recenzje planszówek,  wszystkie

Zombicide: Czarna plaga – recenzja

Zombicide to znana seria gier o zombie, w której grupy śmiałków przeciwstawiają się hordom żywych trupów. Czarna plaga przenosi zmagania do quasi-średniowiecza, w którym magia i krasnoludy nikogo nie dziwią. Czy walka z nieumarłymi to żmudna robota, czy może emocjonująca zabawa? Oceniamy!

Wiek: 14+
Liczba graczy: 1-6
Czas gry: około 60 minut
Wydawca: Portal
Tematyka: zombie, fantasy
Główna mechanika: kooperacja, rzucanie kośćmi
Dla: średnio zaawansowanych; lubiących komputerowe hack and slash
Przypomina nam: Last Night on Earth
BGG: Zombicide: Black Plague
Instrukcja: Zombicide: Czarna plaga (PDF, 13,5 MB)

Grę przekazało nam wydawnictwo Portal.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Zombicide: Czarna plaga to duża gra. W pudełku na pierwszy plan wysuwają się figurki (71 sztuk, w tym 6 bohaterów) oraz plastikowe planszetki graczy. Poza tym znaleźć tam można 125 niewielkich kart, 9 dwustronnych kafelków planszy i sporo różnego rodzaju żetonów oraz znaczników. Jest też sześć czerwonych, klasycznych kostek. Wszystko to, po rozłożeniu, wymaga oczywiście sporego kawałka stołu.

Wizualnie Zombicide: Czarna plaga nie budzi zastrzeżeń. Podobają mi się dość szczegółowe kafelki planszy, na których zilustrowano różne pomieszczenia. Figurki też wydają mi się porządnej jakości, nie są powykrzywiane ani połamane. Poziom ich szczegółowości jest dla mnie zadowalający, ale musicie pamiętać, że nie jestem jakimś wielkim maniakiem plastiku i standardowa jakość zupełnie mnie zadowala. Fajnie, że wszystkie zombiaki nie są identyczne i różnią się między sobą, bo każdy rodzaj figurek występuje w dwóch wariantach, co daje np. czterech różnych szwendaczy (po dwa rodzaje pań i panów), dwóch spaślaków itd. Najbardziej podobał mi się oczywiście klimatyczny nekromanta i spora abominacja. Także ilustracje na kartach są przyjemne dla oka, a plastikowe panele graczy sprawdzają się świetnie.

Wykonaniu Zombicide’a mam do zarzucenia raptem jedną rzecz: w pudełku nie przewidziano miejsca na wszystkie żetony. Zauważyłem też, że plansze mapy potrafią się odkształcać, jeśli długo pozostają na stole (np. na noc). Gdy leżakują w pudełku (z woreczkiem pochłaniającego wilgoć żelu krzemionkowego, takiego jaki można znaleźć np. po zakupie butów) wracają do właściwego kształtu i później dobrze przylegają do stołu).

Kasia:

Zombicide to duże pudło z dość bogatą zawartością. Podoba mi się organizacja miejsca w pudełku i dobrze dopasowane wypraski. Przy całej pracy włożonej w ten koncept nie rozumiem jednak czemu nie przewidziano miejsca na woreczek z żetonami.

Spośród komponentów na pierwszy plan wysuwają się oczywiście liczne figurki. Są one dobrze wykonane, szczegółowe oraz, co ważne, różnorodne. Dzięki temu gra przyjemnie prezentuje się na stole. Nie mam też zarzutów do kart – tych nie jest aż tak dużo, ale wydają się być dobrej jakości i nie widać na nich śladów zużycia. Również elementy planszy wyglądają stylowo i dodają grze indywidualnego charakteru.

Spodobały mi się bardzo pomysłowe, praktyczne planszetki bohaterów. Sprawiają one, że na stole łatwo jest utrzymać porządek, a ich oryginalny projekt mógłby się sprawdzić w wielu innych planszówkach.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 9/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Zombicie to gra kooperacyjna, w której wszyscy stają po tej samej stronie barykady. Przeciwnicy poruszają się automatycznie, zgodnie z opisanymi dla nich zasadami. Po rozłożeniu scenariusza i rozdaniu każdemu postaci oraz początkowej broni przystępuje się do zabawy. Każda misja różni się nieco regułami oraz celem, który należy spełnić. Runda gry składa się z trzech faz: graczy, zombie i końcowej. W swojej turze gracze kolejno aktywują posiadanych ocalałych wykonując trzy akcje spośród kilku dostępnych (można kilka razy zrobić to samo, a wraz z rozwojem postaci akcji może być więcej):

  • ruch o jedną strefę,
  • przeszukiwanie w budynku (raz na turę na ocalałego),
  • wyważanie drzwi (by dostać się do zamkniętego budynku),
  • wymiana/reorganizacja sprzętu,
  • atak wręcz, dystansowy albo magiczny,
  • rzucenie zaklęcia,
  • zdobycie/aktywowanie celu (żetonu na planszy),
  • zrobienie hałasu (położenie znacznika wpływającego na ruch zombie),
  • spasowanie.

Wymienione opcje pozwalają więc poruszać się po planszy, wchodzić do budynków, atakować przeciwników itd. Po fazie graczy przychodzi czas na działanie przeciwników. Zombie najpierw zostają aktywowane (atakują przeciwników w swojej strefie albo ruszają się w ich stronę), następnie namnażają się w każdej ze stref namnażania. Po czynnościach porządkowych na koniec rundy (usunięcie znaczników hałasu, przekazanie znacznika pierwszego gracza) wszystko zaczyna się od początku.

Czas na ocenę jasności, łatwości i intuicyjności zasad, co nie będzie łatwe. Zacznę od moich wrażeń: instrukcja dobrze sobie radzi, wyjaśnia większość rzeczy zrozumiale i przejrzyście. Pomagają też przykłady, które nieraz rozwiewają wątpliwości. Sprawdzając reguły i pytania w różnych miejscach (anglojęzyczna instrukcja, BGG, reddit, kontakt z Cool Mini or Not, zagraniczna grupa Zombicide’a) okazało się, że tylko dwie rzeczy zrozumiałem błędnie. Pierwszą była zdolność żądzy krwi pozwalająca ruszyć się tylko do strefy zawierającej zombie, a nie w jej kierunku, jak zapisano w instrukcji. Drugą system zabijania spaślaków, w którym już po pierwszej partii coś mi nie grało (trzeba użyć broni zadającej dwa obrażenia, nie można ich sumować z ataków zadających jedną ranę). Jako że jestem naszym etatowym czytaczem zasad, to nie miałem z Czarną plagą innych, większych problemów. Patrząc jednak na dyskusje pod postami, pytania dotyczące interpretacji zasad i niektóre odpowiedzi widać, że jednak Zombicide: Czarna plaga nie jest tak prostą grą. Pojawiają się sytuacje, w których np. ruch albo namnażanie zombie sprawiają problemy. Kilka takich spraw poruszaliśmy nawet na grupie Gry planszowe – pytania o zasady na Facebooku (do której swoją drogą zapraszam 😉 ).

Instrukcja nie uniknęła też drobnych błędów. Na ostatniej stronie, w podsumowaniu rundy, mylnie napisano, że po pierwszym graczu przychodzi kolej na tego siedzącego po prawej (wcześniej, poprawnie wskazywano na osobę po lewej). W obu wersjach instrukcji (angielskiej i polskiej) nie opisano też przypadku, w którym dokłada się figurkę zombie, gdy jeden stwór widzi graczy z takim samym hałasem, ale w różnej odległości (potwierdzam, dokłada się ją i każda idzie w inną stronę).

Zombicide: Czarna plaga wymaga więc uwagi w studiowaniu zasad, warto też trzymać się zapisów z instrukcji, nie dopowiadając sobie własnych interpretacji. Gra na szczęście jest też dość otwarta na tzw. house/home rules, więc błędne zachowanie w jakiejś sytuacji nie powinno zrujnować wrażeń z całej partii. W przypadku wątpliwości warto jednak sięgnąć po pomoc.

Kasia:

Jednoznaczna ocena zasad Zombicide jest dla mnie trochę kłopotliwa. Z jednej strony początkowo urzekła mnie prostota reguł. Na tyle, że tytuł ten wydał mi się dobrym wyborem dla początkujących. Okazało się jednak, że mimo wnikliwości Wiktora przy czytaniu zasad, zdarzyło nam się zagrać błędnie (co na szczęście szybko wykryliśmy). Poza tym liczne pytania pojawiające się na forach internetowych sugerują, że zrozumienie reguł to wcale nie taka bułka z masłem. 

Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 6/10

Rozgrywka:

Wiktor:

Chcąc nie chcąc opis wrażeń rozgrywki też będzie dość obszerny. Wszystko za sprawą rozmiaru gry oraz tego, że jest kilka kwestii, które po prostu wypada opisać.

Zombicide: Czarna plaga jest grą losową. Szczęście gra pierwsze skrzypce w trzech bardzo ważnych momentach: podczas przeszukiwania (dobieranie kart ze stosu), atakowania (rzuty kośćmi określające trafienia) i namnażania zombie (ciągnięcie kart). Notoryczny pech podczas chociaż jednej z tych czynności może bardzo utrudnić wygranie scenariusza. Najtrudniejsze do przeskoczenia wydają się przedmioty, w szczególności bronie zadające dwa obrażenia. Bez nich naprawdę trudno jest pozbywać się spaślaków (na początku tylko młot daje taką możliwość), dlatego każdą misję zaczynaliśmy od kilku tur przeszukiwania, o ile udało się znaleźć jakieś ciche, spokojne pomieszczenie. Kwestię atakowania i namnażania zombie załatwia optymalizacja ruchów – akcje należy rozsądnie planować, każdy bohater powinien dysponować bronią, do której dostaje darmowe ataki lub inne bonusy, a wszyscy muszą współpracować. Pozostanie jakiejś postaci w tyle może się źle skończyć, a hordy zombie skutecznie odcinają maruderów od reszty grupy. Zdziwiło mnie, że mimo pokaźnej dozy losowości zupełnie mi ona nie przeszkadzała. Współgracze czasami na nią narzekali, sam jednak się nie skarżyłem. Zombicide: Czarna plaga to taki planszówkowy hack and slash (termin znany z gier wideo), w którym radośnie biegamy po planszy zabijając kolejne dziesiątki stworów.

Tego zabijania w Zombicide nie brakuje. O ile na początku partii przeciwników na ogół jest niewielu, to później zabicie kilkunastu stworów w jednej turze nie jest niczym zaskakującym. Znajomi podchodzili do gry bardziej na luzie, ja jednak uważałem, że każdy ruch trzeba dokładnie przemyśleć. To taki typ planszówki, w którym za błędy płaci się często najwyższą cenę, a strata jednego z ocalałych potrafi zaboleć. Skoro już o stratach mowa, to muszę ponarzekać na skalowanie się tytułu. Wszystkie scenariusze, poza początkowym, wymagają sześciu bohaterów. W związku z tym Zombicide najlepiej działa przy takiej liczbie graczy, która pozwala po równo podzielić się postaciami (2, 3, 6). O ile partie w pełnym gronie są pełne rozmów i emocji, to odpadnięcie z rozgrywki może zirytować. Sprawa wygląda ciekawiej przy mniejszej liczbie osób, kiedy to każdy zrządza dwoma albo trzeba bohaterami. Wówczas, mimo utraty swojej postaci, pozostaje się w grze, można też przekazać ocalałego komuś, kto straci ich wszystkich. W czwórkę i piątkę siłą rzeczy liczba postaci między graczami różni się, co pewnie nie każdemu się spodoba. Graliśmy kilka razy w takim układzie i było okej, chociaż wolałem równy układ sił, w którym każdy był równie ważną częścią ekipy.

Zombicide: Czarna plaga to jedenaście misji, z czego jedna stanowi niewielkie wprowadzenie służące poznaniu zasad. Pula scenariuszy jest więc ograniczona, nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by po czasie je powtarzać. W sieci można znaleźć też fanowskie misje w języku angielskim. Przygody przedstawione w instrukcji praktycznie nie łączą się ze sobą. Owszem, czytając wstępy układają się one w jakąś całość, jednak mechanicznie scenariusze nie są ze sobą powiązane (każdy to osobne wyzwanie, bez przeszkód można skakać między nimi). Regrywalność tytułu oceniam jednak dobrze, bo nawet powtarzając jakąś misję kilka razy z rzędu nie miałem uczucia znużenia. Wymienialiśmy się bohaterami (mimo początkowych podobieństw z czasem postacie specjalizują się), znajdywaliśmy inne przedmioty, szliśmy w nieco innym kierunku. Wydaje mi się więc, że Zombicide: Czarna plaga zapewni posiadaczowi wiele godzin dobrej zabawy (scenariusze trwają na ogół nieco dłużej, niż zaznaczono to w instrukcji, a podane tam czasy to od 60 do 180 minut na misję).

Początkowo zauważałem brak niektórych elementów, które mają zostać wprowadzone w dodatkach (jakieś różne typy nekromantów, dodatkowe abominacje, broń z trzema obrażeniami, więcej przedmiotów do odnajdywania w kryptach), z czasem jednak pogodziłem się z tymi rozwiązaniami. Chociaż nie ukrywam, że większa liczba przedmiotów i przeciwników to coś, co chętnie bym zobaczył. Zapytany o dodatki Portal nie mógł oficjalnie ich potwierdzić (ani w ogóle odnieść się do tej kwestii), ale podejrzewam, że Czarna plaga to nie koniec serii.

Zombicide mocno stawia na kooperację i w każdej partii musieliśmy ustalać wspólne strategie, wymieniać się przedmiotami czy ratować się z tarapatów. Tytuł w jakimś stopniu jest podatny na syndrom lidera, który może zacząć rozkazywać wszystkim graczom. Każdy jednak samodzielnie podejmuje decyzje dotyczące postaci, a losowość sprawia, że nie da się wszystkiego wyliczyć, nie ma więc pewności, czy wskazane przez gracza alfa rozwiązanie jest najlepsze. Mimo że zdarza mi się przejmować dowodzenie w tego typu planszówkach, to wydaje mi się, że tym razem kooperowaliśmy jako grupa.

Część z opisanych wyżej elementów przeszkadza mi w grach (pełna kooperacja, festiwal rzucania kostkami i losowego dobierania kart, widoczny brak rzeczy, mogą pojawić się dopiero w dodatkach), jednak Zombicide ma w sobie to coś, co sprawia, że wszystkie mechaniki bardzo zgrabnie się łączą. Z przyjemnością wracałem do tytułu, nie przeszkadzało mi nawet kilkukrotne podchodzenie do drugiego scenariusza, który sprawił nam nie lada problemy. Fajnie, że nie musieliśmy nikogo oddelegowywać do kierowania zombiakami, bo te poruszały się automatycznie. Był to mój pierwszy kontakt z serią, o której wcześniej sporo słyszałem, i jestem z niego zadowolony. Tym bardziej, że w Czarnej pladze poprawiono podobno niektóre rozwiązania z innych części (np. strzelając do grupy zombie i ocalałych sojuszników rani się tylko wtedy, gdy nie trafi się w zombie).

Kasia:

O serii Zombicide słyszałam już od dawna, ale niestety do tej pory jakoś nie zdarzyło mi się jej przetestować. Z jakiegoś powodu wyobrażałam sobie, że Czarna plaga będzie planszówką dość wymagającą pod względem strategicznym i raczej powolną. W rzeczywistości bliżej jej jednak do lekkich tytułów, a dynamika rozgrywki jest zadowalająca, choć czas jednej partii może sięgać nawet około 3 godzin.

Bez dobrego planu raczej nie da się w Zombicide wygrać, ale nawet z najlepszym planem wcale nie można mieć pewności co do wygranej. Odpowiada za to dość rozbuchana losowość tego tytułu. Objawia się ona nie tylko w rzutach kośćmi, na które (poza drobnymi wyjątkami) nie możemy nic poradzić. Widoczna jest także w bardzo istotnym aspekcie gry, jakim jest poszukiwanie przedmiotów. Jest ono całkowicie zależne od losu i mieliśmy już partie, w których dopiero po kilkunastu poszukiwaniach udawało się znaleźć niezbędne do dalszej zabawy wyposażenie. Było to trochę frustrujące, bo grzebiące po pomieszczeniach postaci były praktycznie nieprzydatne przez dłuższy czas.

Z jednej strony cieszę się, że Zombicide daje możliwość grania aż sześciu osobom. Zabawa w dużym gronie jest przednia, dużo dzieje się nad stołem. Z drugiej jednak jeśli komuś zdarzy się zginąć po godzinie, to może okazać się, że kolejną godzinę będzie musiał spędzić jedynie patrząc jak inni się bawią. Nie jestem fanką takiego rozwiązania. Może lepiej sprawdziłaby się zasada, że ginący bohater startuje ponownie, od zera. W związku z tym uważam, że (poza wariantem dwuosobowym) gra najlepiej wypada we trójkę, gdyż wtedy każdy kieruje dwoma postaciami i nawet jeśli jedna z nich zginie, to nie jest wyłączany z partii.

Trochę sobie ponarzekałam, bo i szczerze muszę wyznać, że Zombicide nie jest grą bez wad. Ale prawda jest też taka, że jest to gra, przy której można się bardzo dobrze bawić. Przede wszystkim jest tu sporo emocji i ciągłej niepewności o to jak potoczy się partia. Wchodząc na pole z zombiakami serce od razu zaczynało mi szybciej bić. Nie ma co się łudzić, to nie jest tytuł, w którym przyjdzie nam prowadzić głębokie strategiczne rozważania. Tu raczej trzeba podejmować odważne decyzje, które zależnie od rozwoju wypadków mogą okazać się po prostu bardzo nierozważnymi decyzjami. Przypomina mi to trochę komputerowe gry typu hack and slash. To taka średnio-lekka naparzanka, w której radośnie sieczemy kolejne hordy umarlaków. I jeśli ktoś lubi taką rozrywkę, to wspomniane mankamenty niespecjalnie wpłyną na ogólną ocenę gry.

Od początku obawiałam się nieco o regrywalność tytułu. Dziesięć scenariuszy to wydaje się być trochę mało. Okazuje się jednak, że są one dość wymagające i choćby z tego względu zwykle nie skończy się na jednym podejściu. Poza tym nic nie stoi na przeszkodzie, by rozgrywać je kilkukrotnie. Po jakimś czasie może się to przejeść, ale nie obawiam się już tak bardzo, by nastąpiło to szybko.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 7/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Już chyba wspominałem, że tryb dwuosobowy należy do tych układów, w których Zombicide: Czarna plaga sprawdza się dobrze. Każdy kontroluje wówczas po trzech ocalałych, dzięki czemu strata jakiejś postaci nie powoduje wyeliminowania gracza. Do tego kontrola nad tym, co dzieje się na planszy jest też większa, bo wszystkie decyzje podejmuje się tylko we dwoje – zmniejsza to liczbę kompromisów, na które trzeba pójść w walce z nieumarłymi. Ma to też jednak swoją drugą stronę, bo siadając do kooperacyjnej planszówki lubię całą tę grę nad stołem: rozmowy, wzajemne przekonywanie się do własnych pomysłów itd. We dwoje jest tego mniej, a we znaki może dawać się też syndrom lidera – brakuje kolejnych osób, które mogłyby pomóc w rozstrzygnięciu sporu.

Sporo zależy tutaj więc od preferencji graczy. Mechanicznie we dwoje grało mi się praktycznie tak samo, jak w większym gronie. Partie był też nieco szybsze.

Kasia:

Jeśli nie obawiacie się syndromu lidera, który w partiach we dwoje lubi się uwidaczniać (przynajmniej w naszym przypadku), to śmiało siadajcie do stołu we dwójkę. Taki wariant wypada w mojej opinii bardzo dobrze, choć zmniejsza się nieco frajda płynąca w rozmów ponad stołem prowadzonych w większym gronie. Uważam natomiast, że kierując aż trzema postaciami mamy największe poczucie, że nasze działania faktycznie mają wpływ na rozgrywkę.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7/10

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Zombie w realiach fantasy? Tak, tak, tak! Bardzo przyjemnie jest zamienić pistolety i bejsbole na łuki oraz miecze. Tematyka gry trafiła w mój czuły punkt, więc nie mam na co narzekać. Pod względem klimatu Zombicide: Czarna plaga też daje radę. Można oczywiście czepiać się szczegółów takich jak trzymanie miecza dwuręcznego w jednej ręce albo kierowanie się zombie hałasem, a nie odległością, jednak w trakcie partii nie zwracałem na to uwagi.

Do prawdziwego wczucia się w średniowiecznych bohaterów brakuje na pewno jakiejś ciągłości między scenariuszami. Układają się one w jakąś fabularną całość, ale świadczą o tym tylko krótkie wstępy. Przedmioty i doświadczenie zawsze trzeba zbierać od nowa. Mimo wszystko zbliżające się hordy zombie potrafią podnieść poziom adrenaliny, a nieprzewidywalne namnażanie wprowadza fajną atmosferę niepokoju. A to właśnie rzeczy, które między innymi przyciągają mnie do Czarnej plagi.

Kasia:

Apokalipsa zombie w fantasy-średniowieczu? Brzmi świetnie! Podczas partii nie czułam jednak jakiejś głębszej historii stojącej za tą konwencją. W grze zdecydowanie brakuje tekstów fabularnych, np. na znajdowanych
przedmiotach czy ogólnie historii poszczególnych bohaterów. Można sobie ją co najwyżej samodzielnie dopowiedzieć, najczęściej na zasadzie skojarzeń z podobnymi postaciami z popkultury (Silas i Samson – jako Legolas i Gimli rywalizujący w liczbie zabitych wrogów). Dodatkowo pomimo tego, że poszczególne scenariusze łączą się w jedną kampanię, to nie czuć tego za bardzo podczas rozgrywek. Wstępy fabularne są na tyle proste, że bez żadnej straty można rozgrywać misje w dowolnej kolejności.

Uważam, że poza wyglądem gry, który fajnie wpasowuje się w realia, główną silą nadającą klimat grze jest mechanika. Zabijanie zombiaków, zbieranie przedmiotów, wspólne planowanie – to do pewnego stopnia pozwala wczuć się w partię i sprawia, że rozgrywka jest barwniejsza.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 6/10 

Podsumowanie:

Wiktor:

Zombicide jest ładne, porządnie wykonane i proste w swych założeniach, szczegóły reguł mogą jednak sprawić nieco kłopotów. Kilka wątpliwości, które pojawiły się w trakcie partii skonsultowałem z Cool Mini or Not (wydawca anglojęzycznej wersji) i potwierdzili oni moje interpretacje zasad. Rozgrywka jest mocno losowa, jednak chyba właśnie dzięki temu nie brakuje w niej emocji i nieprzewidywalności. Tytuł trochę dziwnie się skaluje, wg mnie najlepiej wypada przy dwóch-trzech osobach (ze wskazaniem na trójkę graczy). W większym gronie jednak też da się zagrać. Muszę przyznać, że chyba powoli przekonuję się do kooperacji, bo w przy Czarnej pladze bawiłem się naprawdę dobrze.

Kasia:

Zombicide: Czarna plaga jest planszówką bardzo ładnie i porządnie wykonaną. Nadano jej ciekawy temat, choć trochę za mało podbudowano go fabularnie. Gra najlepiej wypada we dwie i trzy osoby, ze względu na możliwość odpadnięcia z rozgrywki. Jest to niewątpliwie tytuł dość losowy i z tego względu może czasem lekko zirytować. Ale dzięki stosunkowo lekkiej i dynamicznej rozgrywce zapewnia także sporą frajdę.

Ocena:

Wiktor:

Zombicide: Czarna plaga to kawał porządnego ameri. Kości, karty i sporo figurek – połączenie może przyprawiać niektórych o gęsią skórkę, ale mnie przekonało. Rozpisałem się już wyżej, więc bez powtarzania tego samego – polecam fanom tego rodzaju gier!

Kasia:

Jest to taki rodzaj gry, do którego mogę wrócić od czasu do czasu, kiedy mam ochotę poturlać kostkami i pozabijać zombiaki. Mimo kilku zastrzeżeń uważam, że jest to planszówka warta zainteresowania. Z pewnością nie przypadnie do gustu każdemu, ale ma sporo do zaoferowania i może znaleźć zagorzałych fanów.

Plusy:

  • dużo ładnych figurek
  • porządne i ładne wykonanie
  • podstawowe zasady są łatwe do przyswojenia
  • angażująca i emocjonująca rozgrywka 
  • mimo losowości wymaga odpowiedniego planowania 
  • faktycznie wymaga współpracy między graczami
  • dobrze zaprojektowane wypraski i pudełko…

Minusy:

  • … które jednak nie mieści wygodnie części żetonów
  • scenariusze nie łączą się (mechanicznie) w kampanię 
  • może sprawiać problemy z regułami w szczególnych sytuacjach
  • średnio skaluje się na 4-6 osób (odpadanie z gry, nierówna liczba bohaterów)
  • mały nacisk położono na warstwę fabularną [K.]
  • czasem daje w kość losowość [K.]

Grę przekazało nam wydawnictwo Portal. Dziękujemy! 

http://portalgames.pl/pl/

3 komentarze

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.