Krwawa oberża (Rebel) – recenzja
Na początku XIX wieku prowadzący we Francji karczmę prości rolnicy – Marie i Pierre postanowili dorobić. Pomysł był genialny – będą zabijać i okradać gości, którzy odwiedzają ich przybytek. Tak też zrobili, zbijając przy okazji niewielką fortunę. Pod poważną i mroczną tematyką Krwawej oberży kryje się oparta na prawdziwych wydarzeniach gra ekonomiczna, polegająca na odpowiednim przekupywaniu, zabijaniu i zakopywaniu odwiedzających naszą karczmę przejezdnych.
Zapraszamy w gościnę! 😉
Wiek: 14+
Liczba graczy: 1-4 osób
Czas gry: 30-60 minut
Wydawca: REBEL.pl
Tematyka: morderczy, mroczny XIX wiek
Główna mechanika: zarządzenie ręką, zagrywanie kart
Grę do recenzji przekazało nam wydawnictwo REBEL.pl.
Wygląd i wykonanie:
Wiktor:
Nietypowa szata graficzna jest tym, co jako pierwsze przyciąga uwagę w Krwawej oberży. Artystyczne ilustracje pasują do klimatu i tematu gry, prezentują się bardzo ładnie i, przede wszystkim, oryginalnie. Kilka ich fotek i nasze pierwsze wrażenia znajdziecie też w unboxingu.
Z czasem, po kilkunastu partiach, na obrzeżach kart pojawiły się lekkie otarcia, jednak i tak, jak na czarne ramki, nie jest źle. Wykonaniu Krwawej oberży można postawić tylko jeden zarzut – błąd na karcie i w opisie Konsjerża. Zgodnie z wersją anglojęzyczną powinna ona pozwalać na dołożenie żetonu obsługi, który przynosi zyski w każdej fazie powitania gości, a nie natychmiastowo.
Kasia:
Krwawa oberża zdecydowanie wyróżnia się wizualnie spośród gier, z którymi mieliśmy dotychczas do czynienia. Jej oprawę graficzną nazwałabym nawet artystyczną. Jest wyjątkowo intrygująca i estetyczna, choć z pewnością odmienność od standardów planszówkowych może się niektórym nie podobać. Trudno jednak zaprzeczyć, że taka stylistyka świetnie współgra z obranym tematem, potęgując wrażenie niewesołej sytuacji gości i lekkiej absurdalności całej historii związanej z działalnością prowadzoną przez gospodarzy. Warto więc zajrzeć do pudełka choćby po to, aby przez chwilę poobcować z tą osobliwą sztuką.
Równie ważne jest jednak wykonanie, a i pod tym kątem Krwawa oberża nie zawodzi. Wszystkie elementy gry są bardzo dobrze wykonane – zarówno grube żetony oraz plansza (która swoją drogą jest też praktyczna), jak i karty. Te ostatnie, pomimo czarnych ramek i częstego przemieszczania po stole oraz trzymania w rękach, nie wykazują zbyt dużych oznak zużycia. Komponentów nie jest wiele i naprawdę nie ma się absolutnie do czego przyczepić, za to jest na czym zawiesić oko.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 9/10
Zasady i instrukcja:
Wiktor:
Zrozumiała i dobrze skonstruowana instrukcja to coś, co nie zawsze znajdujemy w planszówkach. Rebel poradził sobie z tym jednak bez problemów i w przypadku Krwawej oberży nie musieliśmy uciekać się do pomocy forum czy BGG. Zasady gry są proste i łatwe do zapamiętania, a mimo to w pudełku znalazły się także karty pomocy.
Celem jest uzbieranie jak największej liczby pieniędzy na koniec partii. Te zapewniane są przez gości oberży, głównie po ich zabiciu i pochowaniu. W rundzie każdy z graczy ma jedynie dwa ruchy, które wykonuje się na przemian. W swojej turze można (płacąc kosz będący poziomem karty, poprzez zagrywanie od 0 do 3 innych kart z ręki): przekupić gościa/wieśniaka, czyli dobrać go ze stołu; wybudować aneks z ręki; zabić gościa lub pochować jego ciało; spasować/wymienić pieniądze na weksle. Niektóre postaci mają specjalne oznaczenia, które sprawiają, że dana karta wraca na rękę po wykonaniu odpowiedniej akcji, zamiast trafić na stos wyjścia (kart odrzuconych).
Kasia:
Pewnie już wiecie, że jestem zwolenniczką dawania graczom wolnej ręki, na przykład poprzez wprowadzenie wielu opcji na skorzystanie z jednej karty. I tu jest podobnie, ponieważ każdego gościa możemy „wykorzystać” na kilka odmiennych sposobów, choćby przekupić go czy zabić. Może to jednak stanowić problem dla osób niezdecydowanych – wiele opcji, dynamicznie zmieniająca się sytuacja, a więc i paraliż decyzyjny może nas dopaść.
W planszówkach lubię również wariantowość, a i tę znalazłam w Oberży. Mamy tu wybór pomiędzy krótką i długą wersją rozgrywki, a oprócz
tego czytelnie i prosto napisana instrukcja sugeruje także inne możliwe
modyfikacje. Jednocześnie mam jedno małe zastrzeżenie związane dłuższym
wariantem gry – wydaje mi się, że w większym gronie może się on nieco
przeciągać, a osoba, której uda się zbudować najwydajniejszy punktowy
silniczek zyskuje przez to dużą przewagę nad przeciwnikami.
Spodobała mi się natomiast ciekawa zasada dotycząca możliwości chowania zwłok pod lokacjami przeciwników. Tę opcję można wykorzystać zwłaszcza w grze wieloosobowej, aby uratować się przed utratą pieniędzy lub aby uprzykrzyć rywalowi życie. Dodatkowo na plus zasługuje praktyczne, podwójne wykorzystanie kart
pomocy, które poza tą oczywistą funkcją stanowią również startowy aneks, pod którym możemy pochować jedno ciało.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 7/10
Rozgrywka:
Wiktor:
Pierwsze partie w Krwawą oberżę nie wywarły na mnie wielkiego wrażenia, jednak im więcej grałem, tym lepszą wyrabiałem sobie opinię. Początkowo, nie wiedząc jakich kart się spodziewać oraz jak planować ruchy, nie dostrzegałem większego sensu we własnych poczynaniach. Z mijającymi partiami było już jednak coraz lepiej, poznawałem karty i zależności między nimi, starałem się jak najlepiej wykorzystać każdą swoją akcję. Efekt? Wygrałem niemal każdą grę przeciwko Kasi :).
W Oberży zastosowano kilka ciekawych mechanik, których zrozumienie i zaakceptowanie jest kluczem do sukcesu. W każdej rundzie gry można wykonać jedynie dwie akcje, co jest znacznym i odczuwalnym ograniczeniem. W bardzo wielu przypadkach pierwszą z nich jest przekupienie gościa z karczmy lub wieśniaków (można wziąć do dwóch, o ile jacyś są w puli). Jako że pieniądze dostaje się za pochowanie ciała, a nie samo zabójstwo, często by zarobić trzeba podzielić te akcje na dwie osobne rundy. No i od czasu do czasu trzeba postawić jakiś aneks, żeby było pod czym groby kopać… Jakby tego było mało, to jak ognia należy unikać posiadania zwłok, gdy w karczmie na koniec rundy znajduje się jeden ze stróżów prawa – w innym wypadku zwłoki są odrzucane, a my płacimy karę. W radzeniu sobie z limitem ruchów pomaga wykorzystywanie odpowiednich gości do wskazanych na nich akcji. Gdy dopasujemy ikonkę do wykonywanego działania, zagrywana karta nie zostanie odrzucona, a wróci do ręki. Żeby nie było za łatwo – za każą kartę na ręku musimy pod koniec tury uiścić opłatę w wysokości jednego franka.
Oprócz wprowadzającego dużą presję ograniczenia liczby ruchów w turze, na torze reprezentującym posiadaną gotówkę (czyli też punkty zwycięstwa) znajduje się jedynie 40 pól. Wraz z powiększaniem majątku trzeba więc poświęcać akcje na wymianę pieniędzy na weksle (10 franków za jeden 10-franowy weksel). Mając jedynie dwa ruchy nie jest to proste, jednak nie da się wygrać gry bazując tylko na gotówce z planszy.
Rotacja gości w oberży ogranicza trochę możliwość tworzenia planów na kolejne rundy. Gra przez swoją odczuwalną losowość wymaga, abyśmy reagowali na to, co dzieje się na stole. Nie znaczy to, że nie mamy jednak wpływu na strategię. Z pozornie małych, taktycznych decyzji trzeba w końcu wykuć jakieś plany, szczególnie gdy na stole pojawiają się karty o prestiżu 3 punktujące pod koniec gry lub posiadające potężne zdolności. To idealna i często najwyższa pora, by zdecydować się na wybór konkretnej ścieżki i ewentualnie modyfikować ją w następnych turach. Mimo narzekań Kasi wydaje mi się, że jest to bardzo przemyślane rozwiązanie, które wprowadza element niepewności, ale też sprawdza umiejętność i gotowość do improwizacji oraz wyciągania korzyści nawet ze skrajnie nieprzychylnych okoliczności. Dzięki temu gra jest bardzo regrywalna. Nie dość, że w każdej partii odrzuca się na początku pewną liczbę kart, to jeszcze pozostałe pojawiają się na stole w nieprzewidywalnej kolejności. Każda partia będzie więc inna, często wymagając od nas zastosowania odmiennej taktyki czy strategii.
Przyznam szczerze, że nie testowałem Krwawej oberży w trybie dla jednego gracza. Moja opinia w tej kwestii i tak nie byłaby miarodajna – nie gram solo. Poza niesprawdzonym przeze mnie trybem jednoosobowym gra skaluje się jednak bardzo fajnie, dostosowując liczbę kart i dostępnych pokojów do liczby graczy.
Kasia:
Warstwa wizualna gry, a także zapoznanie się z zasadami „na sucho”, zachęciły mnie, by siąść do grania. Pierwsza rozgrywka i… coś tu zgrzyta, może coś źle zrozumiałam. Druga, trzecia, czwarta rozgrywka… czuję, że coś mi w nich nie leży, ale nie umiem określić o co chodzi. Dopiero głębsza analiza i rozłożenie gry na części pierwsze pozwoliło mi dojść do tego, dlaczego Krwawa oberża nie daje mi tyle frajdy, ile można by się po niej spodziewać.
Siadając do gry, która ma trwać nie dłużej niż godzinę, nie spodziewałam się, że będę musiała przykładać aż taką wagę do każdego ruchu. Jednak Krwawa oberża ma to do siebie, że jeśli chcemy mieć w niej szansę na wygranie, to musimy poważnie przemyśleć naszą strategię, ważyć każde posunięcie, analizować liczne opcje. Dodatkowo przewagę mają osoby znające karty, ponieważ wiedzą jakich gości mogą się spodziewać i których z nich najbardziej opłaca się „przerobić” na aneks. Co więcej istotne jest znaczenie kolejności tur – pierwszy gracz zawsze ma największy wybór gości, ostatniemu dostają się ci mniej pożądani. Niestety w połączeniu z zauważalną losowością w ich pojawianiu się, wykonanie sensownej akcji może nieraz wymagać rezygnacji z wcześniejszych planów, a czasem może być wręcz niemożliwe. Sytuację nieco ratują zazwyczaj dostępni wieśniacy, którzy mogą nam posłużyć jako tania siła robocza.
Moje główne zarzuty dotyczą jednak wewnętrznej sprzeczności tej gry – z jednej strony robi wrażenie niezbyt ciężkiej, nieco losowej pozycji, a biorąc pod uwagę tematykę, tak właśnie do niej podeszłam. W trakcie rozgrywki okazało się jednak, że mam do czynienia z dość mózgożerną grą ekonomiczną, która dodatkowo, ze względu właśnie na tę losowość i niezbalansowanie kart (niektóre pozwalają tworzyć przesadnie potężne combosy) nie oferuje zbyt dużej przyjemności z zabawy. Gwoździem do trumny jest fakt, że gra nie wybacza błędów i jeżeli raz zdarzy się, że zostaniemy przyłapani z martwym księdzem za stodołą, to będzie nam bardzo trudno odkuć się do końca rozgrywki.
Ogólnie rzecz biorąc mam wrażenie, że Krwawa oberża wywiera na nas ciągłą presję i to niestety nie w pozytywnym sensie. Nie podoba mi się w tym kontekście mechanika związana z praniem pieniędzy. Nie dość, że musimy bardzo postarać się, by wybudować jakikolwiek większy aneks, zabić lub przekupić bardziej wpływowego gościa, uważając przy tym na czających się funkcjonariuszy, to jeszcze trzeba stale kontrolować swoją pozycję na torze finansów i poświęcać akcje, by zrobić trochę miejsca na oczekiwane dochody… a wszystko to mając tylko 2 akcje w rundzie. Niestety, ale opresyjność Krwawej oberży, mimo, że być może zamierzona, odbiera mi radość z rozgrywki.
Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 4/10
Gra we dwoje:
Wiktor:
Na forum spotkałem sporo opinii mówiących, że Krwawa oberża działa lepiej w większym gronie i zyskuje w takim wariancie na intensywności. Grałem, sprawdzałem, obserwowałem i… nie widzę większej różnicy. Główną zmianą w stosunku do innych wariantów jest dostępność gości. Wydaje mi się, że przy dwóch graczach trochę łatwiej o pozyskanie upatrzonej karty, sama partia jest szybsza i dynamiczniejsza, a czas oczekiwania na własną turę ulega znacznemu skróceniu. Na znaczeniu traci też trochę możliwość zakopywania ciał pod aneksami przeciwnika, bo w wariancie dwuosobowym jest ona raczej sytuacyjna i korzysta się z niej jeszcze rzadziej niż w większym gronie.
Gra we dwoje jest chyba najbardziej regrywalną opcją Krwawej oberży, ze względu na duża rotację kart – w wariancie krótkim usuwa się aż połowę gości. Kasia narzeka, że nie pozwala to na wcześniejsze planowanie strategii, jednak według mnie dobrze oddaje to ducha i temat gry – w końcu nigdy nie wiadomo, jacy goście odwiedzą nasz radosny przybytek. Podsumowując, wariant dwuosobowy jest dość szybki, mocno regrywalny i tak samo przyjemny, jak gra we troje czy czworo.
Kasia:
Nie dostrzegam wyraźnej różnicy jeśli chodzi o moje odczucia z gry w większym gronie, a we dwójkę, choć nasuwają mi się dwa niewielkie spostrzeżenia. Przede wszystkim, kiedy graliśmy w parze rzadko zdarzało się, by któreś z nas chowało zwłoki u przeciwnika. Wydaje się to mało opłacalne, ponieważ przecież jest nas tylko dwójka przy stole, więc jeśli rozdzieli się zysk to w praktyce ostateczny wynik się nie zmieni. Widocznie graliśmy na tyle asekuracyjnie, że żadne z nas nie musiało też ratować się zakopywaniem ciała pod obcym aneksem.
Druga sprawa dotyczy faktu, że w grze dwuosobowej usuwa się najwięcej kart gości. Może się więc okazać, że w dostępnym stosie nie ma w ogóle kart, pod kątem których chcielibyśmy planować swoje posunięcia. Bardziej trzeba się więc nastawić na korzystanie z okazji i planowanie na bieżąco, bo na to długofalowe nie ma tu raczej miejsca. Jak dla mnie jest to kolejny przykład konfliktu pomiędzy ekonomicznym a losowym wymiarem gry.
Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 4/10
Klimat i tematyka:
Wiktor:
Mordowanie i zakopywanie gości zdecydowanie nie jest tematem dla wszystkich, jednak – jak już pewnie wiecie – nie straszne są nam takie klimaty. Pomysł na osadzenie planszówki na kanwie tragicznych wydarzeń, które naprawdę miały miejsce jest kontrowersyjny, śmiały i… świetny. Nadaje to całej grze mroku i ciężaru, tematyka jest tak gęsta, że można ją niemal kroić nożem. Podczas rozgrywek polecam zadbać o nastrojową muzykę – u nas za podkład robi zawsze poniższe mroczno-karczemne zestawienie, które gorąco polecam jako tło do mordowania ludzi i kopania grobów.
Klimat Krwawej oberży został całkiem nieźle oddany w mechanice. Te wszystkie rzeczy, na które Kasia narzeka w opisie rozgrywki sprawiają, że czujemy na sobie presję – czasu, policji i ciążących w kieszeniach cmentarnych franków. Jak na grę ekonomiczną, pozbawioną klimatycznych wstawek na kartach, jest naprawdę fajnie. No i te ilustracje!
Kasia:
Tematyka Krwawej oberży jest tyleż osobliwa, co interesująca. Nielicznych może zniechęcić, ale częściej działa wręcz przeciwnie. Za zmierzenie się, z mimo wszystko trudnym i niepopularnym, tematem zabijania niczemu niewinnych ofiar należy się oczywiście plus.
Jeśli chodzi o klimat gry to budują go w pierwszej kolejności grafiki – smutne i lekko przygnębiające nawet pomimo żywych kolorów, a do tego trochę makabryczne przez rysunki trumien na rewersach i krwistą oprawę pudełka. Istotne jest też powiązanie mechaniki z tematyką – zabijanie gości, okradanie i grzebanie ciał, a to wszystko z pomocą opłaconych wspólników. Można powiedzieć, że wszystko się zgadza, więc powinnam czuć tę gęstą atmosferę podczas rozgrywek. Tak jednak nie jest. Jak dla mnie Oberża ma zbyt ekonomiczny charakter, bym mogła ją nazwać naprawdę klimatyczną. Skupianie się na każdym ruchu, przeliczanie i analizowanie niestety skutecznie utrudnia wczucie się w grę. Szkoda, bo czuję, że bardzo niewiele zabrakło, by wszystkie elementy tej układanki złożyły się na niewielką grę z wielkim klimatem.
Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 6/10
Podsumowanie:
Wiktor:
Krwawa oberża łączy w sobie niebanalną stronę wizualną, śmiały pomysł na temat oraz ciekawe i dobrze działające mechaniki. Mimo niewielkiego rozmiaru pudełka dostajemy w nim wymagającą i intensywną grę, w której umiejętność dalekosiężnego planowania miesza się z koniecznością podejmowania taktycznych decyzji, często wybierając między większym a mniejszym złem.
Kasia:
Muszę przyznać, że doceniam zamysł autora i sam pomysł na grę, a nietuzinkowy
wygląd i tematyka Krwawej oberży bardzo przypadły mi do gustu. Jednak
boleśnie odczuwam wewnętrzne rozdarcie wynikające z konieczności kalkulowania
ruchów (jak w ciężkiej grze ekonomicznej), mierzenia się z losowością,
niezbyt dobrym balansem kart i sporym wpływem współgraczy, a przy tym wszystkim nie „zamulania”. Z przykrością stwierdzam, że nie umiem
się w tym odnaleźć.
Ocena:
Wiktor:
Krwawa oberża jest satysfakcjonującą i dość wymagającą grą ekonomiczną. Ciągła presja wynikająca z niewystarczającej liczby akcji, pojawiających się co chwilę nowych gości i konieczności uważania na stróżów prawa oraz wymieniania gotówki na weksle wprowadzają atmosferę napięcia i niepokoju. Gra zdecydowanie zyskuje z kolejnymi partiami i mimo swojej losowości (a może dzięki niej) prowokuje do liczenia, kalkulowania i dwutorowego planowania ruchów – tych bieżących i mających przynieść zwycięstwo w dłuższej perspektywie. Jest to gra ładna, nietuzinkowa i wciągająca. Nie zniechęcajcie się po pierwszych partiach, Krwawa oberża zyskuje z każdym wykopanym grobem i zabitym gościem!
Kasia:
Krwawa oberża niestety trochę mnie rozczarowała i nie trafi na listę
moich ulubionych gier. Wiem, że moja ocena może wydawać się zbyt ostra, jednak wynika to przede wszystkim z dość wysokich oczekiwań, które miałam wobec gry, a jednocześnie z wrażenia zmarnowanego potencjału. Pomimo kilku ciekawych pomysłów gra oferuje po prostu zbyt mało frajdy i satysfakcji z rozgrywki w porównaniu do wysiłku, którego od nas wymaga.
- Dla kogo?
Dla: właścicieli hoteli, moteli, domów gościnnych i zajazdów szukających dodatkowego zarobku; a tak poważnie dla: fanów gier ekonomicznych, którzy nie boją się losowości; miłośników mrocznych klimatów i „klimatycznych eurosów”, szukających interesującej, niedługiej gry z ciekawymi mechanikami
Plusy:
- artystyczna, ciekawa oprawa graficzna
- oryginalna tematyka
- interesujące mechaniki, dające wiele opcji do wyboru
- krótka, lecz intensywna gra ekonomiczna…
Minusy:
- … która jednak jest zbyt losowa i niezbalansowana, by satysfakcjonować w pełni [K.]
- słabo wyczuwalny klimat [K.]
- błąd na karcie Konsjerża
Krwawą Oberżę możecie kupić w sklepie REBELpl.
Grę przekazało nam wydawnictwo REBEL.pl. Dziękujemy!
6 komentarzy
Kobieta czytająca
Kurczę, chciałam kupić, ale po recenzji Kasi przeszła mi ochota…
Planszówki we dwoje
Ogólnie nasi znajomi mieli mieszane uczucia, ja byłem chyba najbardziej optymistycznie nastawiony :P.
– W.
Anonimowy
Krwawa Oberża jest wykonana ciekawie, a karty i zamieszczone na nich grafiki są bardzo klimatyczne. Instrukcja banalna, zasady do przyswojenia w 10minut. Mechanika… tu gorzej. Gra miała potencjał ale został on zmarnowany i przez to gra według mnie szału nie robi. Tytuł w stylu "każdy sobie rzepkę skrobie", zagrywasz kartę, dobierasz kartę… i tak w koło macieju. Próbowano stworzyć namiastkę negatywnej interakcji między graczami ale się nie udało i w ogóle jej się nie odczuwa. Zabiłeś mi klienta z pokoju? Ojej, nie dostanę 1 punktu. Podczas rozgrywek dochodziło do takich sytuacji, że i tak ukatrupiałem/pozyskiwałem klienta z mojego pokoju bo było to bardziej opłacalne niż ten jeden nędzny frank na koniec rundy. To tak serio? Bo ja uważam, że coś jest nie tak. Nie rozumiem zachwytu nad tą grą. Nic fajnego w sobie nie ma (już lepiej zagrać w Glory to Rome – mechanicznie to samo, a fun lepszy). Po czterech partiach odechciało mi się w to grać.
Planszówki we dwoje
Zachwytu wszystkich też do końca nie rozumiem, mimo to uważam Oberżę za dobrą i solidną grę. Zdecydowanie chętniej siądę do niej, niż do Glory to Rome (jakoś nam ta gra nie podeszła).
Interakcji w niej faktycznie niewiele (niemal nic), ale to w końcu gra ekonomiczna, która kryje się pod płaszczykiem klimatycznego zabijania gości oberży. Wśród naszych znajomych opinie były podzielone, części się podobała, część rozczarowała.
Komentarze takie jak Twój najbardziej cieszą Kasię. Ma dowód na to, że jej opinia nie jest odosobniona. Tak więc w jej imieniu, ale i swoim – dzięki za podzielenie się nią :).
-W.
Unknown
Również jestem bardzo rozczarowany, gdyż miałem bardzo duże oczekiwania wobec gry. Po paru partiach stwierdzam, że lepiej jest sprzedać grę i kupić sobie coś innego.
Planszówki we dwoje
Cholera, punkt dla Kasi w takim razie :P.
Ale zachęcam, żeby dać grze jeszcze szansę – im więcej się gra, tym jest lepiej. Chociaż na Kasię to nie podziałało :(.