recenzje planszówek

Lacrimosa – recenzja

Wiek: 14+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: ok. 90 min.
Wydawca: Galakta
Tematyka: Mozart, muzyka, podróże
Główna mechanika: zarządzanie ręką, ruch po planszy, area majority
Dla: średnio zaawansowanych, doświadczonych
Przypomina nam: trochę Lorenzo Il Magnifico, Coimbra
BGG: Lacrimosa
Instrukcja: Lacrimosa – zasady

Współpraca reklamowa. Grę przekazało nam wydawnictwo Galakta.

Po planszy porusza się wspólnym meeplem Mozarta, zbierając bonusy.

Opinia:

Wiktor:

Rzadko raczej komentuję okładki planszówek, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. Lacrimosa ma świetnie wyglądające pudełko! Ilustracja przyciąga wzrok, jest elegancka i moim zdaniem pasuje do tematu gry. Zawartość jest dość klasyczna (pun intended) dla eurosów: plansza, trochę znaczników, karty, planszetki. Te ostatnie są dość praktyczne, mają fajny patent na wsuwanie w nie kart. Pewne zastrzeżenia mam co do czytelności niektórych elementów – o ile są ładne, tak np. ikony akcji kupna kart akcji oraz dzieł myliły mi się czasami.

Czytając instrukcję miałem trochę wątpliwości co do przebiegu partii, ale – jak to często bywa – w praktyce okazało się, że rozgrywka jest intuicyjna. W trakcie pojawiło się jednak kilka kwestii (i jedna nieścisłość) związanych z zasadami, ale o nich za chwilę.

Lacrimosa trwa przez 5 rund, w trakcie których każdy wykonuje po 4 akcje. Daje to więc 20 akcji na gracza (nie licząc bonusowych) – ani dużo, ani mało. Rozgrywki pokazały, że planszówka wybacza lekkie błędy, ale jednocześnie warto odpowiednio planować swoje ruchy, bo jednak każda akcja jest cenna. W swojej turze zagrywa się dwie z kart na ręku, jedną dla akcji, drugą dla zasobów otrzymywanych na koniec rundy.

Akcje w grze pozwalają na:

  • zakup kart akcji;
  • zakup kart dzieł;
  • podróżowanie po mapie;
  • wystawianie znaczników requiem;
  • wykonywanie lub sprzedaż dzieł Mozarta.
Rozgrywka przygotowana do partii.

Podczas partii należy pamiętać, że karty do kupienia odświeża się po turze gracza, a nie każdej akcji, jak sugeruje instrukcja. Niepewność wzbudzały też dodatkowe akcje, ale tutaj zasady się nie mylą – bonusowa akcja (nagroda za ostatnią sekcję requiem) dodawana jest do każdej akcji. To coś, o czym warto pamiętać, bo dodatkowe akcje potrafią być bardzo wartościowe, jeśli tylko mamy monety i zasoby, by je wykonać.

Dzięki kilku wspólnym elementom, Lacrimosa ma niemało interakcji. To głównie „podkradanie” sobie rzeczy, ale ma istotny wpływ na rozgrywkę. Po pierwsze po mapie poruszamy się wszyscy wspólnym znacznikiem Mozarta, więc opłacając podróż i przesuwając pionek warto uważać na to, co umożliwia się przeciwnikom. Może być tak, że łasząc się na kilka bonusowych zasobów otworzymy innemu graczowi drogę do wartościowego dla niego bonusu. Wspólny jest też tor zakupu kart oraz sekcja requiem. Swoimi decyzjami można więc, świadomie lub nie, krzyżować plany przeciwników, zajmować upatrzone przez nich pola i kupować karty, na które się czają. Podoba mi się to, bo zmusza do uważnego śledzenia planszy, ale jednocześnie nie jest głupie i losowe.

Lacrimosa ma zresztą więcej sprytnych rozwiązań. Od zagrywania dwóch kart (jednej dla akcji, drugiej dla zasobów) w każdym ruchu, przez zasoby reprezentowane na resetujących się co rundę torach i trwałych dyskach, aż po system zakupu nowych kart. Te nie są po prostu dodawane do talii, ale zastępują zawsze dolną kartę zagraną w rundzie, w której kupujemy nową. Trzeba przy tym uważać, by nie pozbyć się wszystkich akcji jednego typu. Takie rozwiązanie daje sporo kontroli nad partią, nie zmusza do oczekiwania, aż z rozrastającej się talii dobierzemy tę jedną, na którą liczymy (w każdej rundzie przez rękę przewija się nam zawsze cała, 9-kartowa talia).

Dolna część planszy to requiem, gdzie walczymy o przewagę kompozytorów, jak i naszych znaczników.

Co do regrywalności, to jest całkiem przyzwoicie. Kafelki na planszy rozkłada się losowo, ale w każdej grze jest ich ta sama pula. W trakcie partii na ogół zużywaliśmy wszystkie miasta, ale raptem kilka dworów. Nagrody za requiem przypisane są do czterech kompozytorów, z których w każdej partii używamy tylko dwóch. Z jednej strony fajnie, że jest jakaś rotacja, z drugiej chętnie zobaczyłbym jeszcze dwóch albo nawet czterech artystów. Podczas rozgrywek nie miałem odczucia powtarzalności, ale też dostrzegam, że Lacrimosa ma miejsce na jakiś dodatek w stylu „więcej tego samego”.

W punkt sprawdzała się natomiast długość rozgrywki. Partie zajmowały nam około 2 godzin (plus minus, w zależności od liczby graczy i zamulania), ale dzięki naprzemiennemu wykonywaniu akcji nie dłużyły się, trzymając wszystkich cały czas w grze. Również średni poziom ciężkości sprawdził się wg mnie bardzo dobrze. Lacrimosa daje opcje wyboru w co pójść, decyzje w grze mają znaczenie, ale jednocześnie nie przytłacza liczbą dostępnych opcji, zbyt krótką kołderką czy nadmiernym karaniem za drobne błędy.

Ponadto w grze jest kilka sposobów na zdobywanie punktów i nie odniosłem wrażenia, by pójście w jakąś jedną opcję było bardziej opłacalne niż inne. Można spotkać opinie, że requiem jest najmocniejsze, jednak jest też kosztowne i na ogół o wykładanie znaczników w tej części planszy rywalizowaliśmy najbardziej.

Słowo krytyki należy się „fabule”. Mozart w grze już nie żyje, jego żona szuka kogoś, kto dokończy requiem i… tutaj zaczynają się jakieś fikołki. Karty przedstawiają wspomnienia, które opowiadają jej znający Mistrza mecenasowie… No nie kupuję tego. Na szczęście w trakcie partii nie zwraca się na to uwagi, a ładna oprawa wynagradza dziwną fabułę.

Kupione karty dzieł – można je odtwarzać za pieniądze lub sprzedać za trwały dochód/punkty.

Kasia:

Okładka Lacrimosy wygląda świetnie – stylowa i estetyczna – i robi spore nadzieje na równie świetną planszówkę w środku. W pudełku znajduje się dużo różnych elementów, brak jest natomiast wypraski czy nawet wystarczającej liczby woreczków, by to wszystko uporządkować. Wizualnie, po rozłożeniu na stole gra prezentuje się raczej bez szału, ale jest spójnie. Najfajniejsze wrażenie robią powycinane planszetki umożliwiające nawet wsuwanie kart w ich ranty. To ciekawe rozwiązanie, choć nieco obawiam się jak karty przetrwają ten proceder w dłuższej perspektywie. A mechanizm wsuwania sprawia, że zakoszulkowanie ich może wchodzić w grę raczej tylko w bardzo przylegające koszulki.

Lacrimosa nie ma bardzo skomplikowanych zasad, ale chyba ze względu na pewną nietypowość rozgrywki na początku nie bardzo wiadomo co i jak. Jak budować tę talię, po co nam karty utworów… Po paru ruchach wszystko jednak wskakuje na swoje miejsce, a gra okazuje się przyjemnie płynąć.

W Lacrimosie interesujący jest myk z wyborem w każdej kolejce dwóch kart, z których z każdej będzie liczyła się dla nas inna jej część. Trzeba więc rozsądnie decydować, bo włożenie karty do dolnego rzędu pozbawi nas do końca rundy możliwości zagrania umieszczonej na niej akcji, a do górnego rzędu pozbawi nas dochodu… Te decyzje bywają niełatwe, ale na szczęście posiadanie na ręku tylko 3 lub 4 kart wyraźnie ułatwia sprawę. Dzięki temu oczekiwanie na swoją kolej nie jest tu męczarnią. Najczęściej swoje kolejki wykonuje się szybko, mogąc z wyprzedzeniem zaplanować co będziemy chcieli zrobić. Tylko czasem zdarzy się, że rywal wejdzie nam w paradę, na przykład zgarniając z planszy upatrzony bonus. Mamy tu więc interakcję, choć raczej nie bezpośrednią. I częściej jednak bardziej opłaca się kierować swoją własną korzyścią niż chęcią zaszkodzenia któremuś z rywali.

Karty akcji mają górną i dolną część – wkłada się je w praktyczne wycięcia w planszetce.

Podoba mi się specyficzna, zmodyfikowana mechanika budowania talii, która tu właściwie jest wzmacnianiem talii. Ponieważ kart mamy cały czas tyle samo, jedynie wymieniamy je na nowe – mocniejsze. W ten sposób można też modyfikować dostępną dla nas liczbę i rodzaj akcji oraz wielkość dochodu. Wymaga to planowania, by w wyniku nieuwagi nie pozbawić się na przykład możliwości wykonywania którejś z akcji.

W trakcie partii musimy zarządzać posiadanymi zasobami, których zasadniczo nie jest jakoś bardzo mało, ale też trzeba uważać, bo zupełne zlekceważenie kwestii dochodu może w pewnym momencie odbić nam się niemiłą czkawką. Wykonywanie akcji kosztuje, a kompensowanie braku zasobów ich kupowaniem jest rozwiązaniem raczej awaryjnym. Ogólnie więc w grze jest sporo swobody w działaniu, nie czuć by Lacrimosa nas cisnęła. Trzeba też jednak zachować w tym wszystkim zdrowy rozsądek.

Muszę to napisać – fabuła w Lacrimosie jest jedną z bardziej naciąganych. Spośród historii o odtwarzaniu życia Mozarta i kończeniu jego dzieła tylko to ostatnie da się jako tako odczuć w mechanice, choć wciąż jest to mega umowne. Nie byłoby uczciwie, gdybym nie dodała, że odczapowa fabuła zupełnie mi nie przeszkadza. Sama muzyczna otoczka i stylistyka, a do tego tytuły utworów umieszczone na kartach – dla mnie jest to w zupełności wystarczające jak na grę euro.

Przygotowanie rozgrywki zajmuje chwilę, ale dzięki temu mamy każdorazowo nieco inne pole gry, inaczej przemieszane karty pojawiające się do zakupu, a co za tym idzie dużą regrywalność. Dzięki temu, że możemy w trakcie partii modyfikować swoją talię, a więc pulę dostępnych do wykonania akcji i źródeł dochodu pozwala w każdej partii kombinować na nowo, którą drogą podążyć. W Lacrimosie podoba mi się przede wszystkim stosunek czasu gry do treściwości rozgrywki. W trakcie dość krótkiej (a przede wszystkim niedłużącej się) partii można tutaj sprawdzić się w ciekawej planszówce, która dzięki swobodzie działania daje sporo frajdy.

Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 8/10

Karty akcji i dzieł do zakupu.

Gra we dwoje:

Wiktor:

Lacrimosa we dwoje działa dobrze. Jest luźniej, łatwiej o kupno kart, mniej odczuwalny jest wyścig o zajęcie najlepszych, wartych najwięcej punktów części requiem, ale nie psuje to zabawy. Warto wspomnieć, że podczas przygotowania do partii, w zależności od liczby graczy, część pól requiem jest zakrywana. Dzięki temu nie ma sytuacji, w której partie dwuosobowe byłyby w pod tym względem dużo gorsze.

Standardowo też, we dwoje skraca się nieco czas partii. Podobał się ten tryb zabawy, jednak jak w wielu grach euro to 3 osoby przy stole są tą idealną liczbą. Czuć wówczas większą konkurencję, dzieje się sporo, a czas partii jest jeszcze akceptowalny, nawet po całym dniu spędzonym w pracy.

Planszetka gracza – po lewej dochód, po środku tory i żetony zasobów.

Kasia:

W zasadzie w pełni zgadzam się tutaj z Wiktorem – dwuosobowe partie w Lacrimosę wypadają zupełnie w porządku, nie trzeba obawiać się wirtualnych graczy i tym podobnych wynalazków. Krótsze, bardziej dynamiczne partie są oczywistym plusem, ale już na przykład mniejsza konkurencja o dostępne karty czasem może sprawić że przez pewien czas na torze nie pojawia się nic nowego. Jakkolwiek więc uważam, że Lacrimosa fajnie wypada w parze, to również przychylam się do opinii, że we troje gra się w nią najciekawiej.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 7/10

W trakcie partii można kupować mocniejsze karty akcji (zapewniające bonusy lub np. 2 różne akcje).

Ocena:

Wiktor:

Lacrimosa początkowo, podczas lektury instrukcji, nieco mnie zniechęciła, by rozwiać te odczucia już w trakcie rozgrywek. To przystępna, angażująca i ciekawa gra, do której chętnie siadam. Muzyczny temat jest fajnym tłem, mimo że sama „fabuła” gry wydaje się naciągana. Akcje i elementy planszówki są jednak ze sobą dobrze i sensownie powiązane. Partie są satysfakcjonujące i zwyczajnie przyjemne, pozwalają w pełni skupić się na ciułaniu punktów i szukaniu najlepszych rozwiązań. Polecam!

Kasia:

Lacrimosa wygląda całkiem fajnie, ma ciekawy, niezbyt wyeksploatowany temat, a przede wszystkim przyjemną, angażującą mechanikę. Ciekawe rozwiązania w postaci wzmacniania talii oraz zagrywania dwóch kart w kolejce dają poczucie świeżości. Do tego swoboda, brak krótkiej kołderki i duża regrywalność i mamy bardzo zacną planszówkę.

Cechy:

  • tryb solo
  • średniej ciężkości euro
  • łatwo znaleźć dobrą muzykę do gry 😉

Plusy:

  • ładna i porządnie wykonana
  • sporo opcji na zdobywanie punktów
  • swoboda działania – kołderka jest idealnie wymierzona
  • fajnie wymierzona długość rozgrywki
  • angażująca i ciekawa

Minusy:

  • mylące się ikony akcji zakupu kart [W.]
  • siedząc u dołu planszy słabo widać karty do zakupu

Grę przekazało nam wydawnictwo:

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.