recenzje planszówek,  wszystkie

Floating Market – recenzja

https://planszowkiwedwoje.pl/2017/01/floating-market-recenzja.html

Przenosimy się do odległej Tajlandii na słynny pływający targ! Cel jest jeden – zdobyć pięć rodzajów egzotycznych owoców, dzięki którym babcia będzie mogła przygotować pyszną sałatkę! Zabawa kręci się wokół kości, kości i jeszcze raz kości!

Wiek: 13+

Liczba graczy: 2-5

Czas gry: około 45 minut

Wydawca: Eagle-Gryphon Games.

Tematyka: Tajlandia, handel

Główna mechanika: obstawianie, kości, umieszczanie robotników

BGG: Floating Market

Grę przekazało nam wydawnictwo Eagle-Gryphon Games.

 

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Floating Market ma swój specyficzny styl graficzny, który pewnie nie każdemu się spodoba. Plansza utrzymana jest w stonowanych, niebiesko-brązowych barwach, kolorami zaskakują natomiast kości oraz karty owoców. Całość prezentuje się spójnie i na pewno ciekawie.

Grę wykonano bardzo porządnie. Mimo iż kart nie trzyma się w ręku, są one niezwykle grube i solidne. Zadbano także o ciekawe meeple (pionki) w kształcie ludzików z kapeluszami oraz fajny znacznik pierwszego gracza (pionek babci). Kości, jeden z głównych elementów Floating Marketu, są przyjemnie ciężkie i marmurkowe. Cieszę się, że nie zdecydowano się na te najtańsze i najzwyklejsze – przyjemniej rzuca się ładnymi, ciążącymi w dłoni. Niestety, w czasie produkcji wszystkie k4 otrzymały złe nadruki na jednej ze ścianek. Wydawca zadbał jednak, by naprawić błąd – w naszym egzemplarzu znalazły się już zarówno błędne, jak i właściwe kości, EGG dorzuciło też w woreczku, na wszelki wypadek, kolejny działający komplet. Miło, nie mam się do czego przyczepić. Floating Market może się podobać lub też nie, ale wykonany jest bez dwóch zdań solidnie.

Kasia:

Wykonanie gry jest bardzo porządne – hitem są niesamowicie twarde i grube, płótnowane karty. Jednak i reszta stoi na wysokim poziomie, a dodatkowo ładnie wygląda. Szczególnie grafika planszy oraz kolorowe kostki sprawiają, że obcowanie z grą jest przyjemne. Wydawnictwo Eagle-Gryphon Games przyzwyczaja nas też do swoich oryginalnych, praktycznych wyprasek z pokrywką – tu też mamy z taką do czynienia.

Tak naprawdę jedynym mankamentem pływającego targu okazały się wadliwe kostki k4. Problem ten został jednak rozwiązany poprzez dodanie do egzemplarza nowych, prawidłowych. A jeśli mogłabym coś w grze zmienić to może zamieniłabym monety w postaci kart na żetony – bardziej do mnie przemawia takie rozwiązanie.

Ocena Wiktora: 7/10

Ocena Kasi: 8/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Celem zabawy jest uzbieranie pięciu (lub siedmiu w wariancie dłuższym) różnych rodzajów owoców, które otrzymuje się z aktywowanych łodzi. Floating Market łączy więc mechanikę rozmieszczania robotników z rzutami kośćmi i obstawianiem pól. Każdy z graczy ma do dyspozycji trzy pionki, które kolejno rozstawia się na planszy lub wspomnianych łodziach. Dokładając pierwszego z nich należy też dorzucić do puli jedną ze swoich kości (zwiększające sumę oczek k4, k6, k10, k12 lub ujemną k6). Gdy wszyscy zajmą już swoje pozycje, pierwszy gracz rzuca wszystkimi kośćmi z puli, oblicza wynik i aktywowana zostaje wskazana łódka, której numer odpowiada liczbie oczek. Osoba mająca na niej swojego człowieka otrzymuje kartę owocu, sąsiadujący z łodzią po dwie monety, a reszta musi obejść się smakiem. Wszystkie użyte do rzutu kości graczy trafiają na jakiś czas poza grę.

Pola na planszy służą głównie dorzucaniu do puli dodatkowych kości czy modyfikujących wynik żetonów, pozwalają też kupować owoce oraz, na przykład, odzyskiwać odrzucone z gry kości. To właściwie tyle.

Zasady są proste. By móc zacząć zabawę wystarczy jedynie nauczyć się efektów kilkunastu pól, które oznaczono dość zrozumiałymi ikonkami. Pewne zawirowania wprowadzają jedynie dwa, które wymagają ogarnięcia kierunków, co czasami potrafi się mieszać. Do Floating Marketu można więc siąść nie władając angielskim czy z początkującymi – jeśli jedna osoba zna zasady, to nie będzie miała problemów z wytłumaczeniem ich innym.

Warto jednak wspomnieć, że zasady zabawy dla dwóch i trzech osób lekko się różnią. W rozgrywce biorą udział wówczas dodatkowe kości, które za każdym razem trafiają do puli, a na rzece pojawiają się neutralni klienci zajmujący zawsze jakieś łódki.

Kasia:

Zasady Floating Marketu są łatwe do nauczenia, więc nie są graczom potrzebne żadne dodatkowe ułatwienia w postaci kart pomocy. Dostępne akcje są dość dobrze oznaczone na przypisanych im polach na planszy. Jedynie dwie z nich mogą budzić wątpliwości i zdarzało się nam je mylić, gdyż zastosowane symbole nie są do końca intuicyjne. Generalnie jednak dość szybko można rozpocząć rozgrywkę, nawet z niezbyt zaawansowanymi planszówkowiczami. Na pewno na plus działa tu fakt, że znajomość języka angielskiego potrzebna jest jedynie do zapoznania się z instrukcją.

Ocena Wiktora: 7/10

Ocena Kasi: 7,5/10 

Ustawka ze znacznikiem pierwszego gracza w roli głównej 😉

Rozgrywka:

Wiktor:

Floating Market mimo sporego pudełka jest grą dość krótką. Zabawa na ogół zamyka się w podanym czasie rozgrywki, czyli 45 minutach. Zdarzały się nam też partie o wiele szybsze. Nic w tym dziwnego, w końcu w tytule od EGG pierwsze skrzypce gra losowość. Cała zabawa kręci się wokół obstawiania pól z łodziami i rzutów kośćmi. Na szczęście pojawia się możliwość manipulowania ich pulą – od dokładania kostek przy stawianiu pierwszego pionka, przez różne pola akcji, które pozwalają wpływać na wynik. W czasie partii przyjdzie więc podjąć kilka decyzji. Fajnym pomysłem było dorzucenie do mechaniki kości ujemnych, których oczka odejmuje się od wyniku rzutu całą pulą. Dzięki temu zawsze można próbować zatrzymać zapędy przeciwników dążących do jak najwyższych wyników.

Trzeba jednak pamiętać, że Floating Market znajduje się bliżej imprezówek niż gier euro. Tury są dość szybkie i dynamiczne, chociaż ktoś z paraliżem decyzyjnym może trochę spowolnić zabawę. Do gry należy też podchodzić z odpowiednim nastawieniem, więc osoby pomstujące nawet na najmniejszy powiew losowości nie mają tutaj raczej czego szukać. Najchętniej do tej planszówki siadałem w gronie czteroosobowym, kiedy to w puli nie było już dodatkowych kości obecnych przy dwóch i trzech graczach, ani zapychających łodzie neutralnych pionków. Mimo to zabawa nieźle sprawdza się też we trójkę i piątkę. Oczywiście im mniejsza liczba graczy, tym krótszy czas partii.

Pierwsze rundy gry na ogół trochę mnie nudziły, dopiero po zdobyciu jakichś owoców zaczynałem bardziej angażować się w to, co działo się na stole. Mimo sporej losowości wyniki końcowe bywały u nas na ogół w miarę wyrównane. Przegrana trzema owocami do pięciu nie bolała i nie irytowała. Cały klucz do sukcesu leżał w odpowiednim „oszacowaniu” możliwego zakresu oczek na kostkach i takim stawianiu meepli, by zgarnąć owoce lub chociaż kasę, którą w ramach akcji można było wymienić na upragnione karty.

Do Floating Marketu siadałem z przyjemnością, jednak hazardowy typ zabawy okazał się nie do końca trafiać w mój gust. Wolę większą kontrolę nad zabawą, chociaż przy odpowiednim towarzystwie nie pogardzę też partyjką w ten tytuł.

Kasia:

Floating Market łączy kilka znanych mechanik, więc nie ma tu niczego szczególnie odkrywczego. Mam jednak wrażenie, że wykorzystany sposób obstawiania wyników nie jest czymś często spotykanym w planszówkach i dla wielu osób może być to nowe doświadczenie. Jednocześnie całość podano w przystępnej i stosunkowo lekkiej formie, a sama rozgrywka jest przyjemna i dynamiczna.

Nie jest to planszówka, w której można wszystko przewidzieć. Nie można mówić o wielkiej głębi strategicznej. Warto tu natomiast polegać przede wszystkim
na umiejętności szacowania prawdopodobieństwa i przewidywania wyników. To one są kluczem do sukcesu, sądzę więc, że Floating Market może się
spodobać tym, którzy mają w sobie żyłkę hazardzisty, a jednocześnie nie obce są im zagadnienia statystyczne (choć raczej na poziomie podstawowym). Co ciekawe losowość, mimo że pełni tu istotną rolę, nie rujnuje pozytywnych wrażeń z rozgrywki. Wręcz je wzbudza, ponieważ każdy przy stole liczy, że kostki okażą się łaskawe właśnie dla niego. Istotny jest też fakt, iż większy sens ma obstawianie sumarycznego wyniku rzutu kilkoma kośćmi niż miałoby to w przypadku tylko jednej.

Sądzę, że Floating Market dobrze działa niemal w całym spektrum liczby graczy. Ja najbardziej lubię grać w niego we czwórkę, ponieważ przy pięciu osobach przy stole trzeba nieco dłużej czekać na swoją kolej, a przy trzech trochę mniej się dzieje.

Ocena Wiktora: 6/10

Ocena Kasi: 7/10

We dwoje zawsze korzysta się też z dwóch neutralnych fioletowych kości.

Gra we dwoje:

Wiktor:

We dwoje, jak wspominałem wcześniej, lekko zmieniają się zasady gry. Na rzece jedno z pól jest niedostępne, w puli znajdują się dwie dodatkowe kości, a i z samej planszy znika kilka pól zarezerwowanych dla 3+ osób. Trzeba jednak przyznać, że rozwiązania te mają sens i nieźle symulują obecność dodatkowych graczy, nie są przy tym skomplikowane czy irytujące. Naturalnie wpisują się w rytm rundy, nie wymagając jakiejś specjalnej „obsługi”.

Floating Market we dwoje jest jednak słabszy niż w większym gronie. To po prostu taki typ zabawy, przy którym większa liczba graczy oznacza więcej frajdy. Można więc siadać do niej tylko z jednym przeciwnikiem, tylko… po co? Jest przecież tyle ciekawszych tytułów dla par.

Kasia:

O ile przy większej grupie współgraczy Floating Market daje mi sporo frajdy, to partie dwuosobowe cieszą już nieco mniej. Pomimo, że rozgrywka jest szybsza, to mniej się w jej trakcie dzieje, mniejsza jest rywalizacja o najciekawsze pola, a co za tym idzie opadają nieco emocje towarzyszące grze.

Ocena Wiktora: 4,5/10

Ocena Kasi: 6/10

Gra czteroosobowa. W puli także k12 oraz ujemna k6 z planszy (czyli 21 oczek – 2 = 19).

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Babcia miała dość marudzących i nieznośnych wnucząt, więc wysłała je na targ po owoce. Zrobi z nich pyszną sałatkę, która uspokoi na jakiś czas niewdzięczne dzieciaki. Tak z grubsza prezentuje się fabuła zabawy. Ani tajska tematyka, ani też warstwa klimatyczna Floating Marketu nie porywają. Na szczęście wydawnictwo zadbało o ciekawy wygląd tytułu, dzięki czemu trochę łatwiej można wczuć się w zakupy na pływającym targu. Ta gra ma jednak bawić, nie angażować swoim tematem i klimatem. Stąd tylko trójka, która jednak nie ma dla mnie zbyt dużego znaczenia.

Kasia:

Temat (zbieranie egzotycznych owoców na sałatkę) jest może troszkę nietypowy, ale trudno mieć do takiej tematyki jakieś zastrzeżenia – jest przyjemna, trochę rodzinna. Co do klimatu, to nie jest on mocno odczuwalny, choć nie mogę również powiedzieć, by gra była go pozbawiona. Sądzę, że to głównie emocje i duch rywalizacji tworzą tu klimat. Warto pamiętać, że jest to dość krótka gra, więc nie można się raczej spodziewać, że będzie tu czas na stworzenie atmosfery towarzyszącej bardziej zaawansowanym i dłuższym tytułom.

Ocena Wiktora: 3/10

Ocena Kasi: 5/10 

Podsumowanie:

Wiktor:

Floating Market jest bardzo solidnie wykonaną grą, utrzymaną w nieco egzotycznej szacie graficznej. Przystępne zasady i znajomość angielskiego wymagana tylko podczas czytania instrukcji sprawiają, że może zawitać także na stoły osób na co dzień unikających planszówek w tym języku. Sama zabawa rozkręca się zawsze po kilku rundach, by pod koniec partii wzbudzać największe emocje. To według mnie trochę dłuższy filler, coś pomiędzy bardzo lekkim i losowym euro, a planszową imprezówką.

Kasia:

Floating Market to ładna, dobrze wykonana, a jednocześnie lekka i niezależna językowo pozycja dla miłośników kostek. Konieczność zarządzania ryzykiem nadaje jej hazardowego charakteru, a losowość nie psuje wrażeń z rozgrywki.  Może nie ma tu zbyt dużo klimatu, ale gra jest na tyle szybka, że nawet nie zdążyłam tego zauważyć.

Ocena:

Wiktor:

Floating Market nie jest do końca typem „mojej” planszówki, ale bawiłem się przy nim całkiem dobrze. Zdecydowanie preferowałem partie w większym gronie, z osobami, które potrafiły wczuć się tę lekką i losową zabawę. Świetnie sprawdza się jako przerywnik między dłuższymi i bardziej wymagającymi tytułami. Cieszy mnie, że gra nie posiada elementów zręcznościowych czy wymagających spostrzegawczości, gdyż nasi towarzysze planszówkowych bojów niezbyt chętnie siadają do tego typu imprezówek. Floating Market nie zachwyca i nie zaskakuje, ale jest przyjemną pozycją, którą można wyciągnąć podczas spotkań ze znajomymi czy nawet partii z młodszymi graczami.

Kasia:

Tym, co wyróżnia Floating Market są fajne kolorowe kostki, będące siłą napędową tej planszówki. To ciekawa pozycja, która może stanowić rozgrzewkę przed cięższymi tytułami lub być samodzielną propozycją na wieczór. Trochę słabiej sprawdza się tylko we dwójkę, ale chętnie wyciągnę ją w większym (idealnie czteroosobowym) gronie. Jak dla mnie to po prostu ładna, sympatyczna gra.

  • Dla kogo?

Dla: miłośników kostek i obstawiania; lubiących lżejsze gry; graczy rodzinnych; nie podchodzących do planszówek zbyt serio

Plusy:

  • bardzo dobre wykonanie
  • proste zasady
  • niezależność językowa 
  • niedługa, dynamiczna rozgrywka

Minusy:

  • mylące się czasami dwa pola na planszy
  • mniej ciekawa we dwoje

Grę do recenzji przekazało nam wydawnictwo Eagle-Gryphon Games. Dziękujemy!

http://www.eaglegames.net/

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.