recenzje planszówek

Brzdęk w Kosmosie! Raban w próżni – recenzja

Brzdęk! Nie drażnij smoka w pięknym stylu przedarł się na stoły graczy, co doceniła też Kapituła Gry Roku przyznając planszówce tytuł Gry Roku oraz Gry Roku dla całej rodziny. Idąc za ciosem wydawnictwo Lucrum Games wypuściło dodatki do wersji podstawowej oraz samodzielnego, kosmicznego Brzdęka!, którym zajmujemy się w tym tekście.

Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 45 – 90 minut
Wydawca: Lucrum Games
Tematyka:science fiction, popkultura 
Główna mechanika: budowanie talii
Dla: średnio zaawansowanych; miłośników science fiction
Przypomina nam: Brzdęk! Nie drażnij smoka
BGG: Clank! In! Space!
Instrukcja: Brzdęk w Kosmosie!

Grę przekazało nam wydawnictwo Lucrum Games.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Brzdęka! w kosmosie od wersji fantasy odróżnia przede wszystkim modularna plansza. Nie daje ona może jakichś szalenie dużych możliwości w łączeniu ze sobą różnych elementów, ale i tak jest bardziej zmienna niż statyczne pole gry z „jedynki”. Wygląda jednak „chłodniej” i też jakoś tak poważniej od tamtej, przez co trochę gorzej. Pasuje to jednak do klimatu science fiction.

Karty znów ozdobiono ilustracjami z przymrużeniem oka, sporo jest na nich nawiązań do gatunku (np. na jednej z nich widać Riddicka, granego w filmach przez Vina Disela). Jakościowo Brzdęk! w kosmosie wypada dobrze, a patrząc na zawartość widać, że jest tutaj sporo „gry w grze”. Niewielkie zastrzeżenie mogę zgłosić tylko wobec kafelków planszy, bo po jednej ich stronie widać trochę łączenia (widać je też na fotkach).

Kasia:

Okładka Brzdęka! W! Kosmosie! jest jak zwykle w przypadku tej serii dynamiczna i od razu sugeruje, że w grze będzie się działo. Grafika, choć całkiem niezła, to nie zapada jednak w pamięć i po czasie nie byłabym w stanie jej odtworzyć w głowie. Bardziej charakterystyczna jest moim zdaniem plansza. Ta, mimo że nie jest wizualnie porywająca, to jest dość czytelna. Kiedy widziałam kosmicznego Brzdęka rozłożonego na stole na jakimś konwencie, to pomyślałam, że jest zwyczajnie brzydki. Teraz się jednak do niego przyzwyczaiłam, a też z perspektywy gracza plansza wygląda lepiej.

Rysunki na kartach mają dość intensywną kolorystykę, dzięki której przykuwają uwagę. Są też całkiem ładne. Żeby jednak pozostały nieskazitelne na dłużej, zdecydowanie polecam zaopatrzenie się w koszulki (jak zazwyczaj w przypadku gier z budowaniem talii).

Poza tymi najważniejszymi komponentami po raz kolejny dostajemy tu też typowo brzdękowy solidny woreczek i ładnie powycinane drewniane figurki postaci, co zawsze jest przyjemnym dodatkiem.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Karty frakcyjne i ich efekty.

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

W Brzdęku! W! Kosmosie! zmienia się istotnie kilka rzeczy (względem Nie drażnij smoka). Przede wszystkim, by móc wejść do części z artefaktami należy najpierw rozmieścić na planszy dwa swoje znaczniki (w różnych częściach planszy). Do tego planszę zaopatrzono w pas transmisyjny, który pozwala poruszać się nieco szybciej między poszczególnymi fragmentami mapy. Do tego dochodzi jeszcze podział kart na trzy oznaczone kolorami frakcje, które pozwalają na aktywowanie dodatkowych bonusów. Reszta to zmiany raczej kosmetyczne, które nie wpływają zauważalnie na rozgrywkę.

Reguły nadal są przystępne, chociaż wydaje mi się, że gra ma nieco wyższy próg wejścia od poprzedniczki. Może też ze względu na klimat i nazewnictwo bonusów, które nie dla każdego będzie tak samo przystępne jak „mikstura zdrowia”? To wciąż kategoria gier rodzinnych (jednak tych nieco bardziej zaawansowanych, nie dla totalnych początkujących), przy której dobrze bawić się mogą i młodsi, i starsi gracze.

Kasia:

Tym razem to ja zapoznawałam się z instrukcją i przyszło mi ją tłumaczyć osobom, które znały już klasycznego Brzdęka!, muszę więc przyznać, że poszło całkiem sprawnie. Instrukcja nie jest jednak idealna i nie zdziwiłabym się, gdyby dla nowego w świecie Brzdęka! gracza stanowiła ona pewne wyzwanie (zwłaszcza jeśli chodzi o wracanie i poszukiwnaie konkretnych informacji). Przede wszystkim tytuły rozdziałów niewiele mówią o ich zawartości. Na plus natomiast zaliczam fakt, że na końcu zamieszczono przydatne objaśnienia żetonów. Poza tym warto zwrócić uwagę na symbole, których jest tutaj trochę, zarówno na kartach jak i na planszy. Pewien problem sprawił nam symbol gwiazdki na niektórych portach do hakowania. Intuicyjnie przyjęliśmy, że to ikonka dołożenia Brzdęka!, ale dziwi fakt, że nie zostało to objaśnione nigdzie w instrukcji, tym bardziej, że w innych miejscach zazwyczaj jest stosowany opis słowny (np. „-2 Brzdęk!”), a nie ikonka.

Ale wracając do samych reguł zabawy… Nie jest zaskoczeniem, że w każdej turze zagrywamy wszystkie 5 kart z naszej ręki i, zależnie na co powalają nam symbole na nich obecne, możemy przede wszystkim:

  • przemieszczać się po statku,
  • pokonywać wrogów,
  • kupować nowe karty do talii,
  • dokładać swoje znaczniki Brzdęka! do puli (jako jedyna akcja ta jest obowiązkowa),
  • kupować towary, które dadzą nam nowe możliwości (i punkty),
  • hakować porty danych (czyli zostawiać swoje znaczniki w odpowiednich miejscach),
  • kraść artefakty.

Kiedy już zhakujemy porty, dostaniemy się do modułu dowodzenia i chwycimy upatrzony artefakt pozostaje tylko ulotnić się ze statku w kapsule ratunkowej (i nie dać się wcześniej ogłuszyć). Potem możemy radować oczy obserwowaniem jak z przeciwnościami zmagają się rywale, jak pędzą do kapsuł potykając się o własne nogi. No i ostatecznie podliczamy punkty (z kart, przedmiotów, artefaktów) i wyłaniamy zwycięzcę.

Jeśli znacie klasycznego Brzdęka!, to przenosiny w kosmos powinny odbyć się bezboleśnie. Trzeba poznać kilka nowych zasad, parę modyfikacji, ale nie jest tego dużo. Ogólnie gra ma odrobinę większy próg wejścia niż podstawka, więc dla początkujących chyba prędzej poleciłabym Nie drażnij smoka. Fajnie, że w instrukcji przewidziano skrót, zawierający zmiany, z jakimi trzeba się zapoznać, dla osób znających klasycznego Brzdęka!.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

Zacznę może od wprowadzonego ograniczenia, dotyczącego przejścia do części statku, w której można podnieść artefakty. Jest to bardzo fajne rozwiązanie, które zapobiega strategii znanej z pierwszej odsłony gry, kiedy gracz jak najszybciej leciał po artefakt i wychodził z nim na powierzchnię. Presja czasu jest nieco mniejsza, co pozwala rozbudować swoją talię i pozbierać bonusy.

W grze pojawił się także podział kart na frakcje, czyli coś, co może być niektórym znane ze Star Realms lub Hero Realms. Teraz niektóre karty mają dodatkowe zdolności, które można aktywować, jeśli zagrało się kartę odpowiedniej frakcji. To miłe urozmaicenie, bo wprowadza pewną zmianę w stosunku do klasycznego Brzdęka!, dodaje też kolejną kwestię do brania pod uwagę podczas zakupów w grze.

Sama zabawa nie została w wyniku zmian (warto jeszcze wspomnieć o kostkach łowców, którzy po wyciągnięciu atakują wszystkich) pozbawiona frajdy, która płynie z rozgrywki. Nadal radochę sprawiają problemy przeciwników i zmuszanie ich do dorzucania brzdęków. Emocji nie brakuje. W grze zauważalna jest losowość, ale nie przesłania ona świadomości, że to gracz ma kontrolę na tym, co robi. Wybór kart do zakupu do swojej talii jest na tyle spory, że można eksperymentować i dostosowywać styl rozgrywki pod siebie i sytuację. Niewielka dawka negatywnej interakcji dobrze współgra z rolą losu i dodaje całej zabawie smaku oraz rywalizacyjnego charakteru.

Podoba mi się też to, że plansza jest dużo gęstsza niż w podstawce. W połączeniu z rozwiązaniem opóźniającym dotarcie do artefaktów sprawia to, że w końcu Brzdęk! nie kończy się jakoś tak nagle i szybciej niż bym chciał. Teraz jest więcej okazji do kupienia i wykorzystania kart.

Kasia:

Gier z budowaniem talii znam już dziesiątki, więc próżno szukać tu jakichś wielkich innowacji. Tym bardziej, że połączenie z poruszaniem po planszy także nie jest czymś nowym. Okazuje się jednak, że nawet jeśli mechanika nie wywołuje efektu wow, to gra nadal może bawić i dawać satysfakcję z rozgrywki. No i Brzdęk w Kosmosie! jest dla mnie tego właśnie przykładem.

W grze sporo jest nieprzewidywalności, w sposób naturalny związanej też z losowością. Mamy tu karty, które nie zawsze idealnie nam się ułożą, tajemnicze bonusy w pomieszczeniach, które czasem są bardziej, a czasem mniej przydatne, a do tego jeszcze rywali, którym od czasu do czasu uda się pokrzyżować nasze plany. Nie można więc do tej kosmicznej rozrywki podchodzić ze śmiertelną powagą, choć nie mogę Brzdękowi! odmówić także głębi. Bo naprawdę trzeba mieć tu jakiś plan i wykazać trochę pomyślunku przy zakupie kart, a także przy wyborze najbardziej opłacalnych ścieżek po statku. Nie da się poruszać po omacku, bo rywale wykorzystają naszą opieszałość. Trudno też ignorować premie płynące ze współdziałania kart. Wszystko to sprawia, że czas nad planszą mijał mi przyjemnie i czułam, że faktycznie czegoś dokonuję podczas tego wyścigu po statku kosmicznym, gdzie trochę jesteśmy w tym wszyscy razem, a trochę (bardzo!) cieszymy się z porażek rywali.

I choć Brzdęk! jest trochę wredny (bo życzymy naszym rywalom połamania nóg), to bezpośredniej negatywnej interakcji nie ma tu tak wiele. Nie możemy się wzajemnie atakować, przede wszystkim więc rywalizacja polega na ściganiu się o upatrzone artefakty, a potem do kapsuł ratunkowych. Czasem jeszcze mamy możliwość zmusić przeciwników, by dorzucili do puli swojego Brzdęka!

Dzięki zastosowaniu dodatkowych wymogów, jakie trzeba spełnić przed ucieczką ze statku kosmicznego, rozgrywka jest nieco dłuższa niż w przypadku Nie drażnij smoka. Nadal mieści się w granicach przyzwoitości (dla gry o średnim poziomie ciężkości). Nieco większa złożoność sprawia jednak, że przy czterech graczach czas przy planszy potrafił mi się odrobinę dłużyć, a najlepiej bawiłam się we troje, kiedy panowała równowaga pomiędzy czasem gry (i oczekiwania na własną kolej) a dość miłym w tej planszówce zamieszaniem na planszy.

Składana z modułów plansza zapewnia całkiem niezłe urozmaicenie pomiędzy poszczególnymi partiami, podobnie jak zmienność pojawiających się na rynku kart. Nie czułam więc powtarzalności i zawsze kombinowałam w nieco inny sposób, tym bardziej, że losowość sprawia, że nieraz trzeba na bieżąco szyć z tego, co akurat pojawiło się na ręce. Ale ja to lubię, bo dzięki temu w Brzdęku! zawsze jest sporo emocji („No nie, mam tylko jedną nogę, gdzie ja z tym zajdę?!”).

Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 7,5/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Nowy Brzdęk!, podobnie jak i ten klasyczny, dobrze sprawdza się we dwoje. To wciąż gra, w którą będziecie woleli zagrać w większym gronie, kiedy to czuć większą rywalizację i częściej pojawiają się okazje do pośmiania się z pecha przeciwników, jednak także miłośnicy planszówek we dwoje powinni się tu odnaleźć.

Kasia:

Tak jak wspomniałam, złotym środkiem są dla mnie rozgrywki trzyosobowe, ale i we dwoje bawiłam się fajnie. Trzeba tylko pamiętać o drobnych modyfikacjach zasad podczas gry w tak małym składzie. Jeśli chodzi o frajdę z rozgrywki nie czułam się specjalnie stratna, na plus natomiast działał krótszy czas partii i bardziej dynamiczna zabawa.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Karty, karty i jeszcze raz karty. To na nich zawarto większość klimatu, mrugnięć okiem, śmiesznych tekstów i nawiązań. Od strony fabularnej zabawa w połączeniu z mechaniką też się broni. Jesteśmy łowcami skarbów, którzy trafili na przemierzający przestrzeń kosmiczną statek. Cóż więc nam pozostaje poza wejściem do niego i ogołoceniem ze wszystkiego, na czym można zrobić?

Kasia:

W Nie drażnij smoka głównym złym był oczywiście tytułowy smok. W kosmosie natomiast jest to zły lord, którego obecność czuć mniej niż w przypadku gadziny z podstawowej wersji gry. Nawet drewniany znacznik lorda jest jakiś taki nieszczególny. Klimat drzemie natomiast w kartach, na których znalazłam mnóstwo odniesień do popularnych produkcji science fiction. A choć interesuję się tym gatunkiem, to mam wrażenie, że nie wszystko wyłapałam, bo czasem postaci są tak przerobione, że sprawa nie jest oczywista. Tym większą frajdę sprawia jednak, gdy uda się rozszyfrować nawiązanie (znalazłam między innymi Matrixa, Doktora Who, Gwiezdne Wojny – moje serce podbił
Habba de Dżat i Dżidajowie, Grę Endera, Avatara oraz Piąty element). Nie zawodzą też humorystyczne teksty na kartach, fajnie dopasowane do postaci. Z resztą w ogóle wszystko tu się nieźle klei, łącznie z mechaniką rozgrywki – chodzenie po statku jest całkiem realistyczne.

 Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Podsumowanie:

Wiktor:

Brzdęk! jest ładny i porządnie wykonany (no ale koszulki na karty by się jednak przydały, bo tasowania i trzymania w łapkach jest sporo). Zasady są nieco trudniejsze niż w podstawce, nie wszytko też opisano w nich tak, jakbym sobie tego życzył (nie tylko ja miałem problemy ze znalezieniem niektórych informacji), jednak to nie przeszkadza w dobrej zabawie. Nowe rozwiązania, gęstsza plansza i kolejna dawka dobrej zabawy. Jak na razie seria jeszcze mi się nie znudziła (kosmiczny Brzdęk! zastąpił na półce klasycznego), w tytule jest na tyle dużo nowinek, że nie odnoszę wrażenia, iż to tylko odcinanie kuponów.

Kasia:

Jeśli chodzi o wygląd, to Brzdęk! W! Kosmosie! ma lepsze i gorsze momenty, ogólnie jest jednak całkiem dobrze, podobnie jak w przypadku jakości wykonania. Zasady nie są skomplikowane, ale trzeba zwrócić uwagę na kilka szczegółów (zwłaszcza jeśli jest się nowicjuszem). Rozgrywka wypada bardzo dobrze, zarówno jeśli chodzi o regrywalność jak i satysfakcję z zabawy. Trzeba zmierzyć się z losowością, ale i mieć dobry plan na całą grę. Planszówka błyszczy we troje, choć i we dwoje gra się dobrze. Wisienką na torcie jest jednak humor i liczne nawiązania, których odkrywanie daje dużo frajdy.

Ocena:

Wiktor:

Brzdęk w Kosmosie! jest ukłonem w stronę bardziej zaawansowanych graczy, dlatego też gra podobała mi się nawet bardziej, niż klasyczna jej wersja. Polecam zarówno fanom, jak i tym, którzy nie mieli okazji zagrać w żadnego Brzdęka – bardzo dobra gra.

Kasia:

Jeśli szukacie nieco dłuższego i troszkę bardziej skomplikowanego Brzdęka!, to wybór wersji kosmicznej z pewnością będzie uzasadniony. Tak samo doradzę, jeśli preferujecie stylistykę SF ponad fantasy. Jeśli chodzi o moje osobiste preferencje (biorąc pod uwagę, że całą fantastykę ukochałam równie wielką miłością), to decyduje tu wyłącznie radość z zabawy. A ta była nieco większa przy Nie drażnij smoka. Raban w próżni jest bardzo fajny, to solidna planszówka, ale decydując się na rozgrywkę odrobinę chętniej sięgnę po nieco szybszą i ciut bardziej szaloną wersję ze smokiem.

Plusy:

  • porządne wykonanie
  • solidna mechanika
  • dobra regrywalność
  • wiele ciekawych nawiązań do SF

Minusy:

  • trochę brzydko wycięte kafelki planszy
  • we czworo nieco się dłuży  [K.]
  • wolniejsza i spokojniejsza niż Nie drażnij smoka [K.]

Grę przekazało nam wydawnictwo Lucrum Games. Dziękujemy!

http://www.lucrumgames.pl/

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.