Patroni

Boonlake – pierwsze wrażenia

We wtorek udało nam się rozegrać pierwszą partyjkę w Boonlake wydane przez Lacertę. To gra autorstwa Alexandra Pfistera znanego chociażby z Great Western Trail czy Wyspy Skye. Projektant na ma koncie też słabsze tytuły, ale już te dwa sprawiają, że zainteresowaliśmy się jego nową grą. We wpisie znajdziecie wrażenia po rozegraniu pierwszej, trzyosobowej partii.

DALSZA CZĘŚĆ WPISU DOSTĘPNA DLA PATRONÓW

Rzeki są de facto torem odmierzającym czas do zakończenia partii. Zielona łódka płynie górną odnogą, co oznacza, że to nadal 1 runda.

Wtorkowy wieczór, po ośmiu godzinach pracy czekała mnie jeszcze partyjka w Boonlake, no ale najpierw, tuż przed spotkaniem, musiałem doczytać zasady. O 18:30 zabraliśmy się za panczowanie żetonów (a jest ich sporo) i sklejanie planszetek. Kojarzycie takie dwuwarstwowe planszetki, w których zagłębienia można wkładać elementy? Tutaj rozwiązano to w bardzo sprytny sposób – planszetki panczuje się, składa razem (jak planszę), i skleja na rogach (w pudełku były przygotowane kawałki taśmy – sam proces był szybki i nieskomplikowany). Zobaczymy jak będzie z trwałością takiego rozwiązania. Na pewno wgłębienia w planszetce są przydatne! Przygotowanie pierwszej partii zajęło nam trochę czasu, bo też elementów jest tutaj sporo i posortowanie ich po wypanczowaniu wymagało nieco skupienia i ogarnięcia.

Zabawa jest na tyle złożona, że nie będę przytaczał skrótu zasad, zaznaczę tylko główne punkty.

  • Gra ma dwie rundy, w trakcie których wykonuje się trzy punktowania cząstkowe (czwarte bezpośrednio przed finalnym);
  • rundy są tutaj wg mnie bardzo umowne, ważniejsze są te punktowania;
  • mimo dwóch rund jest tutaj sporo  gry – po wybraniu jednej z akcji trzeba poruszyć się łódką (zbierając przy okazji bonus z pola, na którym się skończy) – dopłynięcie do tamy odpala punktowanie cząstkowe, więc liczba ruchów zależy od najszybszego gracza, po wyborze akcji gracz aktywny wykonuje tę z lewej strony kafelka, następnie wszyscy (włącznie z nim) mogą wykonać akcję z prawej strony kafelka;
  • w ramach akcji można:
    • zagrywać karty przynoszące różne bonusy (natychmiastowe, stałe, dodatkowe sposoby punktowania na koniec),
    • rozwijać planszę poprzez dokładanie kafelków i zdobywać bonusy z pól, na które je położono,
    • wystawiać na planszę meeple, zmieniać je w domy, a domy w miasta,
    • wystawiać krowy,
    • zdobywać pieniądze za elementy na planszy;
    • kupować dźwignie pozwalające aktywować bonusy na planszy gracza.

Podczas punktacji cząstkowych zdobywa się punkty za wystawione elementy, oba tory (kart i dochodu), niewykorzystane bonusy dźwigni, zyskuje się również pieniądze. Na koniec całej partii punktują jeszcze dźwignie (aktywowane w trakcie partii bonusy) oraz zagrane karty (ich umiejętności i same karty).

Karty mają określony koszt (po lewej) oraz efekt (po środku).

Gdy zaczęliśmy partię okazało się, że… nie mam pojęcia co robić. Znałem podstawowe akcje, ale nie czułem po co mam coś budować na planszy, opcji było dużo, a żadna strategia nie rysowała mi się na początku partii. Paradoksalnie to coś, co bardzo mi się spodobało – czułem, że akcje są ze sobą powiązane, że gdzieś w tym szaleństwie jest metoda. Do tego spora swoboda to rzecz, którą doceniam w planszówkach. Wraz z postępem gry coraz lepiej dostrzegałem zależności między elementami, wszystko zaczęło wskakiwać na swoje miejsca.

Nie czułem praktycznie krótkiej kołderki, jeśli chodzi o akcje. Zasobów początkowo brakowało, nie mogłem robić wszystkiego, co bym chciał, ale nigdy nie miałem wrażenia, że moje akcje są ograniczone. Wpływ na to miał też charakter gry, w której ciągle wykonujemy akcje, tury graczy następują po sobie, nie czuć przestojów – mimo że często ktoś z nas trochę zamulał. Bardzo dobrze sprawdza się mechanizm naśladowania akcji, bo angażuje to cały czas uwagę, nie pozwala na wyłączenie się na kilka minut, bo grają inni.

Podobało mi się połączenie planszy z innymi elementami, była ona ważnym elementem zabawy, nawet na początku, gdy świeciła pustkami, to korzystaliśmy z akcji wystawiania kafelków i ludzi, bo wiązało się to z bonusami.

Dziwny wydaje mi się system zdobywania punktów w każdej cząstkowej punktacji. Mamy cztery żetony o wartościach 1-4, których używamy do oznaczania wypełnionych (lub nie) celów w 1-4 rundach. Maksymalnie, w ostatniej rundzie, można zdobyć 4/8 punktów (8 jeśli staniemy na „nasze” pole pod celem, który wybraliśmy na początku partii), co wydaje się wartością śmiesznie małą przy końcowej punktacji, która u nas oscylowała w okolicach 200 punktów (sam miałem z 215 i wygrałem). Przeglądałem BGG i wydaje się, że nie popełniliśmy błędu z tymi żetonami.

Z czasem plansza zapełnia się robotnikami, krowami, domkami i miastami.

Gra nie jest prosta do ogarnięcia, ani pod względem strategii, ani samych zasad. O ile reguły podstawowe są proste, to na wszystkich elementach znajduje się sporo symboli i ikon, które trzeba poznać, by móc cieszyć się rozgrywką. Duża część jest intuicyjna, ale przez całą partię zerkałem do instrukcji, by się upewniać. Przydałyby się karty pomocy z ikonami dla graczy, szczególnie tych mniej doświadczonych.
Wydaje mi się, że Boonlake będzie bardzo regrywalnym tytułem. Jest tyle różnych bonusów, sporo kart, układ planszy się nieco zmienia, cele wykładane na planszy na początku gry. No powinno to zapewniać dłuuuugie godziny grania.

Interakcja sprowadza się głównie do planszy, na której wystawiamy najpierw kafelki, a później na nich meeple. Kafelki mają po 1-2 działki, czyli pola, na których można się rozstawić. Dają one różne bonusy, czasami też wymagają opłacenia kosztu, by dostać coś wartościowego. Początkowo wykorzystywaliśmy je jako źródło darmowych ludzi i złota, później zaczęliśmy zwracać uwagę na to co i gdzie stoi, bo wiązało się to z punktacją. Ogólnie mówiąc warto stawiać krowy koło domków, które później zmienią się w miasta. Za domki krowa przynosi kasę, a za miasta punkty. Oczywiście Boonlake to nie jest jakaś wredna, rywalizacyjna gra. Na planszy można sobie poprzeszkadzać, ale raczej ma to formę wyścigu o lepsze miejsca. Interakcja pojawia się też po wyborze kafelka z akcjami, bo pozwala on też na wykonanie ruchu przeciwnikom.

Na kafelkach są wyznaczone działki, na których można stawiać ludzi i rezerwować pola. Na pastwiskach mogą stać tylko krowy.

Wspomnę jeszcze, że ważnym elementem gry jest zarządzanie meeplami. Pełnią one rolę zasobu, bo poza wystawianiem ich na planszę do zarezerwowania miejsca, służą również do opłacania kosztów budowy. Za wystawienie domku/miasta trzeba odrzucać ludzi. Brzmi to dość abstrakcyjnie, nie doszukuję się w tym też klimatu (tego nie czułem przez całą partię), ale mechanicznie pasuje i przebiega dość gładko.
Ogólnie bawiłem się bardzo dobrze, w kolejnej partii chcę sprawdzić przede wszystkim ile zajmie nam rozgrywka. O testowaniu innej strategii nie ma na razie mowy, bo sam nie wiem, jaką strategię przyjąłem podczas pierwszej.

Gdybym po tej jednej partii miał rekomendować komuś Boonlake’a, to byłaby to rekomendacja: kup. Oczywiście z zaznaczeniem, że to poważne, duże i nielekkie euro. Rozpoczęty o 18:30 proces grania zakończyliśmy o 22:40, darując sobie już składanie elementów. Nie mogę się już doczekać kolejnej partii zaplanowanej na piątek, tym razem we czworo.

Krowa postawiona na pastwisku obok domku zapewnia 2 monety, a później – gdy domek zmieni się w miasto – punkty zwycięstwa.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.