagrania, by nie dać rywalom szans na reakcję. W stosunkowo prostych regułach zamknięto tu bardzo duże wyzwanie strategiczne, dzięki czemu wygrana w Inisa daje ogromną satysfakcję.
2. Terraformacja Marsa
Jedyna gra, która nie zmieniła swojej pozycji na mojej liście. Oznacza to, że budowanie karcianego silniczka w celu stworzenia zdatnych do życia warunków na Czerwonej Planecie jak dotąd mi się nie znudziło. Każda rozgrywka jest na tyle różna od poprzednich, a jednocześnie tak niesamowicie angażująca, że z przyjemnością wracam do tego tytułu. Miłym odświeżeniem okazała się też dodatkowa plansza (Hellas i Elysium), która zachęciła nas do powrotu do gry po dłuższej przerwie.
1. Gloomhaven (N)
Gloomhaven to planszówka, o której myśli się także pomiędzy rozgrywkami i którą się po prostu żyje. Rozwijanie własnej postaci i przeżywane podczas kolejnych partii przygody sprawiają, że mamy do czynienia z niepowtarzalną historią, która niesamowicie wciąga. Już teraz czuję ścisk w żołądku na myśl, że nasza kampania niedługo dobiegnie końca i liczę, że zapowiedziane dodatki sprawią, że Gloomhaven będzie królowało na naszym stole jeszcze przez dłuuugi czas.
Nie zgadzacie się z wyborami? Na liście znalazł się jakiś strasznie
przereklamowany tytuł? Brakuje waszej ulubionej planszówki? Dajcie znać!