Kanagawa – recenzja
Kanagawa to nowa gra planszowa autorstwa Bruna Cathali. Czy za ładnymi ilustracjami stoi też dobra mechanika? Czy to rodzinna planszówka na długie wieczory? Oceniamy!
Wiek: 10+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około 45 minut
Tematyka: Japonia, malowanie
Mechanika: zbieranie zestawów, draft
BGG: Kanagawa
Grę przekazało nam wydawnictwo Portal.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Kanagawa już przy pierwszym kontakcie zachęca ślicznie ilustrowaną okładką, a równie ładne obrazki znajdują się na kartach. Pudełko zawiera praktyczną wypraskę, w której mieszczą się wszystkie elementy. Dużym zaskoczeniem była plansza, która w Kanagawie przybrała postać maty. To pomysłowe rozwiązanie, które dodatkowo pasuje do dalekowschodnich klimatów.
Ponarzekać można by na kwadratowe karty, których nie da się włożyć w żadne standardowe koszulki. Obawiałem się, że szybko ulegną zniszczeniu, bo w grze trzeba wkładać je pod inne, leżące już na stole karty. Na szczęście wciąż trzymają się zaskakująco dobrze i nie noszą większych śladów użytkowania. Barwo!
Kasia:
Okładka Kanagawy od razu sugeruje, że mamy do czynienia z grą o malowaniu, a do tego w dalekowschodnich klimatach. Rysunek na pudełku jest świetny, a i wewnątrz, na kartach znajdziemy nie gorsze grafiki. Czasem aż chciałabym, żeby karty były większe, tylko po to, by bardziej uwydatnić rysunki. Nie obraziłabym się również, gdyby malutkie obrazki zwierząt na kaflach celów były nieco bardziej czytelne. Bardzo podoba mi się natomiast, że malując swój obraz w trakcie gry jego elementy łączą się ze sobą tworząc jeden pejzaż.
Pozostałe elementy znalezione w pudełku są zdecydowanie oryginalne. Nigdy nie spotkałam się z matą bambusową pełniąca rolę planszetki. Muszę przyznać, że sprawdza się ona bardzo dobrze, a do tego podkreśla klimat. Również figurki pędzli zanurzonych w glinianych pojemnikach są wyjątkowe i choć trochę mało praktyczne, to wyglądają bardzo ładnie.
Zdecydowanie zadowalająca jest też jakość wykonania. W trakcie partii trzeba podkładać jedne karty pod drugie (co może być nieco uciążliwe), ale o dziwo po kilkunastu partiach nie widać na nich żadnych większych zadarć.
Ocena Wiktora: 9,5/10
Ocena Kasi: 8,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Kanagawa polega na zbieraniu zestawów, które wykorzystuje się do realizowania ogólnodostępnych celów. Dostępne karty są wykładane na planszy, a gracze decydują kiedy chcą wybrać jedną z kolumn, tym samym biorąc od jednej do trzech kart. Każdą z nich można następnie namalować (o ile spełnia się przedstawione u dołu obrazka wymagania) albo włożyć do pracowni. Jeśli po rozwinięciu swojego obrazu albo warsztatu gracz ukończy jeden z celów, może dobrać jego żeton albo zaryzykować i walczyć o kolejny, który przyniesie więcej punktów.
Podczas zabawy zbiera się zarówno obrazki (domy, ludzi, drzewa i zwierzęta), jak i symbole pór roku oraz strzałki, tła i pędzle w pracowni.
Reguły gry są przedstawione w przystępnej formie, chociaż nasi rodzice marudzili trochę, że jest ich sporo. Po kilku rundach jednak wpadali w rytm zabawy i radzili sobie coraz lepiej. Podczas testowania gry trafiłem tylko na jedną zagwozdkę dotyczącą różowych żetonów punktujących za posiadane pędzle. Szybki kontakt z panem Cathalą pozwolił jednak rozwiać wątpliwości: liczą się drewniane znaczniki pędzli, nie ich symbole. Nieskomplikowane zasady sprawiają, że Kanagawa to gra dla początkujących i średnio zaawansowanych, chociaż i doświadczeni gracze nie będą się przy niej nudzić.
Kasia:
Choć w pierwszej chwili nasi mało zaawansowani testerzy stwierdzili, że Kanagawa ma dużo zasad, to kiedy już rozpocznie się granie, wszystko okazuje się dość intuicyjne i szybko chwyta się o co chodzi. W trakcie partii pojawił się tylko jeden problem z regułami, który udało się rozwiązać dopiero po wnikliwym śledztwie, ale nie miał on szczególnego wpływu na przebieg naszych rozgrywek.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Kanagawa powinna być smętna i nudna. A nie jest! W dobieraniu kart czai się pewna nutka ryzyka, która w naturalny sposób wywołuje emocje. Zbieranie zestawów różnych symboli to nie tylko rywalizacja z przeciwnikami, ale też trochę z samym sobą. Brać dostępne już karty, a może ryzykować czekanie na kolejną? Zdecydować się na mniej punktujący cel, czy też walczyć o następny? Ten ostatni wybór jest szczególnie trudny, gdyż zgodnie z zasadami nie można później dobrać żetonu celu, którego nie wzięło się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Oznacza to, że warto śledzić przewijające się karty i obserwować obrazy przeciwników. Pozwoli to nie tylko oszacować co zostało już wykorzystane, ale też przewidzieć kolejne zagrania oponentów.
Dwie możliwości wykorzystywania kart pozwalają trochę pokombinować, bo często można namalować na przykład tylko dwa z trzech dobranych obrazów. Rozwijanie pracowni jest jednak też bardzo istotne. Nie zapewnia na ogół punktów (a każdy element obrazu to na koniec jeden punkt), ale ułatwia rywalizację. Nowe tła i pędzle pozwalają malować więcej, a przejmowanie znacznika gracza daje pierwszeństwo w wyborze kart z planszy, co jest niezwykle korzystne.
W zabawie jest trochę losowości w postaci kart. Także w
każdej z kolumn planszy znajduje się jedno pole, na którym obrazy
wykładane są rewersem ku górze i dobiera się je w ciemno. Rozwiązanie
jest jednak bardzo fajne, bo nie przytłacza losowością, a niepewność dodaje
zabawie emocji.
Ze względu na kilka rodzajów zbieranych symboli Kanagawa jest regrywalna i nie nudzi się nawet po kilku rozgrywkach z rzędu. Sensowny czas jednej partii sprawia, że jednego wieczoru można rozegrać ich kilka (co też się nam zdarzało). Ostatnio dość często piszę, że dany tytuł najlepiej spisuje się we troje. W przypadku Kanagawy jednak najlepiej grało mi się we czwórkę. Większy wybór kart w połączeniu z dużą konkurencją i istotną rolą znacznika pierwszego gracza sprawiał, że zabawa w takim układzie była bardzo emocjonująca. Co z partiami we troje? Również są satysfakcjonujące. Niedawno pisaliśmy o innej grze Cathali – Yamatai – w której skalowalność pozostawiała trochę do życzenia. W przypadku Kanagawy partie nie ciągnęły się nawet przy maksymalnej liczbie graczy.
Kasia:
Kanagawa wydaje się prostą rodzinną grą, ale dzięki kilku istotnym cechom może ona zadowolić także bardziej wymagające towarzystwo. Przede wszystkim czuć tu sporą rywalizację. Duże znaczenie ma między innymi znacznik pierwszego gracza, ponieważ kolejność odgrywa ważną rolę przy wybieraniu kart. Druga sprawa to obserwowanie co zbierają przeciwnicy i ewentualne modyfikowanie planów, kiedy widzimy, że mogą się czaić na to co my. No i bardzo ważna, jeśli nie najważniejsza jest walka o cele, która również podnosi poziom emocji. Czasem warto rozważyć ile jesteśmy w stanie poświęcić by zdobyć dobrze punktujący żeton, nim ktoś inny sprzątnie nam go sprzed nosa. Wszystko to sprawia, że Kanagawa to gra intensywna, w której raczej nie będziemy się nudzić i przyjdzie nam podjąć wiele istotnych decyzji. Nie bez znaczenia jest też fakt, że każdą z kart możemy wykorzystać na dwa sposoby, co również zwiększa decyzyjność.
Może się wydawać, że jest to gra dość losowa, ze względu na nieprzewidywalny dobór kart. Tym bardziej, że nie wszystkie pojawiają się na stole odkryte. Wywołuje to konieczność szacowania ryzyka, ale i dodaje grze głębi. Wpływ losu nie jest tu zjawiskiem złym, gdyż ostatecznie to od nas zależy jak na niego zareagujemy. Pozytywny aspekt jest natomiast taki, że Kanagawa ma bardzo dobrą regrywalność.
Planszówka ta nieźle się skaluje, choć przyznam, że najbardziej emocjonowałam się w trakcie partii czteroosobowych. Mają one jednak tę wadę, że z większym prawdopodobieństwem mogą skończyć się w związku z wyczerpaniem stosu kart, a to pozostawia lekki niedosyt. Muszę więc chyba ostatecznie postawić na równi gry we 3 i 4 osoby.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Rozgrywki we dwoje różnią się przede wszystkim mniejszym wyborem kart, niż przy kilku osobach. Jeśli jeden z graczy zdecyduje się dobrać karty z którejś kolumny, to jednocześnie nie pozostawia wyboru swojemu przeciwnikowi zmuszając do wzięcia tego, co pozostało. Mniej emocjonująca jest też rywalizacja o kafelki celów, bo znika obawa o to, że ktoś inny sprzątnie nam coś sprzed nosa.
Tym samym Kanagawa nie jest planszówką, do której będę często wracał tylko z jednym przeciwnikiem, jednak od czasu do czasu nie odmówię partyjki nawet w takim układzie. We dwoje jest okej, ale w większym gronie lepiej.
Kasia:
Wydaje mi się, że rozgrywka dwuosobowa to pięta achillesowa Kanagawy. Oczywiście jest ona grywalna w takim wariancie, ale nie dostarcza takich emocji i tego poziomu rywalizacji jak partie w większym gronie. Do dyspozycji mamy tu tylko dwie kolumny kart, więc zwykle opłaca się czekać aż zapełnią się one w pełni, nie czuć więc tej presji „brać czy czekać i ryzykować?”. Gdy nie znałam jeszcze pełni możliwości Kanagawy doceniałam rozgrywkę we dwoje, lecz po czasie zdecydowanie zostanę przy liczniejszej kompanii.
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Kanagawa nie przekonuje mnie swoją tematyką. Malowanie obrazów to fajny pomysł, ale klimaty dalekiej Azji – jak już mogliście kiedyś zauważyć – to nie moja bajka. Trzeba jednak przyznać, że wygląd planszówki robi wrażenie, a do małego pudełka wciśnięto tyle klimatu, ile się dało. Drewniane znaczniki pędzli i łączące się tła obrazków bez dwóch zdań pasują do gry o malarstwie.
Mechanika, jak na tak proste zasady, nieźle oddaje tematykę. Część związana z planszą szkoły i lekcjami to całkowita abstrakcja, ale już wykorzystywanie pędzli do malowania, powiększanie swojej pracowni i całego obrazu są okej. To kolejna z opisywanych ostatnio niewielkich gier, w których klimat ma dla mnie bardzo nikłe znaczenie i ginie pod przyjemną mechaniką i ładnym wyglądem. Nie oceniam go wysoko, ale i niska nota nie ma praktycznie wpływu na odczucia związane z Kanagawą.
Kasia:
Malowanie obrazów – raczej mało popularny planszówkowo temat, który tu okazał się dość ciekawie przedstawiony. Jest to zasługa przede wszystkim tego, że możemy obserwować jak nasz obrazek się powiększa, zdobią go coraz bardziej zaawansowane wzory, w miarę jak rozwijamy swój warsztat. Wspomniana wcześniej oprawa graficzna oraz oryginalne komponenty ułatwiają wczucie się w grę. W kategorii gier rodzinnych Kanagawa prezentuje więc całkiem dobre powiązanie mechaniki z tematem.
Ocena Wiktora: 4,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Delikatne ilustracje Kanagawy mają coś w sobie. Gra nie tylko wygląda świetnie, ale jest też bardzo porządnie wykonana i ma kilka oryginalnych elementów. Reguły zabawy są zrozumiałe i chociaż początkującym graczom może się wydawać, że jest ich sporo, to rozgrywka nie sprawia większych trudności. Ciekawe połączenie dobierania kart z planszy wraz z kolekcjonowaniem symboli wciąga, a przy większej liczbie graczy wzbudza także emocje. Nieco słabszy tryb dwuosobowy mimo wszystko też jest w porządku, chociaż pełnię frajdy czuć dopiero przy trzech lub czterech graczach. Dość neutralna i bezpieczna tematyka Kanagawy nie powinna raczej nikogo zniechęcać, szczególnie że jest tylko tłem dla zgrabnej mechaniki.
Kasia:
Kanagawa ciekawie łączy rodzinny, przystępny charakter gry z satysfakcjonującą i emocjonującą rozgrywką, która wymaga również taktycznego i strategicznego myślenia. Ma interesujący, sensowny w powiązaniu z mechaniką, temat i wizualnie bardzo ładnie się prezentuje. Polecam ją szczególnie do partii trzy- i czteroosobowych.
Ocena:
Wiktor:
Kanagawa to idealna gra na prezent! Niewielka, ładniutka, w rozsądnej cenie i z przystępnymi zasadami. W sam raz dla początkujących, ale i doświadczonych planszówkowiczów. Tworząc Kanagawę Bruno Cathala pokazał wysoką formę, czego efektem jest przyjemna, angażująca i fajna planszówka! Polecam!
Kasia:
Oznaczenie serii wydawniczej 2Pionki widoczne na pudełku sugerowało, że Kanagawa będzie leciutką, familijną rozrywką. Gra jest jak najbardziej rodzinna, jednak pod względem mechaniki i wrażeń z rozgrywki zaskoczyła mnie zdecydowanie pozytywnie. Nie nudziłam się ani przez chwilę, bo rywalizacja i konieczność ciągłego podejmowania decyzji mi na to nie pozwalały. Uważam, że jest to planszówka warta wypróbowania, bo ma do zaoferowanie więcej niż tylko ciekawy wygląd.
- Dla kogo?
Dla: miłośników Japonii i sztuki; nowicjuszy, średnio zaawansowanych i doświadczonych graczy; szukających prezentu na urodziny/święta/ślub/cokolwiek
Przypomina nam: 7 Cudów Świata: Pojedynek
Plusy:
- bardzo ładna i solidnie wykonana
- oryginalne komponenty
- intuicyjne zasady
- emocjonująca, krótka i dynamiczna
- całkiem klimatyczna [K.]
Minusy:
- słabiej działa we dwoje
Grę przekazało nam wydawnictwo Portal. Dziękujemy!