Grand Austria Hotel – recenzja
Grand Austria Hotel to jeden z cieplej przyjętych tytułów zeszłorocznych targów Spiel w Essen. Już sama jego okładka zapowiada suchutkie, ale przyjemne euro. Nic więc dziwnego, że w końcu polscy gracze zyskali możliwość poprowadzenia swojego własnego hotelu. Sprawdziliśmy, czy austriacki przybytek zasługuje na jakieś gwiazdki, czy raczej miano podrzędnego motelu.
Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około 90 minut
Wydawca: Lacerta
Tematyka: prowadzenie hotelu
Główna mechanika: zbieranie zestawów, draft kości
Dla: średnio zaawansowanych i doświadczonych graczy; pasjonatów krótkiej kołderki w planszówkach
Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Okładka gry nie grzeszy urodą, ale też nie odpycha. Miłośnikom gier euro pewnie od razu skojarzy się ze stylem znanym z Agricoli, Wyspy Skye, Orleanu, ale też masy innych planszówek. I słusznie, bo również tutaj za szatę graficzną odpowiada Klemens Franz. Rysunki Austriaka pasują do tematu i Wiednia z początku XX wieku. Nie oczarowują, ale zdecydowanie pasują. Miłym dodatkiem są postacie gości, które nawiązują do innych gier ilustrowanych przez pana Franza.
Wszystkie kartonowe elementy gry wykonano bardzo porządnie. Zaskoczeniem byłby dla mnie karty, gdyż do tej pory chyba w żadnej planszówce nie spotkałem ich tak… cienkich. Jednak mimo to trzeba im oddać, że trzymają się dobrze. Nie widać na nich otarć, chociaż czasami źle chwycone mogą się trochę wygiąć. Ogólnie jednak Grand Austria Hotel to solidnie i estetycznie wykonana gra. A czy ładna? Musicie ocenić sami.
Kasia:
Wizualnie Grand Austria Hotel nie jest może planszówką ładną, ale na pewno schludną i dość przejrzystą. Jej ocena jest w dużej mierze kwestią gustu, choć dla mnie prezentuje się raczej mało widowiskowo, a większość grafik sprawia wrażenie pochodzących sprzed kilku czy kilkunastu lat.
Na uwagę zasługują natomiast smaczki w postaci graficznych nawiązań do innych gier ilustrowanych przez Klemensa Franza (m.in. do Wyspy Skye). Także trwałości i ogólnie jakości komponentów nie potrafiłabym nic zarzucić. Jest bardzo solidnie i mimo wielu przebytych rozgrywek właściwie na żadnym z elementów nie widać śladów zużycia.
Powinniście też wiedzieć, że gra swoje waży, a co za tym idzie w jej środku jest dużo różnorodnych komponentów: kart, plansz, żetonów, kości… Czuć więc, że nie wypełniono pudełka powietrzem, a porządną, uczciwą zawartością.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Grand Austria Hotel nie ma trudnych zasad, jednak zabawa sprawia wrażenie składającej się z kilku minigier. Dlatego znów postaram się nakreślić wszystko w miarę zrozumiale, ale bez wdawania się w szczegóły. W grze dobiera się gości, których następnie karmi się w hotelowej restauracji i lokuje w przygotowanych wcześniej pokojach. Należy przy tym pilnować, by goście każdego koloru otrzymali stosowny pokój, jedynie zieloni turyści nie wybrzydzają i chętnie nocują w dowolnym. Zapełnienie kilku pokojów jednego typu daje różne bonusy, od punktów, przez pieniądze aż po punkty cesarstwa, których stan ma znaczenie na koniec trzeciej, piątej i siódmej rundy. W skrócie – im ich więcej, tym lepiej. Sami odwiedzający hotel w momencie wprowadzania do sypialni również przynoszą różnorodne korzyści.
Grand Austria Hotel opiera się na drafcie kości. Każdy z graczy ma dwie tury (akcje) na rundę, a ich kolejność określają specjalne żetony. Na początku rundy rzuca się kośćmi (od 10 do 14, zależnie od liczby osób przy stole) i układa je na specjalnej planszy. Każda wartość przyporządkowana jest do jednej z sześciu akcji: dobierania jedzenia (jedynki); dobierania napojów (dwójki); przygotowywania pokojów (trójki); otrzymywania pieniędzy/punktów cesarstwa (czwórki); zagrywania personelu (piątki); aktywacji jednej z wcześniej wymienionych akcji (szóstki). Im więcej kostek przydzielonych do danej akcji, tym silniejsze lub korzystniejsze jest jej działanie. Gracze kolejno dobierają po jednej kości wykonując przypisane do nich akcje. Każdy może korzystać też z kilku dodatkowych możliwości, takich jak nakarmienie gościa czy wprowadzenie go do pokoju. Zabawa kończy się po siedmiu rundach, a zwycięzcą zostaje osoba, która uzbierała najwięcej punktów. Te otrzymuje się w trakcie zabawy za: obsłużonych gości, tor cesarstwa, realizację polityk (ogólnodostępnych celów), niektórych pomocników. Na koniec liczą się jeszcze: goście w pokojach, pieniądze, jedzenie oraz napoje w kuchni, pomocnicy ze zdolnościami dotyczącymi ostatecznego punktowania.
Trochę tego jest! Przebieg rund i dostępne akcje są jednak zrozumiałe i proste. Złożoność tytułu wynika nie z jego zasad, ale wielu elementów, które należy śledzić i ogarniać. Myślę że nawet średnio zaawansowani gracze powinni poradzić sobie z austriackim hotelem. Książeczka z regułami jest napisana dość przystępnie, nie uniknęła jednak błędu w przygotowaniu gry (wszyscy zaczynają z jedną kostką każdego koloru (czterema), nie jedynie z trzema) oraz nieścisłości związanej z dobieraniem gości (tę opcjonalną akcję można wykonać jedynie na samym początku tury, przed np. dobraniem kostki).
Kasia:
Mnogość elementów gry oraz możliwości, jakie stoją przed graczami może początkowo przytłoczyć nawet bardziej doświadczonego gracza. Na szczęście reguły okazują się w większości na tyle intuicyjne i po prostu logiczne, że po jednej czy dwóch turach wszystko wchodzi już w krew. Jest niestety jeden wyjątek – łatwo zapomnieć o zasadzie dobierania gościa na początku tury – jest to niestety mało intuicyjne, ponieważ nasza uwaga skupiona jest bardzo mocno na kostkach i zdarza się, że czasem zapomnimy o zaproszeniu gościa do naszego stolika.
Podczas pierwszych partii konieczne może też okazać się zaglądanie do instrukcji, ponieważ na kartach gości oraz obsługi znajduje się dużo różnego rodzaju symboli, z których część początkowo może być nie do końca jasna (choć widać, że starano się uczynić je jak najbardziej zrozumiałymi). Także rozpoczynając przygodę z Grand Hotelem pomocne okazują się karty z wyszczególnionymi dodatkowymi akcjami, które przy większej znajomości gry idą w zapomnienie, gdyż podpowiedzi na nich zapisane udaje się zapamiętać.
Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Grand Austria Hotel stanowi dla mnie, jak wspominałem wcześniej, połączenie kilku minigier. Podczas zabawy trzeba śledzić wszystkie jej elementy – pojawiających się gości, karty polityki, tor cesarstwa i nagrody oraz kary z nim związane, stan pożywienia w kuchni i przede wszystkim kości akcji.
Jedynym elementem, którego uważną obserwację można sobie darować są przeciwnicy. Grand Austria Hotel nie zawiera praktycznie żadnej interakcji – przypadkowego podbierania potrzebnych komuś innemu kości nie uznaję za przeszkadzanie konkurentom. Podczas rozgrywek z Kasią przyłapałem się na tym, że w jej turze odwracałem się do komputera, gdyż zupełnie nie obchodziły mnie jej poczynania. Nic a nic, ponieważ Grand Austria Hotel zmienia się niemal cały czas. Dlatego nawet podczas wolnej chwili, gdy ruszają się przeciwnicy, trudno jest coś zaplanować. Co z tego, że będę chciał wyprzedzić kogoś w zgarnięciu wartej piętnaście punktów karty polityki, skoro osoba przede mną zabierze umożliwiającą mi to kostkę? Albo na stole nie pojawi się gość w potrzebnym mi kolorze… Tym samym docieramy do pierwszej cechy, która strasznie irytowała mnie podczas zabawy. Oto…
… losowość! I nie zrozumcie mnie źle, bo lubię, gdy planszówka oferuje trochę zmienności, a pewna losowość nie jest mi straszna nawet w grach euro. Jednak w tym tytule jest jej zdecydowanie za dużo. Przez to siadając do stołu trudno jest z góry obrać jakąś strategię, a niekiedy również podczas partii nie jest to możliwe. Liczące najwięcej kości akcje znikają na ogół jako pierwsze, przez co grając we troje czy czworo każdy w końcu zmuszony jest do wybierania mniejszego zła – akcji, której w zasadzie nie potrzebuje.
Ratuje to trochę ciekawie zaprojektowany mechanizm pasowania, pozwalający (po ruchach wszystkich innych graczy) na odrzucenie jednej kości, przerzucenie pozostałych i ponowne ich rozłożenie. Taki ruch można powtarzać do skutku lub wyczerpania się puli, jednak dodaje on jeszcze więcej ryzyka i tak losowej już grze. Stawia też często przed niemożliwymi wyborami: wziąć pewną, średnio potrzebną kość, czy może liczyć na to, że uda się wyrzucić tę jedną pożądaną. W takiej sytuacji początkowy draft kart pomocników również jest dla mnie trochę bez sensu. Trzeba ich wybierać w ciemno, kierując się głównie cenami, a nie przydatnością. Na co mi kilku drogich pracowników, skoro nie mam pewności, że uda się zagrać któregokolwiek z nich? Znów trzeba liczyć na szczęście i kości lub farta i odpowiednich gości 😉. Wszystko to nie byłoby takim problemem, gdyby nie druga psująca mi wrażenia cecha. Oto…
… zbyt krótka kołderka. Czyli za mało czasu i akcji, na zrobienie wszystkich potrzebnych rzeczy. Wiszącym nad wszystkimi fatum jest cesarz i związany z nim tor, który zaniedbany najprawdopodobniej doprowadzi do straty punktów lub co gorsza pokojów czy kostek żywności. Albo pieniędzy. W tej grze ciągle brakuje pieniędzy. Chyba że trafi się na odpowiednią kartę pomocnika lub dobre rzuty. Wówczas pieniędzy jest aż nadto, ale brakuje czegoś innego. Tylko że na ogół w takich partiach, jak na złość, karta polityki punktująca za kasę nie chce się wylosować… Cóż, taki los. Połączenie krótkiej kołderki z rzutami kośćmi i ciągłą presją ze strony cesarza sprawia, że Grand Austria Hotel rozczarowuje i irytuje. W tej grze wkurzam się nie na dobrze grających przeciwników, a na złe rzuty i brak odpowiednich kart. Takie coś mogę przepuścić BattleLore’owi czy zombiakom w Last Night on Earth. Nie poważnej, długiej i wymagającej grze euro.
Długiej, bo w pełnym gronie zabawa zajmuje około dwóch godzin, a czas oczekiwania na swój ruch, nuży, szczególnie pierwszego gracza po zagraniu jednej tury. Mimo tego Grand Austria Hotel w większym gronie ma swoje zalety, z których najfajniejszą jest większa pula kości. We dwójkę pierwszy graczy wybiera jedną z dziesięciu, we trójkę z dwunastu, a we czwórkę z czternastu. Jak więc widzicie im więcej osób, tym łatwiej o dorwanie wymarzonej akcji. Nie bez znaczenia w takim układzie są też rozmowy nad stołem, które pozwalają uprzyjemnić trochę ciągnące się partie.
Muszę jednak przyznać, że gdy dopisywało mi szczęście, to GAH pokazywał swoje inne oblicze. Zabawa była wówczas wciągająca i przyjemna. Szkoda jednak, że wrażenie to nie utrzymywało się podczas wszystkich partii, a tylko w tych nielicznych. Dość jednak narzekania. Mimo iż wiecie już, że tytuł ten nie przekonał mnie do siebie, to należy wspomnieć o jego zaletach…
Jedną z nich jest niewątpliwie regrywalność. Karty polityk, żetony cesarstwa, dwustronne plansze graczy, spora pula pomocników i gości – wszystko to sprawia, że zabawa za każdym razem wygląda trochę inaczej. Rozgrywka jest też dość wymagająca, pozwala zaangażować sporą część szarych komórek. Inna sprawa, że nie podoba mi się, iż robi to szczególnie w wymiarze taktycznym. Wciąż trzeba reagować na zmieniającą się sytuację i ratować z niej to, co się da. Zakładam jednak, że niektórzy z Was właśnie dlatego zwrócą na ten tytuł uwagę.
Kasia:
Ileż to wyborów stoi przed graczami w Grand Austria Hotel, ileż opcji do rozważenia i decyzji do podjęcia. Ale nie ma się co bać, to nie jest ciężkie euro tylko dla wyjadaczy, choć niewątpliwie wciąga i sprawia, że każdy zakończony sukcesem „kombos” daje dużą satysfakcję. I chociaż interakcji nie znalazłam tu prawie wcale, to cała paleta innych zalet z miejsca mnie urzekła.
Jest to bardzo regrywalna pozycja i to z kilku powodów. Po pierwsze każdą partię przygotowujemy losując różne cele oraz różne kary/kafelki. Po drugie zaś zaczynamy z różnymi zestawami pomocników, a tor gości uzupełnia się w sposób losowy przez całą partię. Inne są też układy kostek określające dostępne akcje, w związku z czym nie można tu mówić o powtarzalności partii. Jestem w stanie zrozumieć, że ten czynnik losowy może być niezbyt mile widziany przez jego zdecydowanych przeciwników. Ja jednak nie zamierzam narzekać, choć od razu przyznam, że podoba mi się jednocześnie sposób niwelowania losowości przez danie graczom dodatkowych akcji zwiększających liczebność kostek lub pozwalających użyć uniwersalnych „szóstek”.
Nieskromnie przyznam, że w planszówkach zazwyczaj nieźle wychodzi mi przystosowywanie się do zmiennych warunków, co sprawia, że tutaj czuję się jak ryba w wodzie. Zwykle na początku planuję więc jakie cele będę chciała przede wszystkim zrealizować (uwzględniając to jak zazębiają się z moimi pomocnikami), a sposób, w jaki je osiągnę klaruje się „w praniu”, trochę spontanicznie. To chyba właśnie ta mieszanka kontrolowanej losowości oraz krótko- i długoterminowego planowania sprawia, że Grand Austria Hotel jest tak interesującą planszówką.
Trochę żałuję, że gracze nie mogą wpływać tu wzajemnie na swoje działania, chociaż z drugiej strony obawiam się, że wprowadzenie takiej możliwości zachwiałoby niebezpiecznie balansem gry. Zamiast tego możemy co najwyżej podkradać rywalom najlepszych gości lub szybko wybierać dobre kostki. To wszystko ma jednak marginalne znaczenie, bo zwykle bardziej skupiamy się na dążeniu do własnego celu (za dużo mamy do stracenia, by poświęcać swoje akcje by komuś zaszkodzić).
Jeszcze króciutko o skalowalności: przy trzech graczach jeszcze jest w porządku, natomiast przy czwórce oczekiwanie na swoją turę może już być dla niektórych zbyt nudne. Winna jest tu liczba akcji (aż 8) oraz duży rozrzut pomiędzy pierwszą a ostatnią, zwłaszcza w przypadku pierwszego gracza (który wykonuje akcję nr 1 i nr 8). Grand Austria Hotel ma też tę specyfikę, że prowokuje do dłuższego rozmyślania nad swoim ruchem, tak więc w gronie myślicieli może się on po prostu za bardzo ciągnąć.
Ocena Wiktora: 3,5/10
Ocena Kasi: 8/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Grand Austria Hotel we dwoje nie traci swoich cech (w tym tych, które są dla mnie wadami), jest jednak trochę dynamiczniejszy. Przede wszystkim czas oczekiwania na własny ruch nie jest już tak długi jak przy komplecie graczy. Jeśli komuś zależy na śledzeniu poczynań przeciwnika, to w tym wariancie ma na to szansę. Ogarnianie działań trzech osób potrafi być przytłaczające. Rozłożony na stole zajmuje też nieco mniej miejsca, a partia dwuosobowa potrafi zamknąć się nawet w godzinie! To niewątpliwe plus.
Grze Lacerty trzeba jednak oddać, że we dwoje działa tak samo, jak i w większym gronie, czyli po prostu dobrze się skaluje. Wciąż mi się nie podoba, ale nie ze względu na rozgrywki dwuosobowe, a przez mechanikę.
Kasia:
We dwójkę w każdej rundzie są tylko cztery akcje, dzięki czemu gra się nie dłuży, toczy się płynnie i staje się bardziej angażująca. Wszystkie inne zalety Grand Austria Hotelu pozostają w takim układzie nadal aktualne, co sprawia, że wariant dwuosobowy uważam za najbardziej udany i najchętniej siadałabym do gry właśnie z jednym przeciwnikiem.
Ocena Wiktora: 4/10
Ocena Kasi: 9/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Lubię planszówkowe symulatory. Wcielałem się już we fryzyjskiego farmera, szefa stacji telewizyjnej, karaibskiego plantatora, więc możliwość poprowadzenia austriackiego hotelu bardzo mnie ucieszyła. Temat gry jest bardzo przyjemny! Trochę gorzej prezentuje się przełożenie mechaniki na hotelowe realia. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego o na przykład liczbie pokojów do przygotowania decyduje szczęście. Ale co ja tam wiem o hotelarstwie, może kiedyś faktycznie rzucało się kością, by taniej zatrudniać pracowników? 😉 Fajnie natomiast wypada samo obsługiwanie gości, umieszczanie ich w pokojach i przygotowywanie kolejnych pięter. Mimo oderwanej od tematu mechaniki akcji, wydaje mi się, że Grand Austria Hotel zasługuje na lekkie wyróżnienie ponad średnią.
Kasia:
Wartość GAH podnosi według mnie całkiem miłe oddanie tematu w mechanice i zamyśle gry. Dzięki temu nie jest to zupełnie abstrakcyjna rozrywka i pomimo, że mocno angażuje intelektualnie, to ma też swój specyficzny klimat, który pozwala lepiej wczuć się w zabawę. Składają się na to wszystko choćby takie sprawy jak zapraszanie gości, wypełnianie ich zamówień, przygotowywanie pokoi czy zdobywanie względów cesarza (choćby dzięki obsłudze ważnych dla niego person).
Jeśli zaś chodzi o sam temat, to jest on zaskakująco miły w odbiorze, a dla mnie zupełnie nowy i dzięki temu świeży. Ogólnie rzecz biorąc Grand Austria Hotel pozytywnie zaskoczył mnie sporą, jak na grę euro, klimatycznością.
Ocena Wiktora: 5,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Grand Austria Hotel ma specyficzny styl graficzny, ale jest planszówką estetyczną i solidną. Mnogość różnych elementów może początkowo przytłaczać początkujących, ale same zasady są zrozumiałe i przystępne. Zupełnie nie podeszła mi natomiast losowa, nieprzewidywalna i pełna napięcia związanego z małą liczbą akcji rozgrywka. Planszówka zaprojektowana jest jednak sensownie, jej mechanika nie jest zepsuta. Moja dość negatywna opinia wynika z kwestii gustu, nie obiektywnych, policzalnych wad gry. Dłużące się trochę oczekiwanie na swoje tury skraca wariant dwuosobowy, który praktycznie nie różni się od partii w większym gronie. Grand Austria Hotel może zainteresować więc osoby grające w parach.
Kasia:
Praktycznie każda patria w Grand Austria Hotel stanowiła dla mnie wyzwanie, a jednocześnie dawała bardzo dużo satysfakcji. Świetna mechanika oparta na kostkach, a także wielość wyborów i ogromna regrywalność to pierwszoplanowe zalety tej planszówki. Wady odchodzą tu na drugi plan, gdyż jestem w stanie przymknąć oko na niezbyt porywający wygląd i dłużyzny podczas gry w pełnym składzie. A połączenie mechaniki z całkiem dobrze oddanym klimatem (oczywiście w kategorii gier euro 😉) oraz świetnie podaną losowością (która dodaje grze rumieńców) sprawia, że wciąż mam ochotę wracać do tego hotelu 😉.
Ocena:
Wiktor:
Grand Austria Hotel wyraźnie mi nie podszedł. Tytuł okazał się zbyt losowy i nieprzewidywalny by bawić, szczególnie przy takim poziomie trudności i tego typu grze. Żałuję, bo tematyka tej planszówki jest całkiem kusząca, a i rozgrywka bardzo spodobała się Kasi. Niestety, będę dążył do jak najszybszego pozbycia się pudła z naszej kolekcji, bo nie mam już raczej ochoty do siadania do niego kolejny raz. Nie polecam? Hmm… Raczej sprawdźcie przed zakupem, bo wśród znajomych jedynie ja tak mocno odbiłem się od austriackiego hotelu.
Kasia:
Oceniam Grand Austria Hotel bardzo wysoko, bo dobrze się przy tej grze bawiłam, mogąc jednocześnie potestować trochę swoje szare komórki. Uważam, że to świetna planszówka, szczególnie jeśli grywacie w parze i lubicie ambitne, ale nienadmiernie ciężkie tytuły. Bardzo bym chciała, żeby ta gra została na naszej półce, ale patrząc na niechęć Wiktora raczej nie mogę na to liczyć.
Plusy:
- bardzo porządne wykonanie, dużo komponentów
- dość dobrze zbudowany klimat [K.]
- wiele dróg do zwycięstwa
- bardzo dobrze działa we dwójkę
- duża regrywalność
Minusy:
- początkowo może trochę przytłaczać mnogością elementów, symboli i możliwych akcji
- we czwórkę nieco się dłuży
- niezbyt zachęcająca wizualnie [K.]
- losowa, nieprzewidywalna, ze zbyt dużą presją czasu i małą liczbą akcji, irytująca [W.]
Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta. Dziękujemy!
4 komentarze
Unknown
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
Drzewko
Wygląda to super.
Anonimowy
Kasia mówi prawdę, a Wiktor blefuje
Planszówki we dwoje
Nie znacie się 😛
– W.