recenzje planszówek,  wszystkie

Rzymianie do domu! (Trefl Joker Line)- recenzja

https://planszowkiwedwoje.pl/2015/08/rzymianie-do-domu-recenzja.html

Wiek: 10+

Liczba graczy: 1-4

Czas gry: ok. 10 minut

Wydawca: Fabryka Kart Trefl-Kraków (Trefl Joker Line) 

Mamy dla Was recenzję drugiej po Ranczo Party gry z serii Trefl Joker Line na naszym blogu. Rzymianie do domu! są przeznaczeni dla trochę starszych graczy niż wspomniana wcześniej pozycja. Kryjąca się w fioletowym pudełku karcianka jest bardziej złożona od prostego Ranczo Party, ale wciąż oferuje krótki czas rozgrywki. Zapraszamy do zapoznania się z recenzją! 🙂

Grę do recenzji przekazało nam wydawnictwo Trefl.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Rzymianie do domu! zawierają 54 karty i instrukcję, więc nie ma nad czym się rozpisywać, szczególnie że o wyglądzie i wykonaniu gry pisaliśmy już w unboxingu. Od tamtej pory prawie nic się nie zmieniło – wciąż twierdzę, że ilustracje są ładne, nieprzesadzone i pasują do gry.

Spotkałem się z opiniami, że karty są zbyt cienkie, ale szczerze mówiąc sam tego nie dostrzegam. Podczas normalnego grania nie pogięły się, ani nie połamały, więc chyba jest tak, jak ma być. Trochę drażnią mnie otarcia, które są widoczne na ciemnej stronie kart, ale taka już specyfika czarnych/ciemnych ramek, bo zawsze pojawiają się na nich ślady użytkowania. Jeśli więc planujecie często sięgać po Rzymian, to radzę wrzucić grę w koszulki (co przy grze z dziećmi jest chyba i tak dobrym pomysłem).

Kasia w swojej części opisu wykonania i wyglądu porusza kwestię nazewnictwa kart. Mi ono nie przeszkadza, niektóre nazwy podobają mi się bardziej, inne mniej, ale nie przesadzałbym z tym „wymyślaniem na siłę”. Dzięki nim gra nabiera trochę luźniejszego wymiaru.

Kasia:

Przyznam, że na pierwszy rzut oka ta gra wizualnie przyciągnęła mnie bardziej niż Ranczo Party, które niedawno recenzowaliśmy. Szkocka krata i sugerująca dynamiczną rozgrywkę grafika okładkowa zrobiły na mnie dobre wrażenie. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? Po kolei…

W małym i solidnym pudełku Rzymian… znajdziemy wyłącznie 54 karty dwóch rodzajów: forty i postaci. Poszczególnym rodom oraz ich członkom, a także wspomnianym fortyfikacjom nadano specyficzne nazwy. Oczywiste jest, że w zamierzeniu miały one być zabawne i stanowić walor humorystyczny gry. Być może ktoś uzna mnie za sztywniarę, ale mnie niestety nie rozśmieszyły. Wydały mi się wymyślone trochę na siłę i przede wszystkim nie wywołały uśmiechu na mojej twarzy.

Jednocześnie zarówno obrazki fortów jak i postaci powtarzają się na kartach, więc można powiedzieć, że różnorodność grafik nie jest duża. Co do ich wykonania, to nie można mieć zarzutów, są kreskówkowe i estetyczne. Jednak z drugiej strony nie wpasowały się w pełni w mój gust, przez co stronę wizualną gry mogę ocenić jako neutralną (z małym plusem).

Co ważne jednak, całość jest porządna, widać, że katy są dobrej jakości i nie powinny się zbyt szybko zużyć (wątpliwości można mieć jedynie co do czarnych rewersów, ponieważ po kilku rozgrywkach widać już na nich pewne ślady użytkowania).

Ocena Wiktora: 7,5/10

Ocena Kasi: 7/10

 

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Rzymianie do domu! doczekali się zdecydowanie dłuższej instrukcji niż Ranczo Party. Malutka książeczka ma 15 stron i oprócz zasad zawiera też opis zdolności poszczególnych postaci. Bo to wokół wojowników i fortów przedstawionych na kartach kręci się gra. Jak widzicie na zdjęciach główną oś Rzymian stanowi Wał Hadriana i przypisani do każdego jego odcinka szkoccy wojownicy. Ci są zakryci, tak aby współgracze nie wiedzieli kogo i gdzie dołożyliśmy. Następnie, zaczynając od lewej strony, odwraca się wojów i rozpatruje kolejno każdy fragment muru. Ten kto ma większą siłę (zaznaczona na kartach) zdobywa fort i punkty zwycięstwa do niego przypisane. Rozgrywka kończy się po trzech rundach (czyli trzy razy „walczymy z murem” i liczymy punkty na koniec).

Zasady gry są proste, jednak czasami wzajemne oddziaływanie na siebie różnych wojowników może sprawiać pewne problemy. Rozwiązania oferują wspomniane opisy zdolności postaci z instrukcji, jednak konieczność sięgania do niej wymaga przy grze kogoś ogarniętego (dorosłego lub ogranego dziecka). Jest ich na szczęście tak niewiele, że dość szybko można je zapamiętać.

Kasia:

Jak można się spodziewać, tych rozmiarów gra nie ma specjalnie skomplikowanych zasad, więc ich streszczenie i wprowadzenie nowych graczy to kwestia minut. Jeśli „suchy” opis nie daje Wam wyobrażenia o rozgrywce to mogę podpowiedzieć jeszcze, że Rzymianie… przypominają mi nieco Slavikę czy Strife`a. W związku z tym, że żadna z tych pozycji mnie nie zauroczyła, to już od początku trochę się obawiałam, że również ta gra nie przypadnie mi do gustu. Na ocenę rozgrywki przyjedzie jednak czas później. Co do zasad to mam wrażenie, że dla obeznanych z różnymi mechanikami graczy są nieco wtórne, nie wnoszą niczego nowego, natomiast dla nowicjuszy może to być przyzwoity wstęp do innych planszówek.

Ocena Wiktora: 7/10

Ocena Kasi: 6/10 

 

Rozgrywka:

Wiktor:

Mimo niewielkiego rozmiaru Rzymianie do domu! oprócz normalnej zabawy dla 2-4 graczy oferują też możliwość gry jednoosobowej z klanami neutralnymi (które można też dodać grając we 2-3 osoby). Rozwiązanie takie nie uzależnia od posiadania współgraczy, jednak klany neutralne wprowadzają do gry znaczną losowość. Nie można spodziewać się po nich logicznych, zaplanowanych zagrań – to po prostu dokładanie przetasowanych kart wojowników innych kolorów. Dlatego by w pełni cieszyć się Rzymianami  trzeba grać z żywymi przeciwnikami.

Zastosowana w grze mechanika dokładania zakrytych kart, którą Kasia trafnie porównuje do Strife’a, wprowadza naturalnie sporo niepewności. Losowe dokładanie kart raczej mija się z celem, a przy planowaniu ruchów trzeba brać pod uwagę nie tylko ułożenie własnych postaci (by zdobyć najlepsze forty), ale też ruchy przeciwnika. Na ogół gracze pożądają tych samych fragmentów muru – trudno przejść obojętnie obok karty wartej 6 czy 8 punktów zwycięstwa. Rozwiązanie? Przechytrzyć przeciwnika lub skupić się na zgarnięciu większej liczby mniej wartych fortów. Biorąc pod uwagę, że inni gracze mogą zastosować taką samą taktykę – nie będzie łatwo.

Piłeś? Nie jedź! 😉

Pazura grze dodają zdolności specjalne fortów (odpalające się po ich zdobyciu) oraz wojowników (wchodzące do gry po ich odsłonięciu). Pozwalają one na przykład na kumulowanie siły postaci i przekładanie zakrytych kart. Jednak uwaga – gdy przy jednym fragmencie muru spotkają się dwa rydwany dojdzie do zderzenia i oba zostaną odrzucone ;).

Rzymianie do domu! wymagają od graczy pewnego skupienia. Fajnie, gdy każdy śledzi umiejętności własnych wojowników i przy rozpatrywaniu danego fortu jest w stanie powiedzieć co robi jego karta. Konieczność ogarniania wszystkiego przez jedną osobą trochę psuje jej zabawę, dlatego też Rzymianie bardziej podobali mi się przy kolejnych partiach, niż przy pierwszych.

Przy maksymalnej liczbie graczy (4) w grze jest sporo chaosu (ale sama instrukcja mówi, że przy 4 osobach jest „zamieszanie przez duże Z”), dlatego bardziej podeszły mi gry dwuosobowe, kiedy to liczyła się znajomość przeciwnika i taktyka.

Grając w Rzymian po partii w Ranczo Party jeden ze znajomych z przejęciem stwierdził: „przy tej grze trzeba myśleć” i te słowa dobrze oddają naturę karcianki od Trefla. O ile Ranczo Party sprawdzi się jako dodatek do rozmów i piwa, to Rzymianie do domu! wymagają pewnego skupienia i planowania. Dzięki temu dla dorosłych, zaawansowanych graczy mogą pełnić rolę nieimprezowego fillera, a dla młodszych stanowić krok w stronę zaawansowanych gier planszowych i karcianych.

Kasia:

Pomimo, że Rzymianie… to z założenia gra, w której najważniejsze jest „programowanie” swoich ruchów, to jednak aby móc to robić z sukcesem, trzeba mieć pojęcie co mogą planować przeciwnicy. Okazuje się jednak, że w grze wieloosobowej możemy próbować w jakiś sposób przewidzieć ruchy konkurentów, jednak nie mamy większej szansy na powodzenie. Liczba zmiennych jest tak duża, że gra staje się niemal całkowicie nieprzewidywalna.

Jeśli chodzi o interakcję między graczami to jest ona właściwie wyłącznie negatywna (klany walczą ze sobą, część wojowników pada, część pozostaje na placu boju), co uważam za plus. Jednocześnie jednak ta interakcja jest też do pewnego stopnia „złudna”, czy też innymi słowy, pozostaje poza naszą kontrolą. Nie wiem czy rozumiecie co mam na myśli, ale po wybraniu wojowników „w ciemno”, nie możemy już praktycznie ingerować w ruchy przeciwników, a co za tym idzie gra nie daje nam możliwości krzyżowania szyków wrogom – wtedy sprawy toczą się właściwie same, bez naszego udziału [jest jednak wojownik pozwalający dowolnie zamienić położenie swoich nieodkrytych wojowników -W.].

Przetestowaliśmy też warianty z graczami wirtualnymi (neutralnymi klanami) i moje odczucia były podobne, jak przy klasycznej rozgrywce wieloosobowej – tzn. stanowiły one czynnik zwiększający chaos, a nie dodawały żadnej wartości rozgrywce. Dodatkowo fakt, że karty dla takiego gracza są kładzione losowo, sprawia, że nie ma zupełnie możliwości przewidzenia jego ruchów.

Choć nie jestem fanką gry w pojedynkę (planszówki traktuję jak okazję do spędzenia czasu we dwójkę lub w większym gronie), to wiem, że wiele osób doceni wariant solowy gry. Jeśli więc należycie do tej grupy, to możecie dodać do mojej oceny jakieś pół punktu. Pamiętajcie jednak, że zarzuty wobec wirtualnego konkurenta będą takie, jak opisałam powyżej.

Ocena Wiktora: 6/10

Ocena Kasi: 5/10

 

Gra we dwoje:

Wiktor:

Najlepsza opcja do zabawy w Rzymian, o ile nie przepadacie za nadmiernym chaosem. Gra we dwoje pozwala na sensowne planowanie ruchów i przewidywanie działań przeciwnika. O ile mechanika wyboru wojowników w tajemnicy na całą rundę nie do końca mnie
przekonuje przy większej liczbie graczy (bo znacznie odbiera kontrolę nad partią), to podczas gier
dwuosobowych sprawdza się nieźle. W takim zestawieniu jest zdecydowanie szybko i prosto, a znajomość współgracza pozwala na przewidzenie jego zagrań.

Kasia:

Podczas gry dwuosobowej, bardziej niż w trakcie partii z większą liczbą przeciwników, czuć prawdziwy charakter tej karcianki. Planowanie nabiera sensu, bo mniejsza jest liczba zmiennych, przez co możemy w jakimś stopniu przewidzieć posunięcia konkurenta. Jeśli miałabym wybrać dla Rzymian… najkorzystniejszy wariant rozgrywki, to zdecydowanie jest to właśnie ten dwuosobowy. Mamy w nim największą kontrolę nad przebiegiem gry, losowość jest, ale nie przytłacza i dość łatwo zapanować nad „odpalającymi się” równocześnie zdolnościami wojowników.

Szkoda, że gra nie jest bardziej emocjonująca, bo wtedy moja ocena byłaby wyższa. Zdecydowanie brakuje mi tu jednak jakiegoś pazura, który dodałby rozgrywce rumieńców.

Ocena Wiktora: 7/10

Ocena Kasi: 6/10  

 

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Klimat w Rzymianach jest raczej rzeczą umowną. Owszem, dostajemy szkockich wojowników z angielsko brzmiącymi nazwami, każdy z nich ma też odpowiadający nazwie/funkcji rysunek, ale to w sumie wszystko. Nie czuć, że wcielamy się w rolę wodza Kaledończyków, nie czuć nawet samych Kaledończyków ;). Sytuację ratuje trochę format gry – od krótkiego fillera nie wymagam tyle, ile od większej i dłuższej gry. Ilustracje na kartach są jednak w porządku, od razu widać dlaczego Wał Hadriana nie okazał się sukcesem – chudzi Rzymianie nie są po prostu w stanie powstrzymać przypakowanych Szkotów ;).

Kasia:

Wygląd pudełka dość wyraźnie sugeruje z jaką tematyką będziemy mieć do czynienia. O ile planszówki w realiach historycznych zwykle nie przyciągają mojej uwagi, to akurat kaledońskie klany walczące z Rzymianami wydały mi się całkiem interesującym tematem na grę. Zamysł był więc dobry, jednak w trakcie rozgrywki nie wyczuwa się właściwie spodziewanego klimatu. Z jakiegoś powodu jest to dla mnie w dużej mierze po prostu dokładanie kart, które więcej ma wspólnego z grą logiczną niż z radosną naparzanką kaledońskich wojowników.

Ocena Wiktora: 3/10

Ocena Kasi: 4/10 

 

Podsumowanie:

Wiktor:

Rzymianie do domu! są przyzwoitym fillerem, który może posłużyć jako gra na rozgrzewkę, przerywnik podczas dłuższych spotkań, czy też szybka pożegnalna karcianka, gdy czas goni a chciałoby się jeszcze w coś zagrać. Niewątpliwą zaletą tej gry jest krótki czas zabawy i jej prostota. Jeśli dodamy do tego malutkie pudełko, to jest to dobra gra do wrzucenia w plecak czy torbę podczas wyjazdu – nie waży dużo, prawie nie zajmuje miejsca, a pozwala na zabawę dla 1-4 osób.

Rzymianie dołączają do gier, które mimo że są w porządku, to nie do końca mnie przekonują. Może dlatego, że plasują się gdzieś między całkiem banalnymi grami jak Ranczo Party, a trochę większymi tytułami jak np. 7 Ronin czy Astro Jam. A może po prostu ta mała karcianka nie porywa i oczekiwałem czegoś bardziej dynamicznego i agresywnego?

Jeśli jednak lubicie mechanikę dokładania ukrytych kart (nie jest ona naszą ulubioną) i szukacie szybkiej gry do zabaw z dziećmi czy sporadycznego zagrania ze znajomymi, to wypróbujcie Rzymian.

Kasia:

Pomimo, że gra nie do końca trafiła w moje gusta i trochę pomarudziłam nad jej wadami, to uważam, że nie można powiedzieć że jest zła. Dobre wykonanie, adekwatna cena, specyficzny humor i pozbawiona większych zgrzytów mechanika sprawiają, że znajdzie ona swoich amatorów. Mimo, że do mojej „topki” nie trafi, to mogę w nią od czasu do czasu zagrać. Jeśli miałabym ją polecić, to raczej tym, którzy potraktują ją jako lekką dwuosobową karciankę. Jak już pisałam, przy większej liczbie graczy poziom nieprzewidywalności jest tak duży, że nadmierna losowość odbiera częściowo sens rozgrywce.

Plusy:

  • dobre wykonanie
  • małe pudełko
  • możliwa gra solo

Minusy:

  • nie całkiem śmieszny humor [mi nie przeszkadza -W.]
  • chaos w grze wieloosobowej 
  • trochę brakuje w niej emocji i dzikości Kaledończyków 😉

Grę przekazało nam wydawnictwo Fabryka Kart Trefl-Kraków. Dziękujemy!

 

http://www.trefl.krakow.pl/
http://www.trefl.krakow.pl/

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.