Spółka ZOO – recenzja
Wiek: 10+
Liczba graczy: 1-5
Czas gry: 45-90 minut
Autor: Mateusz Kiszło
Wydawca: Coconut Salad
Tematyka: zwierzaki, handel
Główna mechanika: handel akcjami i towarami
Dla: ogranych początkujących, średnio zaawansowanych
Przypomina nam: rynek z Klanów Kaledonii
BGG: Spółka ZOO
Instrukcja: Spółka ZOO – zasady
Współpraca reklamowa. Grę przekazało nam wydawnictwo Coconut Salad.

Opinia:
Wiktor:
Przyznam, że nie byłem przekonany do Spółki ZOO. Debiut autora, gra wydana przez własne wydawnictwo za pomocą crowdfundingu z barwnymi, ale nieco przerysowanymi ilustracjami – nie do końca krzyczało to do mnie ZAGRAJ WE MNIE.
Początkowo strona wizualna nieco mi przeszkadzała, ale wraz z kolejnymi partiami zmieniałem zdanie. Zwierzaki są urocze, a plansze spółek barwne, odpowiednio duże i przede wszystkim czytelne. Komponenty sprawiają wrażenie wysokiej jakości, a karty mimo grania bez koszulek nie niszczą się jakoś zauważalnie.
W kwestii użytkowej mam dwa zarzuty, o których pewnie wspomni też Kasia – mało czytelne ikony akcji (niektóre są zbyt podobne do siebie i szczególnie trudne do odróżnienia jako symbole w tekście kart) oraz momentami zbyt wiele tekstu na kartach. Co do drugiego zarzutu, to mamy karty z kilkoma słowami, a obok dłuuugie opisy małą czcionką, co przeszkadza nieco w zabawie.
Spółka ZOO toczy się przez pięć rund, w których gracze wykonują po trzy akcje. Na koniec punktują karty pomocników oraz pieniądze, w tym wartość owoców i udziałów na koniec partii.
Rozgrywka dzieli się na dwie fazy – akcje i rynek. Podczas pierwszej zagrywamy żetony, handlujemy owocami i udziałami, rekrutujemy pomocników i manipulujemy taliami spółek.

Dostępne akcje to:
- handel udziałami – kupno/sprzedaż udziałów (możliwa do wykonania dwa razy);
- handel owocami – kupno/sprzedaż owocu (możliwa do wykonania dwa razy);
- spekulacja – pozwalająca na manipulację kartami spółki;
- lobbowanie – pozwalająca na dodanie karty do talii spółki;
- zatrudnienie pomocnika – pozwalająca kupić pomocnika;
- duplikat – pozwalający skopiować poprzednią akcję.
Wszystko to robimy po to, aby w fazie rynku zdobywać owoce (stanowiące zasób), udziały i pieniądze, a tym samym punkty. Podczas fazy rynku odkrywamy karty z talii spółek i wypełniamy ich polecenia, z których głównym jest dokładanie owoców do spółek. Następnie zasoby te dzielone są między udziałowców.
Brzmi to może nieco pokrętnie, a i instrukcja ma nie najbardziej przystępną formę (wolę jednak więcej wypunktowań niż ciągłego tekstu), ale jednak reguły są mimo wszystko zrozumiałe. Czy to tytuł dla wszystkich, także dla początkujących? I tak, i nie. Z jednej strony samodzielne przyswojenie zasad może przysporzyć nieco problemów (szczególnie zielonym graczom), z drugiej jeśli ktoś nam je wytłumaczy, to raczej nikt nie powinien mieć problemów z rozegraniem partii.

Dość o technikaliach i zasadach. Czas zająć się samą frajdą z zabawy. Lub jej brakiem…
Zacznę od tego, że całkiem dobrze bawiłem się podczas rozgrywek, ale trochę trudno wskazać mi dlaczego. Wydaje mi się, że to połączenie prostej mechaniki z nieźle odwzorowanym systemem rynku, odpowiednią dawką losowości i pewnymi możliwościami jej kontrolowania. Nasze partie były dość dynamiczne i płynne. Wątpliwości pojawiły się chyba tylko raz czy dwa.
Ze względu na sporą pulę kart pomocników, spółek oraz pewną losowość Spółka ZOO jest tytułem regrywalnym. Ponadto w grze są trzy moduły dodatkowe. Pierwszy z nich to karty intryg, pozwalające nieco manipulować zasadami lub „atakować” przeciwników, kolejnym są karty tajnych celów – dość prostych, ale czasami te 2-3 punkty robią różnicę – a ostatnim wydarzenia.
I z tym właśnie ostatnim modułem mam pewien problem, chociaż ogólnie uważam je za bardzo dobry moduł. Same w sobie wydarzenia, wpływające na ceny spółek i owoców, są świetne. Dodają dynamiki grze, zmieniają sytuację cenową umożliwiając „wbicie się” do drogiej spółki, dodają trochę losowości, ale takiej mile widzianej. Poza drobnym faktem, że wydarzenie odpala się też na koniec partii, przed podliczeniem punktów. To już nie jest fajne. Nie rozumiem tego zabiegu i mi się on nie podoba. Nie jestem fanem homerule’sów, ale zdecydowanie polecam nie używać wydarzeń na koniec partii.

Kasia:
To, że Spółka ZOO wygląda bardzo niepozornie, żeby nie powiedzieć uroczo, a skrywa kawałek konkretnej planszówki na pewno już słyszeliście. Mogę więc jedynie potwierdzić. Grafiki są bardzo miłe dla oka, kolory żywe, a jakość wykonania gry bardzo porządna.
Reguły nie stanowią problemu dla doświadczonych graczy (myślę, że dla średnio doświadczonych również), przydatnym dodatkiem jest karta pomocy. Mam do niej jednak dwa zarzuty: jest tylko jedna oraz nie wyjaśnia działania akcji spekulacji (opis jest zbyt mało precyzyjny). Ostatecznie jednak zasady są dość intuicyjne. Inna sprawa, że zostanie mistrzem zwierzęcego handlu już takie proste nie jest. Zawiłości kupna i sprzedaży, manipulowania cenami i taliami spółek wymaga wprawy. Jest tu nad czym pokombinować – dostępne akcje zawsze pozwalają nam zrobić coś sensownego, a możliwość powtórzenia akcji również działa na plus.
Rozgrywka nawet w większym gronie zwykle przebiega płynnie, a konieczność śledzenia na bieżąco zmieniającej się sytuacji sprawia, że cały czas jesteśmy zaangażowani. Zagrania innych graczy mają bowiem duży wpływ na ceny i układ sił (a dochodzą do tego jeszcze bardziej bezpośrednie wredne zagrania). Wszystko to sprawia, że rozgrywka jest przyjemna. Nie ustrzeżono się jednak kilku przeszkadzajek, które odrobinę zmniejszają frajdę z zabawy, a które w sumie nie byłyby trudne do poprawy na etapie projektowania (zrzucam to na karb debiutu autora). I tak na przykład niektóre żetony akcji pozwalają wykonać 2 akcje danego rodzaju, więc dobrze, jakby na przypisanym im żetonie było to oznaczone. Dość dużo jest też tekstu na kartach, co gryzie mi się z w miarę prostymi zasadami. Zamiana części z nich na przejrzyste ikony usprawniłaby rozgrywkę.
Wspomniana już przez mnie negatywna interakcja w Spółce ZOO jest elementem właściwie nie do uniknięcia. Wprost konkurujemy o zasoby, każdy stara się taniej kupić i drożej sprzedać, niejednokrotnie wchodząc tym samym w drogę rywalom. Nie mówiąc o celowym podkładaniu kiepskich kart do talii spółek, w których dominują rywale. Może to tylko moje odczucie, ale nie czułam w tym jednak jakiejś wielkiej zajadłości – więcej emocji wywołują we mnie złośliwości w takim na przykład Carcassonnie. W Spółce ZOO poziom tych negatywnych emocji jest zrównoważony, nie frustruje.
Fajnie, że w Spółce ZOO dostajemy dodatkowe karty urozmaicające zabawę (podobają mi się szczególnie tajne cele oraz karty intryg), to odświeża zabawę i zwiększa regrywalność, która i tak jest tu na dobrym poziomie. Zrezygnowałabym jedynie z rozpatrywania karty wydarzeń na koniec gry, ponieważ mogą one w nieoczekiwany sposób wypaczyć ostateczny wynik, mocno na niego wpływając.
Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 7/10

Gra we dwoje:
Wiktor:
Rozgrywki we dwoje były dla mnie największym zaskoczeniem, bo… gra bardzo fajnie działa w takim układzie. Mimo że rynek pokazuje więcej przy kilku osobach, to i w partiach z Kasią były emocje, gambity na koniec rozgrywki mające przynieść korzyści i rywalizacja o spółki. Charakter zabawy nieco się zmieniał, bo jednak co dwie osoby to nie cztery, ale śmiało mogę polecić partyjki tylko z jednym przeciwnikiem.
Instrukcja umożliwia stosowanie botów, niestety takich obsługowych, za które trzeba robić rzeczy, które mają imitować dodatkowych graczy. Jest to jakimś rozwiązaniem dla tych, którym partie w mniejszym gronie nie odpowiadają, jednak sam nie czułem, że czegoś mi brakuje w grach we dwoje. Bardzo dobrze sprawdzały się tutaj wydarzenia, trochę imitujące – poprzez zmiany cen – nieobecnych graczy.
Granie we dwoje ma też swój walor praktyczny, bo łatwiej czytać malutki tekst na niektórych kartach. Siedzi się na ogół bliżej, nie trzeba wstawać czy co chwilę podnosić dostępnych do dobrania kart.

Kasia:
Przyznam, że obawiałam się, że Spółka ZOO we dwoje wypadnie blado, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. We dwójkę gra się naprawdę fajnie – mamy sporą kontrolę nad sytuacją na stole, łatwiej jest ogarnąć wszystkie pojawiające się karty i dostosować zagrania do sytuacji. Może ewentualnie ciut brakuje ostrzejszej rywalizacji o spółki, ale nie psuje to ogólnych wrażeń z partii dwuosobowych.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Ocena:
Wiktor:
Spółka ZOO jest dla mnie tytułem przyjemnym w odbiorze, sprawiającym frajdę, ale jednocześnie nie ma rozwiązań wywołujących u mnie zachwyt. To solidnie zrobiona planszówka, która ma też pewien walor edukacyjny w postaci działającego dobrze rynku. Tytuł, mimo pewnych potknięć, ma w sobie to coś, co sprawia, że przyjemnie się z nim obcuje.
Kasia:
Spółka ZOO nie wystrzegła się paru drobnych niedociągnięć, ale mimo tego udało jej się zrobić na mnie dobre wrażenie. Rozgrywka angażuje, zabawa jest regrywalna i bardzo sensownie się skaluje (nawet we dwoje!). Zabawne ilustracje i solidne wykonanie dopełniają obrazu bardzo przyzwoitej planszówki.

Cechy:
- losowość
- interakcja
Plusy:
- porządne wykonanie
- krzykliwe, ale w sumie przyjemne ilustracje
- proste i intuicyjne zasady
- przyjemność płynąca z rozgrywki
- aspekt edukacyjny rynku i dobre odwzorowanie mechanizmów
Minusy:
- mało intuicyjne ikony akcji
- sporo tekstu na niektórych kartach
- czemu odpala się wydarzenie po ostatniej fazie rynku?!
Grę przekazało nam wydawnictwo:
